
Tożsamość to po prostu ściema. Każda jedna. Wszystkie są takie same. Znaczy, iluzoryczne.

Naturalnie, tożsamości mogą być prawdziwe... póki istnieją ku temu warunki... Jak zmieniają się warunki, zmienia się tożsamość.
Moderator: forum e-budda team
Jasne, ale sluza nam do poruszania sie w swiecieLo'tsa'wa pisze:Ja nie widzę absolutnie nic zabawnego w zmianie tożsamości![]()
Tożsamość to po prostu ściema. Każda jedna. Wszystkie są takie same. Znaczy, iluzoryczne.![]()
Naturalnie, tożsamości mogą być prawdziwe... póki istnieją ku temu warunki... Jak zmieniają się warunki, zmienia się tożsamość.
Znalazłam tutaj taki fragment:Sarasvati pisze:Jasne, ale sluza nam do poruszania sie w swiecieLo'tsa'wa pisze:Tożsamość to po prostu ściema. Każda jedna. Wszystkie są takie same. Znaczy, iluzoryczne.![]()
Naturalnie, tożsamości mogą być prawdziwe... póki istnieją ku temu warunki... Jak zmieniają się warunki, zmienia się tożsamość.
Jeśli przyjąć, że powyższy cytat odnosi się w jakiś sposób do światopoglądu buddyjskiego, to wygląda na to, że nie jest specjalnie istotne, z kim konkretnie wejdziemy w relację na konwencjonalnym poziomie i za pomocą jakich środków, natomiast istotne, z jakim stanem umysłu wejdziemy i co zechcemy drugiemu człowiekowi intencjonalnie poprzez tę relację przekazać. Rozpatrywać buddystę z punktu widzenia jakiejś uniwersalnej buddyjskiej tożsamości można byłoby, według mnie, jedynie w ten sposób, jak robi to autor linkowanego wyżej tekstu (splot wielu 'nie umiejscowionych' tożsamości, niejednorodna tożsamość). Zasadnicze tezy filozofii buddyjskiej nie są konstruowane na bazie tego, co nazywamy tożsamością osobową, narodową, społeczną, kulturową, grupową, zawodową. Jedynym odniesieniem pozostaje tu cierpienie istot w różnych światach . Z kolei rozwój na ścieżce prowadzącej do wyzwolenia polega właściwie na nauce nieprzywiązywania się do czegoś takiego, jak tożsamość.Odczuwam obecność mojego ja tylko dlatego, że daje mi ono możliwość kontaktu z tym, co jest na zewnątrz. Jestem "mną" dzięki interakcjom, lecz moje ja nie istnieje w sposób namacalny, nie można go w żaden sposób umiejscowić.
(…)
Moja tożsamość, to w gruncie rzeczy nic innego niż tożsamość mojego umysłu. To umysł sprawia, że "jesteśmy obecni", że możemy wchodzić w relacje z innymi. Kontaktujemy się z podobnymi sobie istotami, a jednak, gdy staramy się przyłapać nasze ja na gorącym uczynku, okazuje się, że jest to niemożliwe: ja jest równomiernie rozłożone w całej sieci zależności, wewnątrz nas.
Sarsavati, ale co w tym, że ubiorę sobie choinkę (uwielbiam ubierać choinkę), pochlipię barszczyk z pasztecikiem, wetnę tuzin pierogów, i dam parę prezentów na gwiazdkę, z katolicyzmu? Co z chrześcijaństwa w ogóle? Ba, co z chrześcijaństwa miałoby być w tym, że po drugiej flaszce - sytuacja całkiem wyimaginowana, po drugiej flaszce byłbym już dawno w szpitalu - zawyję sobie z sąsiadem jakąś kolędę? W moich warszawskich "okolicach" przynajmniej jest już zupełnie jak w Londynie: święta są Dickensowskie, nie katolickie; super rodzinny zwyczaj, którego związek z religią jest tylko taki, że aniołkowi wsadza się choinkę w cztery litery. Jeśli ktoś w ogóle szuka "the true meaning of Christmas" pod płaszczykiem miłych folkowych zwyczajów - a kto dziś szuka? - znajduje humanizm, i to ten ponowoczesny, nie renesansowy.Sarasvati pisze:Przypuszczam, ze wiekszosc buddystow w Polsce dalej czuje sie tozsamosciowo zwiazana z polska tradycja, ktora jest semi-katolicka. Wielu kupuje pewnie prezenty na Swieta, czy tam pochlipie barszczyk, mozna odrzec swieta z ich religijnego aspektu, bo przeciez to nietrune przy tej komercjalizacji, ale W OGOLE nie robic absolutnie NIC i nawet sie nie ZASTANOWIC co robic w swiazku z tym, ze Swieta nadchodza, to inna kwestia. A jak np. umrze ktos w rodzinie, to tez buddysci z Polski czy tam UK (choc tu pewnie czesciej) nie grzebia go raczej przy klasztorze
Prawda. I warto też tu zauważyć, że buddyzm na Wschodzie nie tylko asymiluje się (zmieniając w ten sposób też kulturę bazową, rzecz jasna) i przyjmuje cechy nowego środowiska, ale i jest głęboko synkretyczny - tzn. tożsamość "buddysta" (jeśli w ogóle istnieje - o czym Kunzang gdzieś już pisał na forum) nie jest wyłączna, nie wchodzi za bardzo w konflikt z innymi tożsamościami, które dla Sarasvati byłby pewnie "religijne", a zlepia się z nimi i miesza w dość dowolnych proporcjach; stąd w religioznawstwie dziwaczna kategoria "chińskich systemów religijnych" - daoizmu/buddyzmu/animizmu, na ten przykład.Asti pisze:Buddyzm wszędzie gdzie trafia, asymiluje się z kulturą i przyjmuje nieco inną formę, choć baza pozostaje ta sama. Pozwólmy żeby to stało się na Zachodzie, zamiast na siłę dokonywać przeszczepienia kulturowego. Dla mnie nie jest problemem obchodzenie świąt z rodziną, czy też dawanie sobie prezentów. Ma to dla mnie charakter rodzinny, nikt mnie do niczego w moim domu nie zmusza, ale jest we mnie chęć dawania dobra i szczęścia moim bliskim, co w ten sposób robię.
Chyba odpowiedzieli Ci na pytanie tu Ci wyzej, ktorzy stwierdzili, ze nie widza nic zlego/dziwnego w swietowaniu BN. Nie twierdze, ze to katolickosc i zachowanie katolickie, twierdze, ze to zachowanie wynikajace z poczucia tradycji i tozsamosci kulturowej. I chyba tak jest, bo niby czemu buddysci swietuja BN? To nie jest zachowanie katolickie przeciez, ale buddyjskie tez srednio. A juz napewno nie wynika bezposrednio z bycia buddysta, ale raczej z np. bycia Polakiem w Polsce, gdzie jest taka tradycja.GreenTea pisze:
Ciekawi mnie, na jakiej podstawie, Sarasvati, twierdzisz, że tożsamość polskiego buddysty kształtowana jest przez polską tradycję katolicką, tzn. co jest Twoim punktem odniesienia tutaj, jakiego modelu używasz pozwalającego odróżnić buddyjskość od katolickości? Buddysta dzieli się na przykład opłatkiem podczas wigilii z własną matką. Po czym poznasz, że jego zachowanie jest katolickie, a nie buddyjskie? Po tym, że dotknął opłatka, przełamał go i złożył życzenia w świątecznej scenerii BN?