
sorka ze tak lakonicznie ale za 2h wylatuje na miesiac do Azji

Moderator: iwanxxx
Podejrzewam, że na tym właśnie polega niemożność, rzeczowego i skutecznego pod względem porozumienia, dialogu pomiędzy chrześcijaństwem, a buddyzmem. Można oczywiście zacząć prowadzić batalię metafor cytując mistrzów i biblię, aby następnie stworzyć alianse przeciw wspólnemu złu, ale wystarczy pomyśleć komu i czemu ma to służyć, żeby dostrzec podstawowy konflikt interesów. W chwili obecnej podstawową doktrynę kościoła (w domniemaniu właściciela marki Jezus Chrystus) stanowi się w Watykanie, państwie które istnieje jedynie ze względu na swoje niezaprzeczalne i bezdyskusyjne status quo czyli dogmat. Z buddyjskiego punktu widzenia, coś takiego jak dogmat, jest poznawczo-emocjonalnym błędem, który należy wykorzenić aby móc się rozwijać dla pożytku swojego, innych istot, jak i całego świata bożegoHar-Dao pisze:samvega to uczucie jakie miał Siddhatta przed wyruszeniem w 6-letnią podróż ascetyczną, zakończoną oświeceniem. Więc niechęć do czegoś kiepskiego nie jest czymś złym.
Rozumiem ze to pytanie retoryczneGreenTea pisze:A łatwo jest się "wybudzić" z własnych nawyków emocjonalnych i poglądowych?ethan pisze:bo po odrodzeniu sie w takiej rzeczywistosci nie tak latwo sie wybudzic z tego snu.![]()
Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci. Moze jest tak ze Jezus jako bodhisattwa przejawil sie faktycznie jako swiatowe bostwo (albo nim jest-wszystko jedno dla mnie), ale wiara w niego i podazanie za jego filozofia powoduje odrodzenie sie w jego raju, oczywiscie ciagle na swiatowym poziomie ale mozna tam ciagle otrzymywac nauki aby dalej sie rozwijac. Budda tez kiedys udal sie do nieba gdzie przebywala jego matka, aby dac jej nauki.Har-Dao pisze:Po drugie - każdy z nas musiał wyjść z chrześcijaństwa - wiec miał poczucie takiej powiedzmy samvegi - pilnej potrzeby ucieczki z nic nieznaczącego kręgu - co wiąże się z pewnymi emocjami jak obrzydzenie, niechęć, tym podobne. Nie muszą być to silne emocje, ale też bez przesady - samvega to uczucie jakie miał Siddhatta przed wyruszeniem w 6-letnią podróż ascetyczną, zakończoną oświeceniem. Więc niechęć do czegoś kiepskiego nie jest czymś złym. Psychologicznie - taka praktyka może (nie musi) się objawiać w stosunku do skaz (asava). Ogólnie zdrowy człowiek potrafi rozpoznać - to jest dobre dla mnie, a to szkodliwe. No wiec pytanie - czy dla was (nie dla innych chrześcijan) katolicyzm jest dobry, właściwy, umiejętny i daje wam dużo korzyści czy jest szkodliwy, niekorzystny i niewłaściwy. Ja mówię tylko jedno - dla mnie katolicyzm był szkodliwy - ale to moja sprawa. Nie patrzę na innych w tym momencie. Chodzi tylko o przyznanie się do pewnego faktu szkodliwości. Bo czytając zauważam jakby niektórym nie przeszło takie stwierdzenie przez gardło...
Sluszniestepowy jeż pisze:Btw, a czy odradzający się (ponownie przyszły Chrystus) nie stoi w jawnej sprzeczności z kościelną doktryną o odradzaniu się (reinkarnacji)
Mnie się wydaje, że ogólnie mówiąc chrześcijaństwo jest szkodliwe. Wiadomo, w niektórych przypadkach pewnie jest lepsze od ateizmu, w końcu każdy jest inny, każdy ma inne doświadczenia etc. Ale w ogólnym rozrachunku jest. Dlaczego? Bo, jak już to zauważył Nietzsche, chrześcijaństwo to gloryfikacja cierpienia. Byłam jakiś czas temu na mszy, ksiądz na kazaniu mówił o tym, że każdy musi wziąć swój krzyż na barki i nieść, tak jak Chrystus. Co to oznacza w praktyce? Należy pogodzić się z cierpieniem i je nieść, czekając na to, co po śmierci, bo może wtedy będzie lepiej. Znam osoby, które trwają w bardzo złych sytuacjach właśnie przez takie myślenie.. Inne przykłady szkodliwości potępianie homoseksualizmu, gorsze traktowanie kobiet, postawienie zwierząt niżej od człowieka. Itd itp. I wiadomo, to pewna generalizacja, komuś może pomóc wiara w Jahwe i wtedy ok.ethan pisze: Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci. Moze jest tak ze Jezus jako bodhisattwa przejawil sie faktycznie jako swiatowe bostwo (albo nim jest-wszystko jedno dla mnie), ale wiara w niego i podazanie za jego filozofia powoduje odrodzenie sie w jego raju, oczywiscie ciagle na swiatowym poziomie ale mozna tam ciagle otrzymywac nauki aby dalej sie rozwijac. Budda tez kiedys udal sie do nieba gdzie przebywala jego matka, aby dac jej nauki.
To samo można zarzucić tybetańskim mistrzom. No i w ogóle mistrzom.Aditya pisze:TV fragment spotkania ekumenicznego z JP2, i jedyne co z tego pamiętam to to, że JP2 siedział na wielkim tronie a wszyscy inni niżej od niego. Uderzył mnie ten obraz, bo samo już to chyba o czymś świadczy.![]()
Życie jest szkodliwe, bo kończy się śmierciąAditya pisze: Mnie się wydaje, że ogólnie mówiąc chrześcijaństwo jest szkodliwe.
Spróbuj to napisać na forum racjonalista.plAditya pisze: Wiadomo, w niektórych przypadkach pewnie jest lepsze od ateizmu
Nie tyle gloryfikacja, co ścieżka do zbawienia. Ostatecznie chrześcijanin pragnie szczęścia (nieba, raju).Aditya pisze:chrześcijaństwo to gloryfikacja cierpienia. Byłam jakiś czas temu na mszy, ksiądz na kazaniu mówił o tym, że każdy musi wziąć swój krzyż na barki i nieść, tak jak Chrystus. Co to oznacza w praktyce? Należy pogodzić się z cierpieniem i je nieść, czekając na to, co po śmierci, bo może wtedy będzie lepiej. Znam osoby, które trwają w bardzo złych sytuacjach właśnie przez takie myślenie.
Właśnie tego typu postawę przejawiają ortodoksyjni katolicy, nie dopuszczając do myśli, że ktoś inny także może praktykować coś pożytecznego. Oni mają bardzo duże przekonanie że ich ścieżka jest prawdziwa, my mamy swoje przekonanie i ostatecznie nigdy nie dochodzi na tym (idei) gruncie do pojednania. Dlatego ważne jest aby zwrócić uwagę na coś w moim odczuciu głębszego, bardziej pierwotnego, a jest tym czymś doświadczenie i faktyczna postawa życiowa. Na tym gruncie można znaleźć wiele podobieństw.Ciągle ciśnie mi się jednak na usta pytanie - czy to źle bronić czegoś do czego ma się bardzo duże przekonanie?
Zrobiłam uogólnienie, bo ile tego przykazania miłości tak naprawdę w tym chrześcijaństwie jest? Chrześcijaństwo to elementy dobre i złe, nie można wybrać jednego dobrego elementu i oceniać. Jest dobry element, ale jest wiele negatywnych, ja popatrzyłam jak ogólnie to wypada.stepowy jeż pisze: Życie jest szkodliwe, bo kończy się śmiercią
Btw, to bardzo duże uogólnienie. Jeśli chrześcijanin stosuje się do przykazania miłości - to co w tym szkodliwego? Jeśli buddysta nie stosuje się do wskazania o niezabijaniu to czy to nie jest szkodliwe?
Ok, racja.Imho - znów uogólnienie.
Moim zdaniem nie ma bytu ateizm, chrześcijaństwo - są ludzie, którzy reprezentują mniej lub bardziej błędne poglądy na ten temat.
Jeśli niektórym to pomaga to dobrze. Gorzej jak przeradza się to w bierną akceptację losu.Nie tyle gloryfikacja, co ścieżka do zbawienia. Ostatecznie chrześcijanin pragnie szczęścia (nieba, raju).
Co powiesz ludziom, którym to pomaga?
Buddysta też twierdzi, że to on ma racje i to jego wiara jest najlepsza i najmądrzejsza - wyprowadza innych z błędu i chroni przed samsarą.Aditya pisze: w chrześcijaństwie ważny jest prozelityzm (tak samo jak w islamie), mimo tego, że nie robią tego już w tak wulgarny sposób jak kiedyś, dalej panuje pogląd, że to ich racja jest najlepsza i lepiej by było wyprowadzić innych z błędu i tym samym uchronić przed piekłem i wiecznym potępieniem.
Były (i chyba są) organizowane spotkania z Dalajlama, naukowcami i przedstawicielami kk [tu: Sen, śnienie, umieranie].Aditya pisze:Może się mylę, ale wydaje mi się, że próby dialogu wychodzą ze strony buddyjskiej (tu Lama Yeshe napisał praktykę chociażby)
Ale buty zdjął wchodząc do meczetu.Aditya pisze:Widziałam kiedyś w TV fragment spotkania ekumenicznego z JP2, i jedyne co z tego pamiętam to to, że JP2 siedział na wielkim tronie a wszyscy inni niżej od niego. Uderzył mnie ten obraz, bo samo już to chyba o czymś świadczy.
Bo homoseksualizm nie jest naturalny - prowadzi do wyginięcia gatunku ludzkiego. Zwierzęta są niżej od człowieka patrząc na to pod katem rozwoju świadomości.Aditya pisze: Inne przykłady szkodliwości potępianie homoseksualizmu, gorsze traktowanie kobiet, postawienie zwierząt niżej od człowieka.
No tak - buddyzm jest doskonały i ma tylko dobre elementy.Aditya pisze:Chrześcijaństwo to elementy dobre i złe, nie można wybrać jednego dobrego elementu i oceniać. Jest dobry element, ale jest wiele negatywnych, ja popatrzyłam jak ogólnie to wypada.
Czym według chrześcijaństwa jest niebo?
Ojciec Laurence: Niebo jest doświadczeniem dzielenia bożej radości, pokoju i miłości z całą ludzkością.
Dalajlama: Zatem niekoniecznie chodzi tutaj o jakąś fizyczną przestrzeń?
Ojciec Laurence: Zgadza się. Fizyczna przestrzeń nieba istnieje najwyżej w naszych wyobrażeniach.
Dalajlama: Czy, analogicznie rzecz biorąc, również piekło nie odnosi się do jakiejś fizycznej przestrzeni, ale do bardzo negatywnych, zaciemnionych stanów umysłu?
Ojciec Laurence: Tak, z pewnością.
Dalajlama: W takim razie oznaczałoby to, że nie ma potrzeby myśleć o niebie i piekle w kategoriach jakiegoś konkretnego miejsca?
Ojciec Laurence: Oczywiście. Piekło można potraktować jako doświadczenie oddzielenia od Boga, które samo w sobie nie jest rzeczywiste. Jest ono iluzoryczne, ponieważ tak naprawdę nic od Boga nie może być oddzielone, chociaż możemy myśleć, że jesteśmy od Niego oddzieleni – wtedy doświadczamy piekła.
i Koran całował...Rafus pisze:Ale buty zdjął wchodząc do meczetu.
Ale w buddyzmie nie ma misjonarstwa, a to zasadnicza różnicaRafus pisze:
Buddysta też twierdzi, że to on ma racje i to jego wiara jest najlepsza i najmądrzejsza - wyprowadza innych z błędu i chroni przed samsarą.
Homoseksualizm jest jak najbardziej naturalny, zarówno u ludzi jak i u zwierząt, nie jest to żadna aberracja. To efekt uwarunkowań kulturowych, że stosunek do niego jest negatywny. Np chociażby w starożytnej Grecji było zupełnie inaczej. Ok, różnimy się od zwierząt, ale to tylko różnica stopnia. Chrześcijańskie podejście i zepchniecie zwierząt niżej, jako osobny akt twórczy Boga (czy w ogóle mają duszę?) przyczyniło się do gorszego traktowania zwierząt, zgodny na eksperymenty na nich itd. To efekt podejścia chrześcijańskiego, pisze o tym m. in. Singer. I to są fakty, mówiące o szkodliwości.Bo homoseksualizm nie jest naturalny - prowadzi do wyginięcia gatunku ludzkiego. Zwierzęta są niżej od człowieka patrząc na to pod katem rozwoju świadomości.
Wiem, że uogólniłam trochę, a nic nie jest czarno-białeNo tak - buddyzm jest doskonały i ma tylko dobre elementy.
Bliskiej mi osobie buddyzm zaszkodził, wiec go tez można niewłaściwie praktykować i rozumieć.
A możesz mi jeszcze tylko wyjaśnić gdzie ja tutaj taszczę jakiegoś trupa, albo się oburzam? W ogóle o co chodzi? Nie twierdzę, że mam najlepszy możliwie styl i sposób wypowiedzi. Wiem, że często, szczególnie w takich tematach wychodzi mi to trochę zbyt konfrontacyjnie i agresywnie, ale ja po prostu uważam, że te wszystkie dogmatyczne religie oparte na ślepej wierze są szkodliwe. Nie latam pod kościół nawracać ludzi. Nie latam po forach dla chrześcijan, albo muzułmanów pisać im jak to są w błędzie, a buddyzm jest jedyną i najlepszą ścieżką. Ale jest to jakiś tam temat, który mnie interesuje, więc kiedy się pojawia gdzieś w moim otoczeniu to przedstawiam swoje zdanie.Asti pisze:Ryuu - po prostu wsłuchaj się w ten wykład który podlinkowałem i będziesz znał mój punkt widzenia.
Gdzieś już o tym wspominałem, uznaję utylitarną koncepcję prawdy, więc dla mnie takie kurczowe chwytanie się koncepcji jest jak gonienie cieni na ścianie. I to o czym wspominał HD - można się oburzać, ale lepiej po prostu zostawić tego trupa w spokoju. Ja też kiedyś miałem podobne do ciebie, kategoryczne podejście i nigdzie mnie to nie zawiodło - czułem tylko coraz większą niechęć.
Podpisuję się też w pełni pod tym co poniżej napisał iwanxxx.
Nie porównuję tych książek (chociaż nie jeden w ten sposób porównywał Koran), ale myślę, że jak ktoś będzie chciał, to nawet w Mein Kampf znajdzie wiele dobrego.Rafus pisze: Dlatego też IMO inne religie również mogą prowadzić do głównego celu- nirvany. Zależy jak są rozumiane te nauki i jak są stosowane. Lubię czytać Biblie czy Koran i widzę tam wiele dobrego.
Piotrze patrząc na drugiego człowieka widzę drugiego człowieka. Jeżeli pamiętasz jakiekolwiek moje wpisy w tematach o islamie, to powinieneś to wiedzieć.iwanxxx pisze:Przepraszam Ryu i Har-Dao, że tak wskakuję i wyskakuję z tego wątku, ale mam od jakiegoś czasu taki okres, że nie mam w co rąk włożyć. Nie wdając się w szczegóły, punktem odniesienia dla mnie jest raczej współczesny katechizm a nie drobiazgowe rozpatrywanie fragmencików Biblii. Myślę, że nauczyciele, którzy używają retoryki "Jezus jest bodhisattwą" kombinują tak samo - to tak na prawdę nic nie znaczy natomiast jest jakimś gestem pojednawczym, który pozwala buddyjskim neofitom trochę bardziej szanować tradycję, z której wyszli. Można dyskutować, czy to szczęśliwa metoda, czy nie, ale z punktu widzenia mahajany jest to jak najbardziej dopuszczalna interpretacja. Zastanawiałbym się raczej jakie stany umysłu - właściwe, czy może niewłaściwe wzbudza takie twierdzenie. Ryu, tak jak pisze Asti - możesz się uczepić kategorycznie pojmowanej swojej prawdy i nic dobrego z tego nie będzie. Zamiast zwykłego człowieka przed Tobą, będziesz widział zabijanie dzieci przez faryzeuszy 2000 la temu i mitologię, w którą niby nie wierzysz. Nawiązując do drugiego wątku tej dyskusji: Seung Sahn uczył, że tego rodzaju umysł to umysł zwierzęcy.
Pewnie. Nie chodzi o to żeby stawiać jakiś mur i wpuszczać tylko swoich. Jeżeli jakikolwiek żyd, katolik, protestant, muzułmanin, ateista jest w stanie wyciągnąć coś dobrego z buddyzmu to niezmiernie się cieszę. Zwróć uwagę w którym ja momencie włączyłem się tutaj do dyskusji. Zrobiłem to dopiero, gdy się okazało, że dla niektórych nauczycieli fajnie jest jak buddyści chodzą do kościoła (rozumiem, że nie chodzi o sytuację, w której po prostu idę na czyjś ślub, albo chrzciny jako całkowicie postronna osoba, bo nie musiałby wtedy zaznaczać, że Jezus to bodhisattwa)Z drugiej strony myślę sobie jednak, że wszystko jest sztuką możliwego. To chyba nie może być tak, że albo wszystko, albo nic z buddyzmu. Ludzie biorą tyle, ile potrafią wziąć.
1. Tutaj jest między nami taka różnica, że Kanon Pali nie twierdzi jakoby wszystko co nas spotyka było efektem naszej karmy.ethan pisze:Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci
Na spotkaniach ekumenicznych? Myślisz, że jakby jakiś buddyjski mistrz zaprosił do siebie papieża to posadziłby go na krześle, a sam usiadł na wielkim, wyższym tronie?stepowy jeż pisze:To samo można zarzucić tybetańskim mistrzom. No i w ogóle mistrzom.
Trzeba odróżnić chrześcijanina i buddystę od chrześcijaństwa i buddyzmu.stepowy jeż pisze:Jeśli chrześcijanin stosuje się do przykazania miłości - to co w tym szkodliwego? Jeśli buddysta nie stosuje się do wskazania o niezabijaniu to czy to nie jest szkodliwe?
Tylko pytanie komu w czym i w jaki sposób pomaga, oraz czy nie ma tańszych zamienników, które mają mniej skutków ubocznych.stepowy jeż pisze:Co powiesz ludziom, którym to pomaga?
Chrześcijaństwo lepsze od ateizmu jest według mnie tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z jakimś psychopatą, albo socjopatą, który chciałby robić złe rzeczy, ale myśl o wiecznym potępieniu go przed tym powstrzymuje. A poza tym żaden dobry człowiek nie byłby gorszym człowiekiem gdyby z jakiejkolwiek religii przeszedł na ateizm. Z buddyzmu z resztą tak samo. Oddali to go od Przebudzenia, ale nie sprawi, że zacznie być złym człowiekiem.Aditya pisze:Wiadomo, w niektórych przypadkach pewnie jest lepsze od ateizmu, w końcu każdy jest inny, każdy ma inne doświadczenia etc.
Przede wszystkim w buddyzmie nie ma sytuacji zerojedynkowej. Według chrześcijan ja odchodząc od Jezusa sam siebie właśnie skazałem na piekło. Według buddystów chrześcijanin może tworzyć dobrą karmę, która zaowocuje na przyszłość dobrymi skutkami.Aditya pisze:Ale w buddyzmie nie ma misjonarstwa, a to zasadnicza różnica
I jest coś mądrego w podejściu jakie miał JP2. Z jednej strony nie lał święconą wodą na widok Dalajlamy, a jak szedł do meczetu, zdjął buty. Z drugiej jednak napisał książkę, w której ostrzega katolików przed praktykowaniem buddyzmu (w której trochę się myli co do tego czym buddyzm jest, ale poza tym ok)Rafus pisze:Ale buty zdjął wchodząc do meczetu.
1. Wygodnie ominąłeś fragment o kobietach.Rafus pisze:Bo homoseksualizm nie jest naturalny - prowadzi do wyginięcia gatunku ludzkiego. Zwierzęta są niżej od człowieka patrząc na to pod katem rozwoju świadomości.
Ponad 90% albo nawet prawie 100% wszystkich gatunków, które kiedykolwiek istniały wymarły. Anicca vata sankhara. Czy znasz przykład jednego gatunku, który wymarł przez homoseksualizm? Nienaturalnym to już bardziej od homoseksualizmu jest pisanie na komputerze. Natomiast rycyna jest czymś bardzo naturalnym, a jednocześnie śmiertelnie trującym.Rafus pisze: Prowadzi to do wyginięcia gatunku.
1. To nie jest homoseksualizm tylko pedofiliaAno było - wykorzystywanie młodych chłopców w praktykach analnych.
1. Prosze o rozwiniecie mysliRyu pisze:1. Tutaj jest między nami taka różnica, że Kanon Pali nie twierdzi jakoby wszystko co nas spotyka było efektem naszej karmy.ethan pisze:Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci
2. Pisanie o tym, że każdy ma taką religię, na jaką jest w stanie kojarzy mi się z hinduskim fatalizmem. Urodziłeś się jako cierpiący kaleka? Taka karma, musisz teraz cierpieć i tyle, bo ja nic z tym nie mogę zrobić.
3. W czym bycie chrześcijaninem jest lepsze od bycia ateistą?! Bez niebiańskiego nadzorcy grożącego wiecznością w piekle za złamanie jego zasad ateista będzie gwałcił i zabijał? W czym według Ciebie moralność katolicka jest lepsza od moralności świeckiego humanizmu?
Nie no, trochę się zmienił od czasów Abrahama, dawniej był chyba większym dzikusemRyu pisze:Przepraszam, ale ja w chrześcijańskim Bogu (niezależnie czy patrzymy na tego z katechizmu, ST, NT, czy czyichś rzekomych objawień) nie widzę miejsca na miłosierdzie.
Oj tam, zaraz do piekła. Jeśli Bóg jest wszędzie, to i może być w buddyzmie, no nie?Ryu pisze:Spora część Kościołów protestanckich twierdzi, że każdy, kto nie zaakceptuje Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela pójdzie do piekła
Och...Ryu pisze:Pół dnia z dużymi przerwami przesiedziałem pisząc ten post
Nie ma nic nie w porządku z dwoma facetami czy dwiema kobietami adoptującymi dziecko. Były robione wieloletnie obserwacje i niestety fakty pokazują jednoznacznie, że nie ma żadnego negatywnego wpływu na rozwój dzieci. Nie wiem czy na przykład on w jakiś sposób cierpiał: http://www.youtube.com/watch?v=yMLZO-sObzQ Nie licząc ewentualnie sytuacji, w których takie dziecko słyszy takie komentarze.Rafus pisze: Chce powiedzieć, że to nie w porządku, gdy dwóch facetów adoptuje dziecko. Ono nie rozwinie się właściwie i będzie cierpiało.
No przecież wiem. W tym cytacie chodziło mi o to, że w żadnej z tych wersji i tak nie widzę miłosierdzia.GreenTea pisze:Nie no, trochę się zmienił od czasów Abrahama, dawniej był chyba większym dzikusem
W buddyzmie jest Lucyfer. Przecież Dalajlama się do niego modliGreenTea pisze:Oj tam, zaraz do piekła. Jeśli Bóg jest wszędzie, to i może być w buddyzmie, no nie?
Zauważyłem.GreenTea pisze: Na szczęście humor mi dopisuje
Karinos pisze:nie koniecznie wymyslony, pamietaj ze jest wiele sfer egzystencji bogow i czesc z nich moze wchodzic w interakcje z ludzmi. Moze Jehowa jest wlasnie takim bogiem ktory mial kiedys kaprys sie "obajwic" paru osobom
Ale Bóg chrześcijański jest jednocześnie swoim ojcem i synem i duchem świętym...jeśli ulokować go w jednej ze sfer Bogów to tylko jako jakiegoś schizofrenikakuba77 pisze:Uważać sobie można wiele rzeczy, nawet to że ten czy tamten bóg stworzył to czy tamtoo wiarę w swoją wieczność nie wspominając.
A niby co takiego niezwykłego robiła matka Jezusa?Moja kocica też z oddaniem troszczy się o swoje dzieci.Bodhisattwa?Xbalanque pisze:Aditya, a może dlatego, że dostrzega w chrześcijaństwie potencjał, którego Ty nie dostrzegasz. Zrozumienie osoby Chrystusa i tego co sobą niesie jest poza rozumem, to trzeba po prostu poczuć. Podobnie z Maryją, jest potężną, współczującą energią, prawdopodobnie z jej wizerunku wzięła się żeńska postać Avalokitesvary.
Ryu, w którym miejscu Jezus mówił o tym, żeby zabijać dzieci? Nie znajdziesz również miejsca gdzie Chrystus potępia homoseksualistów, to tylko św. Paweł.
Kim jest (był Jezus) tego nie wiesz. Mozesz wiedzieć tylko za kogo dziś go przeważnie biorą.LordD pisze: ↑śr wrz 19, 2012 15:18Tyle, że Jezus nie jest ani buddą, ani arhatem, ani bodhisattwą, ani nawet lamą... jest światowym bóstwem. Żadnego buddyjskiego tekstu na temat Jezusa raczej nie madharmozjad pisze:w wadżrajanie przyjmuje się jeszcze schronienie w lamach (pal den lama dam po nam la cziab sun czio etc.), więc jak ktoś uważa Joszuę za swojego lamę, to czemu nie?LordD pisze:Moim zdaniem to już by było złamanie ślubowań związanych z przyjęciem schronienia w Trzech Klejnotach.AHuli pisze:Pozostają oczywiście jeszcze buddyści czujący oddanie do Jezusa i to chyba dla nich Rinpocze ułożył tą praktykę.Oczywiście katolik może sobie robić taką guru jogę, ale nie buddysta!
Myślę, że kilku takich się znajdzie w okolicy. Oprócz tych trzymających się przepisów co do joty jest pewna grupa dosyć eklektycznych w swoim podejściu. Apostazji nie zrobią, ale dorzucą do gara.Jeśli katolik chce sobie robić guru jogę na Jezusa bo ma dość drętwoty katolickich praktyk to proszę bardzo.