czy intensywna i głęboka praktyka zmieniła wasze podejście do seksu? Nie intelektualne, ale fizyczną i psychiczną potrzebę kochania się z bliską wam osobą?
Z moim partnerem jesteśmy razem kilka lat i obserwuję tę przemianę. Jego buddyzm jest bardzo głęboki (czasem wydaje mi się fanatyczny) i dogmatyczny, mogę wręcz powiedzieć, że jest całym jego życiem - początkiem i końcem wszystkich spraw. Ja nie praktykuję, ale interesuję sie buddyzmem i zajmuję się pokrewnymi sprawami więc "patrzymy" w tym samym kierunku. Mój chłopak twierdzi, że całkowicie wyzwolił się z pożądania, że seks mógłby dla niego nie istnieć. Bo dla niego seks jest właśnie synonimem pożądania i nie ma w nim niczego związkotwórczego, ani bliskości z kochaną osobą. Jak mówi, nie potrzebuje tego typu relacji, żeby czuć ogromną, bezkresną bliskość ze mną. Jest między nami czułość, ale bez odrobiny erotyki, bez tego aspektu życia. Nigdy nie mogę poczuć się atrakcyjna, piękna w jego oczach, bo to jak słyszę to tylko powłoka i przywiązanie do wyglądu. Może dodam, gdyby ktoś pomyślał, ze to ja nie pociągam mojego chłopaka - nie pociągają go także inne kobiety. Mówi, że w momencie, w którym zaczął na nie patrzeć jak na ciała, ale nie ciała erotyczne czyli nie budzące żadnej chęci czy pragnienia, poczuł ogromną ulgę. Czym innym jednak jest ślinienie się na widok dziewczyny na ulicy, a czym innym brak seksu z ukochaną osobą!
Ja wszystko rozumiem, ale... bez seksu jest mi cholernie ciężko
![Zalamany :zalamany:](./images/smilies/down.gif)
Czytam różne fora buddyjskie, czytałam co na temat seksu pisał Lama Ole (mój chłopak twierdzi, że widać Ole sam nie ma czegoś "załatwionego" w tej sferze) i zastanawia mnie, dlaczego nie ma tematów, jak bardzo zmienia się codzienne życie osób praktykujących i tych, którzy żyją z nimi. A przecież na pewnym etapie zmienia się wszystko! Sposób mówienia, robienia najprostszych rzeczy jak na przykład sprzątania mieszkania itp.