Przy pewnej okazji, napotkałem się na bardzo ciekawy tekst o Dzogczen w Bon:
http://www.olmoling.org/contents/dzogchen
Pomijając, iż tekst ten jest bardzo bliski mojemu podwórku (Kwan Um) mam jedno pytanie do Dzogczienpów Bonpo
Mianowicie, końcówka przedostatniego akapitu jest bardzo ciekawa:
Pytanie jest proste. Jakby "w buddyzmie" uczy się, że rzeczy nie są samo-powstałe i samo-wygaszające. To znaczy, zejście się odpowiednich warunków i przyczyn jest potrzebne, by coś się pojawiło, a i równiez by zniknęło. Dla znikania już samo pojawienie się jest kluczowym warunkiem. Zatem czy mogę prosić o wyjaśnienie?Tempa Dukte Lama pisze: (...)
Dzogchen practice gives us a clarity that is powerful enough to recognize that whatever emotion we experience, be it anger, depression, fear, or joy is not separate from the true nature of the mind. This recognition is wisdom. It gives us the strength to leave things as they are. Our ability to leave things as they are reduces our subconscious attachment to the conditioning that judges or manipulates our emotions. We are accepting our feelings. We are becoming aware of what we are feeling right now, and we stop right there. We don’t allow that emotion to take over our life. We do not allow it to obscure the true nature of the mind and to become an obstacle. We make our peace with whatever we are feeling. If we feel disappointed, this may give rise to anger. If we feel angry, it may give rise to hatred, or to depression. This is unnecessary. If we can accept what we are feeling, we are manifesting the essence of self-liberation. We are leaving each thing as it is. We are creating a conditioning to become a Dzogpachenpo. By nature, everything is self-arising, and self-luminous, and self-dissolving. It comes, and it goes. It does not stay forever. But this is only possible if we allow it to manifest this nature.
(...)
Praktykowanie Dzogczen daje nam przejżystość, która jest wystarczająco silna by urzeczywistnić iż jakakolwiek emocja, którą przeżywamy, niech będzie to gniew, depresja, strach czy radość, nie jest oddzielona od prawdziwej natury umysłu. To rozpoznanie jest mądrością. Daje nam siłę, by pozostawić rzeczy jakimi są. Nasza możliwość pozostawiania rzeczy jakimi są zmniejsza nasze podświadome przywiązanie do uwarunkowań, które ocenia lub manipuluje naszymi emocjami. Akceptujemy nasze uczucia. Stajemy się przytomni tego co czujemy teraz, i na tym pozostajemy. Nie pozwalamy tej emocji zawładnąć naszym życiem. Nie pozwalamy jej zakłucać prawdziwej natury umysłu, i tego by stała się przeszkodą. Nasz spokój jest w każdym uczuciu. Jeżeli czujemy się zawiedzieni, może to wywołać gniew. Kiedy czujemy gniew, może to zapoczątkować nienawiść lub depresję. To nie jest konieczne. Jeżeli potrafimy zaakceptować to, co czujemy, manifestujemy esencję samo-wyzwolenia. Pozostawiamy każdą rzecz jaką jest. Stwarzamy warunki by stawać się Dzogpaczienpo. Z natury, wszystko jest samo-powstające, samo-świetliste i samo-wygasające. Pojawia się i znika. Nie pozostaje na zawsze. Ale to możliwe jest dopiero wówczas, kiedy pozwalamy temu zamanifestować taką naturę.
Nie wiem jednak (choć domniemam ) iż cytowany tekst i moje pytanie odnosi się do dwóch różnych poziomów.
ps. oraz czym jest samo-świetlistosć?
Dzięki
/M