![Obrazek](http://i41.tinypic.com/2zjm58y.jpg)
Łajka już lata po kosmosie. Wczoraj jej stan był tak kiepski, że nie było warto czekać na dzisiejszy dzień Amitaby i podjęta została decyzja, aby w końcu ulżyć zwierzęciu w cierpieniach. Krótka jej historia poniżej. Myślcie o niej dobrze, dziękujemy
![Wesoly :)](./images/smilies/smile.gif)
Razem z Dorotą wzięlismy ją ze schroniska w styczniu 2006. Był to najbardziej zdołowany pies w całym przybytku - jedyny, który nie rzucał się na kraty prosić człowieka o przygarnięcie. Leżała w kącie boksu ze smutną miną i zrezygnowanym wzrokiem wbitym w podłogę.
Podczas adopcji opowiedziano nam, jak piesek znalazł się w schronie: ktoś nocą przerzucił ją przez ogrodzenie, prosto na wybieg dla dużych psów. Tam została na przywitanie potraktowana zębami amstaficy. Weterynarze cierpliwie walczyli o życie Łajki - udało się ją pozszywać, jednak prawe oko było nie do uratowania. Przez długi czas dochodziła do siebie, aż w końcu znalazła się w boksie z innymi psami, gdzie jako kaleka wylądowała na najniższym szczeblu psiej hierarchii. Po adopcji i zamieszkaniu z nami zaskakująco szybko wróciła do psychicznej formy, odżyła, a nawet trochę podporządkowała sobie Minę, naszego drugiego psa.
Zdrowie nigdy specjalnie nie dopisywało Łajce. Pokomplikowało się po operacji w styczniu 2009. W jamie brzusznej miała przetokę, w której zbierała się ropa - permanentny stan zapalny. Podczas operacji wycięto jej kawał tkanek z lewego boku, ale nie można było oczyścić wszystkiego, ponieważ chore tkanki wiły się jak fraktale wokół kręgosłupa i usuwanie ich byłoby zbyt ryzykowne. Z czasem doszła do tego choroba serca, woda w płucach, chore stawy i coraz bardziej nawalające nerki. Opiekę weterynaryjną miała jednak bardzo dobrą, niestety ze względu na jej wiek i stopień powikłań można było tylko spowolnić proces rozsypywania się organizmu, na wyleczenie nie było szans. Przez ostatni czas miała najlepszą możliwą opiekę u Doroty.
Ciekawe, że wbrew tym wszystkim chorobom, była bardzo wesołym i zadowolonym z życia psem. Łaziła z zawiniętym ku górze, jak u prosiaka, ogonem. Zawsze miała apetyt, a w słoneczne dni uwielbiała wariacko tarzać się w trawie. Potrafiła czerpać radość ze wszystkiego, nie przejmując się fizycznymi ułomnościami. Była też bardzo ciekawska i z dużym poczuciem niezależności. Raz zniknęła w krzakach, poszukiwania nie przynosiły rezultatu, zaczęło zmierzchać i kiedy już pogodziłem się z faktem, że pies się zgubił, Łajza wylazła prosto pod nogi w zupełnie innym miejscu niż się zgubiła. Oczywiście zadowolona z tej swojej samotnej wycieczki, z zakręconym ogonem, którym sobie pomerdywała.
Od wczoraj ta psia bohaterka łazikuje już całkiem wolna węsząc po zaświatowych śmietnikach i relaksując się wiecznie wiosennym słońcem Pól Elizejskich. Pewnie też doprasza się u tamtejszych pijaczków odrobinki piwka, po którym prychała tak mocno, że aż podskakiwała. Niech Ci się Łajku dobrze tam wiedzie i znajdź najlepszą dla siebie ścieżkę
![Wesoly :)](./images/smilies/smile.gif)
http://i41.tinypic.com/2zjm58y.jpg