
Nie ty jednamonaszi pisze:(mam trudności w znajdowaniu najtrafniejszych słów)

Moderator: iwanxxx
Nie ty jednamonaszi pisze:(mam trudności w znajdowaniu najtrafniejszych słów)
Chyba monaszi chodziło o kierunek - i jest mi to uczucie dobrze znane - kiedy zacząłem praktykować pod okiem dobrych nauczycieli, nagle rozjaśniło się bardzo wiele rzeczy.KROOLIK pisze:aha, no i- Droga Monaszi- w czym kraul lepszy od pieska jesli mowisz ze nie liczy sie meta?? nie rozumiem twojego przekazu
Chyba mamy tych samych nauczycieliiwanxxx pisze:Chyba monaszi chodziło o kierunek - i jest mi to uczucie dobrze znane - kiedy zacząłem praktykować pod okiem dobrych nauczycieli, nagle rozjaśniło się bardzo wiele rzeczy.
tak, bardzo sobie cenie- choc moge byc tylko raz na tydzien-dwa na praktyce niedzielnej- porannej. wieczory w tygodniu mam zajete.iwanxxx pisze: PS. Kroolik - zaczynałeś praktykę w krakowskim ośrodku? Pojawiasz się tam jeszcze? Spotkałeś się z nauczycielem?
Praktykuję samotnie. Co mi grozi?Nezz pisze:Cytat:
Chciałbym usłyszeć Wasze opinie w pewnej kwestii: czy powinno się praktykować zen samemu, z książek i bez kontaktu z grupą.
Wg. mnie można sobie tylko w ten sposób zaszkodzić, lepiej nie zaczynać samemu, nawet liczenia oddechów. Wink Jak ktoś mieszka daleko od ośrodka, a chce praktykować zen, to oczywiście może na własne ryzyko rozpocząć "praktykę", ale musi wiedzieć, że "praktykując" na własną rękę do niczego nie dojdzie. Lepiej już więc nie zaczynać.
Kiedy skumasz co Tobie grozi, owo pytanie nie będzie miało znaczenia, jak każe pytanie w tym momencie - momencie śmierci.matman pisze:Praktykuję samotnie. Co mi grozi?![]()
To jesteś wyjątkiem w ramach reguły, bo cała reszta istot ludzkich ma naturę buddymatman pisze:Dodam jeszcze, że mam naturę buntownika i samotnika![]()
1) przywiązanie do radości wynikającej z medytacjimatman pisze:Praktykuję samotnie. Co mi grozi?
Chodzi o Kaisena ?zenza pisze:chwała nadzwyczajnemu patriarsze Kaisanowi
mistrz jest po to zeby Ci przywalic kijem kiedy myslisz ze juz tego nie potrzebujeszMaverick pisze:Odnośnie samego tematu wątku - jeśli dobrze rozumiem to mistrz jest po to, aby pilnować żebyśmy nic nie osiągnęli, czy tak?
abyśmy nie myśleli, że coś osiągneliśmy. Abyśmy nie przywiązywali się do własnych poglądów i opinii. Nie trwali w zadufaniu - mam takie wielkie zrozumienie, nic więcej już nie potrzebuję. Umysł cżłowieka ma tendencję do tego aby czegoś się trzymać. Mistrz używa każdego środka aby nie pozwolić umysłowi trzymać się czegokolwiek. Gdy umysł niczego się nie trzyma jest w stanie widzieć rzeczy takimi jakie są.Maverick pisze:mistrz jest po to, aby pilnować żebyśmy nic nie osiągnęli
Idź zapytać mistrzaMaverick pisze:jeśli dobrze rozumiem to mistrz jest po to, aby pilnować żebyśmy nic nie osiągnęli, czy tak?
No to przecież mówię.monaszi pisze:Mistrz jest po to, aby pilnować, żebyśmy osiągneli nic
monaszi pisze:osiągneliśmy; osiągneli
gdyż moja relacja może być zabarwiona przez moje postrzeganie i opinie, a mowa jest o bardzo subtelnych różnicach znaczeniowych, które jednocześnie IMHO są fundamentalne.booker pisze:Idź zapytać mistrza
Tylko, że czasami odnosi się do czego innegoMaverick pisze:Nasze rozumienie jest takie samo.
W moim rozumieniu chodzi o to, żeby zmieniać się w taki sposób aby nie robić z tego wielkiej sprawy. Bo z punktu widzenia innego człowieka może się zmienić nasze zachowanie i postawa, możemy się stać bardziej uprzejmi, spokojniejsi, życzliwsi, ale jeśli widać te zmiany z punktu widzenia samego praktykującego, jeśli przynosi to korzyści medytującemu i medytujący je widzi to jest to droga prowadząca wprost do piekła bowiem nie jesteśmy w tym momencie życzliwi dla innych tylko dla siebie, spokój osiągamy dla zdobycia uznania a nie po to, żeby nikogo nie krzywdzić. Tym sposobem cokolwiek osiągamy i tak kręci się to wokół nas.booker pisze:Tylko, że czasami odnosi się do czego innego
Co to oznacza "żebyśmy nic nie osiągnęli" ?
osiągnąć wszystko - wszystkiego nie osiągnąćMaverick pisze:osiągnąć nic - nic nie osiągnąć
...jedyność, słuszność, racyjność, itd...booker pisze:Maverick, czy chodzi Ci o to,że mistrz jest po to, żeby pilnował aby uczniowi nie urosła duma, pycha, zarozumiałośc, wszechmędrkowość, najmojszość, wszechwizdenie i podobne tak ?
Dobra, pytanie jest takie - dlaczego uczeń, skoro już wie, że wspomniane przywary są wadami, sam nie postara się w tym siebie przypilnować a z mistrza skorzystać, kiedy naprawdę będzie miał poważny problem ?Maverick pisze:...jedyność, słuszność, racyjność, itd...booker pisze:Maverick, czy chodzi Ci o to,że mistrz jest po to, żeby pilnował aby uczniowi nie urosła duma, pycha, zarozumiałośc, wszechmędrkowość, najmojszość, wszechwizdenie i podobne tak ?
Tak.![]()
bo to samsara.booker pisze:Dobra, pytanie jest takie - dlaczego uczeń, skoro już wie, że wspomniane przywary są wadami, sam nie postara się w tym siebie przypilnować a z mistrza skorzystać, kiedy naprawdę będzie miał poważny problem ?
Dopóki ma umysł herbata jest dla niego za gorąca.booker pisze:Dobra, pytanie jest takie - dlaczego uczeń, skoro już wie, że wspomniane przywary są wadami, sam nie postara się w tym siebie przypilnować a z mistrza skorzystać, kiedy naprawdę będzie miał poważny problem ?
Wiedzieć co trzeba robić a robić to, są to sprawy podobne ale jest różnica w myśleniu o robieniu a robieniu tego.Maverick pisze:Skoro się nie pilnuje to znaczy, że nie wie. Jeśliby naprawdę wiedział to by się pilnował.
A! Wiem, o czym mówisz. Hmmm... Bo nie dostrzega nic złego w dumie, arogancji, przemądrzałości, itd...? Bo nie widzi swojej dumy, arogancji i zarozumialstwa...? Bo nie utożsamia siebie z dumą, arogancją i zarozumialstwem...? Sądzi, że to dotyczy tylko innych, nie dopuszcza myśli, że on może mieć z tym coś wspólnego...? Czyli generalnie traktuje wskazania jak narzędzie potwierdzania swojej wyjątkowości...? A tym samym odrębności...? I nie bierze na poważnie wniosków mówiących, że życie jest cierpieniem i dotyczy wszystkich...? Wyłącza z tej zasady siebie...? Z czego może wynikać, że ma słabo rozwiniętą umiejętność samoobserwacji...? A ma słabo rozwiniętą umiejętność samoobserwacji bo nigdy jej nie ćwiczył...? A nie ćwiczył dlatego, że może umiejętność zastanowienia nad sobą nigdy nie była mu potrzebna, co oznacza, że nie doświadczył w swoim życiu przykrości i niepowodzeń, czego powodem może być zebranie wielu zasług w poprzednich życiach...? :mrgreen:booker pisze:Ja pytałem, dlaczego nasz hipotetyczny uczeń wie, ale nie robi, tylko chce, żeby ktoś za niego robił (czyli pilnował go)
a on sam nie będzie się pilnował, bo sądzi, że od tego, żeby go pilnować jest mistrz
Nie ma problemu, prawo przyczyny i skutku jest bardzo jasne, tak więc cierpienie naszego hipotetycznego ucznia również wkrótce stanie się jasne, aczkolwiek hipotetycznie, tylko, ponieważ wcale nie musi czekać na tego "życiowego kopa", którego skutki mogą być opłakane,a kopnąć się samemu i zakasać rękawy. A jak nie rozumie czegoś z Dharmy to uda się do mistrza.Maverick pisze:Moim zdaniem wyjściem z takiej sytuacji jest większe cierpienie. Żeby móc się od dna odbić najpierw trzeba do niego dotrzeć.
A jak będzie sądził, że rozumie, to tym bardziejbooker pisze: A jak nie rozumie czegoś z Dharmy to uda się do mistrza.![]()
Pozdrawiamopowiastka pisze: Pewnego razu uczeń przyszedł do mistrza zen Hyang Bonga i powiedział:
- Mistrzu, naucz mnie proszę, Dharmy.
Hyang Bong powiedział:
-Przykro mi, ale moja Dharma jest bardzo droga.
- Ile kosztuje ?
- A ile możesz zapłacić?
Uczeń włożył rękę do kieszeni i wyjął kilka monet.
-To wszystkie pieniądze, jakie mam.
- Nawet gdybyś ofiarowali mi bryłę złota wielką jak góra - powiedzial Hyang Bong - moja Dharma byłaby wciąż zbyt droga.
Tak wiec uczeń odszedł by mocno praktykować zen. Po kilku miesiącach wytrwałego treningu wrócił do Hyang Bonga i powiedział :
- Mistrzu, oddam ci moje życie, będę robił wszystko, co mii każesz, będę twoim niewolnikiem. Proszę naucz mnie.
Hyang Bong powiedział:- Nawet gdybyś ofiarował mi tysiąc żywotów moja Dharma byłaby nadal zbyt droga.
Uczeń odszedł bardzo przygnębiony. Po kilku miesiącach
surowego treningu powrócił i powiedział: Oddam ci mój umysł. Czy teraz będziesz mnie uczył ?
Hyang Bong powiedział:- Twój umysł to wiadro cuchnących śmieci ! Nie miałbym z niego żadnego pożytku. Nawet gdybyś ofiarował mi dziesięć tysięcy umysłów, moja Dharma byłaby nadal zbyt droga.
Uczeń ponownie odszedł i cwiczył wytrwale. Po pewnym
czasie zrozumiał, że cały wszechświat jest pusty. Powrócił wiec do mistrza i powiedział:
- Teraz rozumiem jak droga jest twoja Dharma.
Hyang Bong rzekł: - Jak droga ?
Uczeń krzyknął:- KAAATZ !
Hyang Bong powiedział:- Nie, nie, ona jest droższa niż to.
Tym razem uczeń odszedł całkowicie zdezorientowany i pogrążony w rozpaczy. Poprzysiągł, ze nie pójdzie do mistrza, dopóki nie osiągnie doskonałego przebudzenia. W końcu przyszedł ten dzień i uczeń powrócił.
- Mistrzu, teraz na prawdę rozumiem: niebo jest niebieskie, trawa jest zielona.
- Nie, nie, nie - odparł Hyang Bong - moja Dharma jest nawet droższa od tego...
Uczeń wpadł w furie:- Już zrozumiałem ! Nie potrzebuje twojej Dharmy, możesz sobie ja wziąć i wsadzić do dupy !
Hyang Bpong roześmiał się. To jeszcze bardziej rozzłościło ucznia. Właśnie wtedy, gdy przekraczał próg, Hyang Bong zawołał do niego:
- Hej, Ty !
Uczeń odwrócił głowę...
- Nie zgub mojej Dharmy ! - powiedział Hyang Bong.
Usłyszawszy te słowa, uczeń osiągnął oświecenie.
booker pisze:booker napisał/a:
A jak nie rozumie czegoś z Dharmy to uda się do mistrza.
A jak będzie sądził, że rozumie, to tym bardziej
Chodziło o to, że kontynuowałem poprzednią wypowiedź.jerez pisze: hehheebooki cytujesz samego siebie juz ?
:twisted:
Cóż, pięknie się czyta te słowa i pięknie się myśli-o-tymChaon pisze:Ci wielcy mistrzowie wiele razy mówili swoim uczniom, że nie mają żadnej Dharmy aby im przekazać, karcili ich że niepotrzebnie szukają jej w ich klasztorach zamiast po prostu dać umysłom odpocząć i niczego więcej nie poszukiwać. Nauczali oni, że aby osiągnąć oświecenie człowiek powinien jedynie nauczyć się nie zatrzymywać swojego umysłu na niczym, nie dopuszczać by to czego doświadcza wywoływało w nim myśli, by nie postrzegać dualistycznie. Mówili że nawet buddowie nie doprowadzą nikogo do oświecenia, koniec końców każdy musi sam przemienić swoje postrzeganie.
Widzisz, to rozumienie zjada samo siebie.Chaon pisze:Jeśli wielcy mistrzowie z dawnych wieków nauczają, że mamy niczego nie poszukiwać, do niczego się nie przywiązywać a jedynie ćwiczyć swój umysł aby pozostawał w doskonałym spokoju i nieporuszeniu, to czemu sangha miałaby być konieczna?
Powyżej booker wkleił opowieść, a w niej:Chaon pisze:Ci wielcy mistrzowie wiele razy mówili swoim uczniom, że nie mają żadnej Dharmy aby im przekazać,
Hyang Bong pisze:Nawet gdybyś ofiarowali mi bryłę złota wielką jak góra - powiedzial Hyang Bong - moja Dharma byłaby wciąż zbyt droga.
Chaon pisze:(...) karcili ich że niepotrzebnie szukają jej w ich klasztorach zamiast po prostu dać umysłom odpocząć i niczego więcej nie poszukiwać.
No to w końcu jak - ćwiczyć czy dać odpocząć?Chaon pisze:Jeśli wielcy mistrzowie z dawnych wieków nauczają, że mamy niczego nie poszukiwać, do niczego się nie przywiązywać a jedynie ćwiczyć swój umysł aby pozostawał w doskonałym spokoju i nieporuszeniu, to czemu sangha miałaby być konieczna?
Imho pytanie brzmi bardziej: "czy można czytać jak ktoś tysiąc lat temu jadł kurczaka zamiast jeść kurczaka?"Chaon pisze:Ja oczywiście uznaję traktowanie mistrzów, choćby tych zmarłych 1000 lat temu jako swoją sanghę, jednak jeśliby rozszerzyć definicję sanghi do takiego zakresu to wcześniej wspomniana konfrontacja przestaje mieć sens, zupełnie jak pytanie "czy można jeść kurczaka zamiast jeść mięso?".