booker pisze:Pojawia się więc pytanie jak ktoś mógł doświadczać czegoś, co jest "bez początku i końca" skoro całe doświadczenie pięciu sfer podlega ograniczeniom?
Tylko "nieczyste" doświadczenie sfer, tzn. poprzez skandhy, które nie zostały jeszcze oczyszczone z przeszkód.
"Coś bez początku i końca" może po prostu oznaczać, że to doświadczenie przekracza samsarę i nirwanę. Nirwana ma początek, samsara ma koniec, który jest nirwaną. Razem, można powiedzieć tworzą kontinuum - samsara istnieje od zawsze do momentu nirwany, a nirwana istnieje później i już się z niej nie wychodzi (z nirwany w sensie ostetecznej nirwany Buddy). Ta totalność doświadczenia Buddy obejmuje całe kontinuum, ale to kontinuum nie jest ani samsarą ani nirwaną, bo istnieje po samsarze, ale też przed nirwaną, czyli wtedy gdy intnieje to pierwsze, a nie istnieje to drugie, oraz gdy istnieje drugie, a nie istnieje pierwsze. Tak więc totalność bez początku i końca wykracza poza samsare i nirwanę, czyli jest pozaświatowym doświadczeniem Umysłu Buddy.
Totalność-Natura Buddy odbija jednak i samsare i nirwanę stąd jej pozorna tożsamość z tymi dwiema, i dlatego też nieoświecone istoty mylą samsarę i nirwanę z Naturą Buddy. Mylą odbicie w lustrze z lustrem i palec z księżycem. Tak w każdym razie rozumiem "Buddyjską Naukę..." G.C.C. Chang.
>> Pojawia się więc pytanie jak Śakjamuni osiągnął Najwyższe Niedoścignione Oświecenie skoro całe jego doświadczenie podlegało ograniczeniom....
Doświadczenie Oświecenia, czy światowe doświadczenia przedtem?
Podobno oczyszczone zmysły nie mają ograniczeń, tzn. ponoć wzrokiem można słyszeć, węchem widzieć itd.
Sfera doświadczenia się chyba ujednolica, mimo Mądrości Rozróżniającej, która z pewnością też wtedy funkcjonuje.
O tych tożsamościach pomiędzy sferami poszczególnych zmysłów pisze Kalu Rinpocze we "Wprowadzeniu do Buddyzmu Tybetańskiego", które właśnie przeczytałem

, a także jest o tym w "Sutra Shurangama. 50 stanów demonów skandh" - w komentarzach, być może też w tekście Sutry, nie pamiętam.
zbyt pisze:W ogóle zadziwia mnie ten zawzięty ludzki pęd do tworzenia jakichś metafizycznych konstrukcji. Zdaje się, że tak jak jedni odurzają się pijąc alkohol lub przyjmując narkotyki tak inni lubią utrzymywać swe umysły w oparach metafizycznych spekulacji. IMHO na próby tworzenia tych wydumanych okrągłych zdań o świecie czy innych "ostatecznych bodhicitt" buddyjską odpowiedzią powinna być zawsze metafora strzały - wskazanie na to co jest do zrobienia tu i teraz...
Metafizyczne konstrukcje są ok. Słowa nie są przeszkodą. Opary metafizycznych spekulacji też przenika natura buddy, alkoholowe opary też, choć to pewnie jest prawdą tylko dla bardzo zaawansowanych joginów. Ogrągłe wydumane zdania i inne ostateczne bodhicitty - to jest ręka lekarza wyjmująca strzałę. Dla jednych taki lekarz, dla innych jogiczny lub śrawakowy czy jeszcze inny spośród 84000.