Daję upust mojej ciekawości!

Wasze pierwsze pytania tyczące się buddyzmu

Moderator: forum e-budda team

Horosha
Posty: 3
Rejestracja: śr mar 23, 2011 19:38
Płeć: kobieta
Tradycja: -

Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: Horosha »

:namaste:
A więc tak.
Religiami interesuję się od zawsze, do większości podchodzę jednak z dystansem, chociaż kiedyś miałam ochotę się nawrócić. Bo chciałam w coś uwierzyć, w coś co mi się podoba i da mi nadzieję. Z buddyzmem jest zupełnie inaczej - można powiedzieć, że nieco przeraża mnie ta religia/filozofia. A jednak coś mnie do niej ciągnie. I to wcale nie tak, że sama staram się siebie przekonać - po prostu żyję i widzę ile w Dharmie jest prawdy. Niestety prawdy, którą chętnie obróciłabym w kłamstwo.
Ale teraz chciałabym przejść do kilku podstawowych pytań, które od jakiegoś czasu dręczą mnie dniami i nocami.
Po pierwsze, jest Nirvana. Przeczytałam o niej sporo, a czuję, że nie mam o niej zielonego pojęcia. Piszą, że jest to zdmuchnięcie, wyzbycie się pragnień, i jest opisywana jako coś pięknego. No i co właściwie się dzieje w tej Nirvanie? Myśli się? Są emocje? COŚ jest? Czytam, czytam, :czyta2: i się dziwię. Bo to nie logiczne, że jest coś takiego jak buddyzm, chociaż z jego nauk wynika że teoretycznie nie powinno go być... A może to ze mną coś nie tak? Na przykład Sutra Serca - jak to czytam, to mi się niedobrze robi. Wytłumaczy ktoś? Następna rzecz, to Czysta Kraina. Nirvana=bycie w czystej krainie, czy jak? Bo skoro jesteśmy "zdmuchnięci", to chyba nie możemy istnieć, ale z drugiej strony nie istnieć też nie. I czy z tego wszystkiego nie wynika, że całe życie, świat, nie ma sensu, bo i tak kiedyś diametralnie się zmieni, lub wgl przestanie istnieć? Jak to jest? Gdybym ja osobiście miała wybierać miedzy piekłem a nirvaną (taką, jak ją teraz odbieram - pustą, "voidfull"), to chyba wolałabym to pierwsze... Następne - skąd w tym wszystkim miłość, współczucie...? I jak coś może jednocześnie istnieć i nie istnieć? Przepraszam, że chaotycznie, ale taka już jestem :zonked:
I następna rzecz - jak buddyzm odbiera osobowość?
Co z miłością, WIĘZIAMI między ludźmi? Przecież one są piękne, a wydaje mi się, że to "przywiązywanie" jest odbierane jako złe... Nawet jeżeli jest cierpienie, czy nie warto by było go znieść? Własnie nad tematem więzi takę duszę się z ciekawości. I emocje! Przecież emocje są super, czyż nie...? A według buddyzmu? No i czytałam jeszcze, że buddyzm uznaje życie za utrapienie. To mnie boli, bo ja je kocham i muszę przyznać, że jestem do niego przywiązana - wiem, że kiedyś się skończy, ale co będzie to będzie.
Z góry dziękuję za odpowiedź :poklon2:

:garfield: - nie mogłam jej nie wstawić xD
Awatar użytkownika
ananas
Posty: 383
Rejestracja: śr lut 02, 2011 10:52
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Ananasajana

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: ananas »

siemano
lubię taki chaos jak zaprezentowałąś więc chętnie wcisnę swoje 3 grosze

jak to jest z tym oświeceniem? na pewno jest przede wszystkim do przeżycia a nie opowiadania.
dziecko wie że nie wystarczy dokleić sobie wąsy i mówić grubym głosem żeby być dorosłym, po prostu trzeba być tym dorosłym z wszystkimi doświadczeniami jakie wynikają ze stażu życiowego. Kino młodzieżowe często podejmowało tę kwestię: polski film "7 życzeń", amerykańska komedia "Vice-versa" czy też Czechosłowacki "Latający Czestmir" :garfield:

co do emocji to te porównania z dzieckiem i dorosłym nie pasują bo dorośli często zachowują się jak dzieci :)
anihilacja emocji której kreślisz wizję jest chyba niemożliwa - tak mi się wydaje, raczej bardziej chodzi o zmianę jakości twojej komitywy jaka cię łączy z tymi emocjami- o zdystansowanie się do nich
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Cześć Horosha!
chociaż kiedyś miałam ochotę się nawrócić. Bo chciałam w coś uwierzyć, w coś co mi się podoba i da mi nadzieję.
W dzisiejszym świecie propozycji religijnych jest bez liku, każdy coś dla siebie znajdzie. Można też uwierzyć w siebie ;)
Z buddyzmem jest zupełnie inaczej - można powiedzieć, że nieco przeraża mnie ta religia/filozofia.
Wy, którzy przekraczacie ten próg - porzućcie wszelką nadzieję! Buddyzm ma za zadanie odrzeć człowieka ze złudzeń na temat rzeczywistości. Dla jednych to będzie wspaniała perspektywa, dla innych odstraszająca. Tak naprawdę, każdy z nas praktykujących chociaż trochę lubi swoje złudzenia - skoro nie może się wciąż z nimi rozstać. Chcesz szukać nadziei - proszę bardzo - w buddyzmie praktykując etyczne czyny i właściwą postawę umysłu, zbierasz na swoje konto dobrą karmę, która zaskutkuje w obecnym/przyszłym życiu poprawą twojej sytuacji. A kiedyś dzięki temu wysiłkowi być może uda Ci się też zrozumieć, o co chodzi z tym życiem i pozbyć się cierpienia. Dla mnie to perspektywa budząca sporo nadziei.
Po pierwsze, jest Nirvana. Przeczytałam o niej sporo, a czuję, że nie mam o niej zielonego pojęcia. Piszą, że jest to zdmuchnięcie, wyzbycie się pragnień, i jest opisywana jako coś pięknego. No i co właściwie się dzieje w tej Nirvanie? Myśli się? Są emocje? COŚ jest?
Zasadniczo nie wiem. Ale jeśli już trzeba odpowiedzieć, to warto zaznaczyć, że różne tradycje/szkoły/nurty w ramach buddyzmu rozumieją i interpretują oświecenie (osiągnięcie nirvany) nieco inaczej. W Theravadzie będzie to wygaśnięcie, w innych tradycjach zrozumienie natury rzeczywistości i uwolnienie z cierpienia/dualizmu istnienia. W każdym razie smak Nirvany nigdy nie jest gorzki, zawsze towarzyszy mu radość, błogość, spokój i masa innych pozytywnych właściwości.

Jak jesteś w pełni szczęśliwa, chcesz tą sytuację poprawiać? Pragniesz czegoś więcej? Obstawiam że nie. Czasami są takie momenty w ktorych niczego nam nie brakuje i niczego się nie chwytamy kurczowo i jak dla mnie są one piękne :)
Bo to nie logiczne, że jest coś takiego jak buddyzm, chociaż z jego nauk wynika że teoretycznie nie powinno go być... A może to ze mną coś nie tak? Na przykład Sutra Serca - jak to czytam, to mi się niedobrze robi.
Sutra serca pokazuje, że fenomeny w swojej istocie są puste, nie mają immanentnej, odrębnej natury. Przy czym buddyjska pustka nie oznacza nicości, a raczej pierwotną potencjalność (tu, idąc za zdaniem Yongeya Mingyura Rinpocze).

Buddyści chcą zrobić coś z tym cierpieniem i uważają, że da się i są ku temu sposoby. Można też uznać je za część ludzkiej kondycji. Your choice.
Następna rzecz, to Czysta Kraina. Nirvana=bycie w czystej krainie, czy jak? Bo skoro jesteśmy "zdmuchnięci", to chyba nie możemy istnieć, ale z drugiej strony nie istnieć też nie. I czy z tego wszystkiego nie wynika, że całe życie, świat, nie ma sensu, bo i tak kiedyś diametralnie się zmieni, lub wgl przestanie istnieć? Jak to jest?
Nigdzie nie spotkałem się w naukach buddyjskich ze stwierdzeniem, że kiedy ktoś osiągnie nirvanę świat przestaje istnieć. Fenomeny wciąż wyłaniają się z pierwotnej potencjalności (i zakładam, że wyłaniać się będą, ponieważ istoty czujące tworzące tą ułudę są niezliczone), a ty zwyczajnie już dostrzegasz tą grę i nie traktujesz jej jak coś twardego, realnego. Więcej otwartości, spokoju i akceptacji - więcej radości. W życiu się sprawdza ;)

Niektórzy uważają, że czysta kraina jest tu i teraz, zwyczajnie trzeba to dostrzec. Inni uważają ją za coś w stylu nieba, pewien odmienny wymiar istnienia, w którym są lepsze warunki do życia i rozwoju duchowego, niż w fizycznym wymiarze na Ziemi.

Co postrzega sens? Potrzeba złożonego aparatu, żeby ten sens stworzyć. Jaki sens postrzega mały karaluch? Istoty ludzkie stwarzają sobie sens i go szukają. Zjawiska same w sobie mają dla mnie taki sens, jaki im nadamy. Obstawiam, że istota oświecona widzi najgłębszy sens w każdym przejawie istnienia, nie jest to jednak konstrukt intelektualny, czy coś, o czym możnaby pogadać.
Następne - skąd w tym wszystkim miłość, współczucie...?
Kiedy dostrzegasz cierpienie tego świata i istoty pogrążone w ułudzie, naturalnie wzbudza się w tobie współczucie i chcesz im pomóc. Oświecony to nie nieczuły trup.
I następna rzecz - jak buddyzm odbiera osobowość?
Jako iluzoryczną.
Co z miłością, WIĘZIAMI między ludźmi? Przecież one są piękne, a wydaje mi się, że to "przywiązywanie" jest odbierane jako złe... Nawet jeżeli jest cierpienie, czy nie warto by było go znieść? Własnie nad tematem więzi takę duszę się z ciekawości. I emocje! Przecież emocje są super, czyż nie...? A według buddyzmu? No i czytałam jeszcze, że buddyzm uznaje życie za utrapienie. To mnie boli, bo ja je kocham i muszę przyznać, że jestem do niego przywiązana - wiem, że kiedyś się skończy, ale co będzie to będzie.
Więzi więżą. :D
A tak serio - kiedy dostrzegasz że "ja" jest iluzoryczne, a więc nie ma różnicy między tobą a czującymi istotami, to jakiego dokonujesz rozróżnienia? Skoro znika małe ja i pojawia się Wielkie Ja, podobnie pojawia się Wielka Miłość, która będzie przekraczać dualizmy.

Dla mnie miłość jest piękna, natomiast przywiązanie prowadzi tylko do cierpienia i nie ma w nim nic pięknego. Wiele pięknych chwil potrafi ono w życiu popsuć, bo nie "puszczasz" momentu, nie pozwalasz rzeczom być takimi jakimi są i odejść, a jednocześnie jest to nieuchronne. Kiedy nie wiążesz siebie i innych, a doceniasz każdy moment, wtedy jest pięknie. Jak chcesz coś uchwycić i zagarnąć dla siebie - kiedyś będziesz cierpieć, stosownie do stopnia swojego przywiązania. Ktoś kto przeżył stratę naprawdę bliskiej osoby, będzie wiedział o czym mówię.

Co sprawia że jest się zazdrosnym, że nie pozwala się innym być szczęśliwym? Co sprawia, że zamiast cieszyć się teraźniejszą chwilą nie potrafimy sobie poradzić, bo zżera nas tęsknota? Co wreszcie zabija, albo przynajmniej przykrywa prawdziwą miłość, która moim zdaniem powinna zawsze uwalniać, dodawać skrzydeł i życzyć pełni szczęścia? Przywiązanie.

Emocje bywają różne, ważniejsze jak ich używasz. Wtedy nie ma problemu. Możesz nadal kochać swoją rodzinę, respektować relatywne realia istnienia i być jednocześnie dobrą buddystką. Być może nawet dzięki zmianie perspektywy będzie się w tych relacjach układać lepiej. Obrazuje to dla mnie sytuacja mistrza zen, który przed oświeceniem nosił drewno, i po oświeceniu nosił drewno. Jego zewnętrzna sytuacja się nie zmieniła, natomiast zmieniło się jego postrzeganie świata. Dla mnie to właśnie jest element, który trzeba przede wszystkim przetransformować. Technik ku temu w ramach buddyzmu jest wiele, można wyrzec się świata i żyć w górach (prawdopodobnie byłaby to najefektywniejsza opcja dla wielu z nas).

Życie jest takie, jakim stwarza je nasz umysł. Kiedy nie ma umysłu, wtedy co? Taka zagadka na zakończenie ;)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Horosha
Posty: 3
Rejestracja: śr mar 23, 2011 19:38
Płeć: kobieta
Tradycja: -

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: Horosha »

I nadal w ogóle Nirvany nie rozumiem :(
To po prostu takie szczęśliwe bycie? Nie byłoby to przypadkiem nudne? Widzi się, słyszy, mówi? Występują jakieś akcje, coś się pojawia?
No niby po stracie bliskiej osoby jest ból, ale czy nie jest on niczym w porównaniu do tego, co przeżyliśmy i do wspomnień? Umarła mi bliska osoba, długi czas cierpiałam, ale w końcu ból odszedł i pozostało takie ciepło, pamiątka po więzi która gdzieś tam sobie jeszcze jest.
Tak, oświecenie trzeba przeżyć na własnej skórze, żeby zrozumieć. No bo ono w zasadzie jest zrozumieniem. Ale nie rozumiem Nirvany.
(btw chwała wam za odpowiedzi :padam: )
No i jeszcze parę pytanek :D
Mianowicie, co z buddyjskimi bóstwami, modlitwami? I po co w ogóle istnieją buddyjskie świątynie? Czy Budda (tak, ten pierwszy) jest uznawany za byt, który jeszcze żyje? Czy jako coś... zdmuchniętego...?
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: Asti »

To po prostu takie szczęśliwe bycie? Nie byłoby to przypadkiem nudne? Widzi się, słyszy, mówi? Występują jakieś akcje, coś się pojawia?
Wiesz ile jest buddyjskich sutr? Mawia się, że to zapis słów Buddy. A ten był oświecony. Więc raczej mówi się, chodzi się do kibelka i postrzeganie zmysłowe też się nie kończy.

Nie wiem czy to nudne, sprawdź sama. Jak ktoś sobie lubi urozmaicać życie cierpieniem, polecam inną znaną nam wielką religię ;)
Opisałem tylko, jak to wygląda z mojej perspektywy i jak ja zrozumiałem to co czytałem na ten temat. Nic więcej nie jestem w stanie dodać. Być może lepiej jest nie rozumieć Nirvany, niż gadać o niej tyle co ja! ;)
No niby po stracie bliskiej osoby jest ból, ale czy nie jest on niczym w porównaniu do tego, co przeżyliśmy i do wspomnień? Umarła mi bliska osoba, długi czas cierpiałam, ale w końcu ból odszedł i pozostało takie ciepło, pamiątka po więzi która gdzieś tam sobie jeszcze jest.
Bo kiedy odpadło przywiązanie, pogodziłaś się z sytuacją, została sama miłość. Zwykle utożsamiamy miłość z przywiązaniem, ale wcale tak nie musi być. Zresztą, to prosta kalkulacja. Przez przywiązanie cierpimy, więc jest zbędne. Za to samo w sobie nie niesie nic pozytywnego, niosą to inne emocje towarzyszące niekiedy związkom pomiędzy ludźmi - miłość, ciepło, dbałość.
Mianowicie, co z buddyjskimi bóstwami, modlitwami? I po co w ogóle istnieją buddyjskie świątynie? Czy Budda (tak, ten pierwszy) jest uznawany za byt, który jeszcze żyje? Czy jako coś... zdmuchniętego...?
Jak to co? Mają się dobrze :D Pomoc na ścieżce, jak wiele innych. ;)
Istnieją, ponieważ są ludzie, którzy chcą się tam zbierać i którym przebywanie w świątyniach pomaga utrzymywać motywację do praktyki i poczucie związku z tradycją. Są też po to, by mnisi mieli gdzie praktykować, a że są oni utrzymywani przez świecką społeczność, stąd ścisła zależność.

Przed Buddą Siakyamunim (uznawanym za historycznego twórcę buddyzmu), było wielu innych przebudzonych, żyjących w jeszcze dawniejszych czasach. Więc nie był on pierwszym. W ramach różnych tradycji różnie się na ten temat mówi. Jako człowiek z pewnością nie jest uznawany za żywego. :D Natomiast w niektórych tradycjach buddyzmu uważa się, że oświecone istoty przejawiają się (nie wiem jak to określić, czy są żywe czy nie) w tej rzeczywistości, będąc samymi poza fizycznym wymiarem (poza samsarą?). Wlicza się w to też Buddę Siakyamuniego, rzecz jasna. ;)

Bóstwa w buddyzmie symbolizują różne aspekty naszego umysłu. Tradycyjnie są też uważane za metafizyczne byty, które chronią dharmę i pomagają praktykującym.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
AHuli
Posty: 489
Rejestracja: sob mar 12, 2011 19:58
Płeć: kobieta
Tradycja: kamtzang, krypto ningmapa
Lokalizacja: Festung Breslau

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: AHuli »

Witaj Horosha
Postaram się trochę odpowiedzieć na twoje pytania, choć liczę, że inni, lepiej wykształceni, mi w tym pomogą
Horosha pisze: Po pierwsze, jest Nirvana. Przeczytałam o niej sporo, a czuję, że nie mam o niej zielonego pojęcia. Piszą, że jest to zdmuchnięcie, wyzbycie się pragnień, i jest opisywana jako coś pięknego. No i co właściwie się dzieje w tej Nirvanie? Myśli się? Są emocje? COŚ jest?
Nie tylko ty sobie zadajesz pytanie "Czym jest Nirvana".
Buddyści raczej o tym nie mówią(przynajmniej w mojej tradycji). Jest tak dla tego, że nie da się go opisać. To stan w którym się znajdujesz, drastycznie odmienny od tego w jakim jesteś teraz. Równocześnie nic się nie zmienia. Miałaś pryszcz i masz pryszcz, swędziała cię lewa noga i dalej cię swędzi. Tyle tylko, że będąc w innym stanie inaczej postrzegasz pryszcz i inaczej swędzi noga...
Piszesz, że wiele o tym przeczytałaś. Ktoś kto nigdy nie jadł lodów waniliowych, też mógł o nich wiele przeczytać i co wie? Że są kaloryczne i białe. Ale czy białość i kaloryczność jest sensem lodów, czy dlatego ludzie chcą je jeść?
Na przykład Sutra Serca - jak to czytam, to mi się niedobrze robi. Wytłumaczy ktoś?
Może masz chory żołądek :P
Ja jak czytam Sutrę Serca, to za każdym razem prawie płacze ze wzruszenia. Dla mnie to jeden z najważniejszych tekstów ludzkości. Czuje, że jest tam wyjaśniona "rzeczywistość". Choć tego nie doświadczam, to w tym tekście prawda wydaje się być na wyciągnięcie ręki, jakby za jakąś błonką tylko.
Następna rzecz, to Czysta Kraina. Nirvana=bycie w czystej krainie, czy jak? Bo skoro jesteśmy "zdmuchnięci", to chyba nie możemy istnieć, ale z drugiej strony nie istnieć też nie. I czy z tego wszystkiego nie wynika, że całe życie, świat, nie ma sensu, bo i tak kiedyś diametralnie się zmieni, lub wgl przestanie istnieć? Jak to jest?
Ajaj! :szok:
Pomięszanie z poplątaniem. Tzw. Czyste krainy to nie jest jeszcze oświecony umysł (Nirvana).
Zacznijmy od tego, że istnieją trzy aspekty Stanu Buddy, nazywamy je Kajami czyli ciałami.
Pierwszy z nich to Dharmakaja i najłatwiej ją opisać porównując do absolutu znanego w tradycji zachodniej. Nie ma formy, zapachu, smaku itd. Jest wszechprzenikająca i nic jej nie ogranicza itd. Jej niezbywalną cechą jest nieograniczone współczucie. Po to by pomóc istotom we wszystkich światach, Dharmakaja emanuje foremne Kaje - Sambhogakaje i Nirmanakaje. Sambhogakaja to całkowicie "czysta" przestrzeń, pozbawiona problemów samsary. Może się przejawiać w formie istot np. Awalokiteśwary albo Tary "z obrazków", może się też przejawiać w formie przedmiotów np. Klejnotu spełniającego życzenia, lub przestrzeni np. Czystych Krain.
Mówi się że każdy oświecony umysł emanuje własną samghogakajną Czystą Krainę. Robi to po to by pomóc istotom na ścieżce. Doświadczyć Sambhogakaji mogą tylko ludzie, którzy częściowo chociażby oczyścili swój umysł. W Czystych Krainach stworzenia odradzają się, po to aby , bez większych zakłóceń, kontynuować praktykę Dharmy.
Trzecia Kaja to Nirmanakaja i przejawia się ona w formie nauczycieli Buddyjskich i innych tradycji, lekarzy, dobrych władców i innych dobroczyńców. Mogą jej doświadczać wszystkie samsaryczne sytworzenia :yahoo:
Podsumowując: Czysta Kraina to nie jest Nirvana. Oświecony umysł może mieć wiele poziomów, Mówi się np. o 10 poziomach Bodhisattwy
Gdybym ja osobiście miała wybierać miedzy piekłem a nirvaną (taką, jak ją teraz odbieram - pustą, "voidfull"), to chyba wolałabym to pierwsze...
Zdecydowanie za mało przeczytałaś o buddyjskich piekłach :rotfl:
A tak serio to co czytałaś, że ci taki bałagan w głowie zostawiło? Jeden mój profesor na studiach mawiał: Mniej czytać, więcej myśleć! :)
Następne - skąd w tym wszystkim miłość, współczucie...?
Już wspomniałam, ale powtórzę, bo to ważne. Miłość i współczucie jest niezbywalną cechą oświeconego umysłu.
Tego doświadczenia, które z uporem nazywasz Nirvaną.
Stąd buddyjska filozofia, nauka, sztuka. Stąd praktykujący - świeccy i mnisi...
I następna rzecz - jak buddyzm odbiera osobowość?
Nie wiem co buddyzm odbiera, mnie tam niczego nie odebrał
Co z miłością, WIĘZIAMI między ludźmi? Przecież one są piękne, a wydaje mi się, że to "przywiązywanie" jest odbierane jako złe...
Ależ buddyści też tak uważają! Znam nawet nauczycieli Buddyjskich co kochają swoje żony i dzieci ;)
W Buddyzmie nie chodzi o to, żeby nikogo nie kochać, wręcz przeciwnie, chodzi o to żeby kochać wszystkich bez wyjątku. Także taką babinę bez zęba z pod bloku i mordercę i kaczkę krzyżówkę i trzmiela...
Takie kochanie wybranych, ładnych, miłych, naszych ,to łatwizna. Spróbuj kochać Georga W. Buscha! :)
Nawet jeżeli jest cierpienie, czy nie warto by było go znieść?
A masz jakieś wątpliwości co do istnienia cierpienia? Chyba nie.
Każdy sam decyduje czy warto, czy nie. Może to zależy od poziomu cierpienia, albo stopnia wytrzymałości na ból..
emocje! Przecież emocje są super, czyż nie...? A według buddyzmu?
Czy jesteś pewna że wszystkie emocje są super? Nie przepadasz pewnie za tym, gdy ktoś pod wpływem złego nastroju (emocji) cię zwymyśla, skrzywdzi werbalnie lub fizycznie.
Polecam książki Daniela Golemana np "Emocje destrukcyjne".
No i czytałam jeszcze, że buddyzm uznaje życie za utrapienie. To mnie boli, bo ja je kocham i muszę przyznać, że jestem do niego przywiązana - wiem, że kiedyś się skończy, ale co będzie to będzie.
Tak coś w tym jest. W Buddyzmie uważa się, że życie jest cierpieniem. To cierpienie istnieje w samsarze - naszym świecie na wielu poziomach. W praktyce oznacza to, że człowiek myśli, że za tą górą to już na pewno będzie raj. Jak zdobędę taki przedmiot, takiego partnera, taką wiedzę to zapewnię sobie szczęście. To wielkie kłamstwo samsary.
Taplając się w błocku może być przyjemnie, ale ono przyciąga robaki, owady. Po jakimś czasie zaczyna cuchnąć i powoduje reumatyzm. Uniknąć tych niedogodności możesz dopiero wtedy, gdy wgramolisz się z tej brejki, spłukasz czystą wodą i wytrzesz ręcznikiem.
To tyle.
Pozdrwiam serdecznie
Nie zostawisz samsary, odrzucając ją - wyzwolisz ją wewnętrznie, pozwalając jej być. Twe próby wyleczenia się z nieszczęść nie przyniosły ci ulgi, ulgę przynosi rozluźnienie i pozostawienie rzeczy takimi, jakie są.
Awatar użytkownika
AHuli
Posty: 489
Rejestracja: sob mar 12, 2011 19:58
Płeć: kobieta
Tradycja: kamtzang, krypto ningmapa
Lokalizacja: Festung Breslau

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: AHuli »

Jeszcze raz odpowiem, nie na wszystko bo Asti już ci superowo napisał na niektóre. :ok:
Horosha pisze:
No i jeszcze parę pytanek :D
Mianowicie, co z buddyjskimi bóstwami, modlitwami? I po co w ogóle istnieją buddyjskie świątynie? Czy Budda (tak, ten pierwszy) jest uznawany za byt, który jeszcze żyje? Czy jako coś... zdmuchniętego...?
Jeśli chodzi ci o Buddę Siakjamuniego to nie był on pierwszy, ani w tej kalpie ani wogóle.
Budda Siakjamuni, zmarł oczywiście (grzecznościowo mówi się, że odszedł w parinirwanę, albo zamanifestował nietrwałość) Nie wiem co ty z tym zdmuchnięciem... :oczami: Traktujemy jego wizerunki z szacunkiem, gdyż symbolizują oświecony umysł. Potencjał, który każdy z nas posiada. Kłaniamy się przed tym symbolem, składamy ofiary, także dlatego by ćwiczyć umysł, trenować pokorę, szczodrość... wskazywać sobie kierunek w jakim chcemy podążać. Nasz umysł bazuje na nawykach więc staramy się nauczyć go w ten sposób dyscypliny, etyki, mądrości i współczucia.
Mówimy modlitwy i mantry, gdyż są one uważane (szczególnie mantry) za aspekt oświeconej mowy, dedykujemy poświęcony czas i energię, wraz z dobrymi życzeniami wszystkim czującym istotom, mając szczerą nadzieję ulżyć im w cierpieniu samsary.
Te buddyjskie bóstwa to oczywiście nie żadni bogowie tylko aspekty sambhogakai (w poprzednim poście było o trzech kajach). Buddyjskie świątynie istnieją po to by móc wykonywać w nich praktyki dewocyjne, przechowywać sakralne artefakty itd. dokładnie tak jak w innych religiach :P
Pozdrawiam
Nie zostawisz samsary, odrzucając ją - wyzwolisz ją wewnętrznie, pozwalając jej być. Twe próby wyleczenia się z nieszczęść nie przyniosły ci ulgi, ulgę przynosi rozluźnienie i pozostawienie rzeczy takimi, jakie są.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Witaj na forum Horosha!

Pozwolę sobie dorzucić swoje trzy grosze. :just:
Religiami interesuję się od zawsze, do większości podchodzę jednak z dystansem, chociaż kiedyś miałam ochotę się nawrócić. Bo chciałam w coś uwierzyć, w coś co mi się podoba i da mi nadzieję. Z buddyzmem jest zupełnie inaczej - można powiedzieć, że nieco przeraża mnie ta religia/filozofia. A jednak coś mnie do niej ciągnie. I to wcale nie tak, że sama staram się siebie przekonać - po prostu żyję i widzę ile w Dharmie jest prawdy. Niestety prawdy, którą chętnie obróciłabym w kłamstwo.
Ciekawe czy zwrócilaś uwagę na to co napisalaś. Chcialaś uwierzyć w coś co Ci się spodoba, a buddyzm Ci się nie podoba, bo widzisz w nim jakąś prawdę, której może nie chcialabyś widzieć. Tylko dlatego, że coś Ci się podoba nie uczyni to prawdziwym, a prawda niekoniecznie zawsze jest różowa. :)
Po pierwsze, jest Nirvana. Przeczytałam o niej sporo, a czuję, że nie mam o niej zielonego pojęcia
Chlopaki dali Ci kilka fajnych metafor (tego z dzieckiem i doklejaniem wąsów jeszcze nie znalem, ale świetnie to ilustruje sytuację, bo pamiętamy jak byliśmy dziećmi i wyobrażaliśmy sobie doroslość, a nikt nie pamięta jak to bylo jak nie znaliśmy lodów waniliowych), a ja poczęstuję Cię linkiem tak a propos tego zdmuchiwania: http://sasana.wikidot.com/nibbana
No i co właściwie się dzieje w tej Nirvanie?
Mówiąc o nirwanie masz na myśli przebudzenie/oświecenie czy chodzi Ci o jakiś rodzaj zaświatów, o coś co jest po śmierci? To calkowite ,,zdmuchnięcie" faktycznie nie jest do ogarnięcia dla zwyklego czlowieka, ale czlowiek od momentu w którym się oświeci do śmierci normalnie żyje sobie wśród innych ludzi, je, pije, śpi itd.

A z tym co jest na koniec niestety będziesz pewnie musiala się pogodzić, że nigdy tego do końca nie zrozumiesz. Ale nie martw się! Asti dobrze pisze. Dharma jest szalenie praktyczna. Kroczek po kroczku co raz więcej rozumiesz na temat tego co jest tu i teraz i odczuwasz te zmiany w sobie i swoich relacjach z otoczeniem. Jeżeli coś Ci będzie pomagalo w życiu to chyba można odlożyć rozmyślania nad nirwaną dopóki nie przyjdzie na to odpowiedniejsza pora.
Na przykład Sutra Serca - jak to czytam, to mi się niedobrze robi.
Bohater Mdlości Sartre'a podnosi w pewnym momencie kamień i tak go dobija to, że ten kamień JEST, że aż dostal tytulowych mdlości. Może u Ciebie to też dziala na tej zasadzie? Forma jest formą, pustka jest pustą. Forma jest pustą, pustka jest formą. Nie ma formy, nie ma pustki! :513:
czy z tego wszystkiego nie wynika, że całe życie, świat, nie ma sensu, bo i tak kiedyś diametralnie się zmieni, lub wgl przestanie istnieć? Jak to jest?
Kiedy idziesz na dobry film do kina to śmiejesz się, boisz, placzesz, lubisz/nie lubisz różne postaci, ale przez caly czas wiesz, że za dwie godziny pojawią się napisy, ale czy to znaczy, że chodzenie do kina nie ma sensu?
jak buddyzm odbiera osobowość?
Moglabyś rozwinąć trochę to pytanie? Na tak postawione pytanie można odpowiedzieć tylko ,,jako zludzenie," ale pewnie nie tylko o to Ci chodzi.
Co z miłością, WIĘZIAMI między ludźmi? Przecież one są piękne, a wydaje mi się, że to "przywiązywanie" jest odbierane jako złe... Nawet jeżeli jest cierpienie, czy nie warto by było go znieść? Własnie nad tematem więzi takę duszę się z ciekawości.
Milość jest fajna, więzi międzyludzkie są fajne. Byle nie przywiązywać się do nich (nie przywiązywać się do więzi :89: ), nie lgnąć. Światlo też jest fajne i potrzebne, ale jak ćma lgnie do światla to zazwyczaj kończy się to na tym, że smaży się na żarówce jak boczek na patelni.
Poza tym im bardziej rozumiemy trzy cechy istnienia tym bardziej doceniamy nie tę egoistyczną milość, ale tę bardziej uniwersalną, czyli mettę. Odsuwając się od cierpienia nie dość, że zyskujesz brak cierpienia to jeszcze możesz być pewna, że niczego nie tracisz. Nie musisz się odwracać od bliskich, rezygnować z kochania itp.
Przecież emocje są super
Dlaczego? Emocje tylko zaburzają nam widzenie tego jakimi rzeczy są. Patrząc na świat powinniśmy widzieć świat, a nie to co on będzie przypominal gdy patrzymy na niego przez pryzmat emocji. I nie, nie zostajesz cyborgiem jak Data ze Star Treka, który ma calkowicie wszystkie emocje wylączone. Chociaż tak do końca nie wiem, bo sam (aż wstyd się przyznać) oświconym jednak nie jestem.
czytałam jeszcze, że buddyzm uznaje życie za utrapienie. To mnie boli, bo ja je kocham i muszę przyznać, że jestem do niego przywiązana - wiem, że kiedyś się skończy, ale co będzie to będzie.
Z tym utrapieniem to chodzi przede wszystkim o to, że nasze życie to sansara, a z tym wiąże się zawsze obecność cierpienia.
Myślisz, że naprawdę zdajesz sobie sprawę, że Twoje życie w każdej chwili może się skończyć, a co będzie to będzie? Rozumiem, że nie przejęlabyś się w takim razie za bardzo gdybyś nagle dowiedziala się, że jutro umrzesz. ;) My sobie powtarzamy, że to wszystko rozumiemy, a jak przyjdzie co do czego to się budzimy z ręką w nocniku. :P Buddyzm wlaśnie powinien Ci pomóc naprawdę zrozumieć to, że życie się kiedyś skończy, a co ma być to będzie.
Tak, oświecenie trzeba przeżyć na własnej skórze, żeby zrozumieć. No bo ono w zasadzie jest zrozumieniem. Ale nie rozumiem Nirvany
Ale jak już jej doświadczysz to zrozumiesz. ;) (oczywiście jak dalej maszjakieś pytania to wal)

Skąd się wzięly klasztory

Koniecznie też zerknij sobie do tego tematu: http://forum.medytacja.net/viewtopic.php?f=9&t=8731 Latwiej Ci będzie uporządkować sobie pewne informacje.
Asti pisze:W Theravadzie będzie to wygaśnięcie, w innych tradycjach zrozumienie natury rzeczywistości i uwolnienie z cierpienia/dualizmu
W therawadzie to też będzie zrozumienie natury rzeczywistości i uwolnienie z cierpienia/dualizmu. A może bardziej trafnie uwolnienie od wszelkich przywiązań?

pozdrawiam,
Tomek

Ps. Asti to facet, a przecież AHuli to kobieta, a ja odruchowo pisalem ciągle o chlopakach. Przepraszam AHuli.
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
AHuli
Posty: 489
Rejestracja: sob mar 12, 2011 19:58
Płeć: kobieta
Tradycja: kamtzang, krypto ningmapa
Lokalizacja: Festung Breslau

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: AHuli »

Hej

Dzięki Ryuu za ten link o zdmuchnięciu :D
W tradycji tybetańskiej właściwie nie używa się takiego porównania, bo naprawdę rzadko używa się słowa nirvana czy nibbana. Najczęściej stosuje się pewne opisowe sformułowania. Prawdę mówiąc, nie wiem co się dzieje u Tybetańczyków z ogniem po zdmuchnięciu, ale jakoś tej metafory nie spopularyzowali (przynajmniej nauczając na zachodzie).
Nawiązując do metafor nirvany to też uważam, że ta z wąsami jest super. Mój lama zwykle stosuje taką o dziewicy i orgazmie (ponoć tradycyjnie tybetańska) :laugh:
Jakoś wolałam nie przytaczać.
pozdro
Nie zostawisz samsary, odrzucając ją - wyzwolisz ją wewnętrznie, pozwalając jej być. Twe próby wyleczenia się z nieszczęść nie przyniosły ci ulgi, ulgę przynosi rozluźnienie i pozostawienie rzeczy takimi, jakie są.
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Daję upust mojej ciekawości!

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Tutaj Lama Yeshe ładnie tłumaczy nirvanę z perspektywy mahajany.

Warto pamiętać - nirvana mahajany oznacza niekończącą się współczującą aktywność.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wasze pierwsze pytania”