leszek wojas pisze:Witaj
,
mushin pisze:
My wszyscy. Chorzy na 'iluzję ego', na nieznajomość swoich głodów, zranień. I nie ja stworzyłem tę definicję. Gdzieś ją przeczytałem.. chyba to była Dhammacakkappavattana Sutra, autor ogólnie znany
.
Ktoś zapytał mistrz Seung Sahna: masz taki czysty umysł, dlaczego chorujesz? On odpowiedział: jestem całkowicie zdrowy, może moje ciało ma czasami jakieś problemy.
Nie tylko jego ciało - on sam się potknął o problem ze swoją własną seksualnością i chyba czymś jeszcze. To bynajmniej nie dyskwalifikuje go jako nauczyciela i to całkiem niezłego, ale uważajmy by nie idealizować.
leszek wojas pisze:
Wcale nie musi u podstaw poszukiwania prawdziwej natury leżeć ,,dukha" czyli osobiste, prywatne niezaspokojenie. Motywacją do praktyki może być: wyzwolić wszystkie istoty od cierpienia. To jest prawidłowa motywacja w praktyce zen: postrzec prawdziwą naturę by wyzwolić wszystkie istoty od cierpienia. To jest motywacja bodhisatwy.
Tu nie ma żadnego ,,osobiście". Całe moje działanie nie jest dla mnie, jest dla innych. To jest zasadnicza różnica. To jest zupełnie inna motywacja niż: chcę zaspokoić swoje ,,niezaspokojenie".
To piękne. Ja jednak pytam siebie nie jaka jest 'idealna motywacja' i nie wkładam jej w siebie, ale na ile potrafię patrzę na źródła swojej motywacji. Na to 'co ja z tego mam'.
Wiedza i pogląd o tym co jest doskonałą motywacją jeszcze nie czyni ze mnie bodhisatwy. Upychanie sobie w głowę ideałów też nie:).
Poza tym: ktoś tak czysty w swej motywacji
jest już bodhisatwą. My zwracamy się ku praktyce bo Pierwsza Szlachetna działa
.
mushin pisze:
Nie potrafię powiedzieć komuś: 'Twoja praktyka to nie jest prawdziwa praktyka zen'. Bynajmniej nie z wrodzonej skromności i pokory
, ale ze względu na to, iż żaden etap praktyki nie jest ważniejszy od innych, nie jest lepszy, łatwiejszy itp.
leszek wojas pisze:
Mam do Ciebie pytanie. Czy Twoim zdaniem mistrz (nauczyciel) Dogena w przytoczonym przeze mnie fragmencie Sobhogenzo postąpił właściwie wyrzucając mnichów z klasztoru, którzy jego zdaniem nie mieli odpowiedniej determinacji i nie poszukiwali wystarczająco mocno? Czy to było Twoim zdaniem współczujące działanie (działanie bodhisatwy) czy też nie?
Mogło być. Dlaczego nie? Ale czy to znaczy, że mamy kopiować każde zachowanie? Kiedyś jakiś Mistrz dał komuś po buzi, inny oddał złodziejowi wszytko co miał. To nie są wzorce zachowań.
Każda sytuacja jest inna, każda chwila jest inna.
Kierować się cudzym zachowaniem i powtarzać jego wzorce zachowań to chyba nie to o co nam chodzi.
Raz jeszcze: co z tego, że jakiś mistrz zrobił to czy tamto. Zawsze można wyszukać kontrprzykład także dla tamtego działania Dogena.
mushin pisze:
Bary Magid rewelacyjnie to podsumował w 'Końcu pogoni za szczęściem', podrzucając pomysł by w chwili kiedy siadmy na zafu zadać sobie pytanie: Czego oczekuję siadając?
leszek wojas pisze:
To naprawdę nic oryginalnego. Tego rodzaju pytania ,,dlaczego to robisz?" to był elementarz w nauczaniu mistrz Seung Sahna. Dlaczego praktykujesz zen? Dlaczego wstajesz co rano? Dlaczego jesz codziennie?
Podsumowując, nie mam nic przeciwko łączeniu praktyki zen z psychoterapią jeśli ktoś ma taką potrzebę. Z tym, że moim zdaniem należy wyraźnie oddzielić te rzeczy. Ośrodek zen to nie jest ośrodek psychoterapeutyczny i nie powinien być. Z moich obserwacji wynika, że osoby ,,z problemami" najwięcej korzystają wtedy gdy w ośrodku jest mocna praktyka czyli wtedy gdy zdecydowana większość praktykujących to są osoby bez problemów natury psychologicznej które mocno praktykują. Ja już o tym pisałem na tym forum, była już na ten temat dyskusja. Wszystko jest kwestią proporcji. Jeśli jest tylko 20% ,,pacjentów" w grupie zen to wszystko jest ok. Wszyscy na tym korzystają i pacjenci i ci zdrowi bo mogą praktykować współczucie. Jeśli pacjentów jest 80% to praktyka się rozłazi, atmosfera staje się chora, grupa staje się faktycznie grupą terapeutyczną i tracą na tym wszyscy. Proponuję Mushin żebyś postawił się teraz w sytuacji osoby która prowadzi praktykę i odpowiada za wszystkich.
Pozdrawiam
Leszek
Za nikogo nie odpowiada, a już najmniej za czyjeś wyobrażenia o tym czy jakaś grupa praktykuje 'mocno' czy nie. Odpowiada tylko za siebie. Za to jak podejdzie do każdej osoby, która się do niego/niej zwraca. Tylko za to odpowiada. To czy inni maja przekonanie ze praktyka jest mocna, czy w grupie są ludzie 'psychicznie zdrowi' chyba powinno pozostawać daleko poza zainteresowaniem nauczyciela. No chyba, że istotą jest kolektywne tworzenie 'mocnych', elitarnych grup ludzi zdrowych, prawdziwie praktykujących. No i jak fajnie wtedy sanga i nauczyciel wygląda
.
Wywalenie tych kłopotliwych bo są kłopotliwi na zbity pysk jest rozwiązaniem. Dobrym?
Ja zakładam, że osoba kłopotliwa to taka, która szczerze chce praktykować ma ze sobą bagaż trudności - nie mam na myśli osób wymagających farmakologicznego leczenia w zakładzie zamkniętym. Jednocześnie nie jest rolą nauczyciela udzielanie wsparcia każdemu 'potrzebującemu'.
Czym innym jest wydalenie z klasztoru kogoś dlatego, że jest tam po to by dostać michę ryżu i mieć gdzie spać, czym innym jest odmówienie komuś Dharmy w imię troski o 'kierunek' i podążanie za oświeceniem przez tych 'lepszych'.
I ja mam do ciebie pytanie: do zendo przyjdzie ktoś uzależniony od alkoholu. Masz prostą odpowiedź na to czy przyjąć go do grupy praktykujących?
M.
------
wszystkie kolory tęczy
http://www.pomaranczowa108.pl