Dorota pisze:No ja się nie zgodze z przykładem podanym w tym artykule. Dziecko porzebuje jasnego rozkładu dnia, jak mu się pozwala odstępstwa to szybko rozumie ze w domu może wszystko, a dorośli sa bezsilni.
Muszę powiedzieć, że czuję lek, gdy czytam Twój post, ponieważ odbieram to w ten sposób, że uważasz, że dziecko jest swego rodzaju naturalnym tyranem, który szuka luk w obronie rodziców. To jedno a drugie, że lepsze od bezsilności jest stosowanie siły. Moje doświadczenie jest takie, że jeśli patrzysz na kogoś przez pryzmat etykiety, to Twoje relacje z tą osobą bardzo łatwo układają się pod kątem tej etykiety.
Dzieci, które uważają, że im wszystko wolno biorą się z zupełnie innego modelu, tj. modelu, w którym rodzice stawiają na pierwszym miejscu potrzeby dzieci, negują swoje i nie mówią, co chcą. W propozycji Juula (i nie tylko) jest miejsce na zasady i rozkład dnia, nie ma tylko miejsce na przemoc w celu ich egzekwowania. Zawsze jasno wyrażam czego chcę, i co mi się nie podoba czasem kilka razy. Często odmawiam i mówię "nie". Np. teraz nie chcę czytać książeczki, bo "..." albo nie włączę bajki, bo... To działa w obie strony: tak samo jak ja nie mogę zmusić do niczego córki, tak samo ona mnie.
Dorota pisze:To wlasnie doskonale ilustruje ten artykul. nie uważam ze taka bezsilność jak ta z artykulu czegokolwiek pozytywnego uczy dziecko.
W tym miejscu z kolei się dziwię, bo taka bezsilność moim zdaniem uczy dzieci empatii. Jeśli stosuję siłę, to dziecko ma wybór: ulec albo się zbuntować. Ja w efekcie je pogłaszczę albo ukarzę - dam nagrodę albo karę. Nie chcę już grać w tą grę z nikim. Boję się takich strategii, ponieważ widzę u ich podstaw cyniczne podejście do ludzkiej natury: dziecko jest jakimś chaosem prymitywnych instynktów, który trzeba behawiorystycznymi metodami kija i marchewki ułożyć na obraz i podobieństwo rodzica. Wolę inaczej: też pokazuję bezsilność, wtedy z punktu tej bezsilności mogę powiedzieć czego chcę i dzieci to widzą. Mogą się zgodzić lub nie zgodzić, ale co do zasady współpracują, bo taka jest ich natura. Współpracują, bo chcą same z siebie i takie jest też doświadczenie innych rodziców, którzy postępują w ten sposób.
Dorota pisze:Jasne ze może wyrazić swoje zdanie (ale raczj na zasadzie czy wolisz a czy b), ale trzeba tez stawiac wyraźne granice, starac się prszestrzegac rozkładu dnia itd. bo pozniej to nianie super z tv musza na nowo "ustawiac" takie rodziny.
Spotkałem dużo ludzi, którzy wychowują dzieci w ten sposób. Poznałem dzieci, o których mowa w artykule i zaręczam Cię, że nie trzeba do nich prymitywnych metod superniani. Gosia przekornie opisała swoją bezsilność (chodziło jej o porzucenie siły, podobnie jak pisze bezkarność o porzuceniu kar), ale sedno artykułu jest na końcu - dzieci mają wrodzoną empatię, wewnętrzną motywację i wolę współpracy. Moje doświadczenie jest dokładnie takie samo. Metody superniani niszczą te wewnętrzne jakości i zastępują je motywacją opartą na chęci dostania nagrody i uniknięcia kary. Są na to naukowe dowody.
Nie wiem, czy za dużo nie zakładam, ale czytając Twoją wypowiedź myślę tak: postawić granicę oznacza mieć możliwość ich egzekwowania przez przymus. Przymus oznacza przemoc (werbalną, psychiczną, groźbę kary, groźbę odrzucenia). Przekonuje mnie argument Rosenberga, bodajże: jeśli chcę stosować karę i myślę "stosuje karę, bo chce, żeby dziecko zrobiło to i to", to wydaje się rozsądne. Tak, przemoc bywa skuteczna. Ale jeśli zapytam siebie "jaką motywacją chciałbym, żeby kierowało się dziecko robiąc to i to" to odpowiedź już nie jest taka oczywista. Nie chcę, żeby moje dziecko kierowało się strachem przede mną lub chęcią osiągnięcia pochwały.
Czy zauważyłaś tam wyżej, że Juul zgadza się z tym, że trzeba stawiać granice? Tylko przeformułowuje to w ten sposób, że to muszą być nasze, rodziców osobiste granice. W ten sposób dziecko jest otoczone żywymi ludźmi, którzy mają potrzeby, preferencje i uczucia, do których ma bezpośredni dostęp.
Dorota pisze:Oczywiście można się czasem zainspirować, ale już takie ślepe podążanie jakimiś "sciezkami" w wychowywaniu jest dla mnie glupotą.
Czy poczułaś się w jakiś sposób krytykowana czytając fragment książki Juula? Tak, jestem skłonny ślepo podążać za tym, co nazywam: szacunkiem dla dziecka, bezwarunkowym odrzuceniem wszelkiej przemocy, jakością komunikacji i równym traktowaniu potrzeb wszystkich w rodzinie oraz odrzucenia warunkowania mojej akceptacji dla dziecka. Lubię jak okazuje się jakiś szacunek temu, co piszę, więc robię się nerwowy jak padają słowa takie oceny jak "głupota" w stosunku do tego co mówię. Jest mi też przykro, bo moje doświadczenie z tym, o czym piszę jest zupełnie inne niż Twoje - sprawdza się to w moim życiu i w kontaktach z dzieckiem i jest to dla mnie bardzo ważne. Proszę, oto moja bezsilność w prezencie. Co teraz czujesz?
Pozdrawiam,
Piotr
PS. Wczoraj mówiłem w Łodzi mowę wprowadzającą przed Igorem PSN. Trochę mówiłem o tych sprawach, choć nie w kontekście dzieci - szkoda, że Cię nie było.