Rodzina a buddyzm
Moderator: forum e-budda team
Re: Rodzina a buddyzm
@monaszi
więc będzie uśmiech
więc będzie uśmiech
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Rodzina a buddyzm
Karol pisze:Booker a skąd masz te informacje dotyczące Watykanu , może byś się podzielił ciekawe co na to teściowa by powiedziała.Pozdrawiam.
Jest nawet ksiądz katolicki w USA, który mając święcenia kapłańskie, wykonując pracę księdza, jest także Nauczycielem Dharmy. Często przyjeżdża do ośrodka i wtedy pomaga ludziom jako Nauczyciel Dharmy. Mało tego - kiedyś nasz nauczyciel Dae Soen Sa Nim opowiadał, że w Watykanie jest taka komórka, oddział dla religii niechrześcijańskich i tam też pracuje taki człowiek, który prowadzi praktyki Zen, medytacje. Wielu księży przychodzi na praktykę.
Czy trzeba zrezygnować z wiary ?
Tylko tyle.W USA pracuje np. ksiądz katolicki, będący jednocześnie nauczycielem dharmy, czyli nauki buddyjskiej, a w Watykanie istnieje specjalna komórka, gdzie księża praktykują zen. Gdy zaś sam mistrz Seung Sahn przebywał w latach 1982 i 1986 w Polsce, odwiedził sporo klasztorów, m.in. benedyktynów w Tyńcu, dominikanów i kamedułów w Krakowie, franciszkanów w Łodzi, a także klasztor na Jasnej Górze. Wszędzie tam przeprowadził naukę medytacji buddyjskiej i uczestniczył w sesjach pytań z mnichami.
Filozofia także dla Katolików
Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Rodzina a buddyzm
Dzięki bardzo za udzielenie odpowiedzi,ale pewno i tak nie uwierzy.Pozdrawiam.
Re: Rodzina a buddyzm
ja to słysze dzień w dzień bardzo często ... od siebie samego :roll:hermit pisze:a czy ktoś z Was u słyszał kiedyś argument: "lepiej byś się zajął zarabianiem pieniędzy"?
pozdr
m.
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Rodzina a buddyzm
A czy zarabianie pieniędzy i buddyzm się wykluczają?
Re: Rodzina a buddyzm
dziwne pytanie tak i nie w zależności od sytuacji -tak myślę
miłego dnia
domber
domber
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Rodzina a buddyzm
jak sie zamkniesz w jaskini, to troche ciezko robic hajsik, no chyba ze na skrecaniu dlugopisów i adresowaniu kopertiwanxxx pisze:A czy zarabianie pieniędzy i buddyzm się wykluczają?
Radical Polish Buddhism
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Rodzina a buddyzm
To dalej: czy buddyzm polega na zamknięciu sie w jaskini?Intraneus pisze:jak sie zamkniesz w jaskini, to troche ciezko robic hajsik, no chyba ze na skrecaniu dlugopisów i adresowaniu kopert n
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Rodzina a buddyzm
Mój nie, Twój pewnie też nie, ale dla niektórych ten czynnik odizolowania się od spraw "ziemskich" może być ważny, żeby dobrze i skutecznie praktykować.
Mnie tam buddyzm w zarabianiu pieniędzy nie przeszkadza i viceversa.
Mnie tam buddyzm w zarabianiu pieniędzy nie przeszkadza i viceversa.
Radical Polish Buddhism
Re: Rodzina a buddyzm
Właśnie najlepsze warunki do praktykowania Maggi mają ludzie świeccy. Tyle problemów , tyle cierpienia ;>
Mój nie, Twój pewnie też nie, ale dla niektórych ten czynnik odizolowania się od spraw "ziemskich" może być ważny, żeby dobrze i skutecznie praktykować.
Mnie tam buddyzm w zarabianiu pieniędzy nie przeszkadza i viceversa.
"Chcemy iść łatwą drogą, ale jeżeli nie ma cierpienia, to nie ma mądrości. By dojrzeć do mądrości, musisz na swojej ścieżce naprawdę załamać się i zapłakać co najmniej trzy razy" Ajahn Chah
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Rodzina a buddyzm
Posty o celowości i optyce cierpienia przeniosłem TU
Re: Rodzina a buddyzm
Jak masz rodzinę to powinno sie zarabiać pieniądze zeby ją utrzymać,natomiast nie powinno się zatracać w zarabianiu (w wyścigu szczurów jak niektórzy mówią)Pozrdawiam
Re: Rodzina a buddyzm
Czy miał ktoś takie problemy, że ktoś z rodziny przemocą sprzeciwiał sie Waszej praktyce? Ja dziś po kolejnym poruszeniu tematu religii z ojcem znów usłyszałem "masz chodzić do kościoła albo wyp...dalaj z domu" + seria inwektywów w stylu "buddyzm to gówno", "buddyści to debile i popaprańcy". Te wszystkie incydenty w moim mniemaniu prowadzą drogą prostą do tego, że po odbębnieniu wojska wyniosę się z domu i więcej twarzy własnego ojca nie będę oglądał - nigdy.
Próbowałem rozmawiać wiele razy, ale mojego ojca wszelkie rozmowy tego typu od razu wprowadzają w szał, gada nielogiczne rzeczy (np. jak to go moja niewiara obraża) i od razu sięga po swój "argument ultimatum". Gdzieś ma zrozumienie i opinie innych - ma być tak jak on chce, bo on ma zawsze racje.
A mnie to ciągle psychicznie męczy. Nawet nie chce mi się myśleć co będzie, jak zacznę chodzić na nauki do cz. Kanzena. -_-'
Miał ktoś kiedyś taką sytuację?
Próbowałem rozmawiać wiele razy, ale mojego ojca wszelkie rozmowy tego typu od razu wprowadzają w szał, gada nielogiczne rzeczy (np. jak to go moja niewiara obraża) i od razu sięga po swój "argument ultimatum". Gdzieś ma zrozumienie i opinie innych - ma być tak jak on chce, bo on ma zawsze racje.
A mnie to ciągle psychicznie męczy. Nawet nie chce mi się myśleć co będzie, jak zacznę chodzić na nauki do cz. Kanzena. -_-'
Miał ktoś kiedyś taką sytuację?
- monaszi
- Senior User
- Posty: 547
- Rejestracja: wt cze 27, 2006 16:23
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen/Kwan Um
- Lokalizacja: Łódź
Re: Rodzina a buddyzm
współczuję Ci...
Kto zaczął temat?Chaon pisze:Ja dziś po kolejnym poruszeniu tematu religii z ojcem znów usłyszałem...
10 razy upaść... 11 razy wstać
Re: Rodzina a buddyzm
Chaon, ja jakbym mieszkał już sam, dałbym mu obite w ramke potwierdzenie apostazji."masz chodzić do kościoła albo wyp...dalaj z domu"
Próbowałeś mu spokojnie tłumaczyć że to pokojowa religia, zajmująca się niszczeniem cierpienia, promująca szczodrość i miłującą życzliwość? Może trzeba pokazać podobieństwa, miłość bliźniego, pokój itp?
Naprawdę współczuje Ci...
Dobrze że moi rodzice nie są wierzący...
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Rodzina a buddyzm
Miałem podobnie, ale to był taki czas, że nie wchodziłem wtedy na grunt żadnej innej religii, ale po prostu buntowałem się przeciwko tzw. chodzeniu do kościoła. Były dzikie awantury, nakładane na mnie kary, nie raz było ultimatum, budzenie o 6 rano, bo na 8 do kościoła trzeba iść.... nawet jak chodziłem dla świętego spokoju, wystarczyło moje jedno słowo sprzeciwu, żeby wywołać te wszystkie nieprzyjemne kwestie. Jakoś tak pod koniec szkoły średniej zluzowali, po prostu dali sobie na luz... co oczywiście nie znaczy, że przestali mi czasem wypominać to i owo. Jako małolat bardzo nienawidziłem Kościoła i wszystkiego co się z tym wiąże, miałem ochotę podpalać kościoły, mordować księży i gwałcić zakonnice ale potem wyluzowałem.Chaon pisze:Czy miał ktoś takie problemy, że ktoś z rodziny przemocą sprzeciwiał sie Waszej praktyce? Ja dziś po kolejnym poruszeniu tematu religii z ojcem znów usłyszałem "masz chodzić do kościoła albo wyp...dalaj z domu" + seria inwektywów w stylu "buddyzm to gówno", "buddyści to debile i popaprańcy". Te wszystkie incydenty w moim mniemaniu prowadzą drogą prostą do tego, że po odbębnieniu wojska wyniosę się z domu i więcej twarzy własnego ojca nie będę oglądał - nigdy.
Próbowałem rozmawiać wiele razy, ale mojego ojca wszelkie rozmowy tego typu od razu wprowadzają w szał, gada nielogiczne rzeczy (np. jak to go moja niewiara obraża) i od razu sięga po swój "argument ultimatum". Gdzieś ma zrozumienie i opinie innych - ma być tak jak on chce, bo on ma zawsze racje.
A mnie to ciągle psychicznie męczy. Nawet nie chce mi się myśleć co będzie, jak zacznę chodzić na nauki do cz. Kanzena. -_-'
Miał ktoś kiedyś taką sytuację?
A teraz jakoś niedawno.... matka widząc, że mam różne książki i gadżety buddyjskie zapytała czy zmieniam religię... powiedziałem, że nie zmieniam, bo nigdy nie wyznawałem wcześniej żadnej religii... i że najchętniej wypisał bym się z KRK, a ona na to: "nie masz prawa!!!!!!!". Czyli niby dali sobie na luz, ale wciąż w nich coś siedzi. Teraz właśnie są w kościele hehhe.
Re: Rodzina a buddyzm
Ja. Na forum pomocy katolika założyłem temat w którym podałem się za dziadka człowieka, którego syn jest buddystą - chciałem zobaczyć co odpowiedzą tam katolicy (a to jest forum takie, że zanim pojawią się na nim odpowiedzi ogląda je ksiądz moderator i decyduje czy są dość katolickie i je opublikować) i później pokazać to rodzicom myśląc, że może to ich przekona. Na mamę, która do tej pory miała do mnie bardzo tolerancyjny i wyrozumiały stosunek, to podziałało dobrze, bo rozwiało jej wątpliwości (uważała, że nadal jest odpowiedzialna za moją wiarę, jako rodzic). Ojciec zaś stwierdził, że tam odpowiadają jakieś gnojki, a ten ksiądz moderator to w ogóle nie powinien księdzem być (tak jak pisałem wcześniej - to jest człowiek, który uważa, że ma zawsze rację).monaszi pisze:współczuję Ci...Kto zaczął temat?Chaon pisze:Ja dziś po kolejnym poruszeniu tematu religii z ojcem znów usłyszałem...
Tak, to nic nie dało, bo według niego kto nie jest katolikiem (a ci, którzy nie wierzą w Boga to już w ogóle), ten idzie do piekła i bez znaczenia jest jak religia zmienia człowieka. On uważa, że lepiej by było gbybym był pijakiem lub złodziejem, niż gdy nie wierzę w Boga. :neutral:Moktak pisze:Próbowałeś mu spokojnie tłumaczyć że to pokojowa religia, zajmująca się niszczeniem cierpienia, promująca szczodrość i miłującą życzliwość? Może trzeba pokazać podobieństwa, miłość bliźniego, pokój itp?
Dla mnie kontakt z ojcem jest już spisany na straty, nie chcę tylko żeby w przyszłości wpłynęło to źle na kontakt z mamą, bo ona zawsze była dla mnie w porządku.
Re: Rodzina a buddyzm
Ja miałem dobrze bo bez żadnych komplikacji z katolika stałem się ateistą potem agnostykiem i obecnie buddystą. Mam dla Ciebie parę rad jak radzić sobie z taką agresją.Chaon pisze:Czy miał ktoś takie problemy, że ktoś z rodziny przemocą sprzeciwiał sie Waszej praktyce? Ja dziś po kolejnym poruszeniu tematu religii z ojcem znów usłyszałem "masz chodzić do kościoła albo wyp...dalaj z domu" + seria inwektywów w stylu "buddyzm to gówno", "buddyści to debile i popaprańcy". Te wszystkie incydenty w moim mniemaniu prowadzą drogą prostą do tego, że po odbębnieniu wojska wyniosę się z domu i więcej twarzy własnego ojca nie będę oglądał - nigdy.
Próbowałem rozmawiać wiele razy, ale mojego ojca wszelkie rozmowy tego typu od razu wprowadzają w szał, gada nielogiczne rzeczy (np. jak to go moja niewiara obraża) i od razu sięga po swój "argument ultimatum". Gdzieś ma zrozumienie i opinie innych - ma być tak jak on chce, bo on ma zawsze racje.
A mnie to ciągle psychicznie męczy. Nawet nie chce mi się myśleć co będzie, jak zacznę chodzić na nauki do cz. Kanzena. -_-'
Miał ktoś kiedyś taką sytuację?
1. Jeżeli jesteś zameldowany w mieszkaniu to nie można Ci uniemożliwić w nim przebywanie bez odmeldowania. Nie wykorzystuj tej informacji w dyskusji czy kłótni, ona ma tylko zniwelować strach.
2. Nie ważne kto i jak głośno krzyczy Ty zachowaj pełny spokój w tym co robisz i mówisz, na pewno nie zachowuj się tak jak osoba której zachowanie chcesz zmienić.
3. Mogą Cię zmusić do praktyki ale nie do wiary, możesz chodzić do kościoła ale nie konicznie musisz wierzyć w ojca boga. To, że jesteś innych przekonań w niczym nie przeszkadza abyś posłuchał innych. Oczywiście jest to pewna ucieczka od problemu niż jego rozwiązanie.
4. Rozmawiaj z ojcem konstruktywnie:
-rozpoczynaj rozmowy o wierze gdy jest to konieczne
-gdy ojciec zaczyna krzyczeć to powiedz: „przykro mi, że krzyczysz, nie chce w takiej atmosferze rozmawiać” i wyjdź z pomieszczenia bez żadnych dodatkowych słów. Rób to za każdym razem gdy podniesie głos.
-gdy obraża Ciebie lub Twoje przekonania to powiedz: „jest mi przykro, że myślisz o mnie / o moich przekonania w taki sposób”
-zawsze możesz powiedzieć: „Rozumiem, że boisz się i będę Cię kochać nie zależnie od różnicy Naszych wiar ale nie chce rozmawiać w taki sposób o tym, zmieńmy temat”, jeżeli nie zgodzi się, nie wchodź w dyskusje, zamilknij lub wyjdź z pomieszczenia.
-pamiętaj aby zawsze do niego mówić z szacunkiem i spokojem, jeżeli nie możesz to lepiej nic nie mów i wróć do rozmowy gdy przejdą Ci emocje.
5. Problemem ojca jest strach. Za mało wiem na temat powodów tego strachu ale mogą być co najwyżej 3:
-boi się opinii innych ludzi (boi się wstydzić za Ciebie)
-boi się o Ciebie, że będziesz cierpieć w wyniku braku tolerancji ze strony społeczeństwa
-boi się, że będziesz cierpieć po śmierci.
Re: Rodzina a buddyzm
Chaon, może spróbuj nie przekonywać, nie dyskutować. Rób swoją praktykę, niekoniecznie afiszując się z tym. Możesz na przykład medytować (jeżeli medytujesz) wtedy, gdy nie ma ojca. Bez nadmiernej konspiracji, żeby nie skończyć jak odludek, albo paranoik, ale przecież nie musisz praktykować na złość ojcu, czy wtedy, kiedy go to wkurza bardziej niż zwykle. Stopniowo stwarzaj okoliczności sprzyjające praktyce. Mi tu się jeszcze nasuwa jedno ze ślubowań Bodhisattwy Samantabhadry: "Zawsze pozostawać w harmonii z odczuwającymi istotami". Buddyzm to nie krucjata. Mówi się czasem, że im trudniejsze warunki praktyki, tym większe jej efekty. Pewien lama powiedział kiedyś coś w rodzaju, że jak się chce dobrych wyników w praktyce, to trzeba praktykować w jak najtrudnieszych sytuacjach.
Prawda jest taka, że zawsze trzeba zacząć od siebie. Być może niektórzy ludzie nigdy się nie przekonają do ciebie, czy twoich przekonań, ale z reguły jak dobrze praktykujesz, to stajesz się coraz lepszy, cierpliwszy i coraz lepiej nastawiony nawet do tych, którzy Cię źle traktują. Wtedy oni też zaczynają być lepiej nastawieni do otoczenia, w tym ciebie.
Co do ojca, to ojcowie są różni. Ja też nieraz chciałem mojemu wyrzucić to i owo, ale pamiętaj o jednym. Gdyby nie on, to by cię tu nie było. Może twoje życie jest nieraz ciężkie, ale to dzięki temu tu jesteś, dzięki niemu masz możliwość praktykowania i dzięki niemu masz możliwość osiągnięcia nirwany.
Jeszcze a propos twojego podstępu na forum. Ja bym był za tym, żeby nie robić takiej zadziornej partyzantki.
Podsumowując wegług mnie najlepiej nie angażuj się w wojne z ojcem. Reakcje mogą być różne, zwłaszcza na początku, ale z czasem może i on się lepiej do ciebie nastawi. Możesz spróbować też go lepiej zrozumieć - dlaczego ma takie a nie inne poglądy, co sprawiło, że jest tak ostro do twoich poglądów nastawiony. Może jest chronicznie uzależniony od gniewu, a może jest coś konkretnego, co go nerwowo nastraja. Możesz nawet zapytać (tu strzelam, bo przecież nie znam szczegółów sytuacji), co go w buddyźmie denerwuje, albo co go w tobie denerwuje. Nie musisz od razu odpowiadać na to co on ci odpowie. Jak odpowie ostro i się zestresujesz, to możesz na przykład milczeć, wysłuchać wszystkiego do końca i parę dni z tym "pochodzić". Jak przemyślisz, to może jeszcze o czymś pogadasz - lub nie. Jeżeli się będziesz wyprowadzał kiedyś, to byłoby bardzo fajnie, żebyście się ojcem akceptowali, nawet jeżeli nadal będziecie sobie nadal działać na nerwy. Byłoby super, gdybyście mogli sobie podać rękę da dowidzenia i w głębi serca życzyć na wzajem szczęścia temu drugiemu - nawet jeżeli jest upierdliwy i ma dziwne poglądy.
Prawda jest taka, że zawsze trzeba zacząć od siebie. Być może niektórzy ludzie nigdy się nie przekonają do ciebie, czy twoich przekonań, ale z reguły jak dobrze praktykujesz, to stajesz się coraz lepszy, cierpliwszy i coraz lepiej nastawiony nawet do tych, którzy Cię źle traktują. Wtedy oni też zaczynają być lepiej nastawieni do otoczenia, w tym ciebie.
Co do ojca, to ojcowie są różni. Ja też nieraz chciałem mojemu wyrzucić to i owo, ale pamiętaj o jednym. Gdyby nie on, to by cię tu nie było. Może twoje życie jest nieraz ciężkie, ale to dzięki temu tu jesteś, dzięki niemu masz możliwość praktykowania i dzięki niemu masz możliwość osiągnięcia nirwany.
Jeszcze a propos twojego podstępu na forum. Ja bym był za tym, żeby nie robić takiej zadziornej partyzantki.
Podsumowując wegług mnie najlepiej nie angażuj się w wojne z ojcem. Reakcje mogą być różne, zwłaszcza na początku, ale z czasem może i on się lepiej do ciebie nastawi. Możesz spróbować też go lepiej zrozumieć - dlaczego ma takie a nie inne poglądy, co sprawiło, że jest tak ostro do twoich poglądów nastawiony. Może jest chronicznie uzależniony od gniewu, a może jest coś konkretnego, co go nerwowo nastraja. Możesz nawet zapytać (tu strzelam, bo przecież nie znam szczegółów sytuacji), co go w buddyźmie denerwuje, albo co go w tobie denerwuje. Nie musisz od razu odpowiadać na to co on ci odpowie. Jak odpowie ostro i się zestresujesz, to możesz na przykład milczeć, wysłuchać wszystkiego do końca i parę dni z tym "pochodzić". Jak przemyślisz, to może jeszcze o czymś pogadasz - lub nie. Jeżeli się będziesz wyprowadzał kiedyś, to byłoby bardzo fajnie, żebyście się ojcem akceptowali, nawet jeżeli nadal będziecie sobie nadal działać na nerwy. Byłoby super, gdybyście mogli sobie podać rękę da dowidzenia i w głębi serca życzyć na wzajem szczęścia temu drugiemu - nawet jeżeli jest upierdliwy i ma dziwne poglądy.
- monaszi
- Senior User
- Posty: 547
- Rejestracja: wt cze 27, 2006 16:23
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen/Kwan Um
- Lokalizacja: Łódź
Re: Rodzina a buddyzm
W liście do uczennicy, która miała problem w relacjach rodzicami wyznania mojżeszowego (spór dotyczył ceremonii ślubu) DSSN Seung Sahn napisał:
<<Ty masz swoje opnie. Twoi rodzice mają swoje opinie. Twoje opninie i opninie Twoich rodziców są w konflikcie, więc macie problem. Jeżli sprawisz, że Twoje opinie znikną, wtedy nie będzie żadnego problemu. To jest zen. Wtedy Twój umysł będzie bardzo szeroki i może zadbać o opnie Twoich rodziców. Lecz gdy trzymasz się swoich opnii, to nie możesz zadbać o opnie swoich rodziców. Gdy znikną Twoje opnie, Twój umysł będzie czysty jak przestrzeń i będziesz mogła strawić każdą ideę, każdą opnię.
(...) Lecz umysł zen nie jest umysłem zen. To znaczy, jeżeli jesteś przywiązana do umysłu zen, masz problem i Twoja droga staje się bardzo wąska. Odrzucenie umysłu zen jest właściwym umysłem zen. Tylko utrzymuj pytanie "Jak najlepiej pomóc innym?"
(...)Z chwili na chwilę, jak utrzymujesz umysł-właśnie-teraz? To najważniejsze. Jeśli utrzymujesz umysł własnie-teraz, wtedy możesz utrzymywać właściwą sytuację i z chwili na chwilę pomagać innym ludziom. To się nazywa wielka miłość, wielkie współczucie i wielka droga bodhisattwy.
(...)Lecz jesteście przywiązani do zen, zatem macie tak samo wąskie idee, jakie ma Twoja matka. Porzuć ten umysł. Jeżeli pomagasz innym ludziom, wtedy dwie ceremonie, trzy ceremonie, sto ceremonii, tysiąc ceremonii jest możliwe. Czemu nie? Po pierwsze podążaj za ideami Twoich rodziców. Lecz nie gub swojego właściwego kierunku. Wtedy podążanie za ich ideami jest prawdą. Wielka droga nie ma bramy. Jeśli nie gubisz swojego kierunku i utrzymujesz szeroki umysł. który chce tylko omagać innym ludziom, to twój język nie ma kości. (..)
Nic nie jest przypadkiem ani zbiegiem okoliczności, wszystko toczy się w naturalny sposób. Tak więc o nic się nie martw! Tylko pomagaj swoim rodzicom. Jeśli masz dziecko, które dużo płacze i źle się zachowuje, daj mu cukierek. Wtedy dziecko przestanie płakać i będzie szczęśliwe. Musisz dać swoim rodzicom cukierek Dharmy. Wtedy nie będą płakać. Tylko w ten sposób możesz powoli, powoli uczyć swoich rodziców. Nie używaj słów, użyj tylko swojego działania. Jeżeli użyjesz ust, zgubisz swoją drogę. Bądź bardzo ostrożna.
Zatem co jest obowiązkiem córki? Kiedy jesteś ze swoimi rodzicami, utrzymuj w 100% umysł pomagania rodzicom. Pomaganie swoim rodzicom jest konieczne. Gdy jesteś z Peterem, w 100% utrzymuj umysł żony. Z chwili na chwilę, utrzymuj właściwą sytuację. Wtedy żadne zewnętrzne działanie nie będzie problemem. Dlaczego to robisz? Kiedy to "dlaczego" stanie się jasne, wtedy każde działanie już jest wielkim działaniem bodhisttwy. Więc nie rób z zen wąskiej drogi. Nie ma żadnej bramy, żadnej ścieżki, zatem każda droga i droga zen stają się jednym.
Jeżeli właściwie rozumiesz zen, rozumiesz swoje prawdziwe ja. Jeżeli rozumiesz swoje prawdziwe ja i jesteś chrześcijanką, wtedy właściwe chrześcijaństwo jest możliwe; jeżeli jesteś Żydówką, właściwy judaizm jest możliwy. Jeżeli komunista siedzi zen, to możliwy jest właściwy komunizm. Lecz jeśli ludzie są przywiązani do swoich opinii, to nie mogą znaleźć właściwego chrześcijaństwa, judaimu, komunizmu czy czegokolwiek.
Twoja matka stwarza wąski judaizm. Lecz Bóg stworzył wszystko. Zatem każda droga jest drogą Boga, wszystko ma boską naturę. Dlatego droga Boga jest bardzo szeroka i nie ma przeszkód. Więc gdy będziesz właściwie nauczać codziennego umysłu, wtedy może Twoja matka otworzy swój umysł i zrozumie Twoje działanie i Twój umysł. Wtedy dla Ciebie i Twojej matki, i całej Twojej rodziny nie będzie problemu.">>
<<Ty masz swoje opnie. Twoi rodzice mają swoje opinie. Twoje opninie i opninie Twoich rodziców są w konflikcie, więc macie problem. Jeżli sprawisz, że Twoje opinie znikną, wtedy nie będzie żadnego problemu. To jest zen. Wtedy Twój umysł będzie bardzo szeroki i może zadbać o opnie Twoich rodziców. Lecz gdy trzymasz się swoich opnii, to nie możesz zadbać o opnie swoich rodziców. Gdy znikną Twoje opnie, Twój umysł będzie czysty jak przestrzeń i będziesz mogła strawić każdą ideę, każdą opnię.
(...) Lecz umysł zen nie jest umysłem zen. To znaczy, jeżeli jesteś przywiązana do umysłu zen, masz problem i Twoja droga staje się bardzo wąska. Odrzucenie umysłu zen jest właściwym umysłem zen. Tylko utrzymuj pytanie "Jak najlepiej pomóc innym?"
(...)Z chwili na chwilę, jak utrzymujesz umysł-właśnie-teraz? To najważniejsze. Jeśli utrzymujesz umysł własnie-teraz, wtedy możesz utrzymywać właściwą sytuację i z chwili na chwilę pomagać innym ludziom. To się nazywa wielka miłość, wielkie współczucie i wielka droga bodhisattwy.
(...)Lecz jesteście przywiązani do zen, zatem macie tak samo wąskie idee, jakie ma Twoja matka. Porzuć ten umysł. Jeżeli pomagasz innym ludziom, wtedy dwie ceremonie, trzy ceremonie, sto ceremonii, tysiąc ceremonii jest możliwe. Czemu nie? Po pierwsze podążaj za ideami Twoich rodziców. Lecz nie gub swojego właściwego kierunku. Wtedy podążanie za ich ideami jest prawdą. Wielka droga nie ma bramy. Jeśli nie gubisz swojego kierunku i utrzymujesz szeroki umysł. który chce tylko omagać innym ludziom, to twój język nie ma kości. (..)
Nic nie jest przypadkiem ani zbiegiem okoliczności, wszystko toczy się w naturalny sposób. Tak więc o nic się nie martw! Tylko pomagaj swoim rodzicom. Jeśli masz dziecko, które dużo płacze i źle się zachowuje, daj mu cukierek. Wtedy dziecko przestanie płakać i będzie szczęśliwe. Musisz dać swoim rodzicom cukierek Dharmy. Wtedy nie będą płakać. Tylko w ten sposób możesz powoli, powoli uczyć swoich rodziców. Nie używaj słów, użyj tylko swojego działania. Jeżeli użyjesz ust, zgubisz swoją drogę. Bądź bardzo ostrożna.
Zatem co jest obowiązkiem córki? Kiedy jesteś ze swoimi rodzicami, utrzymuj w 100% umysł pomagania rodzicom. Pomaganie swoim rodzicom jest konieczne. Gdy jesteś z Peterem, w 100% utrzymuj umysł żony. Z chwili na chwilę, utrzymuj właściwą sytuację. Wtedy żadne zewnętrzne działanie nie będzie problemem. Dlaczego to robisz? Kiedy to "dlaczego" stanie się jasne, wtedy każde działanie już jest wielkim działaniem bodhisttwy. Więc nie rób z zen wąskiej drogi. Nie ma żadnej bramy, żadnej ścieżki, zatem każda droga i droga zen stają się jednym.
Jeżeli właściwie rozumiesz zen, rozumiesz swoje prawdziwe ja. Jeżeli rozumiesz swoje prawdziwe ja i jesteś chrześcijanką, wtedy właściwe chrześcijaństwo jest możliwe; jeżeli jesteś Żydówką, właściwy judaizm jest możliwy. Jeżeli komunista siedzi zen, to możliwy jest właściwy komunizm. Lecz jeśli ludzie są przywiązani do swoich opinii, to nie mogą znaleźć właściwego chrześcijaństwa, judaimu, komunizmu czy czegokolwiek.
Twoja matka stwarza wąski judaizm. Lecz Bóg stworzył wszystko. Zatem każda droga jest drogą Boga, wszystko ma boską naturę. Dlatego droga Boga jest bardzo szeroka i nie ma przeszkód. Więc gdy będziesz właściwie nauczać codziennego umysłu, wtedy może Twoja matka otworzy swój umysł i zrozumie Twoje działanie i Twój umysł. Wtedy dla Ciebie i Twojej matki, i całej Twojej rodziny nie będzie problemu.">>
10 razy upaść... 11 razy wstać
Re: Rodzina a buddyzm
Chaon,
To nie chodzi o twojego starego, to ty sam sobie to cierpienie stwarzasz.
Blogoslawiony mowil ze jak powstaje gniew to powstaje gniew.
Jak powstaje smutek to powstaje smutek
Jak powstaje klotliwosc to powstaje klotliwosc.
Mozesz byc opanowany. Mozesz dac sie porwac. Gora zeby obserwowac.
Nawet jest taka mozliwosc zeby Jak ojciec do ciebie mowi to mu nieodpowiadac,
dac sobie spokuj. Sproboj moze cos z tego wyjdzie.
Zazwyczaj jak sie przestrzega wlasciwej mowy i sila to bardziej przyjemne vipki mogo wyplynoc.
trzymaj sie i powodzenia
sorki za brak fontow
To nie chodzi o twojego starego, to ty sam sobie to cierpienie stwarzasz.
Blogoslawiony mowil ze jak powstaje gniew to powstaje gniew.
Jak powstaje smutek to powstaje smutek
Jak powstaje klotliwosc to powstaje klotliwosc.
Mozesz byc opanowany. Mozesz dac sie porwac. Gora zeby obserwowac.
Nawet jest taka mozliwosc zeby Jak ojciec do ciebie mowi to mu nieodpowiadac,
dac sobie spokuj. Sproboj moze cos z tego wyjdzie.
Zazwyczaj jak sie przestrzega wlasciwej mowy i sila to bardziej przyjemne vipki mogo wyplynoc.
trzymaj sie i powodzenia
sorki za brak fontow
"Chcemy iść łatwą drogą, ale jeżeli nie ma cierpienia, to nie ma mądrości. By dojrzeć do mądrości, musisz na swojej ścieżce naprawdę załamać się i zapłakać co najmniej trzy razy" Ajahn Chah
- macszym
- Posty: 1056
- Rejestracja: sob maja 05, 2007 21:40
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: BON
- Lokalizacja: Zlasu
Re: Rodzina a buddyzm
A gdy jest z rodzicami i z Peterem?monaszi pisze:Kiedy jesteś ze swoimi rodzicami, utrzymuj w 100% umysł pomagania rodzicom. Pomaganie swoim rodzicom jest konieczne. Gdy jesteś z Peterem, w 100% utrzymuj umysł żony.
Re: Rodzina a buddyzm
Chaon ja też mieszkam z tesciową słuchaczką Radia Maryja i nie jest tak źle,czasami pojadę z nią do Lichenia niech sobie wypocznie kobiecina może też byś wzioł ojca gdzieś w święte miejsce dla Katolików Jasna Góra, Licheń itp.Najważniejsze żebyś z nim nie walczył.A swoją drogą to masz niezłe pole do rozwoju duchowego.Pozdrawiam.
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Rodzina a buddyzm
A niedajboże z rodzicami i Peterem na spacerze...macszym pisze:A gdy jest z rodzicami i z Peterem?monaszi pisze:Kiedy jesteś ze swoimi rodzicami, utrzymuj w 100% umysł pomagania rodzicom. Pomaganie swoim rodzicom jest konieczne. Gdy jesteś z Peterem, w 100% utrzymuj umysł żony.
Pozdrawiam
/M
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
- monaszi
- Senior User
- Posty: 547
- Rejestracja: wt cze 27, 2006 16:23
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen/Kwan Um
- Lokalizacja: Łódź
Re: Rodzina a buddyzm
przepisując ten fragment miałam identyczne skojarzeniemacszym pisze:A gdy jest z rodzicami i z Peterem?
10 razy upaść... 11 razy wstać
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Rodzina a buddyzm
Czy jest jakaś różnica między pomaganiem rodzicom, a pomaganiem Peterowi (jako żona)? Pomaganie to pomaganie... wszystkim... rola jaką przyjmujemy to jedynie pewna metoda czy strategia pomagania a nie coś co nas określa i determinuje.macszym pisze:A gdy jest z rodzicami i z Peterem?monaszi pisze:Kiedy jesteś ze swoimi rodzicami, utrzymuj w 100% umysł pomagania rodzicom. Pomaganie swoim rodzicom jest konieczne. Gdy jesteś z Peterem, w 100% utrzymuj umysł żony.
- macszym
- Posty: 1056
- Rejestracja: sob maja 05, 2007 21:40
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: BON
- Lokalizacja: Zlasu
Re: Rodzina a buddyzm
Teoretycznie nie, a praktycznie... jeśli rodzice i Peter się "nie trawią" ?LordD pisze:Czy jest jakaś różnica między pomaganiem rodzicom, a pomaganiem Peterowi (jako żona)? n
- monaszi
- Senior User
- Posty: 547
- Rejestracja: wt cze 27, 2006 16:23
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen/Kwan Um
- Lokalizacja: Łódź
Re: Rodzina a buddyzm
macszym, nie da się wszystkich problemów rozwiązać teoretycznie. Zawsze znajdzie się jakieś "ale". Dlatego
Nie oczekuj, że to forum, jakaś książka, czy słowa mistrza dadzą ci rady jak żyć w każdej chwili Twojego życia. Nawet praktyka buddyjska nie da ci tego w formie gotowych odpowiedzi na każde pytanie. Ale wierzę, że dzieki niej można coraz częściej zobaczyć życie takim jakie jest, zobaczyć właściwą sytuację i działanie. Czasami to się udaje nawet mnie .DSNN Seung Sahn pisze:Z chwili na chwilę, utrzymuj właściwą sytuację.
10 razy upaść... 11 razy wstać
- macszym
- Posty: 1056
- Rejestracja: sob maja 05, 2007 21:40
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: BON
- Lokalizacja: Zlasu
Re: Rodzina a buddyzm
Nie oczekuję, doświadczam.monaszi pisze:Nie oczekuj,
- monaszi
- Senior User
- Posty: 547
- Rejestracja: wt cze 27, 2006 16:23
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen/Kwan Um
- Lokalizacja: Łódź
Re: Rodzina a buddyzm
samsara...macszym pisze:Nie oczekuję, doświadczam
Może powiedzieć rodzicom coś w tym stylu: "Biorę stronę żony/męża nie dlatego, że uważam, że ma rację. Robię tak ponieważ dobrze mnie wychowaliście, nauczyliście żeby być dobrym dla żony/męża. Od tej pory oficjalnie zawsze stanę po jej stronie, okazując wam szacunek jako dobrym rodzicom"? Albo przekonać partnera do takiej postawy? Akurat w przypadku takich konfliktów nie branie niczyjej strony stwarza więcej cierpienia, bo każda ze stron oczekuje poparcia.
Wszystkie pomysły to tylko takie gdybanie. Nie wiem czy pomocne czy nie.
Wiem, że gdy mocno praktykuję, czasami wiem jak się zachować, wiem co jest "właściwe" w konkretnej sytuacji. Bardzo często jest to niezgodne z moim lubię/nielubię, albo odczuwam strach przed konsekwencjami. Ale postępując w zgodzie z tym kierunkiem okazuje się, że tak właśnie należało zrobić. Trochę toporne to moje wyjaśnienie, nie wiem jak to ująć w słowa...
10 razy upaść... 11 razy wstać
Re: Rodzina a buddyzm
Witam Was,
a ja mam taką sytuację. Jestem z partnerem od dwóch lat. Nie mamy dzieci. Gdy się poznaliśmy nie miał nic przeciwko temu, że jestem buddystką. Wyjechaliśmy za granicę. Chciałabym tutaj praktykować w ośrodku i na tym tle pojawił się problem...Partner zgadza się tylko na wyjazd na retrit raz w roku do Polski, ponieważ wie, że tam będę z moją matką, również buddystką. Gdy wspominam o chęci pójścia na praktykę do ośrodka jest z tym duży problem. A co jeśli tam kogoś poznam? A po co to wszystko? Zajmij się lepiej rzeczywistością, a nie bujaniem w obłokach itd., itp. Radzę sobie z tym najlepiej , jak potrafię, ale moje serce jest coraz bardziej zdruzgotane, że tak to nazwę. To tak na początek, w telegraficznym skrócie...Czekam na kilka słów od Was:)
Pozdrawiam ciepło:)
a ja mam taką sytuację. Jestem z partnerem od dwóch lat. Nie mamy dzieci. Gdy się poznaliśmy nie miał nic przeciwko temu, że jestem buddystką. Wyjechaliśmy za granicę. Chciałabym tutaj praktykować w ośrodku i na tym tle pojawił się problem...Partner zgadza się tylko na wyjazd na retrit raz w roku do Polski, ponieważ wie, że tam będę z moją matką, również buddystką. Gdy wspominam o chęci pójścia na praktykę do ośrodka jest z tym duży problem. A co jeśli tam kogoś poznam? A po co to wszystko? Zajmij się lepiej rzeczywistością, a nie bujaniem w obłokach itd., itp. Radzę sobie z tym najlepiej , jak potrafię, ale moje serce jest coraz bardziej zdruzgotane, że tak to nazwę. To tak na początek, w telegraficznym skrócie...Czekam na kilka słów od Was:)
Pozdrawiam ciepło:)
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Rodzina a buddyzm
Czyli jakby partner jest o Ciebie chorobliwie zazdrosny?
Hm. Nie chcę Ci doradzać w tak delikatnej sprawie...ale wiesz, równie dobrze można powiedzieć "A po co idziesz do pracy? - jeszcze tam kogoś poznasz!"
Równie dobrze można powiedzieć, że jeżeli ktoś nie praktykuje to zajmuje się bujaniem w obłokach (zamiast obudzeniem, zajmowaniem się rzeczywistością... co jest przecież jednymi z tych rzeczy, którymi zajmuje się praktyka).
Pamiętam moja żona miała obawy, kiedy po długiej przerwie od duchowości zacząłem się zajmować buddyzmem, również po wyjeździe z Polski. Akurat była w Polsce i nie mogła mieć na mnie "oka" a kiedy dowiedziała się, że znowu wchodzę w duchowe klimaty była zaniepokojona. Niebezpodstawnie, bo moja przeszła "duchowość" nie skończyła się zbyt ciekawie (dlatego ją porzuciłem). Akurat miałem sytuację inną, ale w końcu żona do mnie dotarła, ja dalej praktykowałem a ona dalej była nieco zaniepokojona...może do czasu kiedy zaczęła ze mną medytować - z ciekawości. Był to dla mnie okres Diamentowej Drogi. Mojej żonie ta praktyka, mimo iż robiła ją jakiś czas niezbyt pasowała, poza tym moje neofickie zachowanie i upierdliwości, które musiała w związku z tym znosić niezbyt działały na moją korzyść. Jednocześnie jednak widziała, że poza tym nic specjalnie złego mi się nie dzieje i poprzez to, zaniepokojenie ją odpuściło. Co nie znaczy, że mój "diamentowy hurraoptymizm" nieraz jeszcze wywoływał między nami spięcia.
Więc jakby zapytałbym - czy Twoja praktyka, to co się z Tobą dzieje na co dzień - czy jest coś z Tobą nie tak? Jeżeli nie, na jakiej podstawie mówić, że Twoja praktyka jest niekorzystna. A więcej, jeżeli Twoja praktyka sprawia, że jesteś mniej zestresowana, mniej agresywna, bardziej otwarta, bardziej rozumiejąca - nawet w nieznacznym stopniu jakaś dobra zmiana jest - to dlaczego mówić, że "bujasz w obłokach i nie zajmujesz się rzeczywistością"? Tak więc jakby, osoba, która mówi jak Twój partner, mówi bezpodstawnie. Skąd wie, że praktyka to bujanie w obłokach, można by zapytać? Przecież nie praktykuje - jedynie co ma, to to co o tym myśli, a nie to, co wie ze swojego doświadczenia, skoro nie praktykuje - to co ma, to najwyżej to, jak może zobaczyć jak praktyka wpływa na Ciebie. Jeżeli pozytywnie - to w czym problem? Że kogoś poznasz? Czyli masz siedzieć zamknięta w domu, bo poznać, to możesz kogoś w pracy, albo w drodze do pracy, albo w drodze z pracy albo w pubie z koleżankami - w wielu, wielu miejscach A jak jedziesz spotkać się z mamą w Polsce na retrit, to nikogo nie możesz poznać? Spędzasz retrit duo ze swoją mamą tylko? Czy partnerstwo polega na chorobliwym kontrolowaniu się na wzajem?
Takie pytania mi się pojawiają w tym kontekście.
Hm. Nie chcę Ci doradzać w tak delikatnej sprawie...ale wiesz, równie dobrze można powiedzieć "A po co idziesz do pracy? - jeszcze tam kogoś poznasz!"
Równie dobrze można powiedzieć, że jeżeli ktoś nie praktykuje to zajmuje się bujaniem w obłokach (zamiast obudzeniem, zajmowaniem się rzeczywistością... co jest przecież jednymi z tych rzeczy, którymi zajmuje się praktyka).
Pamiętam moja żona miała obawy, kiedy po długiej przerwie od duchowości zacząłem się zajmować buddyzmem, również po wyjeździe z Polski. Akurat była w Polsce i nie mogła mieć na mnie "oka" a kiedy dowiedziała się, że znowu wchodzę w duchowe klimaty była zaniepokojona. Niebezpodstawnie, bo moja przeszła "duchowość" nie skończyła się zbyt ciekawie (dlatego ją porzuciłem). Akurat miałem sytuację inną, ale w końcu żona do mnie dotarła, ja dalej praktykowałem a ona dalej była nieco zaniepokojona...może do czasu kiedy zaczęła ze mną medytować - z ciekawości. Był to dla mnie okres Diamentowej Drogi. Mojej żonie ta praktyka, mimo iż robiła ją jakiś czas niezbyt pasowała, poza tym moje neofickie zachowanie i upierdliwości, które musiała w związku z tym znosić niezbyt działały na moją korzyść. Jednocześnie jednak widziała, że poza tym nic specjalnie złego mi się nie dzieje i poprzez to, zaniepokojenie ją odpuściło. Co nie znaczy, że mój "diamentowy hurraoptymizm" nieraz jeszcze wywoływał między nami spięcia.
Więc jakby zapytałbym - czy Twoja praktyka, to co się z Tobą dzieje na co dzień - czy jest coś z Tobą nie tak? Jeżeli nie, na jakiej podstawie mówić, że Twoja praktyka jest niekorzystna. A więcej, jeżeli Twoja praktyka sprawia, że jesteś mniej zestresowana, mniej agresywna, bardziej otwarta, bardziej rozumiejąca - nawet w nieznacznym stopniu jakaś dobra zmiana jest - to dlaczego mówić, że "bujasz w obłokach i nie zajmujesz się rzeczywistością"? Tak więc jakby, osoba, która mówi jak Twój partner, mówi bezpodstawnie. Skąd wie, że praktyka to bujanie w obłokach, można by zapytać? Przecież nie praktykuje - jedynie co ma, to to co o tym myśli, a nie to, co wie ze swojego doświadczenia, skoro nie praktykuje - to co ma, to najwyżej to, jak może zobaczyć jak praktyka wpływa na Ciebie. Jeżeli pozytywnie - to w czym problem? Że kogoś poznasz? Czyli masz siedzieć zamknięta w domu, bo poznać, to możesz kogoś w pracy, albo w drodze do pracy, albo w drodze z pracy albo w pubie z koleżankami - w wielu, wielu miejscach A jak jedziesz spotkać się z mamą w Polsce na retrit, to nikogo nie możesz poznać? Spędzasz retrit duo ze swoją mamą tylko? Czy partnerstwo polega na chorobliwym kontrolowaniu się na wzajem?
Takie pytania mi się pojawiają w tym kontekście.
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Rodzina a buddyzm
Czytając ten wątek mam wrażenie, że ludzie, którzy mają problem z zaakceptowaniem buddyzmu przez ich bliskich, maja problem z swoją samooceną, stawianiem zdrowych granic, własną tożsamością, i wielu innych nieuświadomionych czynnikach, które wpływają na ich życie, tutaj żadne rady nie pomogą trzeba, albo samemu popracować nad swoja osobowością, wzmocnić ją, albo udać się do psychoterapeuty. Ktoś wsześniej napisał, że Buddyzm jest religią pokojową, co to znaczy, że jest pokojowy, czyli jak ktoś chce cię zabić, zranić, skrzywdzić to nie reagujesz, a jeżeli zareagujesz i skrzywdzisz, zranisz, zabijesz to co nadal jest to pokojowe. Dzisiaj rozpowszechnił się ideał buddysty uśmiechniętego, miłego świętoszka, ale to niepełny obraz, buddyzm wniknął bardzo głeboko w sztuki walki czy to chińskie, czy japońskie i tam zaadapotował swoją siłę i mądrość, która spowodowała, że wojownicy byli bardziej skuteczni w walce, i oni nie mają wiele wspólnego z współczesnym obrazem buddysty, przykładem niech będą mistrzowie japońscy tacy jak Izasa Choisai Ineao czy Tsukahara Bokuden.
Do Diakeny
Rada od mnie, albo psychoterapia, albo uświadomienie sobie dzięki autoanalizie, co spowodowało, że masz problem z tym, że twój facet nie akceptuje twojego rozwoju, może być to błacha sprawa, albo czubek góry lodowej.
W każdym razie pozdrawiam i życze powodzenia
Do Diakeny
Rada od mnie, albo psychoterapia, albo uświadomienie sobie dzięki autoanalizie, co spowodowało, że masz problem z tym, że twój facet nie akceptuje twojego rozwoju, może być to błacha sprawa, albo czubek góry lodowej.
W każdym razie pozdrawiam i życze powodzenia
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Rodzina a buddyzm
Wątek sztuk walki w buddyzmie w ateneum.
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Rodzina a buddyzm
Wygląda na to, że twój mąż jest o ciebie zazdrosny. Kto wie, może znajdziesz sobie lepszego partnera, buddystę, z którym będziesz się idealnie dogadywać, a on pójdzie w odstawkę. Stąd prawdopodobnie jego niechęć buddyjskiej praktyki.
Oczywiście niechęć ta może być też zwykłym lekceważeniem, sam się z tym często spotykam, że ludzie traktują ten mój buddyzm jakby to było jakieś dziwne hobby, jakieś iluzje nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, z życiem.
Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie jak bardzo ci na nim zależy i adekwatnie do tego zadziałać. Być może wystarczy po prostu aby poczuł się bezpiecznie, a lekceważący stosunek do buddyzmu zniknie.
Oczywiście niechęć ta może być też zwykłym lekceważeniem, sam się z tym często spotykam, że ludzie traktują ten mój buddyzm jakby to było jakieś dziwne hobby, jakieś iluzje nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, z życiem.
Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie jak bardzo ci na nim zależy i adekwatnie do tego zadziałać. Być może wystarczy po prostu aby poczuł się bezpiecznie, a lekceważący stosunek do buddyzmu zniknie.
- sugarglider
- Posty: 192
- Rejestracja: czw lis 26, 2009 22:41
- Tradycja: Dzogczen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Rodzina a buddyzm
Odnoszę wrażenie, że tu faktycznie nie chodzi o buddyzm, a o poczucie niepewności i kiełkującą z tego zazdrość. Mogę mówić w zasadzie na podstawie swojego doświadczenia - mój były mąż nie chciał mi pozwolić wyjechać w odwiedziny do dziadków na wieś. "Bo jeszcze kogoś spotkasz!" Słowo "były" pokazuje niestety, że cała sprawa nie potoczyła się dobrze. To znaczy - zależy pod jakim kątem patrzeć, bo w sumie, oceniając teraz, potoczyła się fantastycznie.
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Rodzina a buddyzm
Diakena, spójrz na to od innej strony, od strony nauk buddyjskich.diakena pisze:Radzę sobie z tym najlepiej , jak potrafię, ale moje serce jest coraz bardziej zdruzgotane, że tak to nazwę.
Jeżeli całkiem serio przyjmujesz, że lgnięcie (przywiązanie) daje na wyjściu cierpienie i z tego powodu zostaje zaliczone do tzw. trucizn umysłu, to prędzej czy później, sprowadzając teorię i praktykę medytacyjną do poziomu codziennego życia, widzisz, jak ten mechanizm tworzenia cierpień działa w miejscu, w którym funkcjonujesz na co dzień.
Lęk przed zmianą, z punktu widzenia samsarycznych uwikłań, wydaje się być bardzo powszechną reakcją. Jeśli zapytać, co powoduje ten lęk, to właśnie to: tendencja do lgnięcia, do zatrzymywania - do cierpienia, gdy okazuje się, że zatrzymać nie można. Nie dlatego nie można, że ktoś ma złą wolę, dlatego, że wszystko jest w nieustannym ruchu i ciągle się zmienia. Z buddyjskiego punktu widzenia iluzją jest istnienie miejsc, sytuacji i ludzi chroniących raz na zawsze przed zmianą. A skoro tak, to jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się praca z własnym stosunkiem do zmiany. Z własnym, bo z cudzym nie za bardzo można. Badacz zwrócił już na to uwagę: to, że Twój partner czegoś nie akceptuje to jedno, a drugie, to jak Ty na tę jego nieakceptację reagujesz. Jeśli Cię to w jakiś sposób zaburza, praktyczniej jest zająć się sobą. I zobaczyć, co z tego wyniknie. Takie jest moje zdanie.
Nie myśl, że podobnych problemów nie mają buddyjskie pary, bo też mają. Niby wie się to samo, a jednak każdy wie tak, jak mu wygodniej na dany moment. Owszem, w ostateczności można usiąść na poduszce i zamknąć tym buzię sobie czy partnerowi w najbardziej kłopotliwym momencie, ale poduszka nie wyczaruje schronienia w czymś, w czym schronić się nie da, więc zmian nikt nie uniknie, wszyscy muszą sobie z nimi poradzić, również buddyści. Tyle wynika z mojego własnego doświadczenia.
Pozdrawiam, wierzę, że dasz radę
gt
- Dorota
- Posty: 427
- Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
- Lokalizacja: Łódź
Re: Rodzina a buddyzm
ja mysle ze warto byloby wypracowac jakis kompromis z partnerem, typu, chodzisz na spotkania shangi raz w tygodniu, ale tez raz w tygodniu masz z partnerem romantyczny wieczor tylko dla was.
w mojej opinii skupianie sie tylko na swoich potrzebach moze do niczego nie doprowadzic, no chyba ze nie chcesz dluzej byc ze swoim partnerem, jesli chcesz z nim byc to musiscie zaczac o tym rozmawiac, takze o tym ze np Twoj partner sie boi ze go zostawisz i czemu sie tego boi, no i dojsc do jakiegos wspolnego, dobrego dla was oboje rozwiazania.
pozdrawiam i mam nadzieje ze wam sie uda przejsc przez takie zawirowania i umocnic zwiazek
w mojej opinii skupianie sie tylko na swoich potrzebach moze do niczego nie doprowadzic, no chyba ze nie chcesz dluzej byc ze swoim partnerem, jesli chcesz z nim byc to musiscie zaczac o tym rozmawiac, takze o tym ze np Twoj partner sie boi ze go zostawisz i czemu sie tego boi, no i dojsc do jakiegos wspolnego, dobrego dla was oboje rozwiazania.
pozdrawiam i mam nadzieje ze wam sie uda przejsc przez takie zawirowania i umocnic zwiazek
Lacho calad! Drego morn!
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Rodzina a buddyzm
Wybacz, ale kompromisy na zasadzie ustalania warunków to jest najgorsze co może być. Taka ma intuicja.Dorota pisze:ja mysle ze warto byloby wypracowac jakis kompromis z partnerem, typu, chodzisz na spotkania shangi raz w tygodniu, ale tez raz w tygodniu masz z partnerem romantyczny wieczor tylko dla was.
- lepsze
- ex Moderator
- Posty: 1896
- Rejestracja: ndz paź 16, 2005 21:52
- Tradycja: Brak
- Lokalizacja: Toruń
Re: Rodzina a buddyzm
Życie to same kompromisy
"Rozkradzione krople
jej skóra
czyni wodę wiosną. "
by Har Dao _/|\_
jej skóra
czyni wodę wiosną. "
by Har Dao _/|\_
- Dorota
- Posty: 427
- Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
- Lokalizacja: Łódź
Re: Rodzina a buddyzm
LordD mysle to jest dobre rozwiazanie, bo ma duzą szanse sie sprawdzic w praktyce;)
Lacho calad! Drego morn!
- Diamentum
- Posty: 1026
- Rejestracja: ndz mar 30, 2014 07:10
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Szkoła Zen Kwan Um
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Rodzina a buddyzm
Odświeżam ten temat bo porusza ważną sprawę. I delikatną. Coraz częściej postrzeganą przeze mnie jako sytuację patową, pomimo prób rozmowy, wpasowywania się, bycia otwartym. Oczywiście chodzi o rozdźwięk jaki powstaje w partnerstwie mieszanym (buddyzm kontra nie-buddyzm). A zaistniał on u nas dość nagle. Nie tkwi we mnie, choć jestem jego źródłem. Dostrzegam to i mi zależy, więc zastanawiam się co jeszcze można zrobić by pomóc tej drugiej osobie zrozumieć nieszkodliwość zaistniałej sytuacji. Rozmowa, zapewnienie, wsparcie emocjonalne i jego potwierdzanie, zaproszenie 'chodź ze mną'. Nawet jeśli pojawia się zrozumienie to jest ono powierzchowne i szybko ustępuje miejsca negatywnym emocjom i wkręcaniu chorych filmów. Wyczytałam gdzieś o oczyszczaniu atmosfery oddechem - wdychając łapiemy to co 'złe', a wydychając wypuszczamy to co 'dobre'. Yyy, jakoś nie działa Może więc znacie z autopsji jakiś inny sposób albo jakieś inne czary mary Cokolwiek.
Z drugiej strony - próbować, próbować, próbować. Lecz... działać w harmonii ze sobą, a działać dla dobra innych naruszając harmonię. Gdzie jest granica?
Pozdrawiam,
diamentum
Z drugiej strony - próbować, próbować, próbować. Lecz... działać w harmonii ze sobą, a działać dla dobra innych naruszając harmonię. Gdzie jest granica?
Pozdrawiam,
diamentum
- Rafus
- Posty: 846
- Rejestracja: śr maja 02, 2007 15:51
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: wrodzony umysł (Tibet)
Re: Rodzina a buddyzm
??? bałbym się takiej praktyki, skąd ona? ja trenowałem coś podobnego, ale w inny sposób (wibracje światła w ciele, biała energia chi gromadzona w podbrzuszu i potem jej uwalnianie na zewnątrz)Diamentum pisze:Wyczytałam gdzieś o oczyszczaniu atmosfery oddechem - wdychając łapiemy to co 'złe', a wydychając wypuszczamy to co 'dobre'. Yyy, jakoś nie działa