http://youtu.be/hXYBtT4uN30
Jeśli ktoś ma problem z Batchelorem
![żart ;)](./images/smilies/msn-wink.gif)
Umieszczam specjalnie w forum Dharma, bo czuję, że się zrobi niezły ogonek komentarzy
![dziękuję :namaste:](./images/smilies/namaste.gif)
![Wesoly :D](./images/smilies/biggrin.gif)
A.
Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx
To jest pochodna zamieszania w terminologii, które sięga pierwszych, dziewiętnastowiecznych tłumaczeń z sanskrytu. Kto wie, na przykład, że pierwsi tłumacze to byli PRAWNICY? Angielscy prawnicy w kolonii indyjskiej zainteresowali się Dhammą, gdyż z tego, co ZROZUMIELI, było to PRAWO, a oni chcieli zagłębić się w historię prawa indyjskiego. I to często ich tłumaczenia, niepodparte żadną wiedzą religioznawczą i filozoficzną, wprowadziło do języka angielskiego, a w konsekwencji naszego, niektóre niezwykle nietrafne lub zwodnicze terminyRyuu pisze: Dzięki za ciekawy wyklad. Z tą nomenklaturą to ciekawa sprawa. Z jednej strony wszyscy narzekają, że dukkha to nie po prostu cierpienie, wskazania nie polegają na ,,nie rób tego," a to co buddyści (którzy też z resztą nie są jakimiś ,,buddystami") robią siedząc w miejscu godzinami nie ma nic wspólnego z medytacją. No i co? I potem nawet ci Batchelor i Peacock, którzy 5 min wcześniej na to narzekali sami jako skrótu myślowego mówią o buddystach i medytacji.
Buddha mówił o słoniu - każdy opisuje różne części słonia, nie widząc całego słonia. Pytanie, jakie mnie nachodzi - dlaczego rozmówcy nie potrafią dostrzec słonia? Ponieważ patrzą na szczegóły i skupiają się na nich. Gdyby zamiast tego, patrząc na część mogli dostrzec całość - byłoby zupełnie inaczej.Na tym rysunku przedstawiono pewien kształt. Z punktu widzenia obserwatora A przedstawia on literę „M”, obserwator B – widzi literę „E”, obserwator C – literę „W”, a D – cyfrę „3″. Wszyscy ci obserwatorzy mogliby się spierać w nieskończoność o to kto ma rację zupełnie bez sensu.
Saṃsāra (tułaczka, wędrówka) to nie czasownik, tylko rzeczownik odczasownikowy od saṃsarati (nieustannie tułać się, powracać bez końca).108Adamow pisze:-- tłumaczenia Kanonu Palijskiego, terminów, które przetłumaczone źle w XIXw. do dziś wprowadzają na zachodzie zamęt (np. nie wiedziałem, że samsara to czasownik; przykładów na europeizację mnóstwo, z pierwszym z brzegu: mapowanie katolickich struktur mnisich i klasztornych na bikhu/bikhuni)
tak to jest, wierzyć na słowopiotr pisze:Cześć,
Saṃsāra (tułaczka, wędrówka) to nie czasownik, tylko rzeczownik odczasownikowy od saṃsarati (nieustannie tułać się, powracać bez końca).108Adamow pisze:-- tłumaczenia Kanonu Palijskiego, terminów, które przetłumaczone źle w XIXw. do dziś wprowadzają na zachodzie zamęt (np. nie wiedziałem, że samsara to czasownik; przykładów na europeizację mnóstwo, z pierwszym z brzegu: mapowanie katolickich struktur mnisich i klasztornych na bikhu/bikhuni)
Cholera, ja też mam ochotę czytać teksty w oryginalnym języku, nie przekłady. Rozważałem nawet pójście na warszawską tybetologię, żeby nauczyć sie języka; żeby tylko znaleźć na to czas . . .108Adamow pisze:tak to jest, wierzyć na słowopiotr pisze:Cześć,
Saṃsāra (tułaczka, wędrówka) to nie czasownik, tylko rzeczownik odczasownikowy od saṃsarati (nieustannie tułać się, powracać bez końca).108Adamow pisze:-- tłumaczenia Kanonu Palijskiego, terminów, które przetłumaczone źle w XIXw. do dziś wprowadzają na zachodzie zamęt (np. nie wiedziałem, że samsara to czasownik; przykładów na europeizację mnóstwo, z pierwszym z brzegu: mapowanie katolickich struktur mnisich i klasztornych na bikhu/bikhuni)Myślę, a nawet jestem przekonany, że Peacock, mówiąc o tym, że samsara jest czasownikiem, miał na myśli fakt, że jest derywatem odczasownikowym. Stąd jego podstawowe znaczenie to nie rzeczownikowa "wędrówka czy tułaczka" a odczasownikowe "obracanie się w kółko, powracanie". Peacock niezwykle mocno akcentuje owo obracanie, powracanie, kręcenie się w kółko: szczególnie w kontekście odtwarzania zachowań, trudności wyrwania się z "koła" reakcji, takich samych odpowiedzi na takie same bodźce.
Czas się brać za sanskryt chyba, choćby po to, by poczytać samemu trochę literatury na tematy językowe...
A.
Ale cała masa różnych tekstów, tantr, term, komentarzy i innych jest też oryginalnie po tybetańsku, myślę, że o to chodziło Lwu.slawekpiela pisze:Z powyższego wynika, że tybetologia nie jest najlepszym pomysłem. Błędy w tłumaczeniach mamy już od czasu migracji tekstów dharmy do języka tybetańskiego...
S
Ależ oczywiście!Lamvadis pisze:Ale cała masa różnych tekstów, tantr, term, komentarzy i innych jest też oryginalnie po tybetańsku, myślę, że o to chodziło Lwu.slawekpiela pisze:Z powyższego wynika, że tybetologia nie jest najlepszym pomysłem. Błędy w tłumaczeniach mamy już od czasu migracji tekstów dharmy do języka tybetańskiego...
S
A derywat nie może być rzeczownikiem? Przecież takie jest znaczenie wędrówki: wędrowanie, wyruszanie i powracanie, itd.. Szczerze mówiąc nie rozumiem jakie zasadnicze znaczenie ma ta sprawa dla rozumienia nauczania. Bywa, że tego słowa się nie tłumaczy, ale zwykle nauczyciele wyjaśniają co ono oznacza. Czy dla ciebie było ważne, że Peacock użył go w kontekście psychologicznym niż kosmologicznym?108Adamow pisze:tak to jest, wierzyć na słowoMyślę, a nawet jestem przekonany, że Peacock, mówiąc o tym, że samsara jest czasownikiem, miał na myśli fakt, że jest derywatem odczasownikowym. Stąd jego podstawowe znaczenie to nie rzeczownikowa "wędrówka czy tułaczka" a odczasownikowe "obracanie się w kółko, powracanie". Peacock niezwykle mocno akcentuje owo obracanie, powracanie, kręcenie się w kółko: szczególnie w kontekście odtwarzania zachowań, trudności wyrwania się z "koła" reakcji, takich samych odpowiedzi na takie same bodźce.
Błędy w tłumaczeniach - i zniekształcenia jak zwykle zgubionego "oryginału" - mamy już dużo wcześniej, niz migracja Dharmy do Tybetu.slawekpiela pisze:Z powyższego wynika, że tybetologia nie jest najlepszym pomysłem. Błędy w tłumaczeniach mamy już od czasu migracji tekstów dharmy do języka tybetańskiego...
Racja byłem nieprecyzyjny. Zniekształcenia mamy już na poziomie zapisu do tego bloku tekstów, który znamy jako kanaon palijski.LewKanapowy pisze:Błędy w tłumaczeniach - i zniekształcenia jak zwykle zgubionego "oryginału" - mamy już dużo wcześniej, niz migracja Dharmy do Tybetu.slawekpiela pisze:Z powyższego wynika, że tybetologia nie jest najlepszym pomysłem. Błędy w tłumaczeniach mamy już od czasu migracji tekstów dharmy do języka tybetańskiego...
Przepraszam, mój błądslawekpiela pisze:Ależ oczywiście!Lamvadis pisze:Ale cała masa różnych tekstów, tantr, term, komentarzy i innych jest też oryginalnie po tybetańsku, myślę, że o to chodziło Lwu.slawekpiela pisze:Z powyższego wynika, że tybetologia nie jest najlepszym pomysłem. Błędy w tłumaczeniach mamy już od czasu migracji tekstów dharmy do języka tybetańskiego...
S
Tyle tylko, że w kontekście tej rozmowy mówimy o źródłach. Tybetański, zen itd nawet therawada to już coś 'później'. Źródła są w pali.
S
amogh pisze:Tak na marginesie - czy uważacie, że ktokolwiek kiedykolwiek będzie rzeczywiście w stanie przedstawić właściwe rozumienie Buddyzmu, skoro kwestia komunikowalności czegokolwiek zawsze sprowadzać będzie się do ograniczonego czasem i osobistą karmą indywidualnego doświadczenia każdego, nie wyłączając samego Buddhy, praktykującego?
Serio?!108Adamow pisze:I dlatego właśnie w tzw. Buddyzmie nigdy nie było większych spięć doktrynalnych.
"Dawaj na ring, dawaj na ring!"108Adamow pisze:zdecydowanie przedbuddyjski dzogczen
Nie było "większych spięć", jeśli "spięcia" wewnatrz buddyzmu porównać z tymi wewnątrz chrześcijaństwa albo wewnatrz islamu. Krew sie lała, trupy były, książki i klasztory szły z dymem - ale to jednak całkiem nie ta skala, co w Europie albo na Bliskim Wschodzie.piotr pisze:Serio?!108Adamow pisze:I dlatego właśnie w tzw. Buddyzmie nigdy nie było większych spięć doktrynalnych.
Przez większe spięcia doktrynalne rozumiem zjawiska kształtujące społeczeństwa. Przykładem większego spięcia jest dla mnie Kalwin i Genewa oraz wpływ tego, co się tam wydarzyło na późniejszą Europę, przykładem jest "cuius regio, eius religio" w Rzeszy Niemieckiej, przykładem niech będzie wcześniejszy Jan Hus ze swym spektakularnym spaleniem połowy środkowej Europy i zostaniem spalonym na sam koniec. Pomijając drobniejsze przypadki na pograniczu rzymsko-bizantyjskim wywołane wspomnianym "filioque" na ten przykład.piotr pisze:Cześć LwieKanapowy,
To może Adam108 wyjaśni co miał na myśli mówiąc „większe spięcia doktrynalne”. A ty może wyjaśnisz jak oceniłeś skalę wydarzeń w obu wypadkach?
Źródła jeżeli są w Pali to nauk Sakjamuniego, to tak. Buddyzm tybetański ma gro znaczących nauk przekazanych w zupełnie innej formie - poprzez wizje, np. a nie tekst pisany. Buddyzm Zen również raczej ma źródło bardziej w tekście Sutry Lankavatary (sankryt) oraz w przekazie ustnym i bezpośrednim niż w Pali.slawekpiela pisze:Ależ oczywiście!Lamvadis pisze:Ale cała masa różnych tekstów, tantr, term, komentarzy i innych jest też oryginalnie po tybetańsku, myślę, że o to chodziło Lwu.slawekpiela pisze:Z powyższego wynika, że tybetologia nie jest najlepszym pomysłem. Błędy w tłumaczeniach mamy już od czasu migracji tekstów dharmy do języka tybetańskiego...
S
Tyle tylko, że w kontekście tej rozmowy mówimy o źródłach. Tybetański, zen itd nawet therawada to już coś 'później'. Źródła są w pali.
S
Wcześniej napisałeś, że nigdy nie było większych spięć dotyczących doktryny i opisałeś proces kształtowania się buddyzmu w różnych częściach Azji jako bezproblemowy, bezkonfliktowy proces, co miało pokazać, że współcześnie też taki bezproblemowy proces adaptacji może zajść (albo już zachodzi)... Rozumiem, że twoje powyższe zastrzeżenie co do daty, ma jakoś ratować tę hipotezę, ale w takim wypadku wszystkie przykłady asymilacji buddyzmu które podałeś, nie spełniają warunku, który sam teraz postawiłeś.Sobory chrześcijańskie zawsze walczyły o ortodoksję. Buddyjskie (do 1w n.e.) w większości nie miały problemu ze słowami, spory przebiegały na płaszczyźnie interpretacji Vinaji.
A dlaczego nie w Agamach?slawekpiela pisze:Źródła są w pali.
Bo chiński to jednak nie jest język indoeuropejski. Āgamy służą głównie jako źródła pomocnicze, do porównań, itd. Buddha mówił w jakimś prakrycie i dlatego za główne źródła uznaje się te teksty, które są zachowane w językach z grupy prakrytów, albo tych które są do nich zbliżone (Pali, Gandhari, itd.).iwanxxx pisze:A dlaczego nie w Agamach?
Masz oczywiście rację - chciałem zwrócić uwagę, że nie tylko pali i niekoniecznie wprost kanon palijski.piotr pisze:Bo chiński to jednak nie jest język indoeuropejski. Āgamy służą głównie jako źródła pomocnicze, do porównań, itd. Buddha mówił w jakimś prakrycie i dlatego za główne źródła uznaje się te teksty, które są zachowane w językach z grupy prakrytów, albo tych które są do nich zbliżone (Pali, Gandhari, itd.).iwanxxx pisze:A dlaczego nie w Agamach?
Nie, to był po prostu przykład z okresu, gdy, powiedzmy, istniał jeszcze w miarę spójny strumień indyjski. Potem weszła Mahajana i gałęzie zaczęły rosnąć coraz żwawiej w swoich kierunkach. Trochę się czepiasz. Mam nadzieję, że wyraźnie pokazałem, co ukrywam pod słowami "poważne spory". jeśli wiesz coś o zatargach doktrynalnych o społeczno-politycznej skali Reformacji, proszę, opisz mi je. Może rzeczywiście mylę się, naiwnie wierząc, że buddyści nie palili na stosach ludzi, którzy ośmielali się inaczej odczytywać sutry lub sugerować, że Budda nie urodził się z boku matki pod wpływem trąbienia białego słonia. Odszczekam.piotr pisze: Wcześniej napisałeś, że nigdy nie było większych spięć dotyczących doktryny i opisałeś proces kształtowania się buddyzmu w różnych częściach Azji jako bezproblemowy, bezkonfliktowy proces, co miało pokazać, że współcześnie też taki bezproblemowy proces adaptacji może zajść (albo już zachodzi)... Rozumiem, że twoje powyższe zastrzeżenie co do daty, ma jakoś ratować tę hipotezę, ale w takim wypadku wszystkie przykłady asymilacji buddyzmu, które podałeś nie spełniają warunku, który sam teraz postawiłeś.
Widzisz, ale tak właśnie jest!iwanxxx pisze:Wiara w to, że zastąpienie słowa pustka słowem pustość, albo rozumienie formy gramatycznej słowa samsara jakoś radykalnie zmieni rozumienie dharmy (albo ze samo użycie tych słów świadczy o "misunderstanding" buddyzmu) jest dla mnie naiwna.
Pzdr
Piotr
Nie masz czego odczekiwać. Żadna kultura 'buddyjska' nie przeżyła koszmaru XVI wieku - o kaźni XVII nie wspominając nawet; żadna dominująca szkoła Dharmy nie zorganizowała niczego, co dałoby sie porównac na przykład z taką krucjatą przeciw Albigensom; żaden odłam buddyzmu nie zdołał eksterminować innego (nawet Jonangpa jak sie okazuje przetrwali - ba, przetrwały ich klasztory!), nie mówiąc o zatarciu śladów i zniszczeniu źródeł.108Adamow pisze:Może rzeczywiście mylę się, naiwnie wierząc, że buddyści nie palili na stosach ludzi, którzy ośmielali się inaczej odczytywać sutry lub sugerować, że Budda nie urodził się z boku matki pod wpływem trąbienia białego słonia. Odszczekam.
Zależy co byś robił z tymi przekonaniami. Bo Wschód, jak zresztą nie tylko Peacock wspominał, ale i inni, to raczej praktyka, robienie, a nie wiara i przekonania. Może byś nie wyleciał, gdybyś tylko myślał w ten sposób, na przykład w średniowiecznej Theravadzie, ale jakbyś już zaczął nauczać świeckich (mówić im o tym) mógłbyś mieć problemyLewKanapowy pisze:
A propos różnic w interpretacjach: ciekawe, że vinaya kładzie ogromy nacisk na orthopraxis, ale prawie żadnego na ortodoksje; jakbym mówił, że Budda opowiadając o ponownych narodzinach nie miał ich na myśli dosłownie, nikt nie miałby prawa wywalić mnie z Sanghi - gdybym złamał natomiast śluby, wypadłbym od razu. Zgodnie z literą prawa, znaczy się.
To ciekawe108Adamow pisze:Widzisz, ale tak właśnie jest!iwanxxx pisze:Wiara w to, że zastąpienie słowa pustka słowem pustość, albo rozumienie formy gramatycznej słowa samsara jakoś radykalnie zmieni rozumienie dharmy (albo ze samo użycie tych słów świadczy o "misunderstanding" buddyzmu) jest dla mnie naiwna.
Pzdr
Piotr
Dopiero teraz, po min. 150 latach pracy nad tekstami buddyjskimi, udaje się odkręcić pojmowanie Nibbany jako 'buddyjskiego nieba'. /.../
Hmm, przeciez mówimy o propagacji nauki? Dlaczego więc mam wykluczyć buddologów? Oni są kluczowi dla udostępnienia nauk na zachodzie, bez ich pracy nikt by się nie dowiedział, czym jest buddyzm! Tłumaczenia tekstów, opracowania, to Twoje, moje i wszystkich innych tutaj źródło wiedzy o buddyzmie. Nie wiedziałbys nic o swoim dzogczen, gdyby nie język i praca ludzi, którzy coś w tym języku napisali.booker pisze:To ciekaweCzegos tutaj nie rozumiem.
Czyli to dopiero buddolodzy po 150 latach pracy dowiedzieli się, że nibbana to nie niebo, tak? W sensie, wczesniej wszyscy nauczyciele buddyjscy (pomijam buddologow) uczyli, że nibbana to niebo jest?
Czy moze raczej to naukowcy stworzyli sobie to 'buddyjskie niebo' a po 150 latach się zorientowali w swoim bledzie? W naukach nigdy się nie mowil że nibbana to jakies niebo jest
Słyszałem to hasło 100 razy i nie rozumiem, co autor ma na myśli. Po chińsku (bardzo szeroki obszar kulturalny występowania tego fenomenu) mówi się fojiao (佛教), czyli nauki Buddy, czyli buddyzm.108Adamow pisze:(o ile w ogóle zainteresuje go fakt, że słowo 'buddyzm' nie istnieje w językach występowania tego fenomenu i zostało stworzone przez wszystkokategoryzujących badaczy europejskich w XIXw.).
Chodzi o -izm. O nadanie jednolitej nazwy fenomenowi kulturowemu, który NIE JEST homogeniczny. Potężny skrót myślowy, równie celny i szczegółowy co "wiara rodzima" lub "monoteizm". Tak naprawdę nic nie znaczy, lub raczej znaczy tyle, ile sobie ktoś do tego worka wrzuci wyobrażeń.iwanxxx pisze:Słyszałem to hasło 100 razy i nie rozumiem, co autor ma na myśli. Po chińsku (bardzo szeroki obszar kulturalny występowania tego fenomenu) mówi się fojiao (佛教), czyli nauki Buddy, czyli buddyzm.108Adamow pisze:(o ile w ogóle zainteresuje go fakt, że słowo 'buddyzm' nie istnieje w językach występowania tego fenomenu i zostało stworzone przez wszystkokategoryzujących badaczy europejskich w XIXw.).
Sugerujesz, że wszystkie postkanoniczne szkoły i filozofie jakie zaistniały w nurcie mahajany, to owoce wyrosłe na bramińskim wtręcie?108Adamow pisze:Aby zaistniała świadomość, potrzebny jest jej obiekt. Jeden jedyny raz wspomina się o świadomości bezobiektowej, i, jak się sugeruje obecnie, jest to wtręt bramiński (świadomość taka jest kluczowa dla przeciwstawnych do nauk Buddy Uppaniszad z ich koncepcją atmana).
W którą stronę idą szkoły późniejsze?
Ja nic nie sugeruję. Fakt tekstowy jest taki, jak podałem. Co z nim zrobisz, twoja sprawa. W każdym razie będziesz miał dużo zabawy, której nie miałbyś, nie wiedząc o nim. I to jest właśnie cała zabawa wynikająca z pracy ludzi typu Peacock. Powodują, że człowiek zaczyna na nowo zastanawiać się nad rzeczami, w które dawno już uwierzył i zamienił w niepodważalne poglądy.amogh pisze:Sugerujesz, że wszystkie postkanoniczne szkoły i filozofie jakie zaistniały w nurcie mahajany, to owoce wyrosłe na bramińskim wtręcie?108Adamow pisze:Aby zaistniała świadomość, potrzebny jest jej obiekt. Jeden jedyny raz wspomina się o świadomości bezobiektowej, i, jak się sugeruje obecnie, jest to wtręt bramiński (świadomość taka jest kluczowa dla przeciwstawnych do nauk Buddy Uppaniszad z ich koncepcją atmana).
W którą stronę idą szkoły późniejsze?
Dużą część uczniów Buddy, jak i ich uczniów, stanowili bramini. Osoby wykształcone, z najwyższej warstwy społecznej. I to one miały wpływ na kanon, zanim został spisany te 300-400 lat po śmierci Buddy.piotr pisze:Cześć A.,
Co rozumiesz przez „wtręt”?
Vedānta and Buddhism have lived side by side for such a long time that obviously they must have
influenced each other. The strong predilection of the Indian mind for a doctrine of universal unity
(monism) has led the representatives of Mahayana to conceive Saṃsāra and Nirvāna as two aspects
of the same and single true reality; for Nāgārjuna the empirical world is a mere appearance, as all
dharmas, manifest in it, are perishable and conditioned by other dharmas, without having any
independent existence of their own. Only the indefinable “Voidness” (sūnyatā) to be grasped in
meditation, and realized in Nirvāna, has true reality.
This so-called Middle Doctrine of Nāgārjuna remains true to the Buddhist principle that there can
be nowhere a substance, in so far as Nāgārjuna sees the last unity as a kind of abyss, characterized
only negatively, which has no genetic relation to the world. Asaṅga and Vasubandhu, however, in
their doctrine of Consciousness Only, have abandoned the Buddhist principle of denying a positive
reality which is at the root all phenomena, and in doing so, they have made a further approach to
Vedānta. To that mahayanistic school of Yogācāras, the highest reality is a pure and undifferentiated
spiritual element that represents the non-relative substratum of all phenomena. To be sure, they
thereby do not assert, as the (older) Vedānta does, that the ens realissimum (the highest essence) is
identical with the universe; the relation between the two is rather being defined as “being neither
different nor not different.” It is only in the later Buddhist systems of the Far East that the undivided,
absolute consciousness is taken to be the basis of the manifold world of phenomena. But in contrast
to the older Vedānta, it is never maintained that the world is an unfoldment from the unchangeable,
eternal, blissful Absolute; suffering and passions, manifest in the world of plurality, are rather traced
back to worldly delusion.
No niestey...kluczowi w mieszaniu w naukach też są108Adamow pisze:Hmm, przeciez mówimy o propagacji nauki? Dlaczego więc mam wykluczyć buddologów? Oni są kluczowi dla udostępnienia nauk na zachodzie, bez ich pracy nikt by się nie dowiedział, czym jest buddyzm!booker pisze:To ciekaweCzegos tutaj nie rozumiem.
Czyli to dopiero buddolodzy po 150 latach pracy dowiedzieli się, że nibbana to nie niebo, tak? W sensie, wczesniej wszyscy nauczyciele buddyjscy (pomijam buddologow) uczyli, że nibbana to niebo jest?
Czy moze raczej to naukowcy stworzyli sobie to 'buddyjskie niebo' a po 150 latach się zorientowali w swoim bledzie? W naukach nigdy się nie mowil że nibbana to jakies niebo jest
W zasadzie o zen wiem więcej niż o dzogczen (bo z zenem więcej czsau do tej pory miałem przyjemność) i praktycznie rzecz biorąc to co wiem o zen nie jest napisane (i nie da się napisać) w żadnej książce108Adamow pisze:Tłumaczenia tekstów, opracowania, to Twoje, moje i wszystkich innych tutaj źródło wiedzy o buddyzmie. Nie wiedziałbys nic o swoim dzogczen, gdyby nie język i praca ludzi, którzy coś w tym języku napisali.
W dzogchen masz taki numer, że jest bezobiektowa "świadomość" ale nie jest to świadomość taka jak rozumie się ja w ramach khandha z kanonu pali. I nie jest to atmana. W każdym razie, nauczanie dzogchen uważa się za wcześniejsze niż pojawienie sie Sakjamuniego w ogóle, więc pytanie "szkoły późniejsze" to nie zawsze jest tak bardzo oczywiste do zadania, jakby się mogło wydawać. Zresztą nawet w kanonie Pali Sakjamuni wspomina o poprzednich niż on Buddach w tym eonie.108Adamow pisze: Mon dieu... to może inaczej: w sutrach kanonu Budda mówi zawsze, wyraźnie i jasno o tym, że nie ma świadomości bez obiektu. Aby zaistniała świadomość, potrzebny jest jej obiekt. Jeden jedyny raz wspomina się o świadomości bezobiektowej, i, jak się sugeruje obecnie, jest to wtręt bramiński (świadomość taka jest kluczowa dla przeciwstawnych do nauk Buddy Uppaniszad z ich koncepcją atmana).
W którą stronę idą szkoły późniejsze?
Ale dasz wiarę, że nie dla wszystkich ta swiadomość jest istotna albo w ogóle...potrzebna, w praktyce?108Adamow pisze: Dla mnie istotna jest świadomość historyczna.
Hmm, mam wrażenie, że napisałem o tym w zdaniu bezpośrednio następującym po tym, które cytujesz?booker pisze: Ale dasz wiarę, że nie dla wszystkich ta swiadomość jest istotna albo w ogóle...potrzebna, w praktyce?