Wabi-Sabi pisze:booker pisze:Spotkałem się też z ciekawym nauczaniem któe łączy te podejścia, czyli. że natura buddy przenika to co żyje i co to nieżywe, to co ruchome i to co nieruchome, natomiast w czujących istotach (czyli tych, które przebywają w niewiedzy) przejawia się jako zalążek (potencjał, embryo) przebudzenia.
Doktryna Tathāgatagarbha.
Dla mnie w tej materji autorytetem jest Chao-chou.
Czytam sobie akurat właśnie "Mahamudrę" Lamy Gendyna Rinpoche i tam spotykam takie zaskoczenie.
Zn. zaskoczenie o tyle, że w Buddyzmie Tybetańskim najczęściej spotykane przezemnie podejście do natury buddy nie wykracza poza Buddów oraz czujące-istoty-i-Tathāgatagarbę.
Wabi-Sabi pisze:Z tego co wiem Ole tez mowi o naturze Buddy, ale czesto opakowuje wszystko w jakies kolorowe opakowania.
Wiesz, różne rzeczy przyjągają różnych ludzi. Nie jest powiedziane, że kolorowe opakownanie nie może przyciągnąć kogoś, kto poświęci się praktyce i ją zrealizuje. Tak samo jak nie da się powiedzieć, że inne rodzaje opakowań miały by być mniej skuteczne. W końcu przecież, liczy się to co w pudełku, a nie tylko samo pudełko.
Co do tego całego postrzegania:
dzumka pisze:Może chodzi o to że w Diamentowej Drodze wizualizacja ma na celu przekształcenie nieczystego postrzegania a w Zen nie trzeba już niczego przekształcać, wszystko "jest takie jakie jest"(doskonałe?).
Dośc ciekawie swego czasu zaskoczyła mnie Bon Shim SSN, kiedy na wykładzie powiedziała "nie ma czegoś takiego jak 'doskonałe' " po czym opowiedziała historyjkę o garncarzu i mistrzu zen, który zamówił u niego "wazon zen"
Sprawa się miała tak, że mistrz zamówił u garncarza wazon czy miskę jakąś, garncarz postanowił więc, że skoro zamawia ją mistrz zen, to on zrobi wazon zen - to będzie najlepszy wazon, czysty doskonały wazon zen. Kiedy już go zrobił jakże był zdziwiony, kiedy przy odbiorze mistrz rozwalił wazon, mówiąc że jest okropny. Garncarz był naprawdę zdziwiony, widocznie wazon nie był zbyt zen, nie był zbyt dobry.
Zabrał się więc ponownie do roboty, siedział tydzień dzień w dzień od świtu do nocy zdecydowany zrobić idealny wazon. Siedział więc nad tym wazonem i pilnie go robił. Ale ponownie, mistrz rozwalił wazon, mocniej rugając garncarza niż ostatnio. Ten z pokorą więc przyjął krytykę i uznał, że musiał zapewne popełnić jakiś błąd, jednakże nie miał pojęcią co jest nie tak, uznał jednak, że mistrz wymaga doskonałego wazonu, zatem on sam musi coś robić niedoskonale co powoduje brak akceptacji jego czcigonego odbiorcy.
Tym razem więc kolejny tydzień nie tylko w dzień ale i w nocy robił wazon. Codziennie rano oczyszczał medytacją umysł, następnie siadał do pracy. Po tygodniu skończył dzieło sztuki. Zrobił doskonały wazon dla doskonałego mistrza -- kształty były idealne, wzorki również, po porstu nie z tej ziemi - niczego takiego w życiu wcześniej nigdy nie zrobił, a był już bardzo cenionym za swą sztukę garncarzem. Mistrz przyszedł po odbiór wazonu, ale po tym gdy garncarz wręczył mu go z namaszczeniem, ten tylko go zrugał za beznadziejny okaz i znów rozwalił wazon. Garncarz tym razem wnerwił się juz do krwi, kompletnie już nic nie rozumiał, ale mając szacunek powiedział, żeby mistrz przyszedł jutro. Następnie po porstu usiadł i po prostu ulepił wazon.
Gdy mistrz przyszedł następnego dnia, garncarz po prostu dał mu wazon.
"Oooh, mój wazon!" - powiedział mistrz,
"bardzo Ci dziękuje!"
Pozdrawiam
/M