Heja,
Chciałbym się z Wami podzielić czymś, co nie ma bezpośredniego związku z buddyzmem. Ostatnio moja córka zbliża się do okresu nazwanego przez dorosłych buntem dwulatka i poczułem się niekompetentny

Wielu buddystów-rodziców poszukuje świadomego rodzicielstwa stąd często otrą się już na samym początku o nurty chuściarskie, a potem łatwo zarażają się popularnymi tam ideami z szeroko pojętego attachment parenting. Gdzieś z tych kręgów, przynajmniej u nas, przedostało się do mnie nazwisko Jespera Juula, który jest duńskim terapeutą rodzinnym i, jak przeczytałem na egodziecka.pl "guru poszukujących rodziców".
Dawno nie zdarzyło mi się, żeby słowo pisane wywołało u mnie takie mocne wglądy. Wgląd to jest dla mnie, gdy czytam ksiażkę i nagle do mnie dociera: AAAA! WŁAŚNIE!

Ostatnie 30 lat w pedagogice to była dyskusja miedzy dwiema skrajnościami: najpierw różne sposoby wychowywania bezstresowego (w rzeczywistości nie było jednej metody, która się tak nazywała), które w centrum stawiały dziecko i niewywoływanie u niego negatywnych emocji. Jako że metoda produkowała często małych tyranów potem nastąpił zwrot i ucieczka w doktryny konserwatywne - dziecku trzeba stawiać granice.
Juul się od tego odcina i mówi, że dziecku nie trzeba stawiać granic a tradycyjne wychowanie to odmiana totalitaryzmu. Granice trzeba wyznaczyć sobie a innym dać przestrzeń. To znaczy, że jeśli odmawiasz czegoś dziecku, zakazujesz, to musi być twoje szczere nie. Zamiast stawiać dziecko w roli podczłowieka, którym masz sterować radzi traktować je normalnie, jak drugiego człowieka. Sugeruje, żeby do dzieci zwracać się osobistym językiem ("Nie chcę, żebyś to robił", "Chcę, żebyś już poszła spać") wyrażającym nasze potrzeby, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność za nasze słowa. Pisze, żeby unikać mówienia do dziecka w kategoriach prawd objawionych, czy ogólnych reguł, bo te są dla niego abstrakcją. Za to dziecko dobrze rozumie nasze chcę/nie chcę albo lubię/nie lubię i dzięki temu rozwinie empatię i dostrzeże innych ludzi.
Juul mówi: nie wyznaczaj dziecku arbitralnych granic. Wyznacz sobie granice i weź za to 100% odpowiedzialność. Nie bądź aktorem, nie graj roli rodzica, którą każe Ci grać społeczeństwo. Dziecko dostrzeże te granice i zacznie współpracować.
Piszę o poczuciu własnej wartości u dzieci, które w prawidłowym rozwoju jest niezależne od pochwał, czy kar. Krytykuje sposób wychowania w oparciu o uzależnienie od pochwał, bo prowadzi o no do tego, że dzieci rozwijają w sobie poczucie, że ich wartość uzależniona jest od osiągnięć, czy pochwały otoczenia.
To jest właściwe jego punkt wyjścia, ale bardzo mocne dla mnie jest to w jaki sposób ukazuje różne schematy myślenia, czy wychowywania autorytarnego, które są we mnie. W jaki sposób w konfliktach próbuję zrzucać odpowiedzialność z siebie na drugą poprzez mówienie "ty" zamiast "ja". Zwraca uwagę w jaki sposób tradycyjne wychowanie jest podobne do systemu totalitarnego i w jaki sposób nawet na poziomie języka jesteśmy skłonni tłumić naturę dziecka. W jaki sposób poszukiwanie autonomiczności przez dziecko jest piętnowane (zwróćcie uwagę na wyrażenia takie jak bunt dwulatka, czy bunt nastolatka, skupienie na posłuszeństwie, słowo "rozrabiać").
Książka "Twoje kompetentne dziecko" była dla mnie jak cios w twarz. Zobaczyłem schematy, które wyniosłem z domu i które odtwarzam w stosunku do wielu osób teraz.
Polecam.
Czy ktoś z Was zna Juula? Ktoś ma podobne przemyślenia?