Har-Dao pisze:Głównie chodziło o to, że Sokrates i inni mówili, że etyki i moralnosci można się nauczyć - nie jest to żadne błogosławieństwo czy łaska boża.
Przecież grecka religia nie uważała, że w cnocie nie można się ćwiczyć, ani że ludziom charakter nadają bogowie. A już na pewno to, o czym teraz piszesz nijak się ma do protestowania przeciwko temu "że w Grecji jest tyle miejsca i przestrzeni poswięconego bogom". W ogóle nie wyobrażam sobie, żeby Grecy mogli myśleć o jakimś rozdzieleniu państwa i kościoła, bo czy w starożytnej Grecji istniał jakikolwiek odpowiednik kościoła?
Har-Dao pisze:
BTW - etyki i moralnosci miano by uczyć właśnie w państwowych szkołach/akademiach.
Domyślam się, że to wg. Platona, tak? No to też mi się nie zgadza.
W księdze VII "Państwa" są plany systemu kształcenia, w którym były uwzględnione studia z różnych dziedzin (gimnastyki, muzyki, geometrii, strategii wojskowej, astronomii, dialektyki, polityki itp.) ale na żadne studia etyki nie było tam miejsca. Wychowanie (paideia) miałoby się odbywać raczej nie przez osobną naukę etyki, tylko przez poznawanie po kolei różnych dziedzin, po platońsku od poznania niższych idei do poznania wyższych, aż do idei dobra na samym szczycie. Od pewnego momentu dyskursywne myślenie musiało jednak ustąpić wyższej formie poznania (noesis), np. ideę dobra/piękna można wg Platona oglądać tylko bezpośrednio, myślę że to dlatego w platońskim programie nauczania nie ma nauki moralności.
A w "Prawach", z tego co teraz zobaczyłem, przeglądając jedynie (nigdy "Praw" nie przeczytałem)
wersję angielską w temacie wychowania jest mowa chyba tylko o tym, jak prawodawca może wychowywać przez ustanawianie odpowiednich praw (ten motyw jest też obecny gdzieś w "Państwie", jeśli dobrze pamiętam). Nie ma tam mowy o państwowych szkołach.
Har-Dao pisze:
Cytat: "Albowiem psuje młodzież, nie uznaje bogów, których państwo uznaje, ale inne duchy nowe."
Właśnie o to oskarżono Sokratesa. Ale chyba nie zdajesz sobie sprawy, że były to zarzuty "polityczne"
tzn. niemające wiele wspólnego z rzeczywistością, zgłaszane przez "autorytety", którym się Sokrates naraził. Sokrates nie występował przecież przeciwko panującej religii (w dialogu "Fedon" jego ostatnie słowa przed śmiercią to: "Kritonie, myśmy winni koguta Asklepiosowi. Oddajcież go, a nie zapomnijcie!"), ani nikogo nie demoralizował. Wystarczyło, że zadawał pytania, zasiewał wątpliwości i udowadniał ludziom, że mało wiedzą - to wystarczyło do uznania go za mąciciela, bo jak ktoś zabiera się za systematyczną refleksję, traci m.in. pewność, że słusznie postępuje trzymając się tradycji (to było najprawdopodobniej to "psucie młodzieży"). Prawdziwą przyczyną problemów Sokratesa było to, że narobił sobie wrogów wśród znanych, wpływowych ludzi, którzy "uchodzili za mądrych", ale kompromitowali się w dyskusjach z nim. To własnie w "Obronie..." Sokrates opowiada, jak wędrował od jednego do drugiego i szukał mądrzejszych od siebie, bo miał wątpliwości związane z werdyktem wyroczni delfickiej, która orzekła, że on sam, Sokrates, jest najmądrzejszym z ludzi:
Obrona Sokratesa, 21 B pisze:
Zważcież tedy, dlaczego to mówię, chcę wam pokazać, skąd się wzięła potwarz. Bo ja, kiedym to usłyszał, zacząłem sobie w duchu myśleć tak: Coż też to bóg mówi? Coż ma znaczyć ta zagadka? Bo ja, doprawdy, ani się do wielkiej, ani do małej mądrości nie poczuwam. Więc cóż on właściwie mówi, kiedy powiada, że ja najmądrzejszy? Przecież chyba nie kłamie. To mu się nie godzi. I długi czas nie wiedziałem, co to miało znaczyć, a potem powoli, powoli zacząłem tego dochodzić tak mniej więcej:
Poszedłem do kogoś z tych, którzy uchodzą za mądrych, aby jeśli gdzie, to tam przekonać wyrocznię, że się myli, i wykazać jej, że ten oto tu jest mądrzejszy ode mnie, a tyś powiedziała, że ja.
Więc kiedy się w nim tak rozglądam - nazwiska wymieniać nie mam potrzeby: to był ktoś spośród polityków, który na mnie takie jakieś z bliska robił wrażenie, obywatele - otóż kiedym tak z nim rozmawiał, zaczęło mi się zdawać, że ten obywatel wydaje się mądrym wielu innym ludziom, a najwięcej sobie samemu, a jest? Nie! A potem próbowałem mu wykazać, że się tylko uważa za mądrego, a nie jest nim naprawdę. No i stąd mnie znienawidził i on, i wielu z tych, co przy tym byli.
I więcej innych, podobnych spotkań miał np. wypytywał poetów, co właściwie mieli na myśli w tym, czy innym poemacie
Narobił sobie wpływowych wrogów, którzy go zniszczyli za pomocą fałszywych oskarżeń. Cała "Obrona..." jest właśnie odpowiedzią Sokratesa na dosyć absurdalne zarzuty, które jak się okazuje, jeszcze do dzisiaj niektórzy powtarzają np. na forach internetowych
Chyba bardzo dawno to czytałeś, Har-Dao