Żona i dzieci Buddy
Moderator: forum e-budda team
Żona i dzieci Buddy
Znalazłem informację jakoby Budda miał żonę i syna, których opuścił. Prawda to?
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- piotr
- ex Global Moderator
- Posty: 3571
- Rejestracja: pn cze 30, 2003 08:02
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Żona i dzieci Buddy
Według tradycji – tak. Natomiast w samych suttach nic nie ma na ten temat.Krzychu pisze:Znalazłem informację jakoby Budda miał żonę i syna, których opuścił. Prawda to?
Re: Żona i dzieci Buddy
duża rysa na wizerunku
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Żona i dzieci Buddy
Witam
I jakby co, to tu masz temat:''Podstawowe informacje na temat buddyzmu'' - z linkami do podstawowych informacji o buddyzmie na wiki.
Pozdrawiam
ps
Tego nie ma co szukać Wystarczy zapoznać się z hasłem na bogini wiki pt Budda SiakjamuniKrzychu pisze:Znalazłem informację jakoby Budda miał żonę i syna, których opuścił. (...)
I jakby co, to tu masz temat:''Podstawowe informacje na temat buddyzmu'' - z linkami do podstawowych informacji o buddyzmie na wiki.
Pozdrawiam
ps
he... he..Krzychu pisze: duża rysa na wizerunku
- piotr
- ex Global Moderator
- Posty: 3571
- Rejestracja: pn cze 30, 2003 08:02
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Żona i dzieci Buddy
Po założeniu saṅghi przez Buddhę oboje mieli do niej przystąpić i osiągnąć nibbānę, więc myślę, że w ostatecznym rozrachunku byli zadowoleni.Krzychu pisze: duża rysa na wizerunku
Re: Żona i dzieci Buddy
Dlaczego zdziwiony ? Przecież Dharma dla męża, to być dobrym mężem, dla ojca być dobrym ojcem, więc Shame on You Buddha !
"Po 5 miesiącach od osiągnięcia Oświecenia postanowił powrócić w swe rodzinne strony do Kapilavastu. Z olbrzymią świtą tysiąca mnichów pokonywał on dziennie kilka kilometrów toteż jego sława znacznie wyprzedziła go i rodzina mogła przygotować się na spotkanie. Zorganizowano gorące powitanie w pobliskim parku. Jedynie żona Jasodhara nie wyszła naprzeciw Buddzie, twierdząc, że jeśli nadal coś do niej czuje, sam pojawi się w pałacu. I tak też Budda uczynił w towarzystwie najbliższych mnichów. Spędził on wtedy tydzień z rodziną, nauczając ich Dharmy. Wkrótce żona Jasodhara, syn Rahula, a także ciotka Mahapradżapati dołączyły do Sanghi."
Czyli wrócił do rodziny To już tak źle go nie oceniam Nawrócił się po Oświeceniu
"Po 5 miesiącach od osiągnięcia Oświecenia postanowił powrócić w swe rodzinne strony do Kapilavastu. Z olbrzymią świtą tysiąca mnichów pokonywał on dziennie kilka kilometrów toteż jego sława znacznie wyprzedziła go i rodzina mogła przygotować się na spotkanie. Zorganizowano gorące powitanie w pobliskim parku. Jedynie żona Jasodhara nie wyszła naprzeciw Buddzie, twierdząc, że jeśli nadal coś do niej czuje, sam pojawi się w pałacu. I tak też Budda uczynił w towarzystwie najbliższych mnichów. Spędził on wtedy tydzień z rodziną, nauczając ich Dharmy. Wkrótce żona Jasodhara, syn Rahula, a także ciotka Mahapradżapati dołączyły do Sanghi."
Czyli wrócił do rodziny To już tak źle go nie oceniam Nawrócił się po Oświeceniu
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- piotr
- ex Global Moderator
- Posty: 3571
- Rejestracja: pn cze 30, 2003 08:02
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Żona i dzieci Buddy
Autokorekta: w suttach, może i nie jest to wprost napisane, ale za to w vināyi, jest wzmianka o synu i jego matce.
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Żona i dzieci Buddy
Witam
Pozdrawiam
Zawsze ''zadziwia mnie'', jak my ludzie, mimo, że nie posiadamy jeszcze pełnych informacji na temat czegoś, to już mamy swe zdanie na temat tego czegoś /często wartościujące/Krzychu pisze:Dlaczego zdziwiony ? (...)
Pozdrawiam
Re: Żona i dzieci Buddy
Przecież najpierw spytałem - czy to prawda, a dopiero później wyraziłem swoją opinię Jednak masz rację, że moja wiedza nie była pełna, ale doczytałem wikipedię i zwracam honory Buddzie
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Żona i dzieci Buddy
Witaj
Pozdrawiam
Nie, nie wrócił do rodziny, a ją odwiedził i niektóre osoby z Jego rodziny przystąpiły do sangi - nie znaczy to jednak, że wrócił na łono rodziny /tak jak prowadził mnisie życie - przed spotkaniem z rodziną - tak przy nim pozostał/.Krzychu pisze:Czyli wrócił do rodziny To już tak źle go nie oceniam Nawrócił się po Oświeceniu
Pozdrawiam
Re: Żona i dzieci Buddy
To jednak nie podoba mi się, że nie wziął na siebie odpowiedzialności za losy rodziny. Bliska rodzina, to najważniejsza wartość.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Żona i dzieci Buddy
Witaj
Pytanie - co było najważniejszą wartością dla Błogosławionego?
Pozdrawiam
Rozumiem, że dla Ciebie.Krzychu pisze:(...) Bliska rodzina, to najważniejsza wartość.
Pytanie - co było najważniejszą wartością dla Błogosławionego?
Pozdrawiam
Re: Żona i dzieci Buddy
Oczywiście, że dla mnie.
Dla Błogosławionego pewnie największą wartością było osiągnięcie Nibbany.
Tylko czy porzucanie rodziny nie tworzy złej karmy? ;> Dziecko potrzebuje ojca, samo się na świat nie prosiło.
Dla Błogosławionego pewnie największą wartością było osiągnięcie Nibbany.
Tylko czy porzucanie rodziny nie tworzy złej karmy? ;> Dziecko potrzebuje ojca, samo się na świat nie prosiło.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Żona i dzieci Buddy
Problem w tym, że gdyby Budda nie opuścił rodziny i nie osiągnął oświecenia nie byłoby w ogóle dyskusji o tym, że zrobił dobrze czy źle, a miliony osób nie miałyby korzyści z tego, że rodzinę opuścił. Zresztą z tego co gdzieś czytałem był to dla niego duży dylemat, w końcu zdecydował się na to co zrobił. Akurat jego rodzina była o tyle w lepszej sytuacji, że nie biedowała. No i ostatecznie też część z jego bliskich dołączyła do sangi. Patrząc na to z perspektywy wielu, wielu żyć i ewentualności wyzwolenia się z cierpienia niewątpliwie opuszczenie rodziny przez Buddę przyniosło pozytywne skutki. Wielu facetów opuszcza swe dzieci z typowo egoistycznych pobudek. Trudno mówić o egoizmie w przypadku Buddy. Jego intencją było wyzwolenie z cierpienia wszystkich istot. W przypadku karmy która się w przyszłości tworzy intencje są bardzo istotne.Krzychu pisze:Oczywiście, że dla mnie.
Dla Błogosławionego pewnie największą wartością było osiągnięcie Nibbany.
Tylko czy porzucanie rodziny nie tworzy złej karmy? ;> Dziecko potrzebuje ojca, samo się na świat nie prosiło.
- ethan
- Senior User
- Posty: 842
- Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Wspólnota Dzogczen
- Lokalizacja: Czysta Kraina
Re: Żona i dzieci Buddy
Gdyby Budda zostawil zone i synka na lasce losu, bez srodkow do zycia to moze i tak, natomiast Budda byl ksieciem, Yasodara takze pochodzila z ksiazecej rodziny wiec to nie jakas straszna tragedia. Poza tym Yasodara po osiagnieciu przez Budde oswiecenia sama stala sie jego uczennica i zrealizowala stan Arhata. Tak glebokie zwiazki karmiczne zawsze koncza sie happy end'emKrzychu pisze:Tylko czy porzucanie rodziny nie tworzy złej karmy? ;> Dziecko potrzebuje ojca, samo się na świat nie prosiło.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Żona i dzieci Buddy
Witam
Pozdrawiam
Ująłbym to inaczej - dzięki naszym rodzicom przychodzimy na ten świat, jednak to my się na niego pchamy, a ściślej, to wiatry naszej karmy /tendencje nawykowe/ pchają nas ku kolejnym narodzinom - tak więc sami prosimy się na ten świat, a naszym rodzicom zawdzięczamy taką możliwość.Krzychu pisze:Dziecko potrzebuje ojca, samo się na świat nie prosiło.
Pozdrawiam
- Razen
- Posty: 147
- Rejestracja: wt cze 15, 2010 11:55
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Agnostycyzm
- Lokalizacja: Kraków
Re: Żona i dzieci Buddy
A widzisz. Dla naszego (niedoszłego) Buddy najważniejszy był problem cierpienia. Trochę tak jak Ty nie opuściłbyś swojej rodziny (choć, kto wie?) dla celów jakie przyświecały Buddzie, tak on nie poświęcił się dla rodziny. Kwestia priorytetów i motywacji. Nie ma co usprawiedliwiać czynu: był taki jaki był - i chyba tylko tyle można o tym powiedzieć. Nikt nie siedział chłopakowi w głowie - to były jego decyzje i dylematy.Krzychu pisze:Bliska rodzina, to najważniejsza wartość.
Zresztą po co narzekać - dobrze, że ktoś wziął sprawy w swoje ręce, a kto byłby bardziej zmotywowany do osiągnięcia oświecenia, niż człowiek, który w imię tego wyrzekł się całego swojego życia - nie tylko pieniędzy i luksusów ale także bliskich osób.
Co tu więcej pisać: live is brutal
"Lepsze jest działanie od bierności. W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych." – G. Orwell, "Rok 1984"
Re: Żona i dzieci Buddy
Brzmi strasznie mistycznie. Fakt jest taki, że żaden z nas świadomie nie wybrał tego świata. Bycie rodzicem to odpowiedzialność, kto nie może jej udźwignąć, nie powinien jej brać na siebie. Nie twierdzę, że Budda jej nie udźwignął, w końcu pozostawił syna pod opieką matki i dał im jakąś inspirację.Ująłbym to inaczej - dzięki naszym rodzicom przychodzimy na ten świat, jednak to my się na niego pchamy, a ściślej, to wiatry naszej karmy /tendencje nawykowe/ pchają nas ku kolejnym narodzinom - tak więc sami prosimy się na ten świat, a naszym rodzicom zawdzięczamy taką możliwość.
Masz sporo racji opisując sytuację finansową rodziny. Nie zostawił ich na łasce losu.Gdyby Budda zostawil zone i synka na lasce losu, bez srodkow do zycia to moze i tak, natomiast Budda byl ksieciem, Yasodara takze pochodzila z ksiazecej rodziny wiec to nie jakas straszna tragedia. Poza tym Yasodara po osiagnieciu przez Budde oswiecenia sama stala sie jego uczennica i zrealizowala stan Arhata. Tak glebokie zwiazki karmiczne zawsze koncza sie happy end'em
Ale dla tych milionów ludzi to jednak rodzina jest najważniejsza i woleli by mieć dobry wzór do naśladowania pod tym względem. Nie ukrywajmy, że to naturalna kolej rzeczy - założyć rodzinę - bez tego też nie byłoby dyskusji, bo ludzie by nie istnieli dlatego to jest najwyższa wartość.Problem w tym, że gdyby Budda nie opuścił rodziny i nie osiągnął oświecenia nie byłoby w ogóle dyskusji o tym, że zrobił dobrze czy źle, a miliony osób nie miałyby korzyści z tego, że rodzinę opuścił. Zresztą z tego co gdzieś czytałem był to dla niego duży dylemat, w końcu zdecydował się na to co zrobił.
Z tym, że on nauczał o współczuciu dla wszystkich istot, a jednak porzucenie dziecka może mieć negatywny wpływ na jego osobowość.A widzisz. Dla naszego (niedoszłego) Buddy najważniejszy był problem cierpienia. Trochę tak jak Ty nie opuściłbyś swojej rodziny (choć, kto wie?) dla celów jakie przyświecały Buddzie, tak on nie poświęcił się dla rodziny. Kwestia priorytetów i motywacji. Nie ma co usprawiedliwiać czynu: był taki jaki był - i chyba tylko tyle można o tym powiedzieć. Nikt nie siedział chłopakowi w głowie - to były jego decyzje i dylematy.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- Ryu
- ex Global Moderator
- Posty: 1940
- Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Zgierz
Re: Żona i dzieci Buddy
Cześć
Warto też pamiętać, że Buddha doznał przebudzenia dopiero PO tym jak zostawił swoją rodzinę. Trudno gdybać co by zrobił gdyby odchodził dopiero po przebudzeniu. Ślub był ślubem zaaranżowanym przez rodziny, więc serca jakoś strasznie swojej żonie nie złamał raczej. Do tego tak jak już inni wspomnieli - jego rodzina była bardzo dobrze ustawiona i na pewno niczego im nie brakowało.
Po założeniu Sanghi Buddha wprowadził m.in. obowiązek dla chcących do niej przystąpić, by posiadali zgodę swoich rodziców, a on sam od swoich po prostu uciekł. Niekoniecznie zgadzał się ze wszystkim co wcześniej robił jako nieprzebudzony.
No i wzorów do naśladowania w zakładaniu szczęśliwych rodzin mam kilka i pewnie miałbym ich tyle samo gdyby nigdy nie było żadnego Buddhy. Wzorów do naśladowania jak wyzwolić się od cierpienia miałbym bez Buddhy pewnie 0.
pozdrawiam,
Tomek
Warto też pamiętać, że Buddha doznał przebudzenia dopiero PO tym jak zostawił swoją rodzinę. Trudno gdybać co by zrobił gdyby odchodził dopiero po przebudzeniu. Ślub był ślubem zaaranżowanym przez rodziny, więc serca jakoś strasznie swojej żonie nie złamał raczej. Do tego tak jak już inni wspomnieli - jego rodzina była bardzo dobrze ustawiona i na pewno niczego im nie brakowało.
Po założeniu Sanghi Buddha wprowadził m.in. obowiązek dla chcących do niej przystąpić, by posiadali zgodę swoich rodziców, a on sam od swoich po prostu uciekł. Niekoniecznie zgadzał się ze wszystkim co wcześniej robił jako nieprzebudzony.
Sęk w tym, że w buddyzmie to nie zakładanie rodziny jest najwyższym ideałem do którego dążymy, tylko przebudzenie. Dążenie do niego oczywiście nie oznacza, że te "światowe" priorytety jak rodzina, dzieci i stabilność finansowa są jakieś złe, czy niewłaściwe.Krzychu pisze:Ale dla tych milionów ludzi to jednak rodzina jest najważniejsza i woleli by mieć dobry wzór do naśladowania pod tym względem.
No i wzorów do naśladowania w zakładaniu szczęśliwych rodzin mam kilka i pewnie miałbym ich tyle samo gdyby nigdy nie było żadnego Buddhy. Wzorów do naśladowania jak wyzwolić się od cierpienia miałbym bez Buddhy pewnie 0.
pozdrawiam,
Tomek
- Razen
- Posty: 147
- Rejestracja: wt cze 15, 2010 11:55
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Agnostycyzm
- Lokalizacja: Kraków
Re: Żona i dzieci Buddy
Dopiero po dłuższym czasie po opuszczeniu rodziny zaczął tego nauczać. Jego wcześniejsze decyzje nie były podparte autorytetem właściwego, oświeconego Buddy.Krzychu pisze:Z tym, że on nauczał o współczuciu dla wszystkich istot, a jednak porzucenie dziecka może mieć negatywny wpływ na jego osobowość.
Ponadto w Buddyzmie nie chodzi tylko tylko o to by punktować dobrymi uczynkami, ale także by kierować się mądrością. Także jak dostaniesz kijem od jakiegoś mistrza zen - nie bulwersuj się
PS: Właściwie Ryu bardzo celnie wyjaśnił to o czym piszę
"Lepsze jest działanie od bierności. W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych." – G. Orwell, "Rok 1984"
Re: Żona i dzieci Buddy
tylko od razu wzywaj policjęRazen pisze:Także jak dostaniesz kijem od jakiegoś mistrza zen - nie bulwersuj się
a tak serio, to Budda był tylko człowiekiem, to z jednej strony problem, bo popełniał błędy, a z drugiej daje nadzieję, że i my malutcy, możemy podążać ścieżką, którą zaproponował i osiągnąć na niej sukcesy
no a poza tym, 2,5 tysiąca lat temu ludzie żyli odrobinkę inaczej, trzeba by wziąć pod uwagę cały kontekst kulturowy, np. zdaje się, że jego rodzina tzn. żona i dziecko, była pod opieką jego rodziców (być może on sam również)
w jakimś sensie można traktować jego odejście od żony i dziecka jak swego rodzaju "wyjazd do pracy". Dosyć często mężczyźni "zostawiają" swoje rodziny i pracują gdzieś na emigracji, żeby zapewnić rodzinie lepszy byt. Analogicznie, Budda chciał zapewnić swojej rodzinie lepszy byt wynajdując sposób na pokonanie cierpienia.
pozdrawiam
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Żona i dzieci Buddy
Witam
Pozdrawiam
Możliwe. No i implikuje to też istnienie jakiegoś ''ktosia'', który by się wcielał, a którego tak w istocie nie ma. Niemniej - dla mnie - to my pchamy się na ten świat i dobrze by było, byśmy naszym rodzicom /bez względu na to, jacy są tak w istocie/ byli wdzięczni za to, że mamy dzięki nim tę możliwość.Krzychu pisze:Brzmi strasznie mistycznie. (...)Ująłbym to inaczej - dzięki naszym rodzicom przychodzimy na ten świat, jednak to my się na niego pchamy, a ściślej, to wiatry naszej karmy /tendencje nawykowe/ pchają nas ku kolejnym narodzinom - tak więc sami prosimy się na ten świat, a naszym rodzicom zawdzięczamy taką możliwość.
Pozdrawiam
Re: Żona i dzieci Buddy
Moim zdaniem, to demoralizujący pogląd, ale o tym za chwilę...Niemniej - dla mnie - to my pchamy się na ten świat, a naszym rodzicom /bez względu na to, jacy są tak w istocie/ powinniśmy być wdzięczni za to, że mamy dzięki nim tę możliwość.
Jak ktoś decyduje się na dziecko, to nie robi temu dziecku żadnej łaski. Powinien je traktować jako swój skarb i stać się dla niego wzorem. Rodzice są dla dzieci, nie dzieci dla rodziców.
Nie można podchodzić do tego w taki sposób - niech ten gówniarz będzie mi wdzięczny za możliwość bycia na tym świecie i ma mi być wdzięczny bez względu na to czy jestem dobrym czy złym rodzicem. Taki pogląd demoralizuje ludzi, bo niby po co mają się starać być dobrymi rodzicami skoro dostaną szacunek i wdzięczność nawet jak będą patologicznymi?
Zgadza się, był tylko człowiekiem i nigdy nie mówił że jest nieomylny i wie wszystko. To ogromny plus. Dlatego też nie widzę powodu by ślepo naśladować jego wskazania, przecież też popełniał błędy, więc trzeba brać co pożyteczne dla siebie, a co wydaje się wątpliwe odrzucaćBudda był tylko człowiekiem, to z jednej strony problem, bo popełniał błędy, a z drugiej daje nadzieję, że i my malutcy, możemy podążać ścieżką, którą zaproponował i osiągnąć na niej sukcesy
A to stoi w sprzeczności ze sobą?Ponadto w Buddyzmie nie chodzi tylko tylko o to by punktować dobrymi uczynkami, ale także by kierować się mądrością.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Żona i dzieci Buddy
Witam
Ze swej strony uważam, że tak jak rodzice są dla dzieci, taki i dzieci są dla rodziców - jeśli już.
To bardzo proste jest, ot wdzięczność dla rodziców za to, że się jest /nawet jeżeli nie pchało się na ten świat, to gdyby nie oni, to by nas tu nie było/ - a rodzice są tacy jacy są, bywa, że niegodni szacunku, niemniej, to nie zmienia tego, że im właśnie zawdzięczamy to, iż żyjemy i dobrze być im za to wdzięcznym /a jeżeli są toksyczni, czy patologiczni, to mamy przynajmniej coś, za co możemy być im wdzięczni/.
Pozdrawiam
ps
ten temat nie o tym, więc z mej strony eot
Jasne, że nie robi ale bywa i tak, że to dziecko robi mu laskę, że jest, no i zawsze może wygarnąć rodzicom, gdy im w jego zachowaniu coś nie pasuje: ''ja się na ten świat nie pchałem, więc macie to, co sami chcieliście''.Krzychu pisze:Jak ktoś decyduje się na dziecko, to nie robi temu dziecku żadnej łaski.
To daje się zauważyć, gdy na stare lata zniedołężniali rodzice zostają bez żadnego wsparcia swych dzieci, bo to oni są dla swych dzieci, ale dzieci dla nich, to już nie.Krzychu pisze:Rodzice są dla dzieci, nie dzieci dla rodziców.
Ze swej strony uważam, że tak jak rodzice są dla dzieci, taki i dzieci są dla rodziców - jeśli już.
Nie prezentuję takiego poglądu /nawet nie wspominam o szacunku, bo to inna bajka/ - nie wiem po co tyle sobie dośpiewujesz na ten tematKrzychu pisze:Nie można podchodzić do tego w taki sposób - niech ten gówniarz będzie mi wdzięczny za możliwość bycia na tym świecie i ma mi być wdzięczny bez względu na to czy jestem dobrym czy złym rodzicem. Taki pogląd demoralizuje ludzi, bo niby po co mają się starać być dobrymi rodzicami skoro dostaną szacunek i wdzięczność nawet jak będą patologicznymi?
To bardzo proste jest, ot wdzięczność dla rodziców za to, że się jest /nawet jeżeli nie pchało się na ten świat, to gdyby nie oni, to by nas tu nie było/ - a rodzice są tacy jacy są, bywa, że niegodni szacunku, niemniej, to nie zmienia tego, że im właśnie zawdzięczamy to, iż żyjemy i dobrze być im za to wdzięcznym /a jeżeli są toksyczni, czy patologiczni, to mamy przynajmniej coś, za co możemy być im wdzięczni/.
Pozdrawiam
ps
ten temat nie o tym, więc z mej strony eot
Re: Żona i dzieci Buddy
Jak rodzice dobrze traktują dzieci i są ogólnie dobrymi ludźmi to nie zostaną na starość sami. Nagromadzona dobra karma wraca. Jak ktoś był złym rodzicem, to zostanie na starość sam, bo nagromadził złą karmę i brak wsparcia będzie tego skutkiem. Dlatego dobre wychowywanie dzieci jest tak ważne.To daje się zauważyć, gdy na stare lata zniedołężniali rodzice zostają bez żadnego wsparcia swych dzieci, bo to oni są dla swych dzieci, ale dzieci dla nich, to już nie.
Ze swej strony uważam, że tak jak rodzice są dla dzieci, taki i dzieci są dla rodziców - jeśli już.
Może masz rację, zbyt daleko poszedłem z interpretacją. PeaceNie prezentuję takiego poglądu /nawet nie wspominam o szacunku, bo to inna bajka/ - nie wiem po co tyle sobie dośpiewujesz na ten temat To bardzo proste jest, ot wdzięczność dla rodziców za to, że się jest /nawet jeżeli nie pchało się na ten świat, to gdyby nie oni, to by nas tu nie było/.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- Razen
- Posty: 147
- Rejestracja: wt cze 15, 2010 11:55
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Agnostycyzm
- Lokalizacja: Kraków
Re: Żona i dzieci Buddy
Takie ważne te "tylko", że nieświadomie napisałem je dwa razyKrzychu pisze:A to stoi w sprzeczności ze sobą?Ponadto w Buddyzmie nie chodzi tylko tylko o to by punktować dobrymi uczynkami, ale także by kierować się mądrością.
Oczywiście, że nie, chciałem tylko zwrócić uwagę, że w Buddyzmie nie posługuje się wyłącznie współczuciem, więc jeśli rozpatrywać tą sytuację to całościowo. Zresztą to już mało istotne, poprzednie posty klarownie wszystko tłumaczą.
"Lepsze jest działanie od bierności. W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych." – G. Orwell, "Rok 1984"
- ethan
- Senior User
- Posty: 842
- Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Wspólnota Dzogczen
- Lokalizacja: Czysta Kraina
Re: Żona i dzieci Buddy
To tez nie jest wszystko takie linearne. Obydwoje rodzicow moga naprawde dobrze sprawiac sie w tej roli, wychowywac dzieci jak trzeba itd. a jednak kiedy dziecko wpadnie pod zle wplywy, na przyklad telewizji, czy rowiesnikow w szkole itd. itp. to w wieku dojrzalym rownie dobrze moze go nie obchodzic za bardzo los rodzicow. Karma nie jest czyms, co gromadzi sie tylko w jednym zyciu ale w niezliczonych wcieleniach. I z ta niezliczonoscia jest tez tak, ze mowi sie, ze wszystkie istoty bez wyjatku byly juz naszymi rodzicami, co jest rownoznaczne ze takze Ty byles juz w przeszlosci rodzicem dla kazdej zywej istotyKrzychu pisze:Jak rodzice dobrze traktują dzieci i są ogólnie dobrymi ludźmi to nie zostaną na starość sami. Nagromadzona dobra karma wraca. Jak ktoś był złym rodzicem, to zostanie na starość sam, bo nagromadził złą karmę i brak wsparcia będzie tego skutkiem. Dlatego dobre wychowywanie dzieci jest tak ważne.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
- Har-Dao
- Global Moderator
- Posty: 3162
- Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dhamma-Vinaya
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: Żona i dzieci Buddy
Dokładnie - bulwersacja Krzycha jest taka rzekłbym modernistyczna i nic z nią nie jest nie tak oczywiście, natomiast nawet 100 lat temu nie było tak "czułych" ojców, bo praktycznie olewali dziatki i szli w swego rodzaju bezdomność. Cóż, takie czasy, że facet gani innego faceta za coś co w naturze jest dość często praktykowane. Nie oceniam co lepsze - zresztą 2500 lat temu działy się znacznie gorsze rzeczy zarówno w nieoświeconym plebsie jak i w nieoświeconych pałacach.Flandra pisze: no a poza tym, 2,5 tysiąca lat temu ludzie żyli odrobinkę inaczej
Po pierwsze - Siddhattha nie decydował się na dziecko na zasadzie jak w dzisiejszych czasach jest celebra rodziców z dzieckiem. Rahula był raczej obowiązkiem wobec ojca Siddhatthy czyli Suddhodany, bo każdy porządny hindus (Magadhejczyk?) musi co najmniej spłodzić syna. Więc Siddhattha chciał być w porządku wobec swojej szerokiej rodziny, zwłaszcza wobec ojca, bo kultura raczej patriarchalna. Siddhattha miał już od początku trochę przechlapane, bo ojciec ambitny, imię nadane przez wróżbitę, że będzie albo królem świata albo oświecony, więc wiadomo do czego Suddhodana parł i wymuszał na naszym Siddhatcie... W dzisiejszych czasach niektórzy młodzi też są wrabiani w posiadanie rodzin, których mieć po prostu nie chcą. Siddhattha przejawiał pewne cechy od początku (wejście w jhanę w wieku 6 lat, etc) więc gdyby był to wolny wybór to pewnie nie byłoby żony ani dziecka. Nie można więc powiedzieć, że żona i dziecko to był wolny i nieprzymuszony wybór Siddhatthy...
To że sobie poszedł do lasu na ascezę zostawiając syna, też niczym złym nawet wtedy nie było - można powiedzieć kryzys wieku średniego się zaczynał - w końcu 29 lat, idzie trzydziestka, a wtedy 30-40 lat to już końcówka życia - więc żona z dzieckiem (co jest zresztą napisane w Jatakach) myślała, że Siddhattha wróci. Wrócił po 8 latach (6 lat ascezy + 2 lata po oświeceniu, a nie po kilku miesiącach) zatem Rahula jest już duży, ex-żona Siddhatthy mówi synowi, żeby poprosił ojca o swoje dziedzictwo (czy ona robi to złośliwie z lekka?) i oczywiście wiadomo jak sprawa się kończy.
Nie jest wspomniane imię ex-żony, mówi się, że to Yashodara, ale teksty raczej mówią o czymś w rodzaju "ex-żony", lub inne funkcyjne nazewnictwo. Rahula jest uznany za syna Siddhatthy, i też może być to funkcyjne imię (rahula = pęto). Nikt o tym nie wspomina, a warto, że każdy mnich jest po prawdzie zwany Sakyaputta - mimo, że klan sakyów wymarł (genetycznie) to Siddhattha spowodował, że ród nominalnie powiększył się o miliony, Sudhodana mimo wszystko musiał czuć dumę za życia, bo to tak, jakby ludzie zaczęli z weneracją mówić o sobie "jestem synem Kowalskiego" i wszyscy byliby tym zachwyceni. Więc Siddhattha wypełnił obowiązki wobec rodziny i to z nawiązką.
Tak sobie też myślę, że jakby dla żony i dziecka było to jakieś bardzo wielkie coś, to zamiast wchodzić do Sanghi to byliby przeciwnikami, a przynajmniej zignorowaliby to wszystko, psiocząc na boku. Skoro zdecydowali się być w Sandze oznacza to, że wybaczyli Siddhatcie to co zrobił i jak wspomina Ryu, nikt nie mówi, że to coś dobrego - trzeba mieć pozwolenie rodziców i/lub żony, do Sanghi wchodzą ludzie, którzy mają rodziny, współmałżonków i dzieci i jeśli intencja jest słuszna (wyzwolenie z cierpienia) to nikt w Azji nie oskarża takich ludzi, że uciekają przed świeckimi obowiązkami, bo wszyscy zdają sobie sprawę że na tym polega buddyzm - na przekroczeniu krzywdy związanej z życiem. Jeśli ktoś (żona, dziecko) ma jakieś pretensje, to znaczy tylko tyle, że myśli trochę za bardzo egoistycznie ("czemu MNIE zostawiłeś?"). Ktoś, kto wychodzi z domu, musi mieć pozałatwiane sprawy (np nie mieć długów pieniężnych) więc też nie można nazwać egoistycznym chęć wyzwolenia się z cierpienia, bo jest to esencja buddyzmu, zresztą tu jest właśnie zarzewie konfliktu Theravady z Mahayaną - wyzwolenie siebie kosztem innych, a pomoc innym kosztem swojego wyzwolenia - w uproszczeniu. Ale to już inna para kaloszy.
metta&peace
H-D
Re: Żona i dzieci Buddy
Po waszych postach zmieniłem trochę swoje pierwotne oburzenie w więcej zrozumienia Czasy były inne, kultura inna itd. Finalny efekt nie taki zły, bo bez niczego rodziny nie zostawił i pewnie ją odwiedzał co jakiś czas. Lepiej być z kimś rzadko i dawać coś z siebie dobrego, niż być przy kimś cały czas i psuć komuś humor będąc nieszczęśliwym i sfrustrowanym
Co do karmy, to od wielu lat jestem przekonany, że to działa Już w tym życiu. Pracuj, miej dobrą energię i później zbierz dobre owoce. Nie pracuj, bądź sfrustrowany i później zbierz złe owoce. What goes around, comes all the way back around. - Co od ciebie wyjdzie, zawsze do ciebie powróci - amerykańskie powiedzenie
Podatność na wpływy jest najczęstsza u dzieci, którym brakuje miłości - wtedy szukają czegoś innego, miejsca w którym mogą się zrealizować i mogą niestety źle trafić. Oczywiście są wyjątki, jednak nie należy się na nich skupiać. Nie znam dobrych ludzi, którzy by zostali bez pomocy przyjaciół i rodziny. Czasami świat jest sprawiedliwy Jeśli rodzice byli dla kogoś wsparciem i przyjaciółmi, to będzie tych rodziców wspierał, to jakoś tak działa. Chcesz przebywać z ludźmi, którzy Ci dobrze życzą, natura ludzka. Nakazywanie dzieciom - masz być wdzięczny rodzicom mimo wszystko, jacy by nie byli - w moim odczuciu może przynieść odwrotny skutek. Jak ktoś jest w porządku to ta wdzięczność jest odruchowa, jak ktoś nie jest to jej brak jest odruchowy, nakazy tego nie zmienią.To tez nie jest wszystko takie linearne. Obydwoje rodzicow moga naprawde dobrze sprawiac sie w tej roli, wychowywac dzieci jak trzeba itd. a jednak kiedy dziecko wpadnie pod zle wplywy, na przyklad telewizji, czy rowiesnikow w szkole itd. itp. to w wieku dojrzalym rownie dobrze moze go nie obchodzic za bardzo los rodzicow. Karma nie jest czyms, co gromadzi sie tylko w jednym zyciu ale w niezliczonych wcieleniach. I z ta niezliczonoscia jest tez tak, ze mowi sie, ze wszystkie istoty bez wyjatku byly juz naszymi rodzicami, co jest rownoznaczne ze takze Ty byles juz w przeszlosci rodzicem dla kazdej zywej istoty
Co do karmy, to od wielu lat jestem przekonany, że to działa Już w tym życiu. Pracuj, miej dobrą energię i później zbierz dobre owoce. Nie pracuj, bądź sfrustrowany i później zbierz złe owoce. What goes around, comes all the way back around. - Co od ciebie wyjdzie, zawsze do ciebie powróci - amerykańskie powiedzenie
Nie można usprawiedliwiać siebie - inni robią jeszcze gorzej więc moje zło jest w zasadzie dobrem Zawsze znajdzie się ktoś gorszy, zawsze znajdzie się ktoś lepszy. Nie ma co na to patrzeć. Masz rację, że bardziej w naturze mężczyzn niż kobiet jest porzucanie dzieci, ale to już temat na znacznie dłuższą rozmowę (psychologia ewolucyjna jest strasznie ciekawym tematem).Cóż, takie czasy, że facet gani innego faceta za coś co w naturze jest dość często praktykowane. Nie oceniam co lepsze - zresztą 2500 lat temu działy się znacznie gorsze rzeczy zarówno w nieoświeconym plebsie jak i w nieoświeconych pałacach.
Rzeczywiście - jak głosi wikipedia - był taki obowiązek. To oczywiście jest bardzo słusznym argumentem, który stawia Buddhe w lepszym świetle/kontekście.Rahula był raczej obowiązkiem wobec ojca Siddhatthy czyli Suddhodany, bo każdy porządny hindus (Magadhejczyk?) musi co najmniej spłodzić syna. Więc Siddhattha chciał być w porządku wobec swojej szerokiej rodziny, zwłaszcza wobec ojca, bo kultura raczej patriarchalna.
Dobry argument.Tak sobie też myślę, że jakby dla żony i dziecka było to jakieś bardzo wielkie coś, to zamiast wchodzić do Sanghi to byliby przeciwnikami, a przynajmniej zignorowaliby to wszystko, psiocząc na boku. Skoro zdecydowali się być w Sandze oznacza to, że wybaczyli Siddhatcie to co zrobił i jak wspomina Ryu, nikt nie mówi, że to coś dobrego - trzeba mieć pozwolenie rodziców i/lub żony, do Sanghi wchodzą ludzie, którzy mają rodziny, współmałżonków i dzieci i jeśli intencja jest słuszna (wyzwolenie z cierpienia) to nikt w Azji nie oskarża takich ludzi, że uciekają przed świeckimi obowiązkami, bo wszyscy zdają sobie sprawę że na tym polega buddyzm - na przekroczeniu krzywdy związanej z życiem.
Jeśli żona kieruje się dobrem dziecka mając pretensje, to nie można mówić o jej egoizmie. Natomiast jeśli dziecko w wieku 8 lat ma pretensje, to też mu się nie dziwie.Jeśli ktoś (żona, dziecko) ma jakieś pretensje, to znaczy tylko tyle, że myśli trochę za bardzo egoistycznie ("czemu MNIE zostawiłeś?").
Ciekawe, rozumiem że Mahayana skupia się bardziej na pomocy innym nawet kosztem odłożenia w czasie swojego wyzwolenia. Jak będziesz miał czas i chęci, to chętnie przeczytam co więcej na ten temat masz do powiedzeniaKtoś, kto wychodzi z domu, musi mieć pozałatwiane sprawy (np nie mieć długów pieniężnych) więc też nie można nazwać egoistycznym chęć wyzwolenia się z cierpienia, bo jest to esencja buddyzmu, zresztą tu jest właśnie zarzewie konfliktu Theravady z Mahayaną - wyzwolenie siebie kosztem innych, a pomoc innym kosztem swojego wyzwolenia - w uproszczeniu. Ale to już inna para kaloszy.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
Re: Żona i dzieci Buddy
Krzychu pisze: Zgadza się, był tylko człowiekiem i nigdy nie mówił że jest nieomylny i wie wszystko. To ogromny plus. Dlatego też nie widzę powodu by ślepo naśladować jego wskazania, przecież też popełniał błędy, więc trzeba brać co pożyteczne dla siebie, a co wydaje się wątpliwe odrzucać
Nieomylny w kwestiach duchowości był PRZED oświeceniem. Wszystkie jego nauki związane z dharmą, wspomniane przez Ciebie wskazania były głoszone PO oświeceniu, są więc pełne i doskonałe. Nie ogarniesz kwestii ego jeśli z doskonałego zestawu nauk będziesz wybierał tylko te, które są miłe dla ego, wewnętrzny oceniacz stwierdzi "Spoko, to mi pasuje, brzmi fajnie". To tak jakbyś chciał zbudować sobie bicepsy ale najpierw obejrzał swój zestaw treningowy, zostawił tylko tyle ciężarków ile Ci będzie wygodnie i potem sobie machał kilogramowymi hantelkami. A potem zdziwienie, czemu mi mięcho nie puchnie.
Zupełnie nie ten kierunek. Tak to se można w Niu Ejdż.
Ani To Ani Tamto
- Har-Dao
- Global Moderator
- Posty: 3162
- Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dhamma-Vinaya
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: Żona i dzieci Buddy
CzołemKrzychu pisze: Ciekawe, rozumiem że Mahayana skupia się bardziej na pomocy innym nawet kosztem odłożenia w czasie swojego wyzwolenia. Jak będziesz miał czas i chęci, to chętnie przeczytam co więcej na ten temat masz do powiedzenia
Staram się nie jątrzyć tego tematu, bo nie służy on ogólnobuddyjskiemu dobru. Każda z zainteresowanych stron ma nieco racji, i obie strony mogą wykazać braki w drugiej i nie ma co generalizować. Jest o tym artykuł na Sasanie, choć nie jestem wielkim fanem takich uogólnień, to mimo wszystko artykuł poszedł (po kilku redakcyjnych poprawkach), tutaj: http://sasana.wikidot.com/znalezienie-d ... -rownowagi
Ogólne stwierdzenie, by znaleźć środek między tymi (jakby się zdawało) skrajnościami jest całkiem ok, ja ze swojej strony dodałbym, że każdy ma swoje podejście do tego dylematu, zatem każdy wybiera taką ścieżkę a nie inną, co nie znaczy, że należy ślepo iść za daną szkołą, bez rozpoznawania dobrych stron innej szkoły. Dla przykładu, mimo, że Theravada jest bliska memu sercu, to często staram się praktykować i żyć jakbym przyjął ślubowania bodhisatty (choć nigdy tego nie zrobiłem). Czyli brać to co dobre, nie przejmując się dogmatami. Jako outsider Mahayany a zatwardziały śravakayanista wybieram sobie rodzynki z Wielkiego Wozu i je spożywam i głaszczę brzuszek, mrucząc: "to jest to co tygrysy lubią najbardziej" ))
Więc idąc tropem porównania Xbalanque - na tej siłowni wybieram rowerek stacjonarny, inne wyciskarki na nogi, ale od czasu do czasu idę na ławeczkę - wiem, że trzeba mi mięcha na nogach i żeby kolana były lepsze, ale staram się myśleć też o klacie i bicepsach, choć nie jest to dla mnie akurat priorytetem. Bo chodzę na siłkę duchową w konkretnym celu, a nie żeby dobrze wyglądać. Ale jak wspomniałem, nie jątrzę już więcej.
metta&peace
H-D
Re: Żona i dzieci Buddy
Pewnie masz rację, bo przecież porzucił rodzinę przed Oświeceniem.Nieomylny w kwestiach duchowości był PRZED oświeceniem. Wszystkie jego nauki związane z dharmą, wspomniane przez Ciebie wskazania były głoszone PO oświeceniu, są więc pełne i doskonałe. Nie ogarniesz kwestii ego jeśli z doskonałego zestawu nauk będziesz wybierał tylko te, które są miłe dla ego, wewnętrzny oceniacz stwierdzi "Spoko, to mi pasuje, brzmi fajnie". To tak jakbyś chciał zbudować sobie bicepsy ale najpierw obejrzał swój zestaw treningowy, zostawił tylko tyle ciężarków ile Ci będzie wygodnie i potem sobie machał kilogramowymi hantelkami. A potem zdziwienie, czemu mi mięcho nie puchnie.
Zupełnie nie ten kierunek. Tak to se można w Niu Ejdż.
Co do przykładu z ciężarkami, to próba nałożenia wszystkiego skończy się jeszcze gorzej niż wzięcie tego 1kg ciężarka. Od czegoś trzeba zacząć i z pewnością nie od wszystkiego na jeden raz. Lepiej się skupić na esencji. Droga do urośnięcia bicepsu jest przez praktykę, a ciężar trzeba stopniowo zwiększać, a nie od razu brać wszystko, bo nikt całości nie udzwignie na raz
W mowie do Kalamów powiedział, żeby nie wierzyć w nic na słowo, tylko dopiero gdy zastosuje się to w praktyce. Oczywiście nie wyklucza to poglądu, że wszystko co mówi zastosowane w praktyce działa rewelacyjnie. Także nie pozostaje nic tylko praktykować, co by mentalne bicki rosły
Podejście Bodhidharmy jak dotąd trafia do mnie najlepiej.
Tylko czym jest to New Age... ?
Har-Do: Zdroworozsądkowe podejście Wskoczyłem w artykuł i się okazało, że już go wcześniej czytałem
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- Ryu
- ex Global Moderator
- Posty: 1940
- Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Zgierz
Re: Żona i dzieci Buddy
Cześć
Co do tematu "theravada = dla siebie, mahajana = dla innych" IMO to jest problem przede wszystkim stworzony przez praktykujących, a nie wynikający z samych doktryn. Theravada tak samo uczy, że ja jest tylko iluzją (anatta), więc trudno, żeby uczyła jak coś robić dla "siebie." Z kolei w Mahajanie żeby jak najlepiej pomagać innym najpierw musisz spędzić wiele "dupogodzin" na pracowaniu z sobą Do tego zarówno Arhant jak i Bodhisattwa mają rozwinięte Cztery Niezmierzoności, więc trudno żeby ich podejście do innych czujących istot się bardzo różniło. W tym temacie jedyną taką dużą różnicą jest to co obie tradycje myślą o dalszym losie osoby przebudzonej. Według theravady jeżeli się przebudzisz, to potem gdy umierasz następuje koniec odradzania się. Mahajana uważa, że mozesz zdecydować, że i tak się znowu odrodzisz żeby pomagać innym. Ja tam (z tego co wiem) nigdy nie miałem okazji po przebudzeniu się umrzeć, więc nie wiem kto ma rację. Uważam jednak, że i Arhant i Bodhisattwa, jeżeli zostaliby postawieni przed takim wyborem, tak samo wybraliby działanie, które niosłoby pożytek wszystkim czującym istotą (jak ja już zostanę Arhantem to na pewno tak zrobię! )
pozdrawiam,
Tomek
No i gitara. Nikt nie każe, ani nie sugeruje, żebyś wybierając buddyzm od razu golił głowę i szedł do klasztoru. Ba! Wszystkie tradycje buddyjskie uznają, że można osiągnąć przebudzenie prowadząc świeckie życie. W żaden sposób buddyzm nie jest przeciwko temu żebyś był szczęśliwym świeckim praktykującym z kochającą żoną i gromadką dzieci. Po prostu zdobycie żony i dzieci, oraz szczęście w świeckim życiu nie jest ostatecznym celem buddyzmu.Krzychu pisze: Co do przykładu z ciężarkami, to próba nałożenia wszystkiego skończy się jeszcze gorzej niż wzięcie tego 1kg ciężarka. Od czegoś trzeba zacząć i z pewnością nie od wszystkiego na jeden raz. Lepiej się skupić na esencji. Droga do urośnięcia bicepsu jest przez praktykę, a ciężar trzeba stopniowo zwiększać, a nie od razu brać wszystko, bo nikt całości nie udzwignie na raz
Co do tematu "theravada = dla siebie, mahajana = dla innych" IMO to jest problem przede wszystkim stworzony przez praktykujących, a nie wynikający z samych doktryn. Theravada tak samo uczy, że ja jest tylko iluzją (anatta), więc trudno, żeby uczyła jak coś robić dla "siebie." Z kolei w Mahajanie żeby jak najlepiej pomagać innym najpierw musisz spędzić wiele "dupogodzin" na pracowaniu z sobą Do tego zarówno Arhant jak i Bodhisattwa mają rozwinięte Cztery Niezmierzoności, więc trudno żeby ich podejście do innych czujących istot się bardzo różniło. W tym temacie jedyną taką dużą różnicą jest to co obie tradycje myślą o dalszym losie osoby przebudzonej. Według theravady jeżeli się przebudzisz, to potem gdy umierasz następuje koniec odradzania się. Mahajana uważa, że mozesz zdecydować, że i tak się znowu odrodzisz żeby pomagać innym. Ja tam (z tego co wiem) nigdy nie miałem okazji po przebudzeniu się umrzeć, więc nie wiem kto ma rację. Uważam jednak, że i Arhant i Bodhisattwa, jeżeli zostaliby postawieni przed takim wyborem, tak samo wybraliby działanie, które niosłoby pożytek wszystkim czującym istotą (jak ja już zostanę Arhantem to na pewno tak zrobię! )
pozdrawiam,
Tomek
Re: Żona i dzieci Buddy
i to mnie cieszy W miarę czytania dostrzegam sam te wszystkie rzeczy i coraz bardziej mi się Buddyzm podoba, a szczególnie szkola Chan oraz jej powiazania z Taoizmem, pieknie uzupelniajace calosc. Jestem pod wrazeniem tych nurtow filozoficznych.Wszystkie tradycje buddyjskie uznają, że można osiągnąć przebudzenie prowadząc świeckie życie. W żaden sposób buddyzm nie jest przeciwko temu żebyś był szczęśliwym świeckim praktykującym z kochającą żoną i gromadką dzieci. Po prostu zdobycie żony i dzieci, oraz szczęście w świeckim życiu nie jest ostatecznym celem buddyzmu.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
Re: Żona i dzieci Buddy
Religijnym supermarketem, dobieractwem. "To mi się podoba, biorę, ale to zostawię na półeczce". A tradycje buddyjskie się bierze w komplecie, nie ma opcji to minus tamto. "Będę zenowcem ale zamiast pokłonów będę robił wizualizację Mahakali" na przykład.Krzychu pisze:
Tylko czym jest to New Age... ?
Ani To Ani Tamto
Re: Żona i dzieci Buddy
bez poklonow oświecenia się nie osiągnie?
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- Ryu
- ex Global Moderator
- Posty: 1940
- Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Zgierz
Re: Żona i dzieci Buddy
Cześć
Jasne, że osiągniesz. Jednak jeżeli praktykujesz w ramach konkretnej szkoły, na przykład w szkole Zen Kwan Um, to tam pokłony są istotną częścią praktyki. Winogrona nie są niezbędne do zrobienia alkoholu, ale jak już robisz wino, to bez winogron się nie da (tzn. się da, ale wtedy winogrono musisz zastąpić innym konkretnym składnikiem).
pozdrawiam,
Tomek
Jasne, że osiągniesz. Jednak jeżeli praktykujesz w ramach konkretnej szkoły, na przykład w szkole Zen Kwan Um, to tam pokłony są istotną częścią praktyki. Winogrona nie są niezbędne do zrobienia alkoholu, ale jak już robisz wino, to bez winogron się nie da (tzn. się da, ale wtedy winogrono musisz zastąpić innym konkretnym składnikiem).
pozdrawiam,
Tomek
Re: Żona i dzieci Buddy
Inaczej mówiąc tradycje buddyjskie są jak pojazdy, które mają dowieźć Cię do celu. Możesz wybrać sobie jeden z wielu dostępnych pojazdów ale nie masz grzebać w jego mechanizmach. Możesz sobie co najwyżej dobrać jakieś detale (nie wszystkie praktyki w ramach danej tradycji są konieczne, na przykład niektórzy zenowcy nie robią pokłonów na codzień) ale pojazd jest gotowy w takim kształcie jakim jest, wszelkie grzebanie przy silniku czy akumulatorze może sprawić, że otrzymasz pojazd niesprawny, pwolny, zacinający się bądź taki, który w ogóle nie będzie w stanie dowieźć Cię do celu.
Możesz grzebać jak zostaniesz mechanikiem, hehehe
Dobranoc
Możesz grzebać jak zostaniesz mechanikiem, hehehe
Dobranoc
Ani To Ani Tamto
Re: Żona i dzieci Buddy
Jak ktoś ma samochód, to może majstrować ile wlezie, najwyżej nigdzie nie zajedzie. Robi to na własną odpowiedzialność A jak sie jest w jakiejs szkole, to oczywistym jest ze sie przestrzega pewnej etykiety ktora w tej szkole obowiazuje.
Natura ta jest tym samym co umysł wszystkich buddów. Buddowie przeszłości i przyszłości jedynie go przekazują. Poza tym umysłem nigdzie nie ma buddy. Ale omamieni ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich własny umysł jest buddą. Poszukują go na zewnątrz. Nigdy nie przestają wzywać buddów, oddawać im czci i dociekać jakie jest miejsce ich pobytu. Nie ulegajcie takim urojeniom. Poznajcie jedynie własny umysł. Poza nim nie ma innego buddy.
- nataliablanka
- Posty: 404
- Rejestracja: ndz kwie 17, 2022 16:50
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Bon
Re: Żona i dzieci Buddy
W sumie chyba lepsze niż wyrzekanie latami na 'tego skurczybyka'.a jeżeli są toksyczni, czy patologiczni, to mamy przynajmniej coś, za co możemy być im wdzięczni