airavana pisze:jw pisze:Cóż... Musiałby to być jednak poważnie ograniczony nihilizm, jako że w sferze empirycznego doświadczenia przekonania o warunkach, przyczynach i skutkach łączących różne obserwowane zjawiska (nie tylko te zewnętrzne materialne, ale też wewnętrzne stany emocjonalne) działają całkiem przyzwoicie

Taki jest twój pogląd. Gdzie dowód?
Dowodem jest praktyczna obserwacja: odnośnie przyczynowości materialnej fajnie to widać w grze w bilarda

Odnośnie sfery emocjonalnej wystarczy prosta obserwacja, że np. pod wpływem gniewu zaczynają nam drżeć ręce, czerwienieje gęba, stajemy się wybuchowi i rozwiązujemy problemy w sposób dramatyczny a skutki są często opłakane, zupełnie inaczej niż kiedy towarzyszy nam cierpliwość.
airavana pisze:
Osobiście zajmuję się tzw. naukami empirycznymi i nie są mi znane żadne teorie (porządne) łączące świat mentalny ze światem fizycznym.
Ja również nie jestem w tym szczególnie uczony. Jeśli temat Ciebie głębiej interesuje to możesz np. skontaktować się dajmy na to z prof. Włodzisławem Duchem, może poleci Tobie kilka interesujących lektur np. "Neuroscience of free will" czy inne takie, i mógłbyś z nim kontynuować polemikę. Dla mnie te lektury są za ciężkie, głowę mam do nich za słabą

Prof. Duch ma zresztą ciekawe poglądy na temat reinkarnacji związane z biofotoniką i jakimiś solitonami, dzięki którym informacja mogłaby być przekazywana po śmierci.
airavana pisze:
Poglądy takie nieobce są również materialistom, wśród których nigdy nie brakowało skrajnych deterministów.
Zgadza się.
airavana pisze:Dlaczego więc mówisz o poglądach, z którymi 'można się spotkać' w systemach teistycznych skoro mainstream jest od nich odmienny.
Bo bawię się w adwokata diabła

Czy Ty nie wrzucasz wszystkich ateistów do jednego worka?

Ponadto nie jestem pewien czy to akurat determinizmy ateistyczne tworzą mainstream pośród determinzimów

Musielibyśmy jakiś bilans determinizmów zrobić po stronie teistycznej i ateistycznej. Ustalić konkretną liczbę ludzi po obu stronach, który ten czy inny rodzaj determinizmu wyznają i wyliczyć ich udział procentowy w poszczególnych grupach: ateistów i teistów. Nie wiem czy ktoś robił takie badania...
airavana pisze:
Praktyka wykazuje, że właśnie tego 'jedynego' słabego punktu wielu się chwyta w sytuacjach, w których w grę wchodzą naprawdę poważne wybory - życia i śmierci itp.
Wielu, nie znaczy wszyscy.
airavana pisze:
A z tymi aniołami na czubku szpilki to, moim zdaniem, nie musiałeś, bo nasuwa mi się przypuszczenie, że próbujesz strywializować materię, o której mowa

Może porozmawiamy o wonnym słoniu Airavana, który wozi boga Indrę do rozkosznego zagajnika?
Możemy o czymkolwiek. Akurat w mitologii indyjskiej biegły nie jestem, nie interesuję się nią i pierwszy raz słyszę o jakimś wonnym słoniu, więc wspomniałem o tym, co dla średniowiecznej scholastyki było ważkim problemem

Nie po to, żeby temat strywializować, ale żeby wprowadzić odrobinę humoru i zrobiło się trochę weselej. Jeśli Ciebie to nie rozweseliło, przepraszam.
airavana pisze: Podobnie jak buddysta nie od razu osiąga najwyższe oświecenie tak i chrześcijanin nie od razu staje się wzorem moralności. Ateusz
Ateusz to ponoć nieładne sformułowanie, coś jak określenie katolika mianem "katola". Nie wiem jak się nieładnie określa buddystów... "buddyściarze"?
airavana pisze:może korzystać z nagromadzonych zasług a teista mieć problem ze złymi nawykami odziedziczonymi w poprzednich żywotach.
Może być też dokładnie odwrotnie: ateista ma problemy z powodu negatywnych nawyków, a teista może korzystać z pozytywnych wrażeń. Wg buddyzmu warunki w jakich żyjemy i nasze nawyki zachowań są w dużym stopniu wynikiem naszych indywidualnych działań z przeszłości. Można działać właściwie będąc ateistą, buddystą czy chrześcijaninem, można też niewłaściwie będąc którymkolwiek z wymienionych.
airavana pisze:
Jednak moim zdaniem, światopogląd teistyczny, daje znacznie większe szanse na rozwinięcie godnej etycznie postawy niż światopogląd nihilistyczny (w tym - ateistyczny). Nie musisz się z tym zgadzać -
Wiem, że nie muszę (z czego skwapliwie korzystam), bo sam też nikogo do niczego tutaj nie przymuszam
airavana pisze:gdy piszę, że mam nadzieję na odrodzenie chrześcijaństwa, to należy to rozumieć tak, że osobiści 'kibicuję' chrześcijaństwu.
Ja raczej staram się 'kibicować' ludziom, tak żeby rozwijali wewnętrzne przymioty niezależnie od tego czy są związani z jakąś tradycją religijną, czy też nie.
airavana pisze:Rzeczywistość obserwowana z punktu widzenia buddy ma się nijak do rzeczywistości obserwowanej z naszego punktu widzenia.
Nie wiem skąd to wiesz, ale mam podobne przeczucie
airavana pisze:
Dla Ciebie jest to 'humanistyczna postawa' - mim zdaniem jest to owoc nagromadzonych zasług.
Zasługi gromadzone są dzięki kultywowaniu właśnie takiej postawy, jaką nazwałem humanistyczną. Bez niej pozytywne działania byłyby wykonywane jedynie przypadkowo, mimo woli, albo automatycznie na skutek zasługi zgromadzonej w przeszłości. No ale skąd ta zasługa? Kółko się zamyka?
airavana pisze:A skąd wiesz czy ten 'uczciwy i odważny człowiek' (a może komediant? bo trudno 'na poważnie' brać udział w przemienieniu chleba i wina w ciało i krew Chrystusa gdy się w to nie wierzy)
Z tym odstawianiem komedii to być może jest trochę tak, jak z chodzeniem do teatru. Aktor gra, ale ludzie przeżywają grę jako coś prawdziwego. Jeśli aktor gra dobrze, to wzbudza wśród widzów określone uczucia, może ich nawet głęboko wzruszyć. Nie ma tutaj żadnego znaczenie to, że po odegraniu przedstawienia aktor ściąga kostium. Poruszył widownię? Poruszył. Oklaski

Czasem mam wrażenie, że wielcy buddyjscy mistrzowie odgrywają właśnie dla nas takie przedstawienie, ponieważ w ten właśnie sposób mogą nas w ogóle poruszyć...
airavana pisze:
faktycznie rozwinął 'ludzkie przymioty' czy po prostu mówił swoim parafianom to co akurat chcieli usłyszeć? No i chcieli, by został z nimi i ich 'nauczał', bo zawsze się miło słucha, że 'anything goes...' i 'whatever you do...'.
Nie wiem tego. Tak po prostu zakładam. Zakładam, że w ludziach jest wiele mądrości, dzięki której potrafią odnaleźć w innym człowieku przymioty ducha. Jak wspomniałem jestem tu idealistą
airavana pisze:Może tak mówić i wielu tak mówiło. Tak próbowano budować m.in. moralność w Związku Radzieckim i co z tego wyszło?
Miłość bliźniego też była na ustach wielu duchownych różnych religii. I co z tego, skoro ich działania nie były już takie szlachetne, jak słowa?
airavana pisze:Ilu z nas stać na takie odejście o jakim piszesz? Kto się zgłasza? Kto powie 'mnie stać'? Prawda jest taka, że w chwili śmierci każdy zostanie sam na sam ze sobą i swoim przerażeniem i trwogą, której nie zapije nawet najdroższą whiskey...
Właśnie dlatego trzeba przeżywać życie w sposób wartościowy. Im więcej na końcu będzie w człowieku przekonania, że jego życie było pożyteczne, tym mniej zazna trwogi odchodząc. Tak podejrzewam... Podejrzewam, że zasada ta tyczy się każdego, niezależnie od tego czy wierzy w zaświaty, czy nie. Różnica polega na czymś innym: niegodziwie żyjący człek wierzący w Boga, dusze nieśmiertelną i zaświaty, w obliczu śmierci może zwrócić się ku temuż Bogu, by przezwyciężyć strach przed śmiercią. Natomiast niegodziwie żyjący ateista nie dysponuje tym narzędziem i dlatego tym bardziej musi się starać przeżyć swoje życie godziwie.