A u mnie to było tak.
Za gówniarza interesowałem się religiami, chodziłem do kościoła, nie tylko katolickiego, dużo czytałem - wszystkiego, dużo też było wspomagania rożnymi magicznymi przedmiotami typu te co rosną sobie na łące pod górą Chełmiec i tymi które się kupuje w bramie. Był tam tez Budda i buddyzm ale mnie bardziej rajcowały czakry, szamanizm, kundalinijoga itp.I tak to szło pare latek, zrobił się pożądny kogielmogiel i skończyło się na tygodniowej praktyce czerwonych tabletek w budynku bez klamek, później kilka lat spokoju z jakąkolwiek "praktyką" duchową. Bóg sobie w tym wszystkim dalej gdzieś siedział ale teorie na jego temat, hm, nieco samoistnie poczęły się rozpływać, pozostawało tylko uczucie "czegś tam u góry" czasem swojskie modlitwy w stanach podwyższonego kryzysu, ogólnie wychodziłem "na swoje" więc było ok. Jednak duchowość w szerokim tego słowa znaczeniu omijałem od teraz jeszcze szerszym łukiem.
Aż tu pewnego dnia po latach wychodzę z baru zadzwonić do przebywającej za granicami pani mego serca a po skończonej rozmowie co nieco zaczyna mi skrzypieć.....skrzypieć poczęło i "coś mnie we środku poczęło popychać do działania", pojawiło się słowo "buddyzm". Począłem oczywiście od internetu, tu przedzierając się przez sitowie nagle strona
www.tipitaka.pl (wówczas inaczej się nazywała, btw. pozdrawiam w pokłonie Twórców).
Cóż - to było to. Krok następny - ośrodek buddyjski - no pech chciał że linia tybetańska, no. 8)
W między czasie pani mego serca pamiętając me wcześniejsze schizy* trwożyła się mocno, więc to nie był mej pani lekki temat, zwłaszcza będącej oddalonej o 1500KM tak więc bez szansy na osobiste doświadczanie tego "co ja w ogóle robie."
No ale nie było "to tamto" - od początku wiedziałem iż to jest to, oddałem się bez reszty praktyce - zaskoczyło i tak tkwie w tym do teraz :lol:
Szczerze powiedziawszy w tamtym okresie, po podjęciu decyzji o praktyce, jeżeli ktoś by mnie oddalał od niej - na niewiele by się to zdało, a byli tacy chętni

.
Za silne uczucie w sercu jest, na władze nie poradze :lol:
Pozdrawiam
/M
* schizy - (ok. przyznam się,

wg. psychiatrów wykryto u mnie schizofrenie paranoidalną - ale tylko objawową, to znaczy lekarz jasno stwierdził iż to jest powód narkotyków (psyloscybiny i thc) - nie faktyczna choroba, jednak objawy nie ustąpiły po tygodniowym "Nyndro"** na tabletkach, którymi leczy się kliniczne chorych, trwały jeszcze czas długi, w sumie to osobna hisoria )
**Nyndro (Ngondro) - system praktyk oczyszczających w buddyzmie tybetańskim.