chciałbym opisać tutaj szokujące doświadczenie...
Proszę Was, abyście potraktowali sprawę poważnie (jeśli Wy mnie wyśmiejecie to już naprawdę nie wiem co będzie, proszę), liczę na Waszą pomoc

Chciałbym bardzo podziękować za to forum. Nie udzielam się tutaj zbyt często, ale czytam na bieżąco Wasze dyskusje, które nie ukrywam są dla mnie bardzo cenne/ważne...
Podkreślam to jeszcze raz: nie piszę tego postu dla zabawy, z nudów, z zainteresowania przez mój umysł jakiś tematem - to dla mnie sprawa życia lub śmierci, sprawa istnienia, jedyny egzystencjalny problem jaki posiadam i jedyny prawdziwy problem.
Wszystko inne w tej chwili jest dla mnie nieistotne. Ciało fizyczne, praca, marzenia, wszystkie głupie problemy zbolałego umysłu...
Napisze jeszcze tylko, że od kilku lat interesuję się buddyzmem, wcześniej antropozofią i teozofią (szczególnie hermetyzm), ogólnie świadomy rozwój duchowy interesował mnie od zawszę.. zaczęło się od jakiś OOBE, energii etc. ale w końcu trafiłem na buddyzm, który pracował z tym co było dla mnie najważniejsze (pytania typu kim jestem, czym jest obecność, zauważanie pustości zjawisk)
Tutaj na forum dużo piszecie o "nie ja", o przemijalności zjawisk, o pustce. Ja też dużo o tym mówiłem innym ludziom, mówiłem sobie, że nie ma ja, nie ma mówiącego, jest tylko mówienie, jest tylko słuchanie, jest tylko siedzenie... to prawda, ale nie wiedziałem sam o czym mówię.. aż do dzisiaj

1. W ubiegły weekend bardzo dużo rozmyślałem o śmierci. Podchodziłem do tematu na wiele sposobów. Pozwalałem sobie na myślenie o śmierci w kategoriach unicestwienia ja (w które przecież nie wierzyłem


2. Przed zaśnięciem postanowiłem dowiedzie się za wszelką cenę czy jednak ten strach przed śmiercią na pewno nie jest bezpodstawny, dowiedzieć się kim jestem, czym jest życie i śmierć.. zasnąłem z takimi myślami powtarzając rozpaczliwie Om Mani Padme Hum...
przebudziłem się w środku nocy, ciało jakby spało, a gdzieś w głowie przelatywały resztki snu, a ja byłem totalnie rozbudzony, przebudzony i... pusty. .. NIE MA NAS NIE ISTNIEJEMY... dotarło to do mnie, że nigdy nie istnieliśmy... nie wiem jak Wam to opisać, bo nie było nawet świadomości, były tylko zjawiska, myśli przelatywały.. to nie tak, że czarna otchłań, pustka... właśnie dużo myśli, dużo emocji, np. czułem przerażenie, ale po prostu przyglądałem się temu wszystkiemu jakby bez przyglądania, naprawdę nie było nikogo we mnie, były tylko miliony procesów, pustka nad którą nie miałem kontroli i co ważne im głębiej to widziałem to już traciłem zdolność obserwowania tego, taka totalna pustka, nieświadomość i za chwile znowu zdolność obserwowania pustki, ale tylko wtedy kiedy coś się "we mnie" w tej pustce poruszało.
jestem przerażony, bo gdy wstałem z łóżka nie było tego kto wstaje tylko wstawanie własnie tak jak o tym zawszę czytałem i mówiłem, ale dopiero teraz tego doświadczam (uczucie takiej 100% pewności), wszystkie dźwięki są puste, wszystko co widzę i myślę pozbawione jest własnej natury, materia miesza się ze stanami psychicznymi, wszystko wydaje mi się takie nierealne, jak sen, wszystkie koncepcje, idee, rozmowy, słowa, percepcje wszystko! wydaje mi się być totalnie puste, piszę te słowa do Was mimo, że widzę, że nie ma żadnych Was i piszę, że widzę, mimo że nie ma nikogo kto widzi, że jest tylko ta jedna rzecz, jedna jedyna rzecz... która jest tak samo pusta... więc jej też nie ma, a mimo to nie mogę powiedzieć, ze jej nie ma (bo istnieje pisanie do Was, istnieje doświadczenie tej pustki), wydaje mi się to nierealne, niemożliwe, trzęsę się z przerażenia, czuję taką pewność, że jest właśnie tak, ale bardzo się boję wejść w to doświadczenie głębiej bo to było jak umieranie, w nocy.. z tej pustki potem wszystko wyłoniło się na nowo, tzn. znów zaczął się dialog wewnętrzny, za którym podąża umysł, ale wrażenie pustości i nie ja, nie znikło, a szczególnie nie szokuje mnie tak wrażenie "nie ja", ale tego, że wszystko wydaję mi się takie puste, pozbawione sensu, realnej egzystencji, mam nudności i zawroty głowy, mam wrażenie, że jestem rzeczą, która symuluję świadomość ja

To doświadczenie miałem wczoraj wieczorem, nie jestem w stanie pracować, pojechałem do bliskiej mi osoby (jadąc w pociągu patrzyłem na ludzi, widziałem jak cierpią, że nie istnieją, jak lgną do zjawisk, słyszałem rozmowy telefoniczne, ich codzienne rozmowy i zazdrościłem, że nie jestem taki jak oni) ledwo siedziałem i ledwo doszedłem do domu bliskiej osoby, a potem przeżyłem takie przerażające doświadczenie, że ta osoba też nie istnieje, że mówi to mnie, ale ma tylko usta, oczy, mózg, różne ciała psychiczne, ale jest totalnie pusta, nikogo tam nie ma, a ja patrzyłem i nie wierzyłem w to... (gdy sobie to uświadamiam prawie tracę przytomność)
Dziś nie poszedłem do pracy, czytam pieśni buddyjskie, elementarz mahamudry etc. które opisują pewne elementy mojego doświadczenia, ale tam jest napisane, że (właśnie - jak patrze na książkę, czytam słowa to wciąż promieniuje to doświadczenie pustki i nie wiem jakim cudem potrafię jeszcze nadać znaczenie słowom i je odczytywać, np. jak wracałem od tej bliskiej osoby patrzyłem na plecak i wiedziałem, że plecak to tylko koncepcja, a to co naprawdę widzę to coś czarnego, prostokątnego, jakiś materiał - czując, że "prostokątny, materiał i czarny" to tylko puste koncepcje

Proszę o pomoc, chciałbym porozmawiać z kimś o tym, ale nie tutaj, tylko "w realu" (teraz wszystko przedstawia mi się jak rzeczywistość wirtualna), chciałbym pójść do ośrodka, ale nie wiem którego(?) i czy mogę pójść od tak i opowiedzieć o tym i czy znajdzie się tam ktoś to zechce mnie wysłuchać? Mam nadzieje, że znajdę osobę która przeżyła coś podobnego i poradziła sobie z tym, a mam taką nadzieje tylko dlatego bo mam zaufanie do Buddy i do tego, że On osiągnął wgląd w rzeczywistość (czyli na pewno widział między innymi też to co ja), a mimo to stwierdził, że istnieje kres cierpienia (którego doświadczam)
przepraszam za chaotyczność wypowiedzi, ale nie umiem teraz pisać inaczej
będę wdzięczny za jakiekolwiek odpowiedzi, w których potraktujecie sprawę z punktu widzenia buddyzmu, a nie wysyłania mnie do lekarza psychiatry...
Pozdrawiam
