@greentea
Odniosę się do tego w dwóch wymiarach: kwestii dopuszczalności i kryteriów oceny zachowań kierownictwa sangi oraz kwestii podejmowania działań, gdy stwierdza się nieprawidłowości.
nie stosuje się kategorii winy w takim sensie, jak jest ona rozumiana na poziomie konwencji
Jeśli chodzi o dopuszczalność i kryteria oceny zachowań kierownictwa sangi, to trzeba pamiętać, że czym innym jest zaobserwowanie niewłaściwego postępowania szeregowego członka sangi, a czym innym - osób z jej kierownictwa. W tym pierwszym przypadku można próbować skupić się na tym, co w tej osobie dobre i wartościowe, ewentualnie zastanowić się, jakie problemy czy wewnętrzne rozterki mogły stać się przyczyną nieodpowiednich czynów i sprawdzić, czy nie możemy pomóc, z całym współczuciem i miłującą dobrocią. Można uznać, że ten człowiek krzywdzi przede wszystkim siebie, a zakres jego negatywnego oddziaływania na otoczenie jest niewielki i łatwy do opanowania, szczególnie w zdrowym środowisku. W drugim przypadku skutki negatywnych czynów są znacznie bardziej rozległe i mogą wiązać się z krzywdą wielu osób. W tej konkretnej sytuacji mówimy o człowieku zarządzającym dużą organizacją (kilkanaście tysięcy mnichów, ponad półtora tysiąca świątyń) - człowieku, który decyduje o wielu wewnętrznych sprawach sangi (m.in. rozdział środków finansowych, decyzje personalne, proces szkolenia mnichów, kierunki działalności), a także reprezentuje ją na zewnątrz (w kontaktach z przedstawicielami innych sang i kościołów, dyplomatami, politykami, zleceniobiorcami). Dopuszczenie się przez niego kłamstw, przekupstwa, defraudacji środków finansowych zakonu to nie jest do końca coś, co możemy zbyć wezwaniem, by nie stosować "ocen w sensie oskarżeń, bo istoty są różne i różnie ze sobą karmicznie powiązane. Także nie stosuje się kategorii winy w takim sensie, jak jest ona rozumiana na poziomie konwencji". Tu mamy winę i na poziomie prawa karnego, i narażenia na szwank dobrego imienia całej sangi, i odgórnego wprowadzania chorych mechanizmów. Klasyczne powiedzenie, że ryba psuje się od głowy, ma tu zastosowanie. Nie przeszkadza to zupełnie, by z miłującą dobrocią i współczuciem odnosić się do samego Seoljeonga i jemu podobnych, zastanawiać się nad możliwością udzielenia mu pomocy, ale po odsunięciu go od władzy nad innymi ludźmi i wpływu na sprawy sangi.
Podejmowanie prób uwolnienia własnej intencji, stanów emocjonalnych i poglądów towarzyszących aktywności konwencjonalnej od awersji, lgnięcia, pomieszania, nieuwagi, niewiedzy (splamień) i wyposażanie tychże we współczucie, mądrość, bodhiczittę, a nade wszystko w uważność, bo to ona decyduje o jakości przyczyny wywołującej skutek – oznacza wtedy działanie z obu poziomów jednocześnie, łączenie doświadczeń uzyskanych w ramach praktyki z życiem codziennym
Jeśli chodzi o to, jakie działania można i należy podejmować, gdy stwierdza się nieprawidłowości, to akurat pod tym względem bliskie jest mi bibiblijne "upomnienie braterskie". "Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!" (Mt 18, 15-17).
Zatem mamy tu cztery kroki upomnienia. Najpierw w cztery oczy. W wielu przypadkach szczera i przyjacielska rozmowa wystarcza, a jeśli sprawa zostanie rozwiązana w dyskretny sposób, bez mieszania do niej innych, łatwiej uzyskać pojednanie. Jeśli nie jest to możliwe, warto pomyśleć o mediacji mądrych i dyskretnych osób, które mogą w sposób bezstronny ocenić sytuację i zaproponować jakieś rozwiązanie. Kolejnym krokiem jest włączenie całej wspólnoty i podjęcie działań zgodnie z przyjętymi procedurami i zwyczajami. Jeśli wszystkie środki zawiodą, powinniśmy nadal okazywać maksimum cierpliwości i miłości i szukać nowych dróg dotarcia do człowieka, jednak zarazem egzekwować reguły obowiązujące we wspólnocie.
Nie chodzi tu więc o "nawykowe" moralizowanie, wytykanie błędów, krytykowanie, osądzanie, stanowiące przejaw braku tolerancji, sztywności i arbitralności, ale o łączenie wrażliwości na drugiego człowieka z poczuciem odpowiedzialności za wspólnotę. I są sytuacje, gdy to nie kara "blokuje rozwój na ścieżce: własny, cudzy, sangi", lecz jej brak.
Przypomnę, że
w tym przypadku konieczny był aż publiczny i trwający ponad miesiąc protest głodowy starego człowieka (88 lat!), by zakon zaczął reagować. Inne mechanizmy nie zadziałały, bo najwyraźniej wszyscy zajęli się swoją praktyką albo nie chcieli mieć kłopotów, a niektórzy - utracić źródła wpływów i korzyści. Twierdzenie, że "media kierowane są przeciwko sandze, są jej krytyką, są jej oceną z perspektywy świata konwencji", jest pomijaniem prostego faktu, że doszło do obiektywnego złamania podstawowych zasad, a wewnętrzne mechanizmy w ramach sangi nie zadziałały. Dopiero upublicznienie sprawy dało jakiś efekt - nie wiemy jeszcze, jaki i na jak długo. Nie było to działanie "przeciw sandze", tylko przeciw nieprawidłowościom i braku reakcji na nie.
Milczenie wobec niesprawiedliwości i zła jest objawem lęku, braku odpowiedzialności i dojrzałości ludzkiej.
Można naturalnie skoncentrować się na własnej praktyce i pozostać na stanowisku, że nie chce się "mieć nic wspólnego z nagłaśnianiem problemów wewnątrzsangowych przez wzgląd na własną praktykę". Ale wtedy trzeba praktykować nie tyle indywidualnie, ile w samotności.
Pozdrawiam