HarryShultz pisze:booker pisze:Ja mam tylko jedno pytanie jeszcze do Ciebie. Jeżeli oczywiście mogę. Rozmawiamy sobie fajnie na forum, itd.
Ale czy jesteś w stanie powiedzieć mi tylko jedno - czego (tak w sercu) tak naprawdę chcesz?
Jeśli o życie chodzi, jak na istotę samsaryczną przystało dopowiem: nie mam pojęcia!

Ale rozumiem, że pytasz o buddyzm. To dłuższa historia.
Harry

Zapytałem nie istoty samsarycznej, ani nie pytałem buddyzmu - pytałem o Ciebie!

I
Ty mi odpowiedziałeś --
"nie mam pojęcia!
". Masz jeszcze coś naprawdę,
naprawdę swojego?
Widzisz, ja to rozumiem tak: na świecie jest wiele matrixów, sam to dobrze widzisz. Matrix buddyjski, matrix naukowy, matrix Asahary, matrix scjentystycznego ateizmu, matrix zen - wszystko piękne matrixy św.Mikołajów

Ale nic z tego nie jest nasze

Ty wymyśliłeś tamten ateizm? Może ja? A buddyzm? A zen? Dokładnie rozumiem o co Ci chodzi, bo przez 15 lat interesowała mnie prawda. Tak sądziłem. Okazało się jednak, że to co robiłem to nie interesowanie się mnie prawdą, ale interesowanie się
o prawdzie. I najśmieszniejsze, że to wszystko tylko czyjeś gadanie.
A jakie jest Twoje gadanie? Powiedziałeś "nie mam pojęcia!". Ja mam taką samą odpowiedź "Czym jest prawda?...nie mam pojecia!", "czym jestem?... nie mam pojęcia!" Ale to jest prawda

To się w zenie nazywa "umysł nie-wiem" albo "umysł początkującego". Utrzymywanie tego prawdziwego umysłu "nie wiem" zawsze i wszędzie jest kluczem, bo to jest o nas prosta jak drut prawda. Tak jak dziecko zaczyna poznawać świat. Ma tylko podstawowe impulsy, ale czy wie, że ogień jest gorący? Nie. Matka może mu powiedzieć
"nie dotykaj grzejnika bo się sparzysz i będzie bolało". Ale to są tylko słowa o prawdzie. Tak, grzejnik jest gorący ale dopiero sparzenie się daje nam połączenie się z tą prawdą. Dziecko możę uwierzyć w te słowa, ale niestety jeżeli nigdy się nie sparzy, nigdy nie osiągnie tego "gorące" i "boli".
Więc pytanie jest teraz podstawowe

Ty tu ciągle piszesz, że szukasz prawdy, ale z czym chcesz się połączyć? Z prawdą, czy z czyimś gadaniem o prawdzie? A jeżeli czyjeś gadanie o prawdzie Cię zawiedzie,to co wówczas zrobisz?
Pamiętasz tą scene z Matrixa? Trinity potrzebuje polecieć helikopterem? W 5sek i operator ładuje jej umiejętność pilotażu i bam - juz umie latać. Ale kiedy Neo załadował sobie wszystkie sztuki walki, w Dojo okazało sie, że nie potrafi nawet zbliżyć się do Morpheusza na tyle, by mu sprzedać taka stuprocentową plombę. Ale kiedy Neo zaczął wkońcu wierzyć w siebie, to latał sam i to bez helikoptera. Ta wiara w siebie jest więc bardzo ważna, ale ta pokora o której piszesz, również.
Możemy załadować sobie tyle tych programów, że w końcu sami się już w tym pogubimy. I nasz świat pokazuje nam od rana do wieczora jak to pogubienie wygląda w praktyce. Kogo za to wówczas obwinić? Oczywiście wszystkich i wszystko do okoła

. Ale kiedy życie stawia przed nami takiego Morpheusza, nic nie potrafimy zrobić, bo wszystkie załadowane matrixy nigdy nie były nasze. Mozemy się od innych uczyć, ale tak naprawdę mamy tylko to, co jest nasze. Jaka jest prawda o nas samych? Nie wiemy. Jak wyrazić tą prawdę? Też nie wiemy. Jak ta prawda funkcjonuje w naszym życiu? W ogóle nie mamy pojęcia. Jednak jakoś to nam nie pasi, nie chcemy połączyć się z tą prawdą, możliwe, że jest zbyt gorzka. Więc hop, poszukamy czyjejś słodkiej prawdy. Right?
Mamy prawdę przed oczami ale oczy mamy zamknięte

Moje 15 lat szukania na zewnątrz po różnych religiach w niczym mi nie pomogło. Naprawdę. Nawet teraz ani zen ani buddyzm mi nie pomaga. Pomaga mi wiesz co? Ta prosta prawda, że nie wiem.

Każdy to z nas ma jako dziecko. Ale potem przychodzi "twarde życie naszych czasów" i liczy się wszystko inne, tylko nie to. To nie jest coś, czego ja się nauczyłem od Kwan Um albo od Buddy. Od Kwan Um uczę się to rozwijać a od pierwszych momentów przeczytania polskiej Tipitaki, Budda zainspirował mnie tym, że nie zostawił dla siebie tego, co sam odnalazł z wielkim trudem. Po prostu jako dziecko, ruszałem ręką zaciskając ją i rozkurczając próbując postrzec "jak to jest? pomyśle i ręka się rusza? Jak to? jak?" jak się napewno domyślasz nie wiedziałem "jak?".

Każdy z nas ma takie pytanie, albo coś, co w końcu doprowadza go do 'nie wiem' -- do prawdy o sobie samym, mniejsza jak to nazwiemy: "Nie wiem", Absolut, Bóg, Świadomość, Naturalny Stan, Nic, Natura Buddy, Pustka itp.
Akurat tak się stało, że są ludzie, którzy rozwijają to połączenie z tą prawdą "nie wiem", więc ja
z nimi praktykuję. Inaczej już dawno bym klamkę pocałował. Nie praktykuję filozofii zen, ani nie praktykuję buddyzmu. Używam zen i używam buddyzmu bo ma to dla mnie sens, tak samo jak ktoś inny używa Chrześcijaństwa albo Ateizmu. Niektórzy ludzie używają tych rzeczy właściwie, niektórzy niewłaściwie. Jak to mówią, można użyć widelca by się najeść, możesz użyć widelca by zrobić sobie albo innym krzywdę. Dlatego właśnie w każdej religi, nawet wielcy mistrzowie popełniają błędy. Czasem jeden błąd może mieć poważne reperkusje. Ale ponieważ błedów nie da sie uniknąć, ważniejsze jest jak naprawić błąd.
Morpheusz powiedział też jeszcze jedną ciekawą rzecz do Neo, po tym jak nieco zdębiały Neo zkumał, że
tylko to zrobił, heh, tylko własnymi rękoma złapał za linkę ratujac Trinty. Morpheusz powiedział mu tak:
"Znać drogę a podążać nią, to zupełnie co innego".
HarryShultz pisze:Spośród wszystkich znanych propozycji na religijnym rynku jedynie buddyzm nie wygląda tak od razu na żałośnie infantylne bajania. W wersji sprzedawanej na zachodzie robi wrażenie przyzwoitej, rozwijanej przez 2,5 tysiąclecia psychologicznej metody badawczo-treningowej z obietnicą istnienia godnego wysiłku celu i jego zrozumienia (gdzieś na końcu), a co najważniejsze - doświadczalną, naoczną sprawdzalnością swoich tez. Na tym świecie, nawet jeśli nie przeze mnie (nie, nie łudziłem się oświeceniem po pierwszym sesin) to przez innych, bardziej zaawansowanych w badaniach. Już wiele lat temu powtarzałem sobie, że gdybym miał się kiedyś nawrócić, to pewnie na buddyzm - więc czemu nie. Kłopot w tym, że im dłużej uczę się wiary której nie znałem, i widzę jak tam gdzie mistrzowski naoczny wgląd byłby bezcenny - nie mają oni żadnego zdania lub gorzej różne, mało jak spierają się w podstawowych elementach nauki, a nawet o to czyja nirwana lepsza itd. ta naukowo-empiryczna wizja zaczyna mi się rozłazić. To już nie wygląda, jakby odkrycia Buddy sprzed 2,5tys. lat były regularnie potwierdzane i ponownie zdobywane przez następców, raczej jakby mistrzowie doprowadzając swe mózgi dziwnymi metodami do dziwnych i chaotycznych wizji, post factum interpretowali je wedle tradycyjnej formuły, tyle że nic się z niczym nie zgadza, a później co mistrz to szkoła i inne nauczanie tej samej

Dharmy. A zatem, szlachetne prawdy że ta droga na prawdę prowadzi do celu - są rzeczywiście współcześnie możliwe do potwierdzenia, czy tylko mówi się o nich już trzecie tysiąclecie?
He he he. Mnie np. bardzo podjarała taka idealistyczna wizja czasem pojawiająca się w zachodnim buddyzmie. Myśle, że to ma związek nie z buddyzmem ale z zachodem. Nasze zachodnie umysły łapią się na kleik kolorowej reklamy. No to dobrze. Jednak jak już coś kupuję to kupuję a potem używam a użyteczność wychodzi w praniu. Stojąc przed półką sklepową nic nie sprawdze

Pooglądam sobie, no możę mi się spodoba ale jak wyjdę ze sklepu z pustymi rękoma, to co najwyżej mogę sobie powyobrażać, jak to działa, bo pralka zostaje włączona ale bęben jest pusty, wiec nie ma czego wyprać
Wiesz jak jest z praniem. Żeby dostać czyste majty, gdzieś brud musi ulecieć. I tak właśnie się sprawdza buddyzm. Praktykujesz wiec pierzesz, pracujesz z Sangha, pracujesz z Mistrzem, pracujesz poza Salą Dharmy i wypierasz, wypierasz wypierasz i wkładasz czyste gacie. Brudem się nie przejmujesz, bo o czyste gacie chodzi. Więc jak się przekonasz czy coś w tym jest czy nie? Prosto. Jeżeli włożysz do pralki gacie złożone z sklejonego brudu, to co wyciągniesz z pralki? Nic. I wówczas wiesz - tam nic nie było, jeno posklejane brudy gadających ludzi.

Ale można jeszcze fajniej się zamotać - próbować prać w brudnej wodzie z błotem zamiast mydła i się ino ciągle wkurzać, że majty są ciągle brudne. Częściej jednak jest tak, że majty są dawno czyste, tylko większą wagę dla nas ma to, że brudna woda uchodzi.
HarryShultz pisze:
Krótko: siadam sobie w zazen, a moje trzecie, rozumne oko tłumaczy mi, że przecież sam siebie robię w konia, bo nie mam żadnych podstaw sądzić, że prowadzi mnie to do czegokolwiek więcej niż tego tylko tego, co zdołam sam sobie wmówić. Ten głos to dukkha znacznie dotkliwsza, niż napie... kolana. Jej nadmiar, gdy się zbierze, czasem zrzucam na forum - przepraszam za zanieczyszczenia.
Trzecie oko jest dobre. Kiedyś badałem ile mam oczu. O dwóch wiedziałem, ale mówili, że jest trzecie. Wiec patrzyłem na to trzecie wraz z wizją które widziało...a potem pojawiło się czwarte i lepsza wizja, potem piąte nowa wizja, szóste nowa wizja. Zrezygnowałem chyba po 10 oku.
Ty mówisz o cierpieniu. Cierpienie to ciekawy nauczyciel, nie da się z nim dyskutować, nie ma litości i zawsze uczy we własciwy sposób. Czasem jest to dla nas jedyna droga, bo uczymy się tylko przez siebie i czasem musi bardzo zaboleć, żebyśmy zrozumieli, że w wyniku tego co robiliśmy dostaliśmy
"kurde, jednak bardzo boli".Tak jak w wyniku dotykania ognia mamy
"kurde, parzy"
Tak jak napisałeś Zazen już pokazuje Ci Twoją
dukkha, jak lustro -- ale to jest dopiero Pierwsza Szlachetna Prawda. Zostały jeszcze trzy, więc trzeba dać tej pralce popracować - rezolutnie iść dalej. Możemy wywalić lustro, ale jest przecież jeszcze tyle rzeczy do zobaczenia, cały swiat do zobaczenia, nie tylko my. Możmy uciec od lustra, pytanie tylko -- gdzie tak naprawdę możemy uciec?

Uzycie wody i mydła, jasne - jest ważne. Ale sama woda i mydło nie wystarczy. Jakby, sam klejnot Buddy i Darmy to za mało, jest jeszcze klejnot Sangi - wspólne działanie ze wszystkimi. To jest naszą pralką, a po konsultacje udajemy się do nauczycieli - żywych, a nie tylko z książek albo tylko z youtube'a
Pozdrawiam i życzę owoców.
/M
ps. Wszystko co tu napisałem jest całkowicie IMHO.
stepowy jeż pisze:HarryShultz pisze: Aż strach pomyśleć, że na końcu nic nie zostanie

Z całym szacunkiem Harry, ale właśnie o to chodzi by nic nie zostało.
pzdr
To ja też z całym szacunkiem: dajmy ok, nic nie zostało, a potem co?
Pozdrówka
/M