Witam wszystkich z racji tego, że to mój pierwszy post - sorry, że tak od razu z analizą "wyjadę" i się rozpiszę za moment, ale zarejestrowałem się głównie z tego powodu że widzę że czasem są tu ciekawe tematy do dyskusji, które mogą doprowadzić do ciekawych wniosków

W Buddyzm oczywiście też się wgłębiam jako filozofię i nauki które są jeżeli chodzi o analizę rzeczywistości pod kątem umysłu i duchowości najbardziej dla mnie inspirujące jednak sam unikam religii jako zorganizowanego ruchu - wolę czerpać z niej inspirację i przez analizę samodzielnie pracować nad własnym rozwojem... A teraz powrót do tematu topicu:
Kilka założeń wstępnych odnośnie emocji:
Czy nie jest tak, że każda emocja ma swą przyczynę i to nie emocji a przyczyny mamy się pozbyć jeżeli emocja ta nie przynosi nikomu pożytku?
Czy przyczyną emocji, które najczęściej nie przynoszą nikomu pożytku nie jest błędne pojmowanie, mała świadomość, brak rozwoju, niewiedza? - zakładając, że emocje działają jak swego rodzaju "energia potencjalna" z których mogą wynikać fortunne (przynoszące pożytek) i niefortunne (nie przynoszące nikomu pożytku) działania w zależności od celowości i związanej z nią trafności pojawienia się emocji?
Oczywiście z powyższego poczynionego przeze mnie założenia nie wynika że przykładowo gniew zawsze jest niefortunną czynnością ponieważ jeżeli przyniesie dobry efekt (w postaci zmiany postępowania innego człowieka lub rozpoczęcia przez niego analizy własnego postępowania przykładowo) może być emocją fortunną (uzasadnioną i celową w swoim działaniu przynoszącą pożytek) zaś emocja uznana za pozytywną np. radości również może być emocją niefortunną (przykładowo podczas radości z czyjegoś nieszczęścia jako nie przynoszącą nikomu pożytku?)
I ostatnie moje spostrzeżenie w formie pytania:
Jaka jest bezpośrednia materia z której "wykonane" są te niefortunne emocje i fortunne emocje - ponieważ poczynione przeze mnie wyżej założenia określiły nie materię lecz przyczynę (ignorancja i wszystko co z nią związane powodują niefortunną emocje powodującą niefortunne działania zaś w opozycji wiedza, poznanie, analiza własnego zachowania, mądrość (nie wiem jak to jednym słowem ująć) - powodują fortunną emocję przynoszącą pożytek sobie i innym) Wg mnie logiczne wydaje się, że materią niefortunnych emocji jest strach ( strach przed utratą czegoś - rodzi gniew gdy coś się utraci , strach przed byciem gorszym niż inni rodzi pożądanie ew jak powyżej budzi radość z czyjegoś nieszczęścia, strach przed niewiedzą, niewiadomą rodzi ułudę itd.) zaś materią emocji fortunnych jest miłość jako wykluczająca strach? (miłość do siebie tworzy brak strachu przed byciem gorszym, miłość do innych tworzy brak strachu przed utratą czegoś (temu kogo kochamy moglibyśmy dać wszystko) miłość do świata tworzy brak strachu przed niewiedzą ( gdy kochamy świat przyjmujemy go taki jakim jest i nie szukamy pobocznych wytłumaczeń i "ułud" dla zjawisk i postaci w które w nim napotykamy )
Wiem że miłość i strach to również emocje, lecz tak jak cząstkę tworzą atomy które również są materią może by warto było rozpatrzyć tak rodzaje emocji stworzone z materii innych emocji (strach , miłość) jako ich składnika... Jeżeli powyższe założenia są trafne, wtedy możnaby było zauważyć, że emocje nietrafne jako rodzące się ze strachu zawsze paraliżują umysł w jakimś stopniu (zamykają go przed analizą i jasnością myślenia) i często niefortunne zdarzenia są wykonywane mechanicznie, zaś emocje fortunne jako wykluczające strach i związane z nim wszelkie "obawy" i rodzące się z miłości, przyczyniają się do spokoju umysłu, jego harmonii oraz jasności w analizie - jednocześnie strach rodzi silne poczucie "Ja" zaś miłość silne wyzbycie się "Ja" na rzecz wspólnego dobra?
Jeszcze jedno takie moje przemyślenie dotyczy już nie samej podstawowej materii emocji (strach i miłość zgodnie z powyższymi założeniami - słusznymi lub nie) lecz punktem gdy one powstają łącząc wszystkie "składniki" w daną emocję - czyli jak rozwija dany człowiek w sobie takie stany swoim stanem "umysłu" - tzn sposobem postrzegania, następne założenie: wg mnie główny stan dla rozwoju strachu - egoizm (egoista twierdzi, że jest inny niż wszystko to co go otacza przez co nie umie czerpać lekcji z otoczenia w którym się znajduje mając przeświadczenie że nie jest częścią tego wszystkiego - jest lepszy od wszystkiego i wszystkich) powoduje to brak możliwości pełnej nauki (wyciągania wniosków z otoczenia i analizy własnego postępowania - bo w takim stanie umysłu "Ja" jestem lepszy od otoczenia) co powoduje niewiedzę, ignorancję i brak rozwoju, co powoduje z kolei strach przed niewiedzą, strach przed byciem gorszym, strach przed utratą i inne "strachy" co powoduje z kolei cierpienie, niefortunne emocje, niefortunne działania... Analogicznie współczucie sądzę jest działaniem powodującym budowania w sobie "miłości" jako zgodnie z powyższymi założeniami "odczuwanie" z innymi istotami tak, jakby ich przeżycia dotyczyły samych nas rodząc w nas identyfikowanie się z całym otaczającym światem (przeciwnie do egoizmu budujące rozwój przez uczenie się z doświadczeń otoczenia, likwidujące strach itd.)...
No i dlaczego uznałem wyżej we wstępnym założeniu niewiedzę za główną przyczynę "niefortunnych" emocji a nie przykładowo egoizm jako sposób postrzegania - ponieważ "miłość" może również być "ślepa" tzn taka która również prowadzi do niefortunnych działań właśnie przez niewiedzę która łączy się ze strachem przed utratą przykładowo lub nie jest dobrze spożytkowana nawet jeżeli jest "czysta" (człowiek nie wie co z nią zrobić)

No i w takim ujęciu egoizm jakby wynika z niewiedzy ale również niewiedza wynika z egoizmu to samo ze strachem który wynika z obu rzeczy a obie rzeczy wynikają ze strachu i to samo z pochodnymi emocjami i niefortunnymi działaniami - punktem zwrotnym może być cierpienie doświadczane przez splot tych wszystkich czynników ponieważ z cierpienia może wynikać analiza "czemu jestem nieszczęśliwy" "dlaczego coś się mi stało" "dlaczego świat jest taki a nie inny" itd. zaś analiza może prowadzić do rozwoju, rozwój do zrozumienia a zrozumienie do pozbycia się błędnych postrzegań (egoizmu itd.) pozbycia się strachu, niefortunnych emocji i działań i cierpienia? Potem drugim takim kołem jest współczucie, miłość gdzie jedno z drugiego i wszystko z wszystkiego wynika, zaś w odwrotną stronę może doprowadzić pełne poświęcenie się nieograniczonej przyjemności (jako opozycji do cierpienia wyciągającego z "koła" egoizmu, niewiedzy, strachu itd.)
To takie własne spostrzeżenia na bazie niektórych nauk Buddyzmu i innych inspiracji (nie wiem czy trafne i czy trafnie wszystko nazwałem bo często jest problem by odpowiednio przekazać własne myśli) ogólnie jest to dość złożona struktura i opiera się na wielu założeniach które trzeba zweryfikować więc ciężko wszystko tak trafnie ponazywać od razu... Ktoś się ustosunkuje do takiego pojmowania powstawania i genezy emocji? Jakie błędy czy nieścisłości mogą wystąpić w takim pojmowaniu?