Aby nieco 'dojaśnić' to, co Batchelor ma na myśli mówiąc o 'agnostycyzmie' , 'buddyzmie bez wierzeń' proponuję następujący fragment kolejnego wywiadu, tym razem z A. Cohenem, który w oryginale dostępny jest
.
Andrew Cohen: Zanim jednak zaczniemy, chciałbym być pewien, czy w jasny sposób rozumiem to, co masz na myśli poprzez „Buddyzm bez wierzeń”.
Stephen Batchelor: Termin „Buddyzm bez wierzeń” nie jest po to, aby sugerować, że wierzenia są całkowicie zbędne w każdym możliwym sensie tego słowa. Każdy wciąż musi wierzyć – na przykład, jeżeli ktoś praktykuje - , że ma to wartość, że warto poświęcać temu czas, że warto siedzieć na poduszce; i to z pewnością jest jedną z form wierzenia. Jednak, jak dobrze zrozumiałeś, sposób w jaki ja głównie używam słowa „wierzenie”, ma na celu wyrazić ideę, że buddyjska praktyka jest w jakiś sposób uwarunkowana przez bezkrytyczne przyjęcie pewnych metafizycznych wierzeń. Możemy o takich wierzeniach myśleć, że są przesądne lub też nie, ale zwykle są one sposobami widzenia świata, które zgodziliśmy się przyjąć na podstawie swego rodzaju ślepego poświęcenia lub wiary, faktycznie bez posiadania własnego doświadczenia, które stanowiłoby podstawę do podjęcia decyzji czy je przyjąć, czy odrzucić. Tak więc „Buddyzm bez dogmatu” byłby prawdopodobnie bardziej precyzyjnym terminem. Widzisz, nie uważam, żeby to, jakie metafizyczne poglądy posiadasz, było naprawdę ważne, ponieważ buddyjska praktyka, jak staram się to ukazać w książce, jest według mnie praktyką służącą uwalnianiu nas od pewnego rodzaju psychologicznych złudzeń.
Andrew Cohen: Rozumiem. Ponieważ popierasz coś, co określasz mianem „agnostycznego buddyzmu” i poświęcasz cały rozdział swojej książki, aby przedstawić czym jest „agnostycyzm”, czy w związku z tym mógłbyś zdefiniować w jaki sposób używasz tego terminu?
Stephen Batchelor: Cóż, agnostycyzm rozumiem na dwa sposoby. Po pierwsze, używam słowa „agnostyczny” w sposób całkiem konwencjonalny, jak przyjęło się to słowo rozumieć na zachodzie, i zdaję sobie sprawę z tego, że sposób ten jest problematyczny, ponieważ dla wielu ludzi „agnostycyzm” i „ateizm” w pewnym stopniu na siebie nachodzą, jako swego rodzaju lekceważąca postawa w stosunku do każdej formy duchowej praktyki – niektórzy ludzie narzekali, że „agnostyczny” jest tym samym słowem zbyt kłopotliwym i automatycznie stawiającym w negatywnym świetle. Jednak, tradycyjny sposób w jaki słowo „agnostyczny” było używane od mniej więcej dziewiętnastego wieku, wiąże się w dużym stopniu z postawą nie przyjmowania niczego jako czegoś oczywistego, jeżeli to coś nie może być zademonstrowane poprzez doświadczenie. Jest to innymi słowy pogląd, który uznaje formę niewiedzenia, która jak mi się wydaje stanowi paralelę dla buddyjskiej idei „umysłu nie-wiem”, jaką spotyka się w zen. Wiąże się to z byciem zdolnym do zaakceptowania i uznania w sobie podstawowych pytań dotyczących życia, na które nie zna się odpowiedzi, a to z kolei dla mnie, jest o wiele bardziej istotnym punktem początkowym, niż zaczynanie praktyki na podstawie czegoś, co jakiś nauczyciel, jakaś religia, jakaś tradycja powiedziała aby w to uwierzyć. Jest to fundamentalna akceptacja niewiedzenia.
Andrew Cohen: Nawet wtedy, kiedy jest jasne, tak jak powiedziałeś wcześniej, że aby zacząć gorliwą praktykę, należałoby posiadać jakąś dozę wiary, na przykład w możliwość przebudzenia?
Stephen Batchelor: O tak, pewnie. Rozróżniam pomiędzy „wierzeniem” i „wiarą”, chociaż to może nie manifestuje się wyraźnie w książce. „Wierzenie” było by więc, tak jak powiedziałem, konkretnym trzymaniem się pewnych metafizycznych idei jako z konieczności prawdziwych – dotyczy to także praktyki, jeżeli byłaby ona powodowana chęcią potwierdzenia ważności tych poglądów – podczas gdy „wiara” nie jest naprawdę niczym więcej niż ufnością w zdolność istoty ludzkiej, aby przeobrazić siebie ze stanu, w którym w większości powodowani jesteśmy złudzeniami, do stanu, w którym w mniejszym stopniu ulegamy złudzeniom, lub nawet do stanu przebudzonego, przy czym „przebudzenie” jest tu metaforą pozbycia się złudzeń. Tak jak powiedziałem, z pewnością musi istnieć jakiegoś rodzaju wierzenie w możność takiego rodzaju transformacji i takiego otworzenia się na doświadczenie. Rożnica jednak polega na tym, że z agnostycznego punktu widzenia, nie ma się żadnych z góry przyjętych założeń, co do tego ku czemu to przeobrażanie będzie prowadziło. Praktyka jest zbyt często pojmowana na bazie założenia , że jeżeli medytuję, to stanę się wszystkowiedzącym, lub jeszcze coś innego, lub dotrę do jakiegoś stanu umysłu, który został opisany w religijnych tekstach jako A,B,C,D lub E.
Andrew Cohen: Wliczając w to teksty budyjskie?
Stephen Batchelor: Tak, z pewnością. Oczywiście, cała idea prawdziwego przebudzenia, przynajmniej jak ja to rozumiem, polega na tym, że z konieczności musi być to podróż w nieznane. Jednak wydaje mi się, że wielu ludzi praktykuje religię – buddyzm, chrześcijaństwo, hinduizm, cokolwiek – z podświadomym, lub nawet świadomym oczekiwaniem tego, jaki będzie wynik ich praktyki. Podczas gdy, jeżeli ktoś ma prawdziwie agnostyczny punkt wyjściowy, to posiada głęboką akceptację „Nie wiem”, i wtedy ten ktoś tworzy miejsce dla możliwości głębokiego kwestionowania. Myśleć naprawdę o tym, naprawdę to kwestionować – mówić, „Co to jest? Kim jestem?” - jest uznaniem faktu że, w każdej chwili zadawania tych pytań, się tego nie wie. Przecież, nie potrzebowalibyśmy zadawać pytań , jeżeli znalibyśmy każdą odpowiedź.
Andrew Cohen: Oczywiście.
Stephen Batchelor: Tak więc dla mnie, siłą napędową poszukiwania duchowego jest kwestionowanie, które z konieczności przesycone jest rodzajem niewiedzenia. Tekst buddyjski, lub jakikolwiek religijny tekst z innej tradycji, może prawdopodobnie dać nam pojęcie, wskazówki i być może bardzo wspierające metafory, jednak niebezpieczeństwo powstaje wtedy, kiedy traktujemy te metafory w sposób dosłowny, jak gdyby były one adekwatnym przedstawieniem tego, ku czemu nasza praktyka prowadzi.