Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
temat przeniesiony z działu ''off-topic cafe'' przez kunzanga
Heja,
Chciałbym się z Wami podzielić czymś, co nie ma bezpośredniego związku z buddyzmem. Ostatnio moja córka zbliża się do okresu nazwanego przez dorosłych buntem dwulatka i poczułem się niekompetentny
Wielu buddystów-rodziców poszukuje świadomego rodzicielstwa stąd często otrą się już na samym początku o nurty chuściarskie, a potem łatwo zarażają się popularnymi tam ideami z szeroko pojętego attachment parenting. Gdzieś z tych kręgów, przynajmniej u nas, przedostało się do mnie nazwisko Jespera Juula, który jest duńskim terapeutą rodzinnym i, jak przeczytałem na egodziecka.pl "guru poszukujących rodziców".
Dawno nie zdarzyło mi się, żeby słowo pisane wywołało u mnie takie mocne wglądy. Wgląd to jest dla mnie, gdy czytam ksiażkę i nagle do mnie dociera: AAAA! WŁAŚNIE! Jesper Juul nie daje odpowiedzi ani metod, za to wychodzi z założenia, że dziecko jest kompetentne, co oznacza, że zawsze współpracuje z rodzicami poprzez dawanie emocjonalnej informacji zwrotnej. W związku z tym Juul mówi, że nie należy stosować w stosunku do dzieci żadnych metod, tylko być szczerym, niedoskonałym sobą.
Ostatnie 30 lat w pedagogice to była dyskusja miedzy dwiema skrajnościami: najpierw różne sposoby wychowywania bezstresowego (w rzeczywistości nie było jednej metody, która się tak nazywała), które w centrum stawiały dziecko i niewywoływanie u niego negatywnych emocji. Jako że metoda produkowała często małych tyranów potem nastąpił zwrot i ucieczka w doktryny konserwatywne - dziecku trzeba stawiać granice.
Juul się od tego odcina i mówi, że dziecku nie trzeba stawiać granic a tradycyjne wychowanie to odmiana totalitaryzmu. Granice trzeba wyznaczyć sobie a innym dać przestrzeń. To znaczy, że jeśli odmawiasz czegoś dziecku, zakazujesz, to musi być twoje szczere nie. Zamiast stawiać dziecko w roli podczłowieka, którym masz sterować radzi traktować je normalnie, jak drugiego człowieka. Sugeruje, żeby do dzieci zwracać się osobistym językiem ("Nie chcę, żebyś to robił", "Chcę, żebyś już poszła spać") wyrażającym nasze potrzeby, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność za nasze słowa. Pisze, żeby unikać mówienia do dziecka w kategoriach prawd objawionych, czy ogólnych reguł, bo te są dla niego abstrakcją. Za to dziecko dobrze rozumie nasze chcę/nie chcę albo lubię/nie lubię i dzięki temu rozwinie empatię i dostrzeże innych ludzi.
Juul mówi: nie wyznaczaj dziecku arbitralnych granic. Wyznacz sobie granice i weź za to 100% odpowiedzialność. Nie bądź aktorem, nie graj roli rodzica, którą każe Ci grać społeczeństwo. Dziecko dostrzeże te granice i zacznie współpracować.
Piszę o poczuciu własnej wartości u dzieci, które w prawidłowym rozwoju jest niezależne od pochwał, czy kar. Krytykuje sposób wychowania w oparciu o uzależnienie od pochwał, bo prowadzi o no do tego, że dzieci rozwijają w sobie poczucie, że ich wartość uzależniona jest od osiągnięć, czy pochwały otoczenia.
To jest właściwe jego punkt wyjścia, ale bardzo mocne dla mnie jest to w jaki sposób ukazuje różne schematy myślenia, czy wychowywania autorytarnego, które są we mnie. W jaki sposób w konfliktach próbuję zrzucać odpowiedzialność z siebie na drugą poprzez mówienie "ty" zamiast "ja". Zwraca uwagę w jaki sposób tradycyjne wychowanie jest podobne do systemu totalitarnego i w jaki sposób nawet na poziomie języka jesteśmy skłonni tłumić naturę dziecka. W jaki sposób poszukiwanie autonomiczności przez dziecko jest piętnowane (zwróćcie uwagę na wyrażenia takie jak bunt dwulatka, czy bunt nastolatka, skupienie na posłuszeństwie, słowo "rozrabiać").
Książka "Twoje kompetentne dziecko" była dla mnie jak cios w twarz. Zobaczyłem schematy, które wyniosłem z domu i które odtwarzam w stosunku do wielu osób teraz.
Polecam.
Czy ktoś z Was zna Juula? Ktoś ma podobne przemyślenia?
Heja,
Chciałbym się z Wami podzielić czymś, co nie ma bezpośredniego związku z buddyzmem. Ostatnio moja córka zbliża się do okresu nazwanego przez dorosłych buntem dwulatka i poczułem się niekompetentny
Wielu buddystów-rodziców poszukuje świadomego rodzicielstwa stąd często otrą się już na samym początku o nurty chuściarskie, a potem łatwo zarażają się popularnymi tam ideami z szeroko pojętego attachment parenting. Gdzieś z tych kręgów, przynajmniej u nas, przedostało się do mnie nazwisko Jespera Juula, który jest duńskim terapeutą rodzinnym i, jak przeczytałem na egodziecka.pl "guru poszukujących rodziców".
Dawno nie zdarzyło mi się, żeby słowo pisane wywołało u mnie takie mocne wglądy. Wgląd to jest dla mnie, gdy czytam ksiażkę i nagle do mnie dociera: AAAA! WŁAŚNIE! Jesper Juul nie daje odpowiedzi ani metod, za to wychodzi z założenia, że dziecko jest kompetentne, co oznacza, że zawsze współpracuje z rodzicami poprzez dawanie emocjonalnej informacji zwrotnej. W związku z tym Juul mówi, że nie należy stosować w stosunku do dzieci żadnych metod, tylko być szczerym, niedoskonałym sobą.
Ostatnie 30 lat w pedagogice to była dyskusja miedzy dwiema skrajnościami: najpierw różne sposoby wychowywania bezstresowego (w rzeczywistości nie było jednej metody, która się tak nazywała), które w centrum stawiały dziecko i niewywoływanie u niego negatywnych emocji. Jako że metoda produkowała często małych tyranów potem nastąpił zwrot i ucieczka w doktryny konserwatywne - dziecku trzeba stawiać granice.
Juul się od tego odcina i mówi, że dziecku nie trzeba stawiać granic a tradycyjne wychowanie to odmiana totalitaryzmu. Granice trzeba wyznaczyć sobie a innym dać przestrzeń. To znaczy, że jeśli odmawiasz czegoś dziecku, zakazujesz, to musi być twoje szczere nie. Zamiast stawiać dziecko w roli podczłowieka, którym masz sterować radzi traktować je normalnie, jak drugiego człowieka. Sugeruje, żeby do dzieci zwracać się osobistym językiem ("Nie chcę, żebyś to robił", "Chcę, żebyś już poszła spać") wyrażającym nasze potrzeby, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność za nasze słowa. Pisze, żeby unikać mówienia do dziecka w kategoriach prawd objawionych, czy ogólnych reguł, bo te są dla niego abstrakcją. Za to dziecko dobrze rozumie nasze chcę/nie chcę albo lubię/nie lubię i dzięki temu rozwinie empatię i dostrzeże innych ludzi.
Juul mówi: nie wyznaczaj dziecku arbitralnych granic. Wyznacz sobie granice i weź za to 100% odpowiedzialność. Nie bądź aktorem, nie graj roli rodzica, którą każe Ci grać społeczeństwo. Dziecko dostrzeże te granice i zacznie współpracować.
Piszę o poczuciu własnej wartości u dzieci, które w prawidłowym rozwoju jest niezależne od pochwał, czy kar. Krytykuje sposób wychowania w oparciu o uzależnienie od pochwał, bo prowadzi o no do tego, że dzieci rozwijają w sobie poczucie, że ich wartość uzależniona jest od osiągnięć, czy pochwały otoczenia.
To jest właściwe jego punkt wyjścia, ale bardzo mocne dla mnie jest to w jaki sposób ukazuje różne schematy myślenia, czy wychowywania autorytarnego, które są we mnie. W jaki sposób w konfliktach próbuję zrzucać odpowiedzialność z siebie na drugą poprzez mówienie "ty" zamiast "ja". Zwraca uwagę w jaki sposób tradycyjne wychowanie jest podobne do systemu totalitarnego i w jaki sposób nawet na poziomie języka jesteśmy skłonni tłumić naturę dziecka. W jaki sposób poszukiwanie autonomiczności przez dziecko jest piętnowane (zwróćcie uwagę na wyrażenia takie jak bunt dwulatka, czy bunt nastolatka, skupienie na posłuszeństwie, słowo "rozrabiać").
Książka "Twoje kompetentne dziecko" była dla mnie jak cios w twarz. Zobaczyłem schematy, które wyniosłem z domu i które odtwarzam w stosunku do wielu osób teraz.
Polecam.
Czy ktoś z Was zna Juula? Ktoś ma podobne przemyślenia?
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Dzięki tato. Wygląda na konkretną pozycję do przeczytania, przemyślenia i zastosowania.
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Chyba mało tu nas, rodziców, na forum Same studenty
- Har-Dao
- Global Moderator
- Posty: 3162
- Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dhamma-Vinaya
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
... i wolni słuchaczeiwanxxx pisze:Same studenty
metta&peace
H-D
- GatoNegro
- Posty: 503
- Rejestracja: śr lis 24, 2010 19:07
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Szkoła Zen Kwan Um
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Kontakt:
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
... i przyszli rodziceHar-Dao pisze:... i wolni słuchaczeiwanxxx pisze:Same studenty
- piotr
- ex Global Moderator
- Posty: 3571
- Rejestracja: pn cze 30, 2003 08:02
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
... albo nie planujący dzieci Pełen pluralizmGatoNegro pisze:... i przyszli rodzice
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
I KTO ZUS NA MOJĄ EMERYTURĘ MA PŁACIĆ? KTO?
- piotr
- ex Global Moderator
- Posty: 3571
- Rejestracja: pn cze 30, 2003 08:02
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: brak
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Wiem, że to żart, ale... nawet jeśli będą dzieci, to nie znaczy że w przyszłości będzie dla nich praca. IMHO niech najpierw uzdrowią obecną sytuację, która jest chora, a wtedy będzie można rozsądnie planować przyszłość. Na razie wszystkie „plany” to literatura sci-fi.iwanxxx pisze:I KTO ZUS NA MOJĄ EMERYTURĘ MA PŁACIĆ? KTO?
- Aditya
- Posty: 1115
- Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
- Płeć: kobieta
- Tradycja: buddyzm
- Lokalizacja: Wonderland
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
... i antynataliściGatoNegro pisze:... i przyszli rodziceHar-Dao pisze:... i wolni słuchaczeiwanxxx pisze:Same studenty
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
- macszym
- Posty: 1056
- Rejestracja: sob maja 05, 2007 21:40
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: BON
- Lokalizacja: Zlasu
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
i tacy, u których na wychowywanie juz za późno, bo teraz doskonale wreszcie widać jakie błędy się popełniło, kiedy dzieci do wychowywania jeszcze się nadawały
- miluszka
- ex Global Moderator
- Posty: 1515
- Rejestracja: śr sie 04, 2004 15:27
- Tradycja: buddyzm tybetański Kagju
- Lokalizacja: Kraków
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
O!i tacy, u których na wychowywanie juz za późno, bo teraz doskonale wreszcie widać jakie błędy się popełniło, kiedy dzieci do wychowywania jeszcze się nadawały
Ja teraz mogę ewentualnie próbować na wnukach, o ile mi córka pozwoli.
Przy okazji zadumałam się nieco nad moim funkcjonowaniem na forum - babcia pomiędzy młodzieżą. Dobrze, że choć ze dwie osoby są w podobnym , co mój wieku.
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Witaj Ojcze
,,Najlepszym sposobem by wyzwolić się z zanieczyszczeń i obsesji to zauważanie ich - zwłaszcza wtedy gdy są najsilniejsze. Nie można wygasić skalań, gdy się nie przejawiają, a są jedynie ukryte w głębi."
(Bhikkhu Khantipalo)
Powiem tak, moim zdaniem poza ewidentnymi patologiami nie ma dobrych i złych metod wychowawczych. Są raczej mniej lub bardziej pasujące do potencjału naszego dziecka .
Z ojcowskim pozdrowieniem
Leszek
Oj chyba jednak trochę ma boiwanxxx pisze:Chciałbym się z Wami podzielić czymś, co nie ma bezpośredniego związku z buddyzmem
Taki cytat mi się skojarzył:iwanxxx pisze:Książka "Twoje kompetentne dziecko" była dla mnie jak cios w twarz. Zobaczyłem schematy, które wyniosłem z domu i które odtwarzam w stosunku do wielu osób teraz.
,,Najlepszym sposobem by wyzwolić się z zanieczyszczeń i obsesji to zauważanie ich - zwłaszcza wtedy gdy są najsilniejsze. Nie można wygasić skalań, gdy się nie przejawiają, a są jedynie ukryte w głębi."
(Bhikkhu Khantipalo)
Hmm ... a jeśli ktoś ma problem z wyznaczaniem sobie granic i braniem odpowiedzialności za siebie to ma zagrać rolę odpowiedzialnego ustawiacza granic?iwanxxx pisze:Juul mówi: nie wyznaczaj dziecku arbitralnych granic. Wyznacz sobie granice i weź za to 100% odpowiedzialność. Nie bądź aktorem, nie graj roli rodzica, którą każe Ci grać społeczeństwo.
Za moich czasów (jako młodego ojca ) modny był Gordon. On mocno eksploatował ten temat. W ,,Wychowaniu bez porażek" jest cały rozdział ,,Wprowadzenie w życie wypowiedzi ,,ja"". A nawet jest tam podrozdział ,,Przekazywanie bardzo małym dzieciom bezsłownych wypowiedzi ,,ja"". Później spotkałem się z krytyką jego metod. Chodziło o coś takiego, że ,,Gordonowska" postawa nie daje dziecku oparcia w rodzicu, że na przykład syn nie ma mocnego oparcia w ojcu bo wszysto sprowadza się do kwestii wyrażania własnych uczuć które są nietrwałe. Że może lepiej gdyby ojciec opierał się w wychowaniu syna na jakiś trwałych zasadach i je egzekwował z pozycji autorytetu.iwanxxx pisze:W jaki sposób w konfliktach próbuję zrzucać odpowiedzialność z siebie na drugą poprzez mówienie "ty" zamiast "ja".
Powiem tak, moim zdaniem poza ewidentnymi patologiami nie ma dobrych i złych metod wychowawczych. Są raczej mniej lub bardziej pasujące do potencjału naszego dziecka .
Z ojcowskim pozdrowieniem
Leszek
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Dzięki, Leszek za uwagę
To chyba musi się postarać. Wydaje mi się, że można się tego nauczyć i mu nikomu to nie zaszkodzi. Problem polega na tym, że wyżej d... nie podskoczysz, tzn. Twoje zaburzenia i problemy wpłyną na dziecko, choćbyś przeczytał milion książek pedagogicznych.leszek wojas pisze:Hmm ... a jeśli ktoś ma problem z wyznaczaniem sobie granic i braniem odpowiedzialności za siebie to ma zagrać rolę odpowiedzialnego ustawiacza granic?iwanxxx pisze:Juul mówi: nie wyznaczaj dziecku arbitralnych granic. Wyznacz sobie granice i weź za to 100% odpowiedzialność. Nie bądź aktorem, nie graj roli rodzica, którą każe Ci grać społeczeństwo.
W sumie trudno tak teoretyzować na postawie trzech zdań, ale te trzy zdania brzmią podejrzanie Według mnie aktorstwem nie zbuduje się prawdziwego autorytetu - o wiele lepiej być prawdziwym, naturalnym człowiekiem. I w sumie rola ojca w tradycyjnej rodzinie jest źródłem wielu, wielu patologii. Ile osób wlecze przez całe życie trupy tych dyktatorskich, nieobecnych emocjonalnie autorytetów? Dla mnie bardzo bliskie jest podejście Juula, bo jestem z natury chamem bez autorytetówiwanxxx pisze:Później spotkałem się z krytyką jego metod. Chodziło o coś takiego, że ,,Gordonowska" postawa nie daje dziecku oparcia w rodzicu, że na przykład syn nie ma mocnego oparcia w ojcu bo wszysto sprowadza się do kwestii wyrażania własnych uczuć które są nietrwałe. Że może lepiej gdyby ojciec opierał się w wychowaniu syna na jakiś trwałych zasadach i je egzekwował z pozycji autorytetu.
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Pytanie co to jest 'ewidentna patologia' bo gro metod "niepatologicznych" zbyt łatwo okazuje się okruceństwem, zwłaszcza kiedy zna się ich efekty na poziomie komórkowym. Niestety okazuje się, że są złe metody wychowacze (niefizyczne, oczywiscie), które potrafią - jeżeli stosować je długo - prowadzić do uszkodzeń mózgu, co się kiepsko odbija nie tylko w późniejszych latach dzieciństwa ale i na życiu dorosłym. Polecam "Mądrzy rodzice" M. Sutherland (po ang. "Science of Parenting"), która pokazuje w jaki sposób rózne metody wychowacze widziane są z punktu neurologii. Poza tym, bardzo ciepła książka.leszek wojas pisze: Powiem tak, moim zdaniem poza ewidentnymi patologiami nie ma dobrych i złych metod wychowawczych. Są raczej mniej lub bardziej pasujące do potencjału naszego dziecka .
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Z tego, co ja bym powiedział to akceptowaną patologią jest tzw. wypłakiwanie niemowląt. Pewnie Tobie o to też chodzi, booker, co?
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
No, na przykład wypłakiwanie. Dumni rodzice pózniej mówia, że ich dziecko ładnie spi w nocy, ale dochodzi to efektu tkzw. cichego płaczu - dziecko jest "spokojne" ale w jego mózgu kipi kortyzol
Ale też klasyczne metody wychowawcze oparte na metodzie zastraszania (w paru formach), zwykle bagatelizowane. I temu podobne, generalnie wszystkie, które operują na wzbudzaniu stresu lub strachu mają jedną wadę: powoduja wydzielanie kortyzolu, który w znacznych ilościach działa toksycznie i uszkadza zwoje. I to jest patologiczne, ale zwyczajowo akceptowane.
Do tego dochodzi tez brak wiedzy nt. tego jak funkcjonuje mózg dziecka, z mitami typu, że maleńkie dziecko próbuje kontrolować rodziców (gdzie do pewnego wieku jest to niemozliwe ze względu na zbyt mały rozwój płatów czołowych i nikłe ilości hormonów, które na to pozwolą). Za tym idzie nieumiejętnośc odpowiedniego reagowania na problemy gospodarki hormonalnej, której male dzieci nie umieja same regulować, i potrzebują do tego rodziców, którzy nie wiedząc o co biega, zachowują się nieadektwatnie do sytuacji - u dziecka wzmaga się stres, u rodziców tez, no i kółko się zamyka. Efekt jest taki, że u dziecka nie mają jak wytwożyć się odpowiednie połączenia nerwowe, ktore zwykle tworzą się kiedy dziecko zostaje odpowiednio uspokojone, a połączenia te pozwalają w pózniejszym życiu na samodzielne regulowanie gospodarki hormonalnej u dorosłego człowieka - "produkuje" się w ten sposób zdestabilizowane emocjonalnie społeczności, niestety. Potem ratunku trzeba juz szukać w terapiach.
Ale też klasyczne metody wychowawcze oparte na metodzie zastraszania (w paru formach), zwykle bagatelizowane. I temu podobne, generalnie wszystkie, które operują na wzbudzaniu stresu lub strachu mają jedną wadę: powoduja wydzielanie kortyzolu, który w znacznych ilościach działa toksycznie i uszkadza zwoje. I to jest patologiczne, ale zwyczajowo akceptowane.
Do tego dochodzi tez brak wiedzy nt. tego jak funkcjonuje mózg dziecka, z mitami typu, że maleńkie dziecko próbuje kontrolować rodziców (gdzie do pewnego wieku jest to niemozliwe ze względu na zbyt mały rozwój płatów czołowych i nikłe ilości hormonów, które na to pozwolą). Za tym idzie nieumiejętnośc odpowiedniego reagowania na problemy gospodarki hormonalnej, której male dzieci nie umieja same regulować, i potrzebują do tego rodziców, którzy nie wiedząc o co biega, zachowują się nieadektwatnie do sytuacji - u dziecka wzmaga się stres, u rodziców tez, no i kółko się zamyka. Efekt jest taki, że u dziecka nie mają jak wytwożyć się odpowiednie połączenia nerwowe, ktore zwykle tworzą się kiedy dziecko zostaje odpowiednio uspokojone, a połączenia te pozwalają w pózniejszym życiu na samodzielne regulowanie gospodarki hormonalnej u dorosłego człowieka - "produkuje" się w ten sposób zdestabilizowane emocjonalnie społeczności, niestety. Potem ratunku trzeba juz szukać w terapiach.
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Jeśli metoda wychowawcza faktycznie prowadzi do uszkodzeń mózgu to jest ewidentną patologią z definicji.booker pisze:
Pytanie co to jest 'ewidentna patologia'
Widzisz Piotrze, tylko, że to dziecko będzie w gruncie rzeczy oceniać w przyszłości metody wychowawcze rodzica i wystawiać im ocenę. Może być oczywiście tak, że oceni zapędy dyktatorskie ojca jako patologię. Ale może być też tak, że oceni ,,gordonowskie" metody ojca jako słabość i będzie miało żal, że ojciec nie wychowywał je w sposób twardszy czy bardziej zdecydowany.iwanxxx pisze: I w sumie rola ojca w tradycyjnej rodzinie jest źródłem wielu, wielu patologii. Ile osób wlecze przez całe życie trupy tych dyktatorskich, nieobecnych emocjonalnie autorytetów?
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
leszek wojas pisze:Jeśli metoda wychowawcza faktycznie prowadzi do uszkodzeń mózgu to jest ewidentną patologią z definicji.booker pisze:
Pytanie co to jest 'ewidentna patologia'
Ale też nie chodzi o to, żeby wybrać podejście, za które dziecko wystawi laurkę. Naruszanie integralności dziecka - fizycznej lub psychicznej - wcale nie musi prowadzić do tego, że dorosłe dziecko będzie miało pretensje do swoich rodziców. Ile razy w dyskusjach o biciu dzieci pokazują jakiegoś konserwatywnego palanta, który oświadcza, że jego rodzice bili a przecież wyrósł na porządnego człowieka? Juul pisze, że daje to oparcie - jasne - ten sam rodzaj bezpieczeństwa, którzy mają potulni ludzie w państwach autorytarnych. Pytaniem jest, co poświęcasz i czy dzisiejszy świat faktycznie potrzebuje tego rodzaju potulnych ludzi?leszek wojas pisze:Widzisz Piotrze, tylko, że to dziecko będzie w gruncie rzeczy oceniać w przyszłości metody wychowawcze rodzica i wystawiać im ocenę. Może być oczywiście tak, że oceni zapędy dyktatorskie ojca jako patologię. Ale może być też tak, że oceni ,,gordonowskie" metody ojca jako słabość i będzie miało żal, że ojciec nie wychowywał je w sposób twardszy czy bardziej zdecydowany.iwanxxx pisze: I w sumie rola ojca w tradycyjnej rodzinie jest źródłem wielu, wielu patologii. Ile osób wlecze przez całe życie trupy tych dyktatorskich, nieobecnych emocjonalnie autorytetów?
Z resztą nie wiem nic o metodach "gordonowskich", tylko pisałem o filozofii Juula. On nie mówi, że rodzice powinni być wycofani - rodzice mają prawo do własnego zdania. Dla mnie prawdziwy autorytet, to ten, który dobrowolnie przyjmę a nie narzucony. Pomysł na egzekwowanie wartości przez ojca, choć nie wiem dokładnie, co chcesz przez to powiedzieć, pachnie mi właśnie naruszaniem integralności dziecka i budowaniem sztucznego autorytetu. To jest budowanie autorytetu na uczeniu dziecka przystosowania się i konformizmu.
Jesper Juul - Przestrzeń dla rodziny pisze:M. Ø.: Jakiś czas temu kupowałam z synem ubrania. Znaleźliśmy dla niego bluzę z kapturem, która mi się spodobała.
Powiedziałam mu to. Zauważyłam, że gdy oglądał inne rzeczy, wciąż wracał do tej bluzy. „Ale co ty chciałbyś mieć? – pytałam. – Tu jest dużo ładnych ubrań”. Stanęło na tym, że kupiliśmy właśnie tę bluzę, a potem miałam wątpliwości, czy nie zgodził się na nią tylko dlatego, że chciał mi sprawić przyjemność. Co taka historia mówi o dziecku, które musi zmierzyć się ze stanowiskiem rodziców, choć może powinno wybierać samo?
J. J.: Według mnie, historia ta pokazuje, że syn ma do ciebie zaufanie w sytuacji, kiedy brak mu konkretnego zdania. Prawdopodobnie pomyślał, że mama zwykle wybiera rozsądnie, więc można polegać na jej opinii. Jeśli mówisz, co myślisz na jakiś temat, to dziecko wie, na czym stoi, ma jakiś punkt odniesienia. W końcu to on zdecydował, że akceptuje twój wybór. Jeśli zamiast tego denerwowałabyś się, że powinien podjąć decyzję, która cię zadowoli, ale nie miałabyś odwagi wypowiedzieć swojego zdania, to nie byłaby to dla niego jasna sytuacja. A dzieci potrzebują jasnych sytuacji.
M. Ø.: Dzieci, które wychowały się w domach, jak to się mówi, pozbawionych ram czy granic, bez określonych pór posiłków, zabawy i zasypiania, opowiadają później, że przez całe dzieciństwo bardzo takich granic pragnęły. Często bywa tak, że przesada wywołuje pragnienie czegoś przeciwnego. W jaki sposób rodzice powinni budować równowagę?
J. J.: To się osiąga poprzez bycie sobą i szczery, osobisty stosunek do dzieci. Musimy wiedzieć, czego chcemy, a czego nie chcemy, i określić nasze granice, zamiast dręczyć się tym, czy mamy rację.
Chciałbym tutaj przytoczyć anegdotę o czterolet – nim chłopcu, który przychodzi do domu i pyta ojca: „Tato, która godzina?”. Ojciec na to: „ Nie wiem, a jak ci się wydaje?”. Dziecko, które otrzymuje taką odpowiedź, czuje się zdeprymowane i osamotnione. Dlatego ważne jest, by dzieci wychowywały się u boku rodziców, którzy mają coś do powiedzenia. To samo dotyczy dorosłego partnera: każdy potrzebuje kogoś, kto stawia opór, a nie tylko podziwia albo odgrywa wobec ciebie rolę matki czy ojca.
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Ja nie wiem o co chodzi Piotrze . Myślę, że różnym rodzicom chodzi o różne rzeczy. Ale niezależnie od tego o co chodzi rodzicom dziecko - jako osoba dorosła, będzie miało własne zdanie na temat metod wychowawczych rodziców. To ono będzie mniej lub bardziej zadowolone, szczęśliwe czy nieszczęśliwe bo to ono jest ,,odbiorcą" procesu wychowawczego. Myślę, ze chyba większość rodziców chciałaby by ich dzieci były po prostu szczęśliwe jako dorośli ludzie i to według kryteriów dziecka a nie rodzica.iwanxxx pisze:Ale też nie chodzi o to, żeby wybrać podejście, za które dziecko wystawi laurkę.
Swiat? To znaczy kto? Dzisiejszy świat jest bardzo zróżnicowany i różni ludzie potrzebują różnych ludzkich zachowań.iwanxxx pisze:czy dzisiejszy świat faktycznie potrzebuje tego rodzaju potulnych ludzi?
Hmm... problem jest chyba w tym, że nie wszyscy rodzice są sobą w takim sensie jak to rozumie JJ. Nie wszyscy rodzice wiedzą czego chcą a czego nie chcą. Nie wszyscy też potrafią jasno określić swoje granice. Dlatego też rodzice często korzystają z porad autorytetów ,,wyższego rzędu" - religijnych czy światopoglądowych w kwestiach wychowania własnych dzieci.iwanxxx pisze: J. J.: To się osiąga poprzez bycie sobą i szczery, osobisty stosunek do dzieci. Musimy wiedzieć, czego chcemy, a czego nie chcemy, i określić nasze granice, zamiast dręczyć się tym, czy mamy rację.
Odmówiłbyś temu panu ,,szczerego i osobistego" stosunku do syna :
http://www.youtube.com/watch?v=_-clFZFdLQk
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Witam
Tak tylko wtrącę... Mamy w tym dziale temat poświęcony dzieciom i rodzicom /w sosie buddyjski/, łączyć tych tematów nie ma co /rzecz jasna/, jednak tak kwestia jest wg mnie bardzo istotna, tak więc podklejam ten temat.
I zachęcam do wejścia w tą rozmowę, nawet jeżeli nie jesteś rodzicem
Pozdrawiam
Tak tylko wtrącę... Mamy w tym dziale temat poświęcony dzieciom i rodzicom /w sosie buddyjski/, łączyć tych tematów nie ma co /rzecz jasna/, jednak tak kwestia jest wg mnie bardzo istotna, tak więc podklejam ten temat.
I zachęcam do wejścia w tą rozmowę, nawet jeżeli nie jesteś rodzicem
Pozdrawiam
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Świat znaczy społeczeństwo. Jak spojrzysz na historię, np XX wieku to większość nieszczęść bierze się z posłuszeństwa. Wykorzystywanie dzieci bierze się z posłuszeństwa. Przyzwolenie na przemoc domową bierze się z posłuszeństwa. Skoro nie żyjemy w totalitaryzmie, to umiejętność dostosowania się i posłuszeństwa oraz zdolność do odwieszenia na kołek własnej godności nie jest już warunkiem przetrwania, jest bardziej problemem niż zaletą.leszek wojas pisze:Swiat? To znaczy kto? Dzisiejszy świat jest bardzo zróżnicowany i różni ludzie potrzebują różnych ludzkich zachowań.iwanxxx pisze:czy dzisiejszy świat faktycznie potrzebuje tego rodzaju potulnych ludzi?
Wydaje mi się, że to jest właśnie problem i tu jest styk z buddyzmem. Juul to ujmuje w ten sposób, że większość z nas po prostu odtwarza schematy, które zna z domu. Można to przerwać - uwolnić się od destruktywnego aspektu rodzinnej karmy - trzeba tylko chcieć i nie załatwi tego za nas metoda. On twierdzi, że metodą możesz wyrządzić tylko krzywdę.leszek wojas pisze:Hmm... problem jest chyba w tym, że nie wszyscy rodzice są sobą w takim sensie jak to rozumie JJ. Nie wszyscy rodzice wiedzą czego chcą a czego nie chcą. Nie wszyscy też potrafią jasno określić swoje granice. Dlatego też rodzice często korzystają z porad autorytetów ,,wyższego rzędu" - religijnych czy światopoglądowych w kwestiach wychowania własnych dzieci.iwanxxx pisze: J. J.: To się osiąga poprzez bycie sobą i szczery, osobisty stosunek do dzieci. Musimy wiedzieć, czego chcemy, a czego nie chcemy, i określić nasze granice, zamiast dręczyć się tym, czy mamy rację.
Poza tym nie widzę problemu, żeby odwołać się do autorytetów wyższego rzędu. Istotne jest chyba, żeby w kontaktach z dzieckiem przyjąć na siebie odpowiedzialność i traktować je jak podmiot a nie przedmiot swojej mocy demiurga. Być przywódcą a nie dyktatorem. Mam wrażenie, że próbujesz odczytać to co piszę, jako zachętę to oddania władzy rodzicielskiej i pozostawienie dziecka samemu sobie. Żeby wyjaśnić o co chodzi Juulowi wkleję większy fragment na końcu tego postu (przydługi, ale wiem, że nie jesteś z pokolenia tl;dr)
Nie jestem pewien, czy żartujesz ale odmówiłbym. To jest właśnie postawa manipulatora, który traktuje syna przedmiotowo i zaszczepia poczucie winy.leszek wojas pisze:Odmówiłbyś temu panu ,,szczerego i osobistego" stosunku do syna :
http://www.youtube.com/watch?v=_-clFZFdLQk
Bardzo dobry tekst.
Myślałem o odezwaniu się z tym w tamtym wątku, ale stwierdziłem, że założę nowy, bo tamten jest trochę luźny, kafejkowy a chciałem a) polecić Juula b) poruszyć temat autorytarnego wychowania vs. wychowania opartego na autorytecie. Przepraszam, ale aktualnie tematy "ilu bodhisattwów zmieści się na łebku od szpilki" mnie nie zajmują, więc chciałbym ruszyć coś, co bezpośrednio jest związane z moim doświadczeniem.kunzang pisze:Tak tylko wtrącę... Mamy w tym dziale temat poświęcony dzieciom i rodzicom /w sosie buddyjski/, łączyć tych tematów nie ma co /rzecz jasna/, jednak tak kwestia jest wg mnie bardzo istotna, tak więc podklejam ten temat.
Jesper Juul - Twoje kompetentne dziecko pisze: Poważne traktowanie drugiego człowieka wymaga, abyśmy:Przykład 2.
- Uznali jego prawo do własnych potrzeb, pragnień, doświadczeń, uczuć oraz prawo do ich wyrażania, które posiada.
Patrzyli na jego potrzeby z jego punktu widzenia.
Kierowali na niego uwagę, aby go poznać, nie podważając przy tym jego osoby ani pragnień. Reagowali na jego działania ze zrozumieniem, jednocześnie nie marginalizując własnego stanowiska.
Wyobraźmy sobie długą kolejkę do kasy w supermarkecie. Czteroletnia dziewczynka podchodzi do swojej mamy na końcu kolejki, ciągnie ją za rękaw i mówi rozgoryczonym głosem, powstrzymując łzy: „Mamo, ja już nie chcę tu stać. Dlaczego nie możemy iść do domu? Ja nie chcę już tu być!”. Jak zareaguje matka? Gdyby pochodziła ze staroświeckiej rodziny, na przykład: „Proszę stać spokojnie! Kiedy idzie się do sklepu, należy cierpliwie czekać na swoją kolej”. Bardziej nowoczesna mama odwołałaby się może do logiki dziecka, formułując z jednej strony obiektywne stwierdzenie, a z drugiej stosując taktykę odwrócenia uwagi: „Nie, to niemożliwe. Rozumiem, że jesteś zmęczona, ale widzisz, że wiele osób czeka w kolejce przede mną. Widziałaś te śliczne sukienki, które tam wiszą?”. Żadna z tych przykładowych odpowiedzi nie jest zła i nie godzi w integralność dziecka w sposób bezpośredni. Pośrednio jednakże w obu wypadkach dziecko otrzymuje komunikat, że jego uczucia i potrzeby nie są tak samo ważne, jak jego matki. Pierwsza matka lekceważy uczucia i potrzeby dziecka, druga, tytułem rekompensaty, stosuje metodę odwrócenia uwagi. W obu wypadkach matki starają się nakłonić dziecko, aby poważnie traktowało odczucia rodzica, natomiast rodzic nie czuje się w obowiązku odwzajemnić się tym samym. Zbadajmy reakcje dwóch innych matek na tę samą sytuację.
Przykład 3.
Ruth ciągnie swoją mamę za rękaw, a ta łapie ją za ramię i mówi agresywnym tonem: „Przestań natychmiast! Stój tutaj, aż skończymy! Zrozumiano?”. Kiedy dziewczynka chce coś powiedzieć, matka chce posadzić ją w wózku. Ale dziewczynka przewraca się na podłogę i leży nieruchomo, powtarzając: „Nie, nie, ja chcę iść. Nie każ mi tu być!”. Tłumiąc złość, matce udaje się podnieść dziecko, ale dziewczynka tak się pręży, że nie można jej posadzić w wózku. Zdesperowana matka mówi syczącym głosem: „Dosyć już tego, głupia dziewucho. Siadaj natychmiast, bo pożałujesz”. W tym momencie płacz dziewczynki zmienia się w głęboki szloch, jej ciało robi się bezwładne, a matce udaje się włożyć ją do wózka. Dziewczynka nie przestaje płakać, dopóki matka nie zapłaci za zakupy i nie wyjdą ze sklepu.
Przykład 4.
Lena z czteroletnią córką również czekają w długiej kolejce. Dziewczynka zwraca się do matki, mówiąc: „Mamo, tu nie jest fajnie… Możemy iść już do domu?”. Lena odpowiada łagodnym tonem: „Masz rację. Tutaj jest okropnie gorąco, a do tego ci wszyscy ludzie! Muszę tylko za to zapłacić, zanim wyjdziemy.
Mogłabyś z siostrą powiesić te skarpetki?” – pyta, wskazując na stos dziecięcych skarpetek, które spadły z wieszaka. Dziewczynka bierze młodszą siostrę i razem wieszają skarpetki, po czym wracają do matki. Młodsza dziewczynka siada w wózku, natomiast jej siostra prosi o smoczek.
Jaka jest zasadnicza różnica między reakcjami dwóch matek? Taka, że Lena traktuje swoją córkę poważnie. Ruth zwraca się do matki słowami i tonem, które zdradzają, że nie jest przyzwyczajona do tego, że traktuje się ją serio. Od początku jest defensywna i marudna. Irytujący ton głosu zdradza jej egocentryzm. Jednak tak naprawdę zachowanie to wskazuje, że w wieku czterech lat dziewczynka zdążyła się już przekonać, iż jej pragnienia i potrzeby nie mają dla matki znaczenia albo ją denerwują – a często jedno i drugie. Dziewczynka nie ustaje w walce o poczucie własnej wartości, ale częściej tę walkę przegrywa, niż wygrywa. Zdarzenie w sklepie po raz kolejny potwierdza doświadczenia dziewczynki. Zachowanie matki Ruth bierze się stąd, że ona sama nie została przyzwyczajona do poważnego traktowania, i dlatego nie potrafi spojrzeć na potrzeby swojej córki inaczej niż jak na coś denerwującego. W efekcie obie toczą walkę o władzę, w której integralność dziewczynki zostaje nadwerężona zarówno na płaszczyźnie fizycznej, jak i psychicznej. Prawdą jest, że matka wydaje się zwyciężać w tej walce, ale de facto obie ją przegrywają, ponieważ żadna z nich nie dostaje tego, o co walczy. Córka po raz kolejny traci odrobinę poczucia własnej wartości i wiary w drugiego człowieka, a matka ponownie doświadcza niskiego poczucia własnej wartości i traci kolejną część matczynej pewności siebie. Co więcej, pogorszeniu ulegają ich wzajemne relacje. Czas pokaże, czy Ruth ugnie się i stanie się słodka i potulna, czy też zacznie przeciwstawiać się matce z tą samą rozpaczliwą brutalnością, która spotyka ją ze strony matki. Gdyby incydent taki zdarzył się trzydzieści, czterdzieści lat temu, dziecko musiałoby się podporządkować. Destrukcyjny element dzieciństwa ujawniłby się w jej psychice dopiero w dorosłym życiu. Dzisiaj, w innych warunkach społecznych, skutki dają o sobie znać znacznie wcześniej. Jest wielce prawdopodobne, że dziewczynka zacznie wykazywać zachowania autodestrukcyjne, zanim wejdzie w okres dojrzewania. Przejdźmy teraz do Leny. Sposób, w jaki córka zwraca się do niej, świadczy o tym, że w jej rodzinie wolno wyrażać własne pragnienia i potrzeby i zawsze można liczyć na poważne traktowanie. Reakcja Leny to potwierdza. Ma ona świadomość, że jej córka chce współdziałać i lubi się czuć dowartościowana. Rozwiązuje zatem ich wspólny dylemat, prosząc córkę o zrobienie czegoś pożytecznego podczas czekania w kolejce. Dziewczynka nie dostaje tego, czego naprawdę chce, ale otrzymuje potwierdzenie własnych uczuć. Nawet jeśli jej potrzeby stoją w sprzeczności z potrzebami Leny, uczy się ufać matce. Ponadto umie przyjąć odpowiedzialność za własne samopoczucie w czasie, kiedy jest zmuszona czekać. Pytanie o to, która z nich jest lepszą matką, nie jest takie ważne. Obie starają się wybrnąć z trudnej sytuacji najlepiej jak potrafią i zgodnie z tym, czego same zostały nauczone. Ocenianie ich jako matek nie ma sensu. Istotne jest tylko to, że relacja matki z córką może być bolesna dla obu – i że da się tego uniknąć. Żadna z dziewczynek nie dostaje tego, czego pragnie – natychmiastowego wyjścia ze sklepu – ale tylko córka Leny zostaje potraktowana poważnie. Jej matka uznaje swoje i jej potrzeby za równoważne i przyjmuje nadrzędną rodzicielską odpowiedzialność w taki sposób, że integralność żadnej z nich nie zostaje nadszarpnięta.
- ethan
- Senior User
- Posty: 842
- Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Wspólnota Dzogczen
- Lokalizacja: Czysta Kraina
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Jesli temat zwiazany z buddyzmem to dorzuce trzy grosze, o tym co Namkhai Norbu Rinpocze dosc czesto podkresla w swoich naukach odnosnie wychowywania dzieci. Mianowicie Rinpocze mowi, ze bardzo wazny w zyciu dziecka jest okres, kiedy zaczyna ono zadawac pytania, i radzi, aby wlasnie w tym momencie byc bardzo uwaznym, co sie wtedy dziecku odpowiada i w jaki sposob tlumaczy, zeby naprawde postarac sie aby dziecko zrozumialo, poniewaz sa to decydujace momenty kiedy dziecko tworzy swoje postrzeganie swiata. Mowi takze ze dobrze jest dac dziecku lub mlodziezy sporo luzu, aby samo potrafilo sie takze uczyc na swoich doswiadczeniach.
Ponizej fragment z ksiazki Nauki Dzogczen autorstwa Rinpocze
Ponizej fragment z ksiazki Nauki Dzogczen autorstwa Rinpocze
WYCHOWANIE DZIECI
Gdy pragniemy wychować dzieci, powinniśmy robić to we właściwy sposób. Do ukończenia około dziesiątego roku życia dzieci nie potrafią same się kontrolować. Pozwalanie im na wszystko jest niedobre. Trzeba odnaleźć jakiś sposób kontroli nad dzieckiem i sposób, by mu pomóc. Najpierw tłumaczy się, jakie społeczeństwo stawia ograniczenia. Wiemy, że wychowywanie poprzez zakazy nie jest dobre, ale jest konieczne ze względu na stan naszego społeczeństwa i sposób jego funkcjonowania. Nie żyjemy w całkowicie wolnym wymiarze, a jeśli nauczylibyśmy dzieci, że w takim właśnie wymiarze żyjemy, późniejsze życie byłoby dla nich bardzo trudne, nie mogłyby zintegrować się ze społeczeństwem. Nie ma potrzeby zbyt surowo traktować dzieci, trzeba im jednak wszystko wyjaśniać i pomagać zrozumieć, a na pewno im się to uda.
Najważniejszą rolę odgrywa sposób objaśniania dziecku świata. Jeśli np. chcemy nauczyć małe dziecko, że nie wolno zabijać, to powiemy mu: „Nie zabijamy zwierzątek", niektóre dzieci bowiem lubią zabijać owady. Jeżeli powiemy dziecku: „Nie możesz zabijać, bo to jest złe", dziecko nie zrozumie, dlaczego właściwie tak jest i każdy kolejny zakaz tylko zachęci je do zabijania. Ale jeśli powiemy: „Nie wolno zabijać, bo ten robaczek może być mamą albo tatą małego robaczka i może właśnie ta mama wyszła poszukać jedzenia dla swoich dzieci, które gdzieś na nią czekają. Jeśli ją zabijesz, nie wróci zjedzeniem i dzieci będą głodne". Mówiąc w ten sposób odnosimy się do doświadczeń dziecka. Dziecko ma mamę i tatę, być może także rodzeństwo i może pomyśleć sobie: „A co by było, gdyby ktoś zabił moją mamę i ona by do mnie nie wróciła? Co ja bym zrobił?". Możemy też zapytać dziecko, jak by się czuło, gdyby jakiś olbrzym na nie nadepnął i je zabił. Dzieci rozumują na podstawie swoich doświadczeń, tylko tak mogą stać się bardziej odpowiedzialne. Po ukończeniu dziesięciu lat dziecko naprawdę potrzebuje swobody i widząc, że robi coś złego możemy starać mu się to wytłumaczyć, nie można go już jednak kontrolować. To ogromnie ważne w wychowaniu.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
„Nie oceniaj sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna.”
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Piotruś, co Ty rzucasz terminologią siermiężnego socjalizmu z filmu Rejs? :iwanxxx pisze:Świat znaczy społeczeństwo.leszek wojas pisze:
Swiat? To znaczy kto?
http://www.youtube.com/watch?v=Z9VQ089v9VQ
,,pan płaci, pani płaci, my płacimy ... społeczeństwo"
Czy Ty utożsamiasz pojedyncze ludzkie istoty ze społeczeństwem?
,,Jednostka zerem, jednostka bzdurą sama nie ruszy pięciocalowej kłody"
Czyli świat ludzkich istot to społeczeństwo. Dobrze wiedzieć .
No i tu właśnie jest problem - jak sprawić by chcieć skoro się nie chce. Jaka jest ... metoda na to by chcieć? Jak uwolnić się od karmy? Czy praktyka jest metodą?iwanxxx pisze: Można to przerwać - uwolnić się od destruktywnego aspektu rodzinnej karmy - trzeba tylko chcieć i nie załatwi tego za nas metoda.
Krishnamurti też podobnie mówił. I nie on jeden. Ja też Ci powiem: porzuć wszelkie metody, po prostu bądź, z chwili na chwilę tylko bądź sobą.iwanxxx pisze: On twierdzi, że metodą możesz wyrządzić tylko krzywdę.
No co Ty? Uwazasz, że to nie było szczere czy osobiste? Moim zdaniem było. Biorąc oczywiście poprawkę na to, ze jest to artystyczna kreacja. Ale nie trudno wyobrazić sobie taką sytuację ,,w realu".iwanxxx pisze:Nie jestem pewien, czy żartujesz ale odmówiłbym.leszek wojas pisze:Odmówiłbyś temu panu ,,szczerego i osobistego" stosunku do syna?
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
W ogóle nie rozumiem o co Ci tu chodzi, panie sofisto. Coś niejasno napisałem? Jednostki nie funkcjonują w społeczeństwie? Metafora "świat nie potrzebuje" tak Cię rozśmieszyła, czy co? Wyjaśniłem Ci metaforę, co do której udawałeś, że jej nie rozumiesz: "świat nie potrzebuje" oznacza "społeczeństwo nie wynagrodzi". Dzisiaj sukces odnoszą ludzie kreatywni, odpowiedzialni za siebie a nie nauczeni bierności konformiści. Możesz się uczepić dowolnego słówka, żeby potem obśmiać odpowiedź wyrwaną z kontekstu.leszek wojas pisze:Piotruś, co Ty rzucasz terminologią siermiężnego socjalizmu z filmu Rejs? :iwanxxx pisze:Świat znaczy społeczeństwo.leszek wojas pisze:
Swiat? To znaczy kto?
http://www.youtube.com/watch?v=Z9VQ089v9VQ
,,pan płaci, pani płaci, my płacimy ... społeczeństwo"
Czy Ty utożsamiasz pojedyncze ludzkie istoty ze społeczeństwem?
,,Jednostka zerem, jednostka bzdurą sama nie ruszy pięciocalowej kłody"
Czyli świat ludzkich istot to społeczeństwo. Dobrze wiedzieć .
Dzieci będą funkcjonować w społeczeństwie, więc nie wiem, co jest takiego zabawnego w rozważeniu tego kim się w nim staną i co pozwoli
Pzdr
Piotr
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Ależ Piotrze, niczego nie obśmiewam. Nigdzie nie postulwałem nauczania bierności. Z drugiej strony nie wystawiałbym też laurki za wychowanie w celu odnoszenia komercyjnych sukcesów. Chodziło mi o to, że społeczeństwa nie są jednolite. Dzielą się na różne grupy o różnych sytemach wartości. Nie w każdej grupie odniesienie sukcesu, kreatywność są uważane za wartość.iwanxxx pisze:
W ogóle nie rozumiem o co Ci tu chodzi, panie sofisto. Coś niejasno napisałem? Jednostki nie funkcjonują w społeczeństwie? Metafora "świat nie potrzebuje" tak Cię rozśmieszyła, czy co? Wyjaśniłem Ci metaforę, co do której udawałeś, że jej nie rozumiesz: "świat nie potrzebuje" oznacza "społeczeństwo nie wynagrodzi". Dzisiaj sukces odnoszą ludzie kreatywni, odpowiedzialni za siebie a nie nauczeni bierności konformiści. Możesz się uczepić dowolnego słówka, żeby potem obśmiać odpowiedź wyrwaną z kontekstu.
Pozdrawiam
- Asti
- Posty: 795
- Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Hahayana
- Lokalizacja: Łódź
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Abstrahując trochę od toczącej się dyskusji, chciałbym nawiązać do tego, co Piotr mówił o stawianiu granic.
Podam przykład osobisty. Pamiętam, że jako dziecko byłem dość leniwy. Dlatego kiedy tata prosił mnie o pomoc w ogródku, odmawiałem, albo pytałem po prostu, czy mogę iść do kolegów.
Tata więc pracował sam i wiedziałem, że chciałby spędzić ten czas ze mną, ale nie mówił mi tego. Chciał, żebym się domyślił. Podobnie później, chciał żebym się domyślił, że mógłbym mu pomóc w ogródku nawet, gdy już o to nie prosi.
Pamiętam, że wiele razy prosiłem go, aby mi mówił jasno, czego oczekuje, żeby wyznaczył granice. Żeby nie pozwolił mi pójść do kolegów. Żeby był stanowczy w tej kwestii. Potrzebowałem ostrzejszego kierowania, byłem na tyle samoświadomy, że o to poprosiłem, ale mój tata nie chciał mnie zmuszać do pomagania mu. Taka była jego filozofia. Ja jednak zgadzam się z przytoczoną przez Juula postawą. Czułem się wobec takiej postawy mego taty a) zagubiony, b) skazany na pielęgnowanie swojego lenistwa, c) miałem podskórne poczucie winy, bo wiedziałem, że tacie jest przykro.
Podam przykład osobisty. Pamiętam, że jako dziecko byłem dość leniwy. Dlatego kiedy tata prosił mnie o pomoc w ogródku, odmawiałem, albo pytałem po prostu, czy mogę iść do kolegów.
Tata więc pracował sam i wiedziałem, że chciałby spędzić ten czas ze mną, ale nie mówił mi tego. Chciał, żebym się domyślił. Podobnie później, chciał żebym się domyślił, że mógłbym mu pomóc w ogródku nawet, gdy już o to nie prosi.
Pamiętam, że wiele razy prosiłem go, aby mi mówił jasno, czego oczekuje, żeby wyznaczył granice. Żeby nie pozwolił mi pójść do kolegów. Żeby był stanowczy w tej kwestii. Potrzebowałem ostrzejszego kierowania, byłem na tyle samoświadomy, że o to poprosiłem, ale mój tata nie chciał mnie zmuszać do pomagania mu. Taka była jego filozofia. Ja jednak zgadzam się z przytoczoną przez Juula postawą. Czułem się wobec takiej postawy mego taty a) zagubiony, b) skazany na pielęgnowanie swojego lenistwa, c) miałem podskórne poczucie winy, bo wiedziałem, że tacie jest przykro.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
- Aditya
- Posty: 1115
- Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
- Płeć: kobieta
- Tradycja: buddyzm
- Lokalizacja: Wonderland
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Dzieci to w ogóle nie moja bajka. Chyba trochę się ich boję. Np ostatnio byłam w sklepie, stanęłam przy półce z wegetariańskimi paprykarzami aby sobie jeden wziąć. Zaraz obok mnie, na podłodze, ktoś postawił dziecko w takim małym nosidełku i ono patrzyło na mnie takim dziwnym wzrokiem, chyba się śmiało i wyciągnęło do mnie swoje małe, gibkie ręce. Ruszało nimi jakby to były wstążki, a palce to malutkie wstążeczki, jak mała ośmiornica trochę. A ten wzrok..taki..jakby w środku nie odbywały się żadne racjonalne procesy myślowe. W końcu to małe dziecko wyciągało ręce do całkiem obcej osoby. Przecież mogłam się okazać złą osobą, która wyniosłaby to dziecko ze sklepu i ono by nawet się nie rozpłakało, bo ono właśnie chciało iść do mnie. Dzieci - to dla mnie wielka zagadka
Podziwiam rodziców, bo to ogromna odpowiedzialność i ogromne wyrzeczenie.
A co do głównego wątku, to oczywiście nic nie napiszę, bo o wychowaniu dziecka wiem mniej niż o produkcji śrub z drobnym gwintem. Ale wydaje mi się, że sam fakt, że rodzic kupuje książkę, przejmuje się treścią tej książki i zastanawia się nad tym całym procesem wychowywania, już świadczy o tym, że musi kochać dziecko. A jak się kocha dziecko to chyba już niewiele może pójść źle? (chyba że się za bardzo kocha, to dziecko może mieć szereg problemów). Choć może to trochę naiwne..?
Podziwiam rodziców, bo to ogromna odpowiedzialność i ogromne wyrzeczenie.
A co do głównego wątku, to oczywiście nic nie napiszę, bo o wychowaniu dziecka wiem mniej niż o produkcji śrub z drobnym gwintem. Ale wydaje mi się, że sam fakt, że rodzic kupuje książkę, przejmuje się treścią tej książki i zastanawia się nad tym całym procesem wychowywania, już świadczy o tym, że musi kochać dziecko. A jak się kocha dziecko to chyba już niewiele może pójść źle? (chyba że się za bardzo kocha, to dziecko może mieć szereg problemów). Choć może to trochę naiwne..?
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
@Asti
Dzięki za osobistą wypowiedź. Nie śmiem tu bawić się w psychologa-amatora i analizować Twojej sytuacji, ale o ile rozumiem Juula on walczy z poglądem, ze "dzieci potrzebują granic" zastępując go "dzieci potrzebują interakcji z prawdziwymi ludźmi i jasnej sytuacji". Wydaje mi się, że jeśli oczekujesz od dziecka, żeby domyślało się, czego chcesz, to nie jest jasna sytuacja, bo wywołuje frustracje po obu stronach.
Wkleję co on piszę o obowiązkach nastolatków. W sumie nic rewolucyjnego, tylko tyle, żeby być gotowym na renegocjację obowiązków i żeby były to obowiązki potrzebne rodzinie (a nie obowiązki "bo dobrze jest, żeby dziecko miało obowiązki").
Z Twojego opisu wynika, ze dziecko, które widziałaś mogło mieć mniej niż 3 miesiące - potem te ruchy rączek ustają. Masz rację, że do tego czasu nie ma za bardzo świadomych myśli w tych łepetynkach, bo do 3 miesiąca noworodek jest w zasadzie płodem. Ze względu na dużą głowę ludzie rodzą się względnie "niedorozwinięci" i- przez pierwsze 3 miesiące życia są bardziej podobni do płodów - mają głównie odruchy, rączki latają bez sensu itd.
Co do samego kochania dziecka... Właściwie wszyscy kochają swoje dzieci. Ludzie, którzy biją też to robią, bo uważają to za słuszne. Pan z piosenki z Maleńczukiem też kocha dziecko. Ważne jest jeszcze to, jaką postawę się przyjmie wobec dziecka i ja się zgadzam z Juulem, ze postawa autorytarna działa na osobowość destrukcyjnie. Określenie "kochać za bardzo" jest mało precyzyjne. Ważne jest to, żeby dawać dzieciom to, czego potrzebują a nie to, czego nie potrzebują. Nie możesz dać za dużo tego, czego potrzebują. Być może chodzi Ci o postawę usługiwania dziecku - wiadomo, że to jest bardzo niedobre i często tworzy małych Neronów.
Pzdr
Piotr
Dzięki za osobistą wypowiedź. Nie śmiem tu bawić się w psychologa-amatora i analizować Twojej sytuacji, ale o ile rozumiem Juula on walczy z poglądem, ze "dzieci potrzebują granic" zastępując go "dzieci potrzebują interakcji z prawdziwymi ludźmi i jasnej sytuacji". Wydaje mi się, że jeśli oczekujesz od dziecka, żeby domyślało się, czego chcesz, to nie jest jasna sytuacja, bo wywołuje frustracje po obu stronach.
Wkleję co on piszę o obowiązkach nastolatków. W sumie nic rewolucyjnego, tylko tyle, żeby być gotowym na renegocjację obowiązków i żeby były to obowiązki potrzebne rodzinie (a nie obowiązki "bo dobrze jest, żeby dziecko miało obowiązki").
@AdityaM. Ø.: Wiele dyskutuje się na temat tego, jak nastolatki powinny pomagać w domu. Niektórzy uważają, że muszą mieć pewne stałe obowiązki, żeby rodzicom było lżej, a inni są zdania, że powinny mieć obowiązki dla samych obowiązków.
J. J.: Są też rodzice, dla których „obowiązek” to obce słowo. Jest to typowe dla mojego pokolenia. Prezentujemy postawę antyautorytarną, ponieważ ciążą na nas doświadczenia z dzieciństwa, kiedy najważniejszy był obowiązek i konformizm. A zatem, chrzanić obowiązki! Jest jednak pożałowania godne, jeśli wszystko sprowadzamy do czynności, na które mamy ochotę. Takie określenia jak „chęć” czy „ochota” stały się symbolem demokratycznych rodziców, którzy nieustannie pytają dziecko: na co masz ochotę? Dla nich kazać dziecku zrobić coś, na co nie ma ochoty, jest atakiem na jego wolność. Wielka szkoda, bo dziecko nie zna jeszcze różnicy między chęcią i potrzebą. Jeśli wolno mu robić wszystko, na co ma chęć, dorasta w przekonaniu, że światem i naszą egzystencją kieruje zasada przyjemności. A przecież dobrze wiemy, że tak nie jest. Przeciwnie, kierowanie się tylko własną chęcią charakteryzuje psychopatów. By mieć udane życie, musimy nauczyć się formułować cele i je realizować, a znaczna część naszych działań niespecjalnie wiąże się z tym, na co mamy ochotę. Osiąganie celów wymaga raczej samodyscypliny i ciężkiej pracy. Życie oparte na indywidualnych chęciach jest po prostu aspołeczne.
Trzeba dziecko uczyć, że spoczywa na nim pewna odpowiedzialność. Wielu rodziców uważa, że nastolatki mają tak dużo pracy w szkole, zajęć dodatkowych i spotkań z rówieśnikami, że nie należy ich obciążać jeszcze pracami domowymi. To postawa podyktowana miłością, ale niespecjalnie roztropna. Już dwunastolatek może dbać o swoje ubrania, zmieniać je, kiedy trzeba, prać, rozwieszać do suszenia, a nawet prasować. Może też kupować jedzenie i przygotować sobie posiłek. Zresztą nie wszystko musi robić sam, ale jeśli potrzebuje pomocy, to jego sprawą jest o nią poprosić. Nie może oczekiwać stałej obsługi. Jeśli nie ma kto przygotować mu posiłku, niech sam się tym zajmie. Im więcej dzieci są w stanie zrobić samodzielnie, tym mniejsza frustracja rodziców.
Rodzice jednak nie mogą oczekiwać, że dzieci z radością przyjmą na siebie obowiązki. One zawsze mają coś ważniejszego do roboty. Trzeba pogodzić się, że mogą być z tego powodu złe lub niezadowolone. Na pewno jednak nie jest to dla nich zbytnie obciążenie. Błędem jest sądzić, że dając dziecku całkowitą wolność w domu, oddajemy mu przysługę. We wspólnocie ktoś, kto nie wnosi do niej odpowiedniego wkładu, bardzo szybko traci wartość. Bądźmy natomiast gotowi renegocjować od czasu do czasu ustalone obowiązki domowe. Tak samo przecież dzieje się w miejscu pracy, należy być elastycznym. Jedyne, czego rodzice stanowczo nie powinni robić, to moralizowanie w stylu: „Tak się po prostu nie robi”. Jeśli dom przekształcił się dla nastolatka w hotel, rodzice mogą powiedzieć: „Do tej pory prowadziliśmy hotel.
Teraz jednak uznaliśmy, że to był błąd, więc koniec z tym. Jeśli Teraz jednak uznaliśmy, że to był błąd, więc koniec z tym. Jeśli nadal chcesz z nami mieszkać, musisz przejąć pewne obowiązki”. Rodzice, którzy chcą oddać swemu dziecku przysługę, powinni zadbać, by wnosiło ono swój wkład w funkcjonowanie rodzinnej wspólnoty. I musi robić coś, co naprawdę jest nam potrzebne – to nie mogą być obowiązki dla samych obowiązków.
Dopóki mój syn mieszkał w domu, codziennie przygotowywałem obiad. Praca przy kuchni odbywa się na ogół z krótkimi przerwami, które wykorzystywałem na nakrywanie do stołu. Byłoby dziwne, gdybym wołał syna, żeby mi w tym pomógł, bo odczułby to jako obowiązek dla samego obowiązku. Kiedy jednak naprawdę potrzebowałem pomocy, nie wahałem się o nią poprosić. Trzeba natomiast być bardzo ostrożnym z czymś, co pokolenie moich rodziców demonstrowało nieustannie. Nie wolno mianowicie faktu, że dziecko pomaga w domu, uważać za warunek miłości. Nie wolno mówić: „Kochamy cię już dwanaście lat, teraz więc udowodnij, że też nas kochasz i zrób to czy tamto”. Między dwojgiem dorosłych ludzi coś takiego nigdy by nie przeszło.
Co to jest dobry związek dwojga dorosłych ludzi? Przede wszystkim jest to związek, w którym każda ze stron jest w stanie wziąć odpowiedzialność za siebie – za swoje uczucia i ograniczenia. Jeśli jednak uważamy, że dobry związek polega na świadczeniu sobie nawzajem usług, to będzie źle. Tak samo źle skończy się, gdy wychowanie dziecka będzie oznaczać jedynie obsługę i rozrywki.
Z Twojego opisu wynika, ze dziecko, które widziałaś mogło mieć mniej niż 3 miesiące - potem te ruchy rączek ustają. Masz rację, że do tego czasu nie ma za bardzo świadomych myśli w tych łepetynkach, bo do 3 miesiąca noworodek jest w zasadzie płodem. Ze względu na dużą głowę ludzie rodzą się względnie "niedorozwinięci" i- przez pierwsze 3 miesiące życia są bardziej podobni do płodów - mają głównie odruchy, rączki latają bez sensu itd.
Co do samego kochania dziecka... Właściwie wszyscy kochają swoje dzieci. Ludzie, którzy biją też to robią, bo uważają to za słuszne. Pan z piosenki z Maleńczukiem też kocha dziecko. Ważne jest jeszcze to, jaką postawę się przyjmie wobec dziecka i ja się zgadzam z Juulem, ze postawa autorytarna działa na osobowość destrukcyjnie. Określenie "kochać za bardzo" jest mało precyzyjne. Ważne jest to, żeby dawać dzieciom to, czego potrzebują a nie to, czego nie potrzebują. Nie możesz dać za dużo tego, czego potrzebują. Być może chodzi Ci o postawę usługiwania dziecku - wiadomo, że to jest bardzo niedobre i często tworzy małych Neronów.
Pzdr
Piotr
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Bo to jest odwrotnie - bajki mają być dla dzieciAditya pisze:Dzieci to w ogóle nie moja bajka
Ale też ogromna satysfakcja. Ale jak się nie spróbuje to się człowiek nie dowieAditya pisze:Podziwiam rodziców, bo to ogromna odpowiedzialność i ogromne wyrzeczenie.
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
leszek wojas pisze:Ale też ogromna satysfakcja. Ale jak się nie spróbuje to się człowiek nie dowie
Szczerze mówiąc nie odczuwam wyrzeczeń, satysfakcję jak najbardziej.
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
I jeszcze egzystencjalna wręcz okazja by zobaczyć swoje ograniczenia, nawyki i słabości. I przejść ciężki trening z tym związany.
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Witam
EDIT
Jak dla mnie, to tzw ''wychowanie dzieci'' ma także swój wymiar pt ''wychowanie rodzica'' przez dzieci... jesteśmy interaktywni na miarę swych czasów, a to znaczy dla mnie tyle, że wskazówki /różne modele/ odnośnie wychowania dzieci są adekwatne do czasów i bywa, że wspierają, a jednak jak przychodzi co do czego, to możemy polegać tylko na sobie /to czemu hołdujemy/, i... na naszych dzieciach - niechybnie one nas też wychowają
Pozdrawiam
EDIT
Nie odczuwam satysfakcji ale bardzo kręci mnie to, jakimi są i jakimi się one stają gdy dorastająstepowy jeż pisze:leszek wojas pisze:Ale też ogromna satysfakcja. Ale jak się nie spróbuje to się człowiek nie dowie
Szczerze mówiąc nie odczuwam wyrzeczeń, satysfakcję jak najbardziej.
Jak dla mnie, to tzw ''wychowanie dzieci'' ma także swój wymiar pt ''wychowanie rodzica'' przez dzieci... jesteśmy interaktywni na miarę swych czasów, a to znaczy dla mnie tyle, że wskazówki /różne modele/ odnośnie wychowania dzieci są adekwatne do czasów i bywa, że wspierają, a jednak jak przychodzi co do czego, to możemy polegać tylko na sobie /to czemu hołdujemy/, i... na naszych dzieciach - niechybnie one nas też wychowają
Pozdrawiam
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Piotrze, to dopiero początek treningu . Jak dziecko wchodzi w wiek nastoletni to się dopiero widzi swoje ograniczeniaiwanxxx pisze:I jeszcze egzystencjalna wręcz okazja by zobaczyć swoje ograniczenia, nawyki i słabości. I przejść ciężki trening z tym związany.
Przypomniało mi się zdanie które kiedyś usłyszałem od mojej nastoletniej koleżanki ,,bo mi się jeszcze moich starych nie udało wychować" .kunzang pisze:''wychowanie dzieci'' ma także swój wymiar pt ''wychowanie rodzica'' przez dzieci...
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Patron tego wątku mówi, że jak już dotrwasz z dzieckiem do wieku nastoletniego to nic nie możesz zrobić, bo już jest po wszystkim, więc najlepiej zrobisz, jak się odprężysz i popatrzysz na swoje dziełoleszek wojas pisze:Piotrze, to dopiero początek treningu . Jak dziecko wchodzi w wiek nastoletni to się dopiero widzi swoje ograniczeniaiwanxxx pisze:I jeszcze egzystencjalna wręcz okazja by zobaczyć swoje ograniczenia, nawyki i słabości. I przejść ciężki trening z tym związany.
Kiedy dziecko staje się nastolatkiem, czeka je wiele poważnych wyborów. Dotyczą one właściwie wszystkiego: seksu, alkoholu, narkotyków czy szkoły. W co możemy je wyposażyć, żeby pomóc mu dokonywać właściwych wyborów?
J. J.: Powinniśmy wiedzieć, że nasza rola jako wychowawców dobiega końca, kiedy dziecko ma dziesięć-jedenaście lat. Dlatego ważne jest, by wcześniej otrzymało od nas trening w przejmowaniu odpowiedzialności za siebie. Musi już coś o sobie wiedzieć, mieć wiarę w swoje siły w konkretnych sytuacjach, umieć jasno komunikować się z przyjaciółmi i ewentualnymi sympatiami. W okresie nastoletnim rola rodziców się zmienia: przestają być opiekunami, którzy wszystko wiedzą lepiej, a stają się niejako partnerami sparingowymi. Niestety, wielu rodziców nie potrafi porzucić starej roli i nigdy nie podejmuje nowej. W boksie sparingpartner musi mieć dwie cechy: stawiać maksymalny opór i powodować minimalne szkody. Kiedy twój syn oznajmi ci, że postanowił kupić grę komputerową, musisz się upewnić, czy to przemyślana decyzja. Jako sparingpartner możesz powiedzieć: „Trochę się z tym pospieszyłeś” albo „Widzę, że sobie to przemyślałeś”. Jeśli się z nim nie zgadzasz, powinnaś mu to jasno powiedzieć, ale ostateczną decyzję pozostawić jemu. Mówiąc krótko i półżartem, rodzice muszą uznać, że kiedy dzieci osiągają pewien wiek, matka i ojciec niejako z definicji stają się staroświeccy.
- amogh
- Posty: 3535
- Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: hołd nie-nazwanemu
- Lokalizacja: piwnica Auerbacha
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Witam
Nie mam dzieci ale ciekaw jestem, czy jako rodzice i praktykujący buddyści, wychowując swoje "pociechy" bierzecie lub ewentualnie skłonni bylibyście wziąć pod uwagę kwestię ich przeszłych żywotów oraz karmicznych uwarunkowań, jakie sprowadziły je akurat do Was? Tak sobie (pobożnie) myślę, że może to też pomogłoby znaleźć jakiś klucz do wartościowego i skutecznego porozumienia wychowawczo-edukacyjnego. Mam wrażenie, że to może być bardzo osobiste, a nawet intymne pytanie ale chodzi mi tylko o to, czy dzięki praktyce w ogóle możliwym jest aby uzyskać tego typu świadomość i wiedzę, a następnie skutecznie i z pożytkiem wykorzystać?
Pozdrawiam
Nie mam dzieci ale ciekaw jestem, czy jako rodzice i praktykujący buddyści, wychowując swoje "pociechy" bierzecie lub ewentualnie skłonni bylibyście wziąć pod uwagę kwestię ich przeszłych żywotów oraz karmicznych uwarunkowań, jakie sprowadziły je akurat do Was? Tak sobie (pobożnie) myślę, że może to też pomogłoby znaleźć jakiś klucz do wartościowego i skutecznego porozumienia wychowawczo-edukacyjnego. Mam wrażenie, że to może być bardzo osobiste, a nawet intymne pytanie ale chodzi mi tylko o to, czy dzięki praktyce w ogóle możliwym jest aby uzyskać tego typu świadomość i wiedzę, a następnie skutecznie i z pożytkiem wykorzystać?
Pozdrawiam
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Amogh, no ja jestem ciekawy czy moja córa coś będzie w zabawie sobie przypomniać (ponoć tak to wygląda) w każdym razie jakby coś wyszło, trza będzie sprawdzić, aczkolwiek druga sprawa to, czy będzie na to przestrzeń (np. helo, pojechać do dajmy Azji na sprawdzenie tematu nie jest tak prosto )
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Ej a może trzymajmy się chociaż tematu wychowywania dzieci, cio?
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
http://www.youtube.com/watch?v=zyRjUeY6YOcbooker pisze:Amogh, no ja jestem ciekawy czy moja córa coś będzie w zabawie sobie przypomniać (ponoć tak to wygląda) w każdym razie jakby coś wyszło, trza będzie sprawdzić, aczkolwiek druga sprawa to, czy będzie na to przestrzeń (np. helo, pojechać do dajmy Azji na sprawdzenie tematu nie jest tak prosto )
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Witam
Pozdrawiam
Znam inny ''model'' /nie pomnę kogo ale popularny w psychologii/, który mówi, iż wszystkie uwarunkowania powstają przez pierwsze trzy lata życia dziecka, a potem... to już jest tylko gaszenie pożarówiwanxxx pisze:Patron tego wątku mówi, że jak już dotrwasz z dzieckiem do wieku nastoletniego to nic nie możesz zrobić, bo już jest po wszystkim, więc najlepiej zrobisz, jak się odprężysz i popatrzysz na swoje dzieło
Pozdrawiam
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Do trzech lat to pewnie pojawia się przede wszystkim problem z nieświadomością, wpada w tę „czarną skrzynkę” nie wiadomo co i potem się rządzi przez resztę żywotakunzang pisze:Znam inny ''model'' /nie pomnę kogo ale popularny w psychologii/, który mówi, iż wszystkie uwarunkowania powstają przez pierwsze trzy lata życia dziecka, a potem... to już jest tylko gaszenie pożarówiwanxxx pisze:Patron tego wątku mówi, że jak już dotrwasz z dzieckiem do wieku nastoletniego to nic nie możesz zrobić, bo już jest po wszystkim, więc najlepiej zrobisz, jak się odprężysz i popatrzysz na swoje dzieło
Natomiast jeśli chodzi o przyswajane scenariusze rodzinne i oparty na nich plan przyszłego radzenia sobie z życiem i ludźmi, to rzeczywiście, wykształcone są podobno już gdzieś około 8/9 roku życia, ale nie znaczy, że nie można ich później w jakimś zakresie modyfikować, zmieniać.
Ciekawe jest to, że dziecko uczy się nie tyle z metody stosowanej wobec niego przez dorosłego, ile z tego, kim ten dorosły jest, stosując metodę. A zatem nie sama metoda wyznacza sukces wychowawczy, a stosujący ją człowiek. Dziecko potrafi np. szybko rozpoznać, kiedy dorosły nie radzi sobie z metodą i oczywiście wykorzystać to we własnych celach, a potem wiele lat później odtwarzać schemat (nie radzę sobie z metodą) wobec siebie i własnego dziecka. Dlatego metody w gruncie rzeczy mają znaczenie drugorzędne, ważniejsze jest, co z nimi robimy i w jaki sposób odzwierciedlają nas samych w danym momencie.
Bardzo ciekawa historia może wyniknąć ze stosowania rad JJ, bo z jednej strony zwraca on uwagę na kolosalne znaczenie własnego ‘ja’ (chcę, lubię) w procesie wychowawczym, a z drugiej, przestrzega przed schematami, czyli skłonny jest postawić to ‘ja’ w dość trudnej sytuacji bycia ‘tu i teraz’ bez podpórki w postaci przyjętych metod (nawykowych poglądów i działań). Wychodzi zatem na to, że żeby być dobrym rodzicem, trzeba mieć zarówno silnie ugruntowane ‘ja’, jak i zdolność rozpuszczania własnych skłonności do traktowania siebie ze śmiertelną powagą. No niestety, i z jednym, i z drugim może być kłopot. Na dodatek, te dwie właściwości wydają się na pierwszy rzut oka nie do pogodzenia.
Pozdrawiam, gt
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Witam
Pozdrawiam
Podobnie to postrzegam.GreenTea pisze:Ciekawe jest to, że dziecko uczy się nie tyle z metody stosowanej wobec niego przez dorosłego, ile z tego, kim ten dorosły jest, stosując metodę. A zatem nie sama metoda wyznacza sukces wychowawczy, a stosujący ją człowiek. Dziecko potrafi np. szybko rozpoznać, kiedy dorosły nie radzi sobie z metodą i oczywiście wykorzystać to we własnych celach, a potem wiele lat później odtwarzać schemat (nie radzę sobie z metodą) wobec siebie i własnego dziecka. Dlatego metody w gruncie rzeczy mają znaczenie drugorzędne, ważniejsze jest, co z nimi robimy i w jaki sposób odzwierciedlają nas samych w danym momencie.
Pozdrawiam
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci
Własnie o tym jest ten wątek. Cała filozofia Juula zmierza do tego, żeby usunąć zakłócenia w odbiorze pomiędzy tym czym jesteśmy faktycznie tu i teraz a dzieckiem. Żadnych podpórek, żadnych schematów. Stosowanie metody jego zdaniem nie tyle jest drugorzędne, co szkodliwe, ponieważ stwarza szum na linii komunikacji z dzieckiem i sprowadza je do roli podmiotu. Twierdzi, że jest to równie absurdalne, jak pomysł, że ktoś chciałby stosować metody na lepsze małżeństwo - "Nie mogę dogadać się z żoną. Chciałbym zastosować wobec niej metodę, która to naprawi."GreenTea pisze:Bardzo ciekawa historia może wyniknąć ze stosowania rad JJ, bo z jednej strony zwraca on uwagę na kolosalne znaczenie własnego ‘ja’ (chcę, lubię) w procesie wychowawczym, a z drugiej, przestrzega przed schematami, czyli skłonny jest postawić to ‘ja’ w dość trudnej sytuacji bycia ‘tu i teraz’ bez podpórki w postaci przyjętych metod (nawykowych poglądów i działań). Wychodzi zatem na to, że żeby być dobrym rodzicem, trzeba mieć zarówno silnie ugruntowane ‘ja’, jak i zdolność rozpuszczania własnych skłonności do traktowania siebie ze śmiertelną powagą. No niestety, i z jednym, i z drugim może być kłopot. Na dodatek, te dwie właściwości wydają się na pierwszy rzut oka nie do pogodzenia.
Znowu wkleję długaśny fragment. Mam nadzieję, że ktoś to czyta
.J.J. Twoje kompetentne dziecko pisze:Uniwersalny zestaw zasad nie istnieje. Rodzice muszą nauczyć się ustalać swoje indywidualne granice w relacjach z dziećmi. Innymi słowy, muszą zbudować własny autorytet, a nie sprawować władzę autorytarną. Zadanie to nie sprawi trudności tym, którzy wychowali się w rodzinach, gdzie respektowano ich integralność. Ci, co nie mieli tyle szczęścia – mający za sobą lata cierpień i tłumienia własnych uczuć i myśli – będą musieli ćwiczyć sztukę odpowiedzialności osobistej i posługiwania się językiem osobistym czy to w kontaktach z dziećmi, czy w kontekście bliskich relacji z innymi dorosłymi
[...]
Do niedawna zakładano, że dorośli odgrywają w relacjach z dziećmi rozmaite role: ojca, matki, nauczyciela, babci itd. Każdej z tych ról zostały przypisane charakterystyczne cechy, takie jak postawa, język ciała, słownictwo, które oczywiście uzupełniała indywidualna osobowość danej osoby i aktualne stereotypy społeczne.
Obecnie, w dobie społecznej swobody, dzieci mają umiarkowany szacunek do tych stereotypowych ról. Ośmielam się twierdzić, że młodzi ludzie szybciej nam dorównali niż my im. W moim przekonaniu rozwój ten okaże się korzystny dla rodziców i dzieci zarówno w sensie indywidualnym, jak i dla ich wzajemnych relacji.
Ponieważ jednak proces transformacji ciągle trwa, brak szacunku u dzieci zdążył spowodować wiele poważnych konfliktów, które przypominają antagonizmy damsko-męskie z czasów, gdy kobiety zaczęły domagać się równych praw. W niektórych domach toczy się ostra walka o władzę pomiędzy rodzicami i dziećmi. W innych rodzice machnęli na to ręką do tego stopnia, że ich sporadyczne próby wzbudzenia szacunku u dzieci stały się bezcelowe i nieskuteczne. Nadal wielu rodziców boryka się z dziećmi, które wykazują zachowania problematyczne lub u których występują zaburzenia psychosomatyczne.
Co wówczas robić? Z mojego punktu widzenia, każde dziecko – niezależnie od tego, z czego wynika jego zachowanie – należy traktować z szacunkiem. Rodzicom nie wolno naruszać jego integralności, poczucia własnej wartości ani wkraczać w zakres jego odpowiedzialności. Rodzice powinni postępować w sposób pozornie paradoksalny. Jeśli dziecko oczekuje jakichś zasad, wydaje się naturalne, że wyznaczają je rodzice – tzn. wchodzą w tradycyjną, autorytarną rolę matki czy ojca. Jednak osobiście radzę postąpić odwrotnie. Sugeruję, by rodzice odrzucili te role i zbudowali swój własny autorytet.
Nie jest to proste. Rodzicom potrzeba czasu, aby z wyrazu twarzy i tonu głosu wyeliminować żal, wyrzuty i krytykę, zwłaszcza jeśli dzieci wystawiają na próbę ich cierpliwość. Z uwagi na te trudności niektórzy rodzice przyjmują rozwiązanie pozornie łatwiejsze: tradycyjną rolę władcy absolutnego uzupełniają wybranymi nowoczesnymi technikami negocjacji i teorii kształcenia. To rozwiązanie jest również niebezpieczne. Myli ono szacunek dla samego siebie z próżnością i zrównuje potrzebę ciepła i kontaktu u dziecka z jego potrzebą posiadania wyznaczonych zasad i granic.
Niektórzy rodzice nie cierpią wychodzenia ze swej tradycyjnej roli, gdyż czują, jakby porzucali coś wartościowego. Rola ta stała się dla nich schronieniem potwierdzającym ich wartość jako odpowiedzialnych rodziców. Zmiana nastawienia rozpoczyna okres wielkiej niepewności osobistej − człowiek czuje się wówczas nagi, ma poczucie, że nie jest w stanie sprostać zadaniom rodzica. Często jednak dzieci odczuwają wtedy większy spokój i rozwijają się bez zarzutu, ponieważ ich rodzice wydają się bardziej prawdziwi. Aby rozpocząć proces wyjścia z tradycyjnej roli, posłuchaj, co twoja rodzicielska automatyczna sekretarka mówi w różnych sytuacjach z udziałem dzieci, a następnie zadaj sobie pytanie:
- Czy rzeczywiście wierzę w to, co mówię? Czy może myślę inaczej?
Do jakiego stopnia to, co mówię, zgadza się z moimi przekonaniami i doświadczeniem?
Które z moich uwag są zbyteczne? Które zostały przejęte od rodziców i dziadków?
Jak często mówię dzieciom coś, co sprawiało mi ból, gdy w podobny sposób zwracali się do mnie moi rodzice?
Jak często mówię i robię coś z lojalności wobec mojego partnera?
Jakie rzeczy mówię tylko dlatego, że mówią tak nauczyciele i inni rodzice?