,,W moim codziennym działaniu nie ma nic niezwykłego,
Po prostu w naturalny sposób jestem z nimi w harmonii.
Nie chwytając się niczego, niczego nie odrzucając,
Zawsze i wszędzie nie istnieją żadne przeszkody, żaden konflikt.”
(świecki człowiek P’ang Yun (? - 811))
Myślę, że chyba większość osób na tym forum zgodziłaby się ze stwierdzeniem, że harmonia w relacjach międzyludzkich jest pochodną harmonii ludzkich umysłów. Że wszystko ma swój początek, swoje źródło w szeroko rozumianych ludzkich umysłach. Że to co tworzymy w ramach różnych form współżycia i organizacji stosunków międzyludzkich (jakość tego) zależy bezpośrednio od cech i stanu naszych umysłów - od cech i stanu umysłów samych twórców. Podziały, granice, konflikty, agresja są w dużym stopniu uzewnętrznieniem (czy też używając modnego terminu projekcją) wewnętrznych ludzkich granic, podziałów, konfliktów i agresji - są wyprojektowaniem ich na zewnątrz. Termin ,,harmonia” oznacza encyklopedycznie zgodność, ład, współgranie. Patrząc z buddyjskiej perspektywy, są tutaj moim zdaniem dwie kwestie. Z jednej strony można postrzegać sytuację świata jako konsekwencję, efekt jego poprzedniej historii, to znaczy sytuacja na świecie, bieg wydarzeń, relacje międzyludzkie, ludzkie doświadczenia są jedynie rozładowaniem, odreagowaniem złożonych, wielopoziomowych impulsów karmicznych (co przekłada się na poziom indywidualnych ludzkich losów). Z drugiej strony mamy naszą relację ze światem, naszą postawę wobec świata, nasze intencje. Sytuacja na świecie zależy od tego jaką postawę przyjmiemy. To my sami jesteśmy odpowiedzialni - w różnych aspektach - za sytuację na świecie. To my sami możemy uczynić ten świat mniej lub bardziej harmonijnym. Z buddyjskiego punktu widzenia, to podstawowe źródło zgodności, życzliwości, harmonii nie jest czymś zewnętrznym w stosunku do ludzkich istot ale jest zawarte w ludzkich umysłach. Jest ono naszą prawdziwa naturą. Oczywiście, istnieją przyczyny i warunki. W buddyzmie mówi się o przyczynach i o warunkach umożliwiające realizację tych przyczyn. Żeby coś się mogło wydarzyć, żeby pojawił się jakiś efekt, przyczyny muszą napotkać warunki realizacji. Przyczyny muszą ,,przeciąć się” z warunkami. Nie mniej, bez zaistnienia przyczyn w formie pewnych ludzkich skłonności, tendencji, popychających do działania impulsów nie pojawią się efekty. Nie pojawią się życzliwość, zgodność, harmonia. Nie pojawią się też agresja, konflikt czy destrukcja.
Jakiś czas temu czytałem książkę Ericha Fromma ,,Anatomia ludzkiej destrukcyjności”. To interesująca i dość obszerna książka. We wstępie można przeczytać, że była zaplanowana jako pierwsza część fundamentalnego dzieła Fromma o psychoanalizie. W książce tej Fromm dość krytycznie analizuje poglądy Freuda na temat ludzkiej agresji i destrukcji. Poglądy Freuda na temat ludzkiej agresywności i destrukcyjności przeszły na przestrzeni lat ewolucję od koncepcji libido - ego do koncepcji eros - tanatos (popęd śmierci). Początkowo Freud łączył agresywność z popędem seksualnym (sadyzm oralny i analny). Niezależnie, traktował agresję jako cechę popędów ego ,,które sprzeciwiają się i nienawidzą wtargnięcia zewnętrznych bodźców oraz przeszkód dla zaspokojenia potrzeb seksualnych i samozachowawczych.” W późniejszym okresie agresja stała się u Freuda niezależną od seksualizmu, destrukcyjna siłą dążącą do niszczenia, pierwotnym zjawiskiem życia. W koncepcji popędu śmierci agresja-destrukcja stała się jednym z dwóch biegunów istnienia, ,,który w walce z przeciwstawną mu siłą, erosem, tworzy samą istotę życia”. Destrukcja u Freuda jest traktowana jako coś nieuniknionego, coś nierozdzielnie złączonego z ludzką naturą, z naturą ludzkiej istoty. W ,,Dlaczego wojna?” w odpowiedzi na list Alberta Einsteina Freud pisał: ,,W wyniku pewnej spekulacji na którą sobie pozwoliłem, doszedłem do wniosku, że przypuszczać należy, iż popęd ten działa w każdej żywej istocie i dąży do zniszczenia oraz sprowadzenia życia do jego pierwotnych warunków materii nieożywionej. Tym samym z całą powaga nazwać można go popędem śmierci, przeciwstawne mu bowiem popędy erotyczne reprezentują wysiłek życia. Popęd śmierci zmienia się w popęd destrukcji, gdy za pomocą specyficznych organów kieruje się na zewnątrz, ku obiektowi. … Z drugiej strony, jeżeli siły te skieruje się ku zniszczeniu zewnętrznego świata, organizm zostanie od nich uwolniony, efekt tego uwolnienia zaś będzie dla niego dobroczynny. Pogląd taki może służyć jako usprawiedliwienie wszystkich wstrętnych i niebezpiecznych popędów, przeciwko którym walczymy. Należy przyznać jednak, że znajdują się one bliżej natury niż nasz opór względem nich, którego wyjaśnienia należy dopiero poszukać.”.
Tłumienie, powstrzymywanie agresji nie jest zdaniem Freuda dobrym rozwiązaniem - ,,Powstrzymywanie agresji jest zasadniczo niezdrowe i prowadzi do choroby”. Sprzeczność pomiędzy erosem a popędem śmierci stawia człowieka przed dramatycznym wyborem. Człowiek by uniknąć własnej choroby musi skierować agresję przeciwko innym. Jest to więc wybór pomiędzy zadawaniem cierpienia sobie a zadawaniem go innym. Propozycje Freuda rozwiązania tego dylematu poprzez przekształcenia agresji w karzące sumienie lub skierowanie jej przeciwko siłom natury nie wydają się zdaniem Fromma przekonywujące. To karzące sumienie musiałoby być bowiem równie okrutne jak popęd śmierci a działania przeciwko siłom natury, ze względu na swój konstruktywny, twórczy charakter przypominają raczej działanie erosa niż popędu śmierci.
U Fromma - przedstawiciela psychoanalizy humanistycznej, pojawia się trzecia możliwość rozwiązania Freudowskiego dylematu. Przekształcenie, rozpuszczenie agresji poprzez poszerzenie świadomości. Fromm używał określenia ,,odtłumienie”. W książce ,,Buddyzm zen i psychoanaliza” Fromm porównując zen i psychoanalizę pisze: ,,Dążenie zen i psychoanalizy, przekracza cel etycznego postępowania. Można by powiedzieć, że w obydwu systemach przyjmuje się, że wraz z osiągnięciem ich celów następuje etyczna przemiana, dochodzi do przezwyciężenia chciwości oraz do podatności na miłość i współczucie. Nie dążą one do sprawienia tego, żeby człowiek wiódł zacne życie dzięki stłumieniu ,,złego” pragnienia, ale oczekują one, że złe pragnienie rozpuści się i zniknie za sprawą światła i ciepła rozszerzonej świadomości.”.
Z podobnym podejściem można się spotkać u Stanislava Grofa - jednego z twórców psychologii transpersonalnej (początkowo zagorzałego Freudysty), zwolennika poszerzonych stanów świadomości - tzw. stanów holotropowych jako metody rozwoju i terapii. Termin holotropowy pochodzi od greckiego holos czyli całość i trepein - zmierzać do. W książce ,,Kiedy niemożliwe staje się możliwe” Grof pisze: ,,Systematyczne i odpowiedzialne poszukiwanie wewnętrzne przy pomocy stanów holotropowych sprzyja uczuciowemu i psychosomatycznemu uzdrawianiu oraz pozytywnej przemianie osobowości. Na przestrzeni wielu lat miałem przywilej obserwowania tego procesu u wielu ludzi zaangażowanych w tego rodzaju poważne poszukiwania duchowe. Niektórzy z nich praktykowali medytację i regularne ćwiczenia duchowe, inni przechodzili przez sesje psychodeliczne lub uczestniczyli w różnych rodzajach psychoterapii doświadczalnej; nieliczni wybrali ścieżkę szamańską. Zdarzyło mi się też widzieć bardzo pozytywne zmiany u wielu ludzi, którzy otrzymali odpowiednie wsparcie podczas spontanicznych epizodów kryzysów psychoduchowych (duchowych emergencji). Epizody psychoduchowej śmierci i odrodzenia oraz namacalny związek z dobrymi wspomnieniami postnatalnymi i prenatalnymi sprzyjają redukcji irracjonalnych popędów i ambicji. Prowadzą do znacznego zmniejszenia agresji, wytworzenia się wewnętrznego spokoju, akceptacji dla samego siebie i tolerancji dla innych.”
Analizując sytuację współczesnego człowieka Fromm dochodzi do następującej konkluzji: ,,Zastanawiając się nad położeniem człowieka w świecie, jego oddzielnością, samotnością, bezsilnością i jego świadomością tego, można by się spodziewać, że jest to większy ciężar aniżeli on może unieść, tak że powinien on całkiem dosłownie ,,rozpaść się na kawałki” pod jego wpływem. Większość ludzi unika tego, uciekając się do pomocy mechanizmów kompensacyjnych, takich jak niszcząca rutyna życia, gubienie się w tłumie, pogoń za władzą, prestiżem i pieniędzmi, zależność od idoli - podzielana z innymi wyznawcami religijnego kultu - masochistyczne składanie z siebie ofiary, wyolbrzymienia narcystyczne - krótko mówiąc: staje się kalekami. Wszystkie te mechanizmy kompensacyjne mogą sprawić, że nie dojdzie do utraty zdrowia, o ile odpowiednio funkcjonują. Jedynym fundamentalnym rozwiązaniem, które rzeczywiście przezwycięża potencjalne szaleństwo, jest pełna, twórcza odpowiedź (na wyzwanie) świata, która w swojej najwyższej formie jest oświeceniem.”.(,,Buddyzm zen i psychoanaliza”)
Jak wynika z powyższych cytatów, zarówno Fromm jak i Grof uważali poszerzanie świadomości za skuteczną metodę terapii i osobistego rozwoju. I to właściwie za jedyną skuteczną metodę. Patrząc z buddyjskiej perspektywy, poszerzanie świadomości - poszerzanie umysłu to opróżnianie go. To czynienie go - poprzez praktykę uspokojenia umysłu i wglądu w jego naturę, mniej przywiązanym, bardziej otwartym, czystszym. Idzie to w parze z rozwojem mądrości i współczucia u osoby praktykującej. Mistrz Seung Sahn tak mówił o czystym umyśle: ,,Taka osoba zawsze utrzymuje umysł bodhisatwy. … Czysty umysł jest jak lustro. Pojawia się czerwone i lustro jest czerwone, pojawia się białe i lustro jest białe. Kiedy wszyscy są smutni, ja jestem smutny; gdy wszyscy są szczęśliwi, ja jestem szczęśliwy. Umysł, który stara się po prostu pomagać wszystkim ludziom jest czystym umysłem.”
Moim zdaniem, jeśli patrzeć na buddyjską praktykę jako na terapię leczącą ludzkie umysły, to należałoby ją chyba uznać za najbardziej radykalną z możliwych. Jest to bowiem terapia która leczy poprzez praktykę prowadzącą do zrozumienia, że nie istnieje choroba, nie istnieje chory a to co wydawało się być w konflikcie w rzeczywistości zawsze było w harmonii. Czyli, że choroba jest w rzeczywistości tylko iluzją choroby. Jest to więc terapia pozbywania się iluzji, rozpuszczania ludzkich iluzji. W kontekście poszerzania świadomości można by zapytać, jak bardzo można poszerzyć ludzką świadomość? Biorąc pod uwagę komentarz do dziesiątego obrazu pasterskiego zen: ,,ostatecznie zniknęła panorama jego umysłu” czy też stwierdzenie mistrza zen Seung Sahna: ,,umysł najpierw staje się czysty, następnie przejrzysty aż w końcu znika” można by skonkludować: świadomość można poszerzyć tak bardzo, że … zniknie

W moim odczuciu, jedynym prawdziwym wyznacznikiem ludzkiego rozwoju czy duchowości jest samo ludzkie życie - sposób w jaki funkcjonujemy w naszym życiu. Sposób w jaki w naszym codziennym życiu funkcjonujemy w relacji z samym sobą i innymi ludźmi. Nie religijne, światopoglądowe czy naukowe koncepcje i hasła ale świadectwo w postaci ludzkiego życia. Moim zdaniem, historia świata pokazuje, że wiara w jakąś ideologię, w jakiś religijny czy ideologiczny program i następnie narzucanie tego w jakiś sposób innym, nigdy nie doprowadziły do trwałej harmonii w relacjach międzyludzkich. Nie rozwiązały ludzkich problemów, nie ,,zmazały ludzkiej łzy”. P’ang Yun był świeckim człowiekiem posiadającym rodzinę. Nie był mnichem czy pustelnikiem spędzającym swoje życie w jakiś szczególnych warunkach, w świątyni czy odosobnieniu. ,,Nie chwytając się niczego, niczego nie odrzucając, zawsze i wszędzie nie istnieją żadne przeszkody, żaden konflikt.” Zastanawiam się, ile osób w historii ludzkości, w historii świata, niezależnie od miejsca zamieszkania, wyznawanej religii czy światopoglądu, pozycji społecznej czy wykształcenia byłoby w stanie z pełną odpowiedzialnością powiedzieć coś takiego o swoim życiu? W ilu przypadkach byłoby to faktycznie prawdą? Czy takie osoby nie zasługują w pierwszym rzędzie na pomniki narodów, będące wyrazem najwyższego uznania dla ich życia? Czy osiągnięcie prawdziwej wewnętrznej harmonii, promieniującej na zewnątrz, nie jest najcenniejszym osiągnięciem ludzkiego życia?