Nezz pisze:
Czyli Ci, których przestaje interesować reinkarnacja bo juz nie wierzą w to, ze życie jest cierpieniem (czy to jest kwestia wiary?), nie mają powodu do praktyki, czyli dalej siedzą po uszy w samsarze, ale teraz są na tyle jej obojętni, że nie widzą powodu żeby się z niej wyzwolić, czy tak? Czy to jest jakiś trwały stan, że cierpienie już nie jest dla nich problemem?
to nie jest kwestia obojętności chyba. To, że życia BYWA cierpieniem jest dla mnie oczywistym faktem, ale to że JEST, to już wg mnie tylko zręczny środek. Paliwko do praktyki. Przecież wszystko jest puste, wiec życie nie może BYĆ cierpieniem, czyż nie?
![Wesoly :)](./images/smilies/smile.gif)
Co do konsekwencji takiego myślenia, to już chyba zależy od konkretnego egzemplarza. Niektórym do praktykowania wystarczy fakt, ze BYWA, inni muszą dostać porządnie w dupę, żeby posadzić ją w końcu na poduszce, a jak się sytuacja poprawia, to dają znowu spokój.
To taka buddyjska wersja powiedzenia "jak trwoga to do boga". Jak trwoga, to do buddy
To że reinkarnacja jeździ jesteś w stanie udowodnic, jak pisał Nezz, jest możliwe sobie przypomnieć wcześniejsze wcielenia,
mim zdaniem nie jesteś. skąd możesz wiedzieć, że to nie jest zwykłe myślenie życzeniowe, film, czanelling, przekaz od podświadomości...? ja przy pomocy pewnej praktyki miałem już wizje mające wskazywać na to jedno z moich przeszłych wcieleń. ale nie daję za nie funta kłaków.
Gdyby reinkarnacja była niepodważalnym faktem, opartym na czymś innym niż na wierze, to zostałaby ona przez WSZYSTKICH zaakceptowana tak samo jako np. prawo ciążenia. Raczej nikt nie podważy faktu, że rzucony kamień w końcu spadnie na ziemię.
Nie można tego samego powiedzieć o reinkarnacji. Fakt istnienia reinkarnacji jest nieweryfikowalny.