To raczej sam poszkodowany rozwiązuje problem. Nauczyciel sam za nikogo problemu nie rozwiąże.
No tak.
Nauczyciel nie ma rozwiązywać problemów, tylko pomagać rozwiązywać problemy, wskazywać drogę do rozwiązania problemów. Tak ? Więc jego znaczenie jest powiedzmy takie jak np. lustra - nie widzimy naszej umazanej w pomieszanie prawdziwej twarzy i nie potrafimy jeszcze nauczyć się jej postrzegać, przystawiamy lustro i to pomaga zobaczyć "brudy". Wówczas OK - tu jest jakiś "brud" - niewłaściwe poglądy, tam jest jakiś inny babol - "niewłaściwa medytacja", o a tam kolejny "buraczek" - "słabe fundamenty". Ok, teraz to widze - mogę te błędy usunąć. Nie widze błędów - nie mam z czym pracować. Widze błędy tam gdzie ich nie ma - to również jest kłopotliwe.
Przychodzi nauczyciel i mówi "poszkodowany ma rozwiązać problem". W ten sposób jednak staje się częścią rozwiązania - lub, gdy niewłaściwie jest on rozumiany,lub gdy nauczyciel działa w złej wierze, lub nie ma kwalifikacji (tu będzie to urzeczywistnienie metod) wówczas stanie się częścią problemów.
Nezz pisze:Być może wcale tego nie chce, on nie chce prawdy o sobie, on chce wyleczenia, najlepiej bezbolesnego. A jeśli tak, to żle szuka.
Okej zgoda, - ale Dharma nie kończy ani nie zaczyna się na Lamie, którego cytujesz.
Są scieżki, gdzie dodaje się cierpienie i czasem przypomina to metody przez masochizm -"musze iść przez męke,musi być twardo, cierpie ale potrzebuje więcej cierpienia" w innych za mocno się popuszcza -"jest luz już jestem buddą, poco mam coś robić" i to również rodzi różne dziwne rzeczy.
Ale to czy stosujemy twarde, czy delikatne metody to nie jest istotą samych metod - w zaciemnieniach leży to co powinno być zastosowane: ale najpierw trzeba w jakiś sposób je zobaczyć; no więc jak to zrobić ?
Ok,przychodzi ktoś i mówi na przykład tak - "nie możesz zobaczyć tych zaciemnień bo umysłu nie można zobaczyć, Budda nawet nie widzi umysłu, poza tym w buddyzmie nic się nie osiąga i on w niczym nie pomaga idź do lekarza"
Czy ktoś kto mówi te słowa próbuje się postawić w sytuacji osoby, do której to kieruje, czy po prostu wygłasza coś sobie i tyle.
Podobnie jest z mówieniem o przekraczaniu dualizmu,lubie-nie-lubie,ja-mnie-moje ale dopóki się tego nie przekroczy, chyba nie powinno się zapominać, ze poruszamy się w obrębie teori i zamazanego widzenia tych teorii.
Na przykład Czak-Cien Nyndro w linii Diamentowej Drogi wymaga aby zrobić 111.111 pokłonów oczyszczających między innymi z dumy i wg.tradycji zanim się przejdzie do drugiego kroku (med. Dorje Sempa) te pokłony mają być zrobione.
- ale przychodzi osoba z problemami kręgosłupa i dla niej zrobienie tych pokłonów to jest problem
- pytanie do zwolenników niebezbolesnej praktyki - czy ta osoba ma jednak zrobić pokłony bo inaczej nie może praktykować kolejnych etapów Nyndro by później zgodnie z tradycją robić Czak Cien (Mahamudrę). ?
Nezz pisze:A jeśli tak, to żle szuka. Buddyzm mu nie pomoże.
OK. Jak dla mnie buddyzm ma za dużo liter to jest duży problem.
Nie praktykuje Dzogpacienpo ale są lamowie z tego przekazu, którzy "dają mi do wiwatu"
(mówie o moim rozumieniu vs. to co czytam, nie o bezpośrednim nauczaniu mnie przez lamę)
Prosz:
"Doskonała i niezakłócona Przestrzeń (Dzogpa Czenpo - Wielka Doskonałość) jawi się jako wiecznie doskonała poza czasem, kompletna obecność.
Dzogczen definiuje się jako bezstopniową ścieżkę poza wysiłkiem. Oznacza to przebywanie w najgłębszym jądrze swojej świadomości. Jest to stan całkowitej kompletności, pogodzenia się ze wszystkim, harmonii i doskonałości. Nie wyklucza to praktykowania innych ścieżek, nieco niższych, które wymagają wysiłku.
W najgłębszym, najbardziej doskonałym poziomie naszej prawdziwej duchowej tożsamości wszystko jest doskonałe takie, jakie jest.
Wysiłki dotyczą niższych, bardziej materialnych, poziomów umysłu.
Dzogczen jest ścieżką praktyczną. Nie chodzi w nim o to, by mówić, że wszystko jest doskonale i nic nie trzeba robić - chodzi w nim raczej o to, aby faktycznie utrzymywać ciągłą uważność, i by w głębi swojej obecności doświadczać stanu kompletności i doskonałości.
Badaj bardzo uważnie siebie właśnie w tej chwili. Rozluźniaj swoje napięcia, które wywołują w tobie lęk."
Okej - przeczytane już każdy wie czym jest Dzogpaczienpo.
W tym momencie następuje zgrzyt pomiędzy słowami, które panowie cytowali (o nerwicach, problemach osobistych, jeździe na motorze, wyleczeniu najlepiej to bezbolesnym itd) a tymi, które tu wkleiłem.
Wszystko to jest nauką buddyjską i ma to pomagać ludziom.
Jeżeli nie pomaga ludziom i nie działa w praktyce to zapewne ja nie praktykuje buddyzmu - wówczas robie sobie jaja karmiąc się metafizyką i wysokimi ambicjami.
W takim razie jak to zrobić aby pomóc sobie i innym ?
Czy to pytanie jest ważniejsze od "Sesnej A wie co to buddyzm, mistrz B nie wie co to buddyzm, lama O nic nie wie, nawet nie jest buddystą, lama P,Q,R - oni nauczają buddyzm" czy raczej ważniejsze jest to czym dokładnie jest buddyzm,oświecenie,Budda,Nirwana i to jaki precyzyjnie jest buddyzm start-trwanie-koniec, a może ważniejsze jest to kim był Budda a kim nie był, jakie powiedział słowa a jakich nie powiedział, czy raczej to jest ważne co daje buddyzm a co nie daje.
Wszystkie ważne pytania ale nie widze tam pojęcia "istota czująca".
A może czujące istoty w tym są kompletnie nieważne i chodzi jeszcze o coś innego - w takim razie o co ?
Z mej strony EOT.
Dziekuje.
Pozdrawiam
/M