Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

filozofia, psychologia i nauka w kontekście buddyzmu
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12732
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
iwanxxx pisze:Znowu wkleję długaśny fragment. Mam nadzieję, że ktoś to czyta ;)
Czytam - wprawdzie zgodnie z poglądem, który teraz prezentujesz, jest już za późno na zmiany /kwestia wieku dzieci/, tym niemniej czytam. Pewnie przeczytam też tę książkę - już bardzie z myślą o mych latoroślach /przyszłych matkach/ i być może im tę książkę polecę /odnośnie wychowania dzieci/, z jednej strony, a z drugiej, by zyskały inną perspektywę postrzegania tego, jak to sobie radzili /i radzą/ z nimi ich rodzice w kontekście tego modelu wychowania.

Pozdrawiam
:14:
Awatar użytkownika
Flandra
Posty: 676
Rejestracja: pt lip 01, 2011 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Theravada
Kontakt:

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Flandra »

Dla mnie osobiście, absolutnym "guru" jest Stephen Covey :)
No i zastanawiam się właśnie, czy to co napisał Jasper Juul jest zgodne z tym co pisze Covey?
Jeden z naszych synów przechodził bardzo ciężki okres w szkole. Miał słabe wyniki; nie rozumiał nawet instrukcji w testach, nie mówiąc już o tym, aby je dobrze zrobił. Jego społecznie niedojrzałe zachowanie często wprowadzało w zakłopotanie najbliższych. Był niski, bardzo szczupły, drobnej budowy i brakowało mu koordynacji ruchów – grając w baseball,
na przykład, wymachiwał kijem, zanim jeszcze rzucono piłkę. Wyśmiewano się z niego.
Z całego serca staraliśmy się z Sandrą jakoś mu pomóc. Uważaliśmy, ze skoro „sukces" ważny jest w każdej dziedzinie życia, z pewnością najważniejszy jest dla nas w roli rodziców. Pracowaliśmy zatem nad naszą postawą i zachowaniem w stosunku do syna i próbowaliśmy pracować nad tym samym u niego. Stosując wszystkie znane nam techniki tworzenia pozytywnej postawy, usiłowaliśmy podbudowywać jego psychikę. „Dalej, synku! Zrobisz to! Wiemy, że dasz radę. Chwyć kij trochę wyżej i patrz na piłkę. Nie ruszaj nim, dopóki piłka nie będzie blisko ciebie". I jeśli udało mu się zrobić coś trochę lepiej, nie szczędziliśmy pochwał, aby go wzmocnić. „Bardzo dobrze, synu, tak trzymaj!" Gdy inni się śmiali, braliśmy go w obronę. „Zostawcie go! Dajcie mu spokój! On się dopiero uczy". A nasz syn płakał i upierał się, że nigdy nie zrobi tego dobrze i że w ogóle nie lubi baseballu.
Nie wyglądało na to, że mu naprawdę pomagamy, i martwiło nas to coraz bardziej. Widzieliśmy, jak wpływa to na jego samooceny. Staraliśmy się zachęcać go, dodawać mu otuchy i wierzyć w niego, ale po kilku kolejnych niepowodzeniach zaniechaliśmy tych praktyk i spróbowaliśmy popatrzeć na sytuację z innego punktu w widzenia.

(..)
Rozmawiałem z Sandrą o teorii, której uczyłem w IBM, i o naszej własnej sytuacji, i zaczęliśmy rozumieć, że to, co robimy, aby pomóc naszemu synowi, nie jest zgodne z tym, jak go naprawdę widzimy. Docierając do głębi naszych uczuć, uświadomiliśmy sobie, że tak naprawdę postrzegaliśmy naszego chłopca jako kogoś z gruntu nie nadającego się
do pewnych rzeczy, będącego jakby „z tyłu". Nasze wysiłki, by wykształcić w sobie właściwą postawę i zachowanie, były daremne, ponieważ niezależnie od naszych słów i czynów naprawdę komunikowaliśmy mu jedno: „Jesteś niezdolny. Nie potrafisz sobie poradzić. Musimy cię chronić". W końcu zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jeśli chcemy zmienić sytuację, musimy najpierw zmienić siebie. Żeby zaś zrobić to skutecznie, musimy przede wszystkim zmienić nasz sposób postrzegania świata.

(..)

Zdałem sobie sprawę, że właśnie z etyki osobowości podświadomie czerpaliśmy nasze metody postępowania z synem. Kiedy zaś zgłębiłem różnice między etyką osobowości i etyką charakteru, zrozumiałem, że oboje z Sandrą ocenialiśmy nasze dzieci według społecznych standardów, których to nasz syn nie spełniał. Nasz wizerunek siebie samych i rola dobrych, troskliwych rodziców były jeszcze silniejsze niż nasz wizerunek syna i pewnie na niego wpływały. Znacznie więcej niż tylko dobro syna kryło się za naszym sposobem widzenia i traktowania tego problemu.
Podczas rozmów uświadomiliśmy sobie, nie bez bólu, przemożny wpływ naszych charakterów i motywów działania na to, w jaki sposób postrzegamy naszego chłopca. Wiedzieliśmy, że myślenie według porównań społecznych nie jest zgodne z naszymi
głęboko wyznawanymi wartościami i może doprowadzić do tworzenia się w nas warunkowej miłości, a w konsekwencji do obniżenia poczucia własnej wartości naszego syna. Zdecydowaliśmy zatem skoncentrować wysiłki na nas samych – nie na naszych metodach, ale na motywach działania i tym, w jaki sposób postrzegamy syna.
Zamiast zmieniać chłopca, spróbowaliśmy raczej stanąć z boku, oddzielić nas od niego , odczuć jego tożsamość, indywidualność, odrębność i wartość. Wspierając to wiarą i modlitwą, zaczęliśmy widzieć naszego syna w wymiarach jego własnej niepowtarzalności. Zobaczyliśmy w nim niezmierzone pokłady możliwości, które może realizować we właściwym sobie tempie. Postanowiliśmy sami się uspokoić, i dać spokój jemu, pozwolić, by wyłoniła się jego własna osobowość. Naszą naturalną rolę ujrzeliśmy we wspieraniu go, docenianiu i cieszeniu się nim. Świadomie roztrząsaliśmy motywy
naszego działania uraz pielęgnowaliśmy wewnętrzne źródło własnego poczucia bezpieczeństwa, żeby poczucie wartości każdego z nas nie zależało od tego, czy społeczeństwo „akceptuje" zachowanie naszych dzieci.
Gdy zarzuciliśmy stary sposób postrzegania naszego syna i rozwinęliśmy nowy – oparty na motywach płynących z podstawowych wartości– inne uczucia stały się naszym udziałem. Zamiast oceniać go i porównywać, cieszyliśmy się nim. Przestaliśmy dopasowywać go do naszych o nim wyobrażeń i mierzyć w kategoriach społecznych oczekiwań. Zaniechaliśmy
także ugładzonego, pozytywnego manipulowania nim w kierunku akceptowanego społecznie modelu. Uznając go za dostatecznie zdolnego, by mógł zmagać się z życiem, przestaliśmy chronić go przed kpinami innych,
Przyzwyczajony do naszej opieki, przechodził ciężkie chwile, czemu dawał wyraz, a co my rozumieliśmy i akceptowaliśmy, nie zawsze jednak reagując pomocą. „Nie musimy cię bronić" – mówiło teraz nasze zachowanie. „Jesteś ogólnie w porządku, na pewno sobie poradzisz" – brzmiało nie wypowiedziane przesłanie.
W miarę upływu tygodni i miesięcy chłopiec poczuł się całkiem bezpiecznie i pewnie. Rozkwitał we własnym czasie, z najlepszą dla siebie szybkością. Wreszcie zaczął się wyróżniać także według społecznych kryteriów oceny – w nauce, w kontaktach z innymi i w sporcie, a szybkość i poziom jego rozwoju wychodziły poza granice tak zwanych
naturalnych procesów rozwoju. W kolejnych latach był często wybierany do szkolnego samorządu, reprezentował swoją szkolę na krajowych zawodach sportowych, a na świadectwach miał wyłącznie oceny bardzo dobre. Wykształcił też w sobie ujmujący, prostolinijny sposób bycia, który zapewniał mu bezkonfliktowe stosunki z ludźmi.
Oboje z Sandrą uważamy, iż „godne społecznej pochwały" osiągnięcia naszego syna były raczej radosnym wyrażaniem uczuć na swój temat niż odpowiedzią na społeczne wymogi. Było to dla nas obojga zdumiewające doświadczenie życiowe, które okazało się niezwykle przydatne w przyszłości, zarówno przy wychowywaniu pozostałych naszych dzieci*, jak i
w innych rolach społecznych. Wniosło ono do naszej świadomości istotne rozróżnienie pomiędzy sukcesem w znaczeniu etyki osobowości i w znaczeniu etyki charakteru. Nasze głębokie przeświadczenie w tej materii znakomicie wyrażone zostało w psalmie: „Szukaj gorliwie swojego serca, ponieważ z niego płyną wszystkie przejawy życia".
fragment z książki "7 nawyków skutecznego działania" Stephen R. Covey
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Flandra pisze:Dla mnie osobiście, absolutnym "guru" jest Stephen Covey :)
No i zastanawiam się właśnie, czy to co napisał Jasper Juul jest zgodne z tym co pisze Covey?
Niekoniecznie jest to w tych fragmentach, które tutaj dawałem, ale jest zgodne w 100%

Poza tym aspektem spojrzenia na siebie samych, o którym jest mowa w przytoczonym fragmencie, Juul również przestrzega przed próbami kształtowania zachowań dziecka poprzez pochwały i krytykę. Pisze, że takie postępowanie kształtuje osoby bez poczucia własnej wartości, ponieważ uczysz dziecko, że jego wartość jest zależna od tego, co robi. Natomiast dziecko powinno mieć poczucie swojej wartości niezależne od innych - człowiek powinien umieć być sam ze sobą.

To było dla mnie dość ciężkie do przetrawienia. Ci z Was, którzy mają/pamiętają małe dzieci wiedzą jak bardzo garną one za pochwałami. Bierze się to też ze złego odczytywania sytuacji przez nas. Dochodzi do takich sytuacji, że dziecko daje Ci rysunek pieska a Ty mu wystawiasz recenzję: och, jaki piękny piesek. A powinno się odpowiedzieć: dziękuję, miło mi, że narysowałeś mi pieska.
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: booker »

Akurat teraz jestem czytając Juula na aspekcie ocen własnie i byłem w szoku - pozytywnie zaskoczony takim naświetleniem sprawy, naprawdę.

Covey o tym samym (mi się wydaje) mówi w przytczonym przez Flandrę przykładzie.
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

iwanxxx pisze: Co do samego kochania dziecka... Właściwie wszyscy kochają swoje dzieci. Ludzie, którzy biją też to robią, bo uważają to za słuszne. Pan z piosenki z Maleńczukiem też kocha dziecko. Ważne jest jeszcze to, jaką postawę się przyjmie wobec dziecka i ja się zgadzam z Juulem, ze postawa autorytarna działa na osobowość destrukcyjnie. Określenie "kochać za bardzo" jest mało precyzyjne. Ważne jest to, żeby dawać dzieciom to, czego potrzebują a nie to, czego nie potrzebują. Nie możesz dać za dużo tego, czego potrzebują. Być może chodzi Ci o postawę usługiwania dziecku - wiadomo, że to jest bardzo niedobre i często tworzy małych Neronów.
Dawno temu czytałam artykuł w Charakterach, a może to był list do redakcji?, w każdym razie było o mężczyźnie, którego matka za bardzo kochała i to było niezdrowe, dokładnie nie pamiętam co było problemem, czy nieporadność życiowa czy kłopoty w relacjach partnerskich (za duże wymagania). Ale ta więź z matką była toksyczna i to o coś takiego mi tutaj chodziło. O taką niezdrową nadopiekuńczość, taką miłość, która może zadusić.

leszek wojas pisze: Ale też ogromna satysfakcja. Ale jak się nie spróbuje to się człowiek nie dowie :)
Wierzę :) Zwłaszcza jak się ma tę łatwiejszą część do zrobienia ;)

Poród to straszna rzecz. Dzisiaj akurat, gdy kliknęłam random sutta na access to insight wyskoczyła mi Angulimala sutta. I ten okropny człowiek, morderca, który przeszedł gruntowną przemianę tak bardzo przejął się widokiem rodzącej kobiety, że gdy ujrzał jak kobieta się męczy krzyknął: "Jakże udręczone są czujące istoty! Jakże udręczone są czujące istoty!" I poszedł z tym do Buddhy.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
treya
Posty: 1
Rejestracja: pt maja 17, 2013 20:23
Płeć: kobieta
Tradycja: kto szuka, nie błądzi
Lokalizacja: pzń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: treya »

Kiedy czytałam pierwsze tłumaczone na pl książki Juula, miałam w tyle głowy myśl, że "to już było"- wreszcie mnie natchnęło- Korczak! Bardzo lubię i cenię Korczaka, i Juul, jak sądzę, też by się z nim świetnie dogadał.
Nie w każdym punkcie zgodziłabym się z Juulem, ale generalnie jest mi do niego bardzo blisko. Lubię też wracać do jego książek, szybko się czyta (co ma znaczenie, gdy ma się 2 maluchów pod opieką ;) ), a zawsze zostaje po nich coś dobrego. Ostatnio zajrzałam do ""Nie" z miłości", Juul pisze tam, że w pierwszych miesiącach życia dziecka ważne jest wyrobienie sobie nawyku myślowego "to ja decyduję, że...". Konkretnie- np. niemowlę budzi się w nocy, a ja, mama karmiąca, myślę sobie "to ja decyduję, że jestem tu teraz z tobą i zaczekam, aż zaśniesz". Niby nic spektakularnego, ale mi to niesłychanie pomogło, gdy w nocy zalewały mnie myśli "jestem taka zmęczona, zwariuję od tych pobudek" i im podobne. Dzięki myśli, że decyduję, że tu jestem i robię to, co robię, łatwiej też zwrócić mi uwagę na chwilę, która trwa- decyduję, że jestem tu z tobą teraz- i od razu robię się spokojniejsza. Zupełnie automatycznie pojawia się to "pożyteczne" dla mnie odczucie, że jestem teraz usypianiem synka. Juulowi chodziło o to, by nie stać się "ofiarą" dziecka oraz wprowadzić mądre przywództwo (nie chodzi o władzę ani podporządkowanie), ja to dla siebie nieco zreinterpretowałam :P We wielu podobnych przykładach Juul na co dzień łączy mnie z praktyką, a innej teraz nie mam, tylko tę codzienną właśnie przy myciu garów albo na spacerze z dzieciakami. Tak, znam powiedzenie "Powinieneś medytować 20 minut dziennie, a jeśli nie masz tyle czasu, to godzinę" :>
Przymierzam się do "Być mężem i ojcem", mojemu mężowi się zbytnio nie spodobała. Czytaliście?
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Witamy na forum, treya! :)

Nie czytałem tego "Być mężem i ojcem" - mam wrażenie, być może mylne, że jakoś sobie radzę ;)

Jestem ciekaw, w których punktach nie zgadzasz się z Juulem. Mi średnio trafione wydawało się to, co pisze o niemowlętach - żeby z opóźnieniem reagować na płacz (nie wiem, czy go dobrze zrozumiałem w tym punkcie). Jeśli chodzi o niemowlęta (właśnie pojawił mi się w domu noworodek) to przekonał mnie zupełnie niewyrafinowany intelektualnie Sears, czyli, że niemowlę nie ma płakać i koniec - jest żądanie ze strony noworodka, to lecisz a poza tym właściwie nie wyciągasz z chusty - i tak postępowaliśmy z córeczką. Wydaje mi się, że dzięki temu teraz koło dwóch latek jest bardziej pewna siebie i zrównoważona niż dzieci znane mi dzieci wychowywane wózkowo/śpiące osobno itd.

Poza tym nie przekonuje mnie tak w 100% to jego skoncentrowanie na języku. Wydaje mi się, że jeszcze ważniejsza jest intencja stojąca za tym językiem. Kiedy spróbowałem stosować ten język "ja" odkryłem, że skłania to do introspekcji, do zrewidowania swoich uczuć zanim coś się powie. Ale w ten sposób ważniejsza staje się moja postawa niż sam komunikat. Wychodzi niby na to samo, ale jakby z innego powodu. Jednocześnie pisze, że ten język osobisty nie ma stać się sztuczką językową, ale przecież jak ktoś nie rozumie swojego "ja" i swojego chcenia to zmiana nawyków semantycznych mu nie pomoże.

Pzdr
Piotr
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: booker »

iwanxxx pisze:właśnie pojawił mi się w domu noworodek)
GRATULACJE! :hurra:
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: lwo »

iwanxxx pisze: Co do samego kochania dziecka... Właściwie wszyscy kochają swoje dzieci. Ludzie, którzy biją też to robią, bo uważają to za słuszne. Pan z piosenki z Maleńczukiem też kocha dziecko.
Kolejna ilustracja muzyczna do dyskusji. Tym razem bardziej z pozycji dziecka i specjalnie pod gust Ajwena :) :

http://www.youtube.com/watch?v=UeSJ9loxFgI

Zabrali najlepsze lata mojego życia
I zrobili to tak, żebym nie mógł zdecydować
Niezdolny do reagowania
Na piękny świat
Który idzie naprzód i naprzód
i naprzód i naprzód

Te 13 lat w więzieniu
nie nauczyły mnie jak kochać
mówili, że mają swoje sposoby
Wszystkie przychodzące z góry
Możesz zapomnieć pory roku
w twojej fabryce
Jest jedna rzecz, której nie mogę cię nauczyć
Czyli jak czuć się wolnym
i pozostać samotnym
w tym pięknym świecie
Musimy zareagować

szkoły to więzienia
Zapomnij pory roku
szkoły to wiezienia
jeden z powodów dla marnowania wiosny
och, gdzie to się zaczęło?
na zewnątrz, lub wewnątrz

To zabrało najlepsze lata mojego życia
I zrobiło to tak, żebym nie mógł zdecydować
Statystyki jak w więzieniu
Statystyki jak w życiu
Powiedzieli, że mieli swoje powody
Ale przychodzące z góry
Masz to o czym zadecydują wewnątrz tej fabryki
Ale jedna rzecz jakiej nie mogą cie nauczyć
to jak czuć się wolnym
I jak wytrzymać w pięknym świecie
My tylko reagujemy...

Szkoły to więzienia
Zapomnij pory roku
Szkoły to wiezienia
Jedne z powodów marnowania wiosny
och, gdzie to się zaczęło?
na zewnątrz, lub wewnątrz
Szkoły to więzienia
Zapomnij pory roku
Szkoły to wiezienia
Jedne z powodów marnowania wiosny

(tekstowo.pl)
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12732
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam

Dygresja...

Obrazek

Pozdrawiam
:14:
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: amogh »

kunzang pisze:Witam

Dygresja..
Tylko jak ten malec po prawej "wszedł" w posiadanie pisklęcia? Wysiedział je sam? A może w Azjii małe mnisiątka chodzą po lasach i zbierają pisklęta, które wypadły z gniazda? Azja... tam wszystko jest możliwe.

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12732
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
amogh pisze:Tylko jak ten malec po prawej "wszedł" w posiadanie pisklęcia? Wysiedział je sam? A może w Azjii małe mnisiątka chodzą po lasach i zbierają pisklęta, które wypadły z gniazda? Azja... tam wszystko jest możliwe.
Patrz, jak niewiele trzeba byś zaczął się zastanawiać - szkoda tylko, że nie nad tym w czym rzecz.

Pozdrawiam
:14:
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: amogh »

kunzang pisze:Witam
amogh pisze:Tylko jak ten malec po prawej "wszedł" w posiadanie pisklęcia? Wysiedział je sam? A może w Azjii małe mnisiątka chodzą po lasach i zbierają pisklęta, które wypadły z gniazda? Azja... tam wszystko jest możliwe.
Patrz, jak niewiele trzeba byś zaczął się zastanawiać - szkoda tylko, że nie nad tym w czym rzecz.

Pozdrawiam
:14:
A w czym rzecz?

Edit:
I patrz, jak niewiele trzeba byś zaczął się zastanawiać - szkoda tylko, że nie nad tym w czym rzecz.

Stwórco, tak wiele o Tobie słyszałem, witaj, padam do stóp! Dzieci zdrowe?

I jeszcze coś, państwo pozwolą, chciałbym dodać. Uważacie się za wyjątkowych rodziców, bo jesteście świadomi? Czego jesteście świadomi? Zwierzęta ogólnie mają gdzieś swoje potomstwo, to jest naturalne podejście. Przeżył, to przeżył. Otaczanie dziecka miłością aby spełniło jakąś rolę jest, biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy na forum buddyjskim - krzywdą, jaką wyrządza mu jego własny rodzic. Tylko ludzie mają nienaturalne potrzeby aby zmieniać świat, dlatego są ludźmi. Faworyzowanie określonych metod wychowawczych, to z kolei jedynie typowo zwierzęcy (choć w ludzkim wykonaniu) sposób na przetrwanie, w środowisku, które od samego początku jest nienaturalne, ponieważ przez to faworyzowanie stworzone. Paradoks - Wychowywać dziecko aby przeżyło w nieistniejącym i niemożliwym świecie!

Także uważam, że wkładanie dziecku ptaszka do rąk by go głaskało, jest nienaturalne i jedynie burzy to, co oczywiste. Azjaci manipulują światem tak samo.



Czuwaj!
Awatar użytkownika
GatoNegro
Posty: 503
Rejestracja: śr lis 24, 2010 19:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Szkoła Zen Kwan Um
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Kontakt:

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: GatoNegro »

amogh pisze:Zwierzęta ogólnie mają gdzieś swoje potomstwo, to jest naturalne podejście. Przeżył, to przeżył.
Hmm...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pozdrawiam.
GN
Awatar użytkownika
karuna
Posty: 1227
Rejestracja: wt kwie 09, 2013 18:46
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Karma Kamtsang
Lokalizacja: Ziemia teraz

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: karuna »

Piękna sprawa
koniec wojen
tylko liście do zamiatania
:namaste:
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: amogh »

GatoNegro pisze:
amogh pisze:Zwierzęta ogólnie mają gdzieś swoje potomstwo, to jest naturalne podejście. Przeżył, to przeżył.
Hmm...
Czy ja określiłem gdzie, to "gdzieś" dokładnie się znajduje? Poza tym cała wymowa powyższego wpisu dotyczyła pewnej, moim zdaniem, naciąganej i sztucznej różnicy między dzieckiem, które "głaszcze" smartfona, a małym mnichem ucieleśniającym wielkie współczucie. Uważam, że taki kontrast za pewnego rodzaju manipulację, która ma wytknąć palcem to, jak dalecy od prawdy i miłości bywają zwykli ludzie. Oczywiście jest to jedynie naiwny obrazek z internetu i nie ma, sensu dalej się nad tym rozwodzić. Nie mniej jednak pod pewnym względem kwestia wychowywania dzieci wydaje się być czymś naprawdę bardzo nienaturalnym jeżeli weźmie się pod uwagę, to jak radzą sobie z tym tematem zwierzęta. One to po prostu wiedzą. Pytanie, skąd?
:oczami:

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12732
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
amogh pisze:A w czym rzecz?
W tym, czego uczysz swe dzieci - czy empatii i współczucia, czy ich braku sprowadzonego do symbolicznego palmtopa.

Pozdrawiam
:14:
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

kunzang pisze:Witam
amogh pisze:A w czym rzecz?
W tym, czego uczysz swe dzieci - czy empatii i współczucia, czy ich braku sprowadzonego do symbolicznego palmtopa.
Cześć :)

ja bym nie wyrokowała o braku empatii i współczucia, bo może dziecko widzi coś, co te właśnie wzbudza. Pytanie natomiast zadałabym takie, czy ptaszek istnieje w ten sam sposób, co owo coś w palmtopie? ;)

Pozdrawiam, gt
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: amogh »

kunzang pisze:Witam
amogh pisze:A w czym rzecz?
W tym, czego uczysz swe dzieci - czy empatii i współczucia, czy ich braku sprowadzonego do symbolicznego palmtopa.

Pozdrawiam
:14:
Czy uważasz, że uczenie dzieci (o ile nie zrobią tego same szybciej) obchodzenia się z technologią z automatu prowadzi do zaniku empatii i współczucia? Możliwe, że zdjęcia wklejone przez GatoNegro, powstały dzięki temu, że kiedyś jakieś dziecko zaczęło bawić się aparatem, co doprowadziło do tego, że w swoim dorosłym życiu zostało fotografem uwieczniającym piękno świata przyrody.

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12732
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witaj
amogh pisze:Czy uważasz, że uczenie dzieci (o ile nie zrobią tego same szybciej) obchodzenia się z technologią z automatu prowadzi do zaniku empatii i współczucia?
Uważam, że to konkretne zestawienie tych dwóch zdjęć /plus headline/ reprezentuje: brak nauki empatii i współczucia, oraz naukę empatii i współczucia. Tylko tyle.

Pozdrawiam
:14:
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12732
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
GreenTea pisze:ja bym nie wyrokowała o braku empatii i współczucia, bo może dziecko widzi coś, co te właśnie wzbudza.
Może widzi a może nie - tego nie widać, jest tylko symboliczny palmtop. Natomiast widać ptaka i jego głaskanie... no ale kto wie, może to zagłaskanie na śmierć :oczami: Palmtopa zagłaskać się nie da ;)

Pozdrawiam
:14:
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: amogh »

kunzang pisze:Uważam, że to konkretne zestawienie tych dwóch zdjęć /plus headline/ reprezentuje: brak nauki empatii i współczucia, oraz naukę empatii i współczucia. Tylko tyle.

Pozdrawiam
:14:
A na moje oko na obu zdjęciach przedstawiony jest sposób wysyłania wiadomości ;)
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: lwo »

GreenTea pisze:
kunzang pisze:Witam
amogh pisze:A w czym rzecz?
W tym, czego uczysz swe dzieci - czy empatii i współczucia, czy ich braku sprowadzonego do symbolicznego palmtopa.
Cześć :)

ja bym nie wyrokowała o braku empatii i współczucia, bo może dziecko widzi coś, co te właśnie wzbudza. Pytanie natomiast zadałabym takie, czy ptaszek istnieje w ten sam sposób, co owo coś w palmtopie? ;)
Pozdrawiam, gt
Witam :) ,
przepraszam ale prawdopodobnie czegoś nie zrozumiałem. Czy na ekranie palmtopa jest ptaszek? Czy jedno z dzieci głaszcze elektronicznego ptaszka?
Obrazek
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

leszek wojas pisze:przepraszam ale prawdopodobnie czegoś nie zrozumiałem. Czy na ekranie palmtopa jest ptaszek? Czy jedno z dzieci głaszcze elektronicznego ptaszka?
A kto to wie, co tam jest. :) Ale cokolwiek by to nie było, z pewnością budzi jakieś uczucia. No i teraz dla mnie kwestia jest taka, czy ważny tutaj jest obiekt wzbudzający uczucie, czy ważne uczucie?

Pozdrawiam, gt
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12732
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

Witam
GreenTea pisze:(...) No i teraz dla mnie kwestia jest taka, czy ważny tutaj jest obiekt wzbudzający uczucie, czy ważne uczucie?
Jak dla mnie, to jedno i drugie.
/np darzyć miłością palmtopa i być obojętnym wobec ptaka/.

Pozdrawiam
:14:
Awatar użytkownika
Flandra
Posty: 676
Rejestracja: pt lip 01, 2011 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Theravada
Kontakt:

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Flandra »

Witajcie :)
kunzang pisze: Palmtopa zagłaskać się nie da ;)
ano prawda :)
prawdą też jest, że ptaszkowi w palmtopie można zrobić krzywdę, np. powyrywać mu elektroniczne piórka, pozbawić oka, dzióbka itp
A później jak gdyby nigdy nic kliknąć "cofnij" i mieć, jak wcześniej, zdrowego ślicznego ptaszka. Zero konsekwencji ...

Choć oczywiście, tego, że świat wiąże się z konsekwencjami chyba lepiej nie uczyć się na bezbronnych zwierzątkach :D

pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Jesper Juul a propos kwestii uczenia empatii, której chyba dotyczy ten mem.
Twoja kompetentna rodzina pisze:Weźmy następujący przykład: Lisa robi w piaskownicy babki z piasku. Zainteresowało to Mateusza, który też chciałby pobawić się jej foremkami, ale Lisa się na to nie zgadza. Mateusz płacze. Co powinna zrobić Lisa?

Narzucająca się, tradycyjna odpowiedź brzmi, że Lisa powinna pożyczyć foremki Mateuszowi, ponieważ w przeciwnym razie Mateusz będzie smutny. Trzeba uczyć dzieci dzielenia się z innymi – to zdanie większość dorosłych wypowiada prawie automatycznie. Ale przyjrzyjmy się temu bliżej: czy zawsze powinno się dawać ludziom to, czego pragną, jeśli bez tego będą smutni?

Czy czternastolatka powinna iść do łóżka z kolegą, ponieważ w razie odmowy przeżyje on frustrację? Czy dorosły syn musi odwiedzać rodziców, żeby nie było im przykro? Czy młody człowiek ma kontynuować nudne studia dla satysfakcji ojca? Czy kobieta powinna zrezygnować z comiesięcznych spotkań z przyjaciółkami tylko dlatego, że nie podobają się jej mężowi?

Niestety, odpowiedź nie zawsze jest taka prosta. Kiedy Lisa bawi się foremkami, czuje, że Mateusz jest smutny, ponieważ mu ich nie daje. Co możemy zrobić w takiej sytuacji my, dorośli? Możemy ewentualnie pomóc Lisie w uświadomieniu sobie swoich właściwych potrzeb i podjęciu decyzji, z którą będzie się utożsamiała. Lisa wszak też odczuwa empatię. Jednak dorośli w takich sytuacjach działają zbyt pospiesznie, nie zostawiając dziecku czasu na naturalną reakcję. Współczują płaczącemu dziecku i żądają od swojego, aby postąpiło tak, jak nakazuje im ich własne – dorosłych – współczucie. Nie jest to ani słuszne, ani nie płynie z empatii.

Oczywiście, nie znaczy to, że powinniśmy ignorować uczucia innych ludzi. Jednak tego dziecko nauczy się przede wszystkim w obcowaniu z rodzicami, jeśli okazują mu empatię i współczucie. Co prawda nie dotyczy to rodziców, którzy uważają, że dzieci powinno się od najmłodszych lat przyzwyczajać do trudów i niesprawiedliwości życia – i odpowiednio hartować psychicznie, by kiedyś mogły sprostać jego wyzwaniom, a empatia i współczucie tylko w tym przeszkadzają.
Awatar użytkownika
piotr
ex Global Moderator
Posty: 3571
Rejestracja: pn cze 30, 2003 08:02
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: piotr »

Cześć,

No tak, każda cnota w nadmiarze staje się karykaturą samej siebie. Dlatego nie sądzę, żeby był sens kładzenia większego nacisku pojedyncze cnoty (zarówno we własnym życiu, jak i w wychowywaniu kogoś). Wydaje mi się, że dbanie o to, żeby zestaw cnót, które odpowiadają naszym wartościom, był zrównoważony jest metodą na to, żeby żyć w mniejszym lub większym spokoju ze sobą.
Awatar użytkownika
Flandra
Posty: 676
Rejestracja: pt lip 01, 2011 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Theravada
Kontakt:

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Flandra »

Witajcie :)
Ostatnio zostałam tzw. tutorem, i żeby bardziej dzieciakom pomóc niż zaszkodzić szukałam wiedzy jak uczyć. Być może to, czego się dowiedziałam, okaże się dla Was jakoś przydatne. :)

Na kursie uniwersytetu Stanford, na który się zapisałam duży nacisk kładziono na tzw. "mindset" czyli nastawienie, sposób myślenia.
Tak w skrócie:
- można mieć "fixed mindset" czyli myśleć, że talent, inteligencja, umiejętności itp (lub ich brak) to coś co jest stałe, niezmienne, innymi słowy przylepia się dziecku (albo samemu sobie) jakąś etykietkę ("geniusz", "idiota", "Picasso", "beztalencie" itp)
- albo można mieć "growth mindset" czyli uważać, że talent, inteligencja, umiejętności itp to coś, na co się pracuje. Jeśli chcę być dobrym matematykiem - muszę się uczyć matematyki, jeśli chcę być dobrym nauczycielem - muszę się nauczyć jak dobrze uczyć, jeśli chcę osiągnąć oświecenie - muszę podążać Ośmioaspektową ścieżką :) itd

Dowiedziono, że osoby z tym tzw. "fixed mindset" (nie wiem jak to przetłumaczyć :D ) radzą sobie gorzej w życiu. Jeśli ktoś ciągle słyszy, że jest beznadziejny - najprawdopodobniej spełni pokładane w nim "oczekiwania" i będzie wiódł beznadziejne życie. Ale problem powstaje nawet jeśli dziecko słyszy ciągle od rodziców, nauczycieli, że jest geniuszem, że jest wspaniały, utalentowany itd itp. Dlaczego? Jeśli coś mi się udało i słyszę, że jestem genialna to jest mi ogromnie miło i czuję się wspaniale i chciałabym usłyszeć to jeszcze raz. Więc ... będę unikać trudnych zadań, bo one mogą udowodnić, że jednak totalna ze mnie idiotka. Poza tym, skoro jestem taka genialna to nie muszę NIC robić, żeby osiągnąć sukces - przecież mam talent! :D Taka postawa prowadzi do wielu porażek, a w "fixed mindset" każda porażka oznacza w praktyce: "jestem beznadziejna/y" (każdy problem czy wyzwanie to test na to czy jest się kimś wspaniałym czy beznadziejnym) i skazuje niejako daną osobę na totalną bezradność. W najlepszym przypadku, życie "geniusza" będzie polegało na ciągłym udowadnianiu sobie i innym, że jest kimś wartościowym.

W nastawieniu na rozwój, porażka jest tylko informacją, że się czegoś nie potrafi i że trzeba nad tym popracować. Nie jest oceną ani testem, weryfikuje jakieś umiejętności a nie daną osobę. Umiejętności, które być może można poprawić.
"Growth mindset" można dziecku zaszczepić konkretnymi komunikatami. Chwali się go nie za to jaki jest, ale za to co robi, jak to robi itp. Chwali się jego wytrwałość, zaangażowanie, kreatywność itp. Trzeba wyjść z roli "nieomylnego sędziego", który wie co jest doskonałe a co beznadziejne, przestać przyklejać etykietki (dla buddystów to pikuś ;) ) i po prostu towarzyszyć dziecku w jego drodze.
W książce Carol Dweck "Mindset: The new psychology of success" (Zdaje się, że polski tytuł to "Nowa psychologia sukcesu") przekonuje, że tego rodzaju nastawienie można wszczepić nie tylko dzieciom, ale również sobie. Coś w tym jest. Polecam :)
Awatar użytkownika
Dorota
Posty: 427
Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
Płeć: kobieta
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Lokalizacja: Łódź

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Dorota »

ja tam jestem sceprtycznie nastawiona do tych wszystkich nowych trendów w wychowaniu. My z mężem, w przypadku naszego synka, stawiamy po prostu na rozsadek. Co do przykładu z książki podanego wyżej (tego o kolejce w sklepie) rownie dobrze dzieci moglyby się w każdym z podanych przykladow zachować zupełnie inaczej i tu jest, moim zdaniem, najwieksza luka takich teorii. kazde dziecko, jak każdy człowiek jest inne i reaguje odmiennie. nie ma co zakladac, ze jak się powie a, to ono odpowie b, zgodnie z książkowym wzorcem. Oczywiście można się czasem zainspirować, ale już takie slepe podążanie jakimiś "sciezkami" w wychowywaniu jest dla mnie glupotą. Wg mnie najlepiej obserwować swoje dziecko i dostosowywac wychowanie do jego temperamentu, charakteru, tego co na niego podziała, a co nie itd.
Lacho calad! Drego morn!
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Dorota pisze:ja tam jestem sceprtycznie nastawiona do tych wszystkich nowych trendów w wychowaniu. My z mężem, w przypadku naszego synka, stawiamy po prostu na rozsadek. Co do przykładu z książki podanego wyżej (tego o kolejce w sklepie) rownie dobrze dzieci moglyby się w każdym z podanych przykladow zachować zupełnie inaczej i tu jest, moim zdaniem, najwieksza luka takich teorii.
Juul też jest sceptycznie nastawiony. Ten przykład to jest właśnie, jak napisalaś przykład wypowiedzi, która nie zawiera straszenia, groźby, osądu i warunkowej akcepracji. Na pewno są inne możliwości.

Pzdr
Piotr
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Dobry artykuł mojej znajomej:

http://dziecisawazne.pl/bezsilnosc/
Awatar użytkownika
Dorota
Posty: 427
Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
Płeć: kobieta
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Lokalizacja: Łódź

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Dorota »

No ja się nie zgodze z przykładem podanym w tym artykule. Dziecko porzebuje jasnego rozkładu dnia, jak mu się pozwala odstępstwa to szybko rozumie ze w domu może wszystko, a dorośli sa bezsilni. To wlasnie doskonale ilustruje ten artykul. nie uważam ze taka bezsilność jak ta z artykulu czegokolwiek pozytywnego uczy dziecko. Jasne ze może wyrazić swoje zdanie (ale raczj na zasadzie czy wolisz a czy b), ale trzeba tez stawiac wyraźne granice, starac się prszestrzegac rozkładu dnia itd. bo pozniej to nianie super z tv musza na nowo "ustawiac" takie rodziny.
Lacho calad! Drego morn!
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Dorota pisze:No ja się nie zgodze z przykładem podanym w tym artykule. Dziecko porzebuje jasnego rozkładu dnia, jak mu się pozwala odstępstwa to szybko rozumie ze w domu może wszystko, a dorośli sa bezsilni.
Muszę powiedzieć, że czuję lek, gdy czytam Twój post, ponieważ odbieram to w ten sposób, że uważasz, że dziecko jest swego rodzaju naturalnym tyranem, który szuka luk w obronie rodziców. To jedno a drugie, że lepsze od bezsilności jest stosowanie siły. Moje doświadczenie jest takie, że jeśli patrzysz na kogoś przez pryzmat etykiety, to Twoje relacje z tą osobą bardzo łatwo układają się pod kątem tej etykiety.

Dzieci, które uważają, że im wszystko wolno biorą się z zupełnie innego modelu, tj. modelu, w którym rodzice stawiają na pierwszym miejscu potrzeby dzieci, negują swoje i nie mówią, co chcą. W propozycji Juula (i nie tylko) jest miejsce na zasady i rozkład dnia, nie ma tylko miejsce na przemoc w celu ich egzekwowania. Zawsze jasno wyrażam czego chcę, i co mi się nie podoba czasem kilka razy. Często odmawiam i mówię "nie". Np. teraz nie chcę czytać książeczki, bo "..." albo nie włączę bajki, bo... To działa w obie strony: tak samo jak ja nie mogę zmusić do niczego córki, tak samo ona mnie.
Dorota pisze:To wlasnie doskonale ilustruje ten artykul. nie uważam ze taka bezsilność jak ta z artykulu czegokolwiek pozytywnego uczy dziecko.
W tym miejscu z kolei się dziwię, bo taka bezsilność moim zdaniem uczy dzieci empatii. Jeśli stosuję siłę, to dziecko ma wybór: ulec albo się zbuntować. Ja w efekcie je pogłaszczę albo ukarzę - dam nagrodę albo karę. Nie chcę już grać w tą grę z nikim. Boję się takich strategii, ponieważ widzę u ich podstaw cyniczne podejście do ludzkiej natury: dziecko jest jakimś chaosem prymitywnych instynktów, który trzeba behawiorystycznymi metodami kija i marchewki ułożyć na obraz i podobieństwo rodzica. Wolę inaczej: też pokazuję bezsilność, wtedy z punktu tej bezsilności mogę powiedzieć czego chcę i dzieci to widzą. Mogą się zgodzić lub nie zgodzić, ale co do zasady współpracują, bo taka jest ich natura. Współpracują, bo chcą same z siebie i takie jest też doświadczenie innych rodziców, którzy postępują w ten sposób.
Dorota pisze:Jasne ze może wyrazić swoje zdanie (ale raczj na zasadzie czy wolisz a czy b), ale trzeba tez stawiac wyraźne granice, starac się prszestrzegac rozkładu dnia itd. bo pozniej to nianie super z tv musza na nowo "ustawiac" takie rodziny.
Spotkałem dużo ludzi, którzy wychowują dzieci w ten sposób. Poznałem dzieci, o których mowa w artykule i zaręczam Cię, że nie trzeba do nich prymitywnych metod superniani. Gosia przekornie opisała swoją bezsilność (chodziło jej o porzucenie siły, podobnie jak pisze bezkarność o porzuceniu kar), ale sedno artykułu jest na końcu - dzieci mają wrodzoną empatię, wewnętrzną motywację i wolę współpracy. Moje doświadczenie jest dokładnie takie samo. Metody superniani niszczą te wewnętrzne jakości i zastępują je motywacją opartą na chęci dostania nagrody i uniknięcia kary. Są na to naukowe dowody.

Nie wiem, czy za dużo nie zakładam, ale czytając Twoją wypowiedź myślę tak: postawić granicę oznacza mieć możliwość ich egzekwowania przez przymus. Przymus oznacza przemoc (werbalną, psychiczną, groźbę kary, groźbę odrzucenia). Przekonuje mnie argument Rosenberga, bodajże: jeśli chcę stosować karę i myślę "stosuje karę, bo chce, żeby dziecko zrobiło to i to", to wydaje się rozsądne. Tak, przemoc bywa skuteczna. Ale jeśli zapytam siebie "jaką motywacją chciałbym, żeby kierowało się dziecko robiąc to i to" to odpowiedź już nie jest taka oczywista. Nie chcę, żeby moje dziecko kierowało się strachem przede mną lub chęcią osiągnięcia pochwały.

Czy zauważyłaś tam wyżej, że Juul zgadza się z tym, że trzeba stawiać granice? Tylko przeformułowuje to w ten sposób, że to muszą być nasze, rodziców osobiste granice. W ten sposób dziecko jest otoczone żywymi ludźmi, którzy mają potrzeby, preferencje i uczucia, do których ma bezpośredni dostęp.
Dorota pisze:Oczywiście można się czasem zainspirować, ale już takie ślepe podążanie jakimiś "sciezkami" w wychowywaniu jest dla mnie glupotą.
Czy poczułaś się w jakiś sposób krytykowana czytając fragment książki Juula? Tak, jestem skłonny ślepo podążać za tym, co nazywam: szacunkiem dla dziecka, bezwarunkowym odrzuceniem wszelkiej przemocy, jakością komunikacji i równym traktowaniu potrzeb wszystkich w rodzinie oraz odrzucenia warunkowania mojej akceptacji dla dziecka. Lubię jak okazuje się jakiś szacunek temu, co piszę, więc robię się nerwowy jak padają słowa takie oceny jak "głupota" w stosunku do tego co mówię. Jest mi też przykro, bo moje doświadczenie z tym, o czym piszę jest zupełnie inne niż Twoje - sprawdza się to w moim życiu i w kontaktach z dzieckiem i jest to dla mnie bardzo ważne. Proszę, oto moja bezsilność w prezencie. Co teraz czujesz?

Pozdrawiam,
Piotr
PS. Wczoraj mówiłem w Łodzi mowę wprowadzającą przed Igorem PSN. Trochę mówiłem o tych sprawach, choć nie w kontekście dzieci - szkoda, że Cię nie było.
Awatar użytkownika
Flandra
Posty: 676
Rejestracja: pt lip 01, 2011 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Theravada
Kontakt:

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Flandra »

szkoda, że ten artykuł pokazuje tylko przykłady "bezsilności" a nie daje żadnych przykładów wsłuchiwania się, o których pisze autorka
Dorota pisze:No ja się nie zgodze z przykładem podanym w tym artykule. Dziecko porzebuje jasnego rozkładu dnia, jak mu się pozwala odstępstwa to szybko rozumie ze w domu może wszystko, a dorośli sa bezsilni. To wlasnie doskonale ilustruje ten artykul. nie uważam ze taka bezsilność jak ta z artykulu czegokolwiek pozytywnego uczy dziecko. Jasne ze może wyrazić swoje zdanie (ale raczj na zasadzie czy wolisz a czy b), ale trzeba tez stawiac wyraźne granice, starac się prszestrzegac rozkładu dnia itd. bo pozniej to nianie super z tv musza na nowo "ustawiac" takie rodziny.

brawo Dorota! Też uważam, że "stare metody" są najlepsze. To niedopuszczalne, żeby dziecko nauczyło się samodzielnie myśleć i decydować o swoim zachowaniu! Jeśli będziemy wychowywać dzieciaki wedle "nowych metod" gdzie znajdziemy dobrych żołnierzy, urzędników i obywateli, którzy będą bezrefleksyjnie wykonywać polecenia przełożonych?!
:D

a tak serio, to sama borykam się z bezsilnością. Uczę tzw. "trudne" dzieciaki matematyki, a to nie jest ich ulubiony przedmiot, więc bardzo często czuję się bezsilna. Intencje mam dobre: matematyka uczy myśleć w racjonalny sposób, planować, podejmować decyzje, nawet może budować poczucie własnej wartości (tzn. poczucie, że można sobie poradzić z każdym problemem), więc mam wrażenie, że "racja" jest po mojej stronie :D
Dzięki Iwan za przypomnienie, że bezsilność wobec drugiego człowieka to podstawa w każdej relacji. Nawet w tej, w której jestem "mądrzejsza". :)
Awatar użytkownika
Dorota
Posty: 427
Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
Płeć: kobieta
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Lokalizacja: Łódź

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Dorota »

Flandra chyba mnie nie zrozumialas. Jest jeszcze mnóstwo przestrzeni pomiędzy wychowaniem bezstresowym, a takim w którym dziecko nie ma nic do powiedzenia.
JAsne ze odzczuwa się bezsilność, ale autorka tekstu do swojej bezsilności dorobila teorie jakoby jest ona dobra dla jej dzieci. ja tak nie uwazam. nie znaczy to od razu ze jestem za jakims pruskim ordungiem.
Lacho calad! Drego morn!
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Dorota pisze:Flandra chyba mnie nie zrozumialas. Jest jeszcze mnóstwo przestrzeni pomiędzy wychowaniem bezstresowym, a takim w którym dziecko nie ma nic do powiedzenia
Ten model wychowania bywa bardzo stresowy - wydaje mi się, że inaczej rozumiemy ten termin. Pomysły na bezstresowe wychowanie zakładały uleganie dziecku, bo na pierwszym miejscu stawiały jego potrzeby i uczucia, w taki sposób, żeby uniknąć powodowania u niego negatywnych emocji. To faktycznie prowadziło do produkcji małych tyranów. W tym modelu przeciwnie: masz prawo do odmowy i masz prawo nie czuć się winna, że dziecko płacze z tego powodu. Masz prawo nie kupić czegoś, jeśli uważasz to za niepotrzebne i wiele innych rzeczy. Chodzi tylko o odrzucenie przemocy. Stąd użycie słowa bezsilność.

A prawdziwa bezsilność też jest moim zdaniem dobra dla dzieci. Jest Twoją szczerą reakcja - w przeciwieństwie do reakcji strategicznej nastawionej na wywarcie wpływu. Mogę ją pokazać dzieciom i będę wtedy zupełnie szczery.

Czy mogłabyś powiedzieć, na czym Twoim zdaniem polega model, którego jestem zwolennikiem? Być może mówimy o tym samym a czepiamy się słówek. Ja z Prus jestem, może się dogadamy? ;) Naprawdę chciałbym też, żebyś napisała jak zareagowałaś na akapit o mojej bezsilności powyżej.
Awatar użytkownika
Dorota
Posty: 427
Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
Płeć: kobieta
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Lokalizacja: Łódź

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Dorota »

Przyzanie się do bezsilności jest ok, ale bezsilność nie jest ani dobra, ani zla. Nie rozumiem czemu ma być w jakikolwiek sposób gloryfikowana. Okazuje dziecku milosc i to jest dobre, okazuje ze czuje się bezsilna i tez jest ok, ale nie uważam ze bezsilność uczy empatii. Być może ja to co ty uważasz za bezsilność uznaje pod nazwa braku reakcji, ale ona powinna być przemyślanym elementem reakcji i elementem wychowania
Lacho calad! Drego morn!
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Ja rozumiem ten artykuł w ten sposób, że odrzucenie siły, tj: "gróźb, kar, bezwzględnych nakazów i zakazów, szantażu" jest, czymś co autorka uważa za słuszne. Powiązała to ze słowem bezsilność, bo czasami rodzi to frustrację: chciałaby zmusić, ale zdecydowała się nie robić. Słowo bezsilność tak naprawdę to oznacza: chciałbym zmusić, ale nie mam jak, więc jestem niezadowolony. Ważne jest i odrzucenie siły i obnażenie frustracji.

Natomiast brak reakcji... Jakiej reakcji byś oczekiwała? Co to jest przemyślana reakcja? Ja w konktaktach z dziećmi nie ukrywam żadnych emocji, wyrażam i je i nazywam - wierzę, że w ten sposób dostrzegą je i stąd się bierze empatia.

PS Wciąż czekam na odpowiedź.

Pzdr
Piotr
Awatar użytkownika
Dorota
Posty: 427
Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
Płeć: kobieta
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Lokalizacja: Łódź

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Dorota »

tak to w moim rozumieniu jest to, co ty uważasz za bezsilność. 'Ja za bezsilność pojmuje skrajne zrezygnowanie, czasami polaczone z gniewem, zloscia itd. Ja nie znam pani, która to napisala, oceniłam to, co tam przeczytałam, a zrozumiałam to tak, ze w momencie buntu tych dzieci ona się czuje przyparta do sciany, jest bezsilna to jest nie ma pomysłu co zrobić dalej, a dzieciaki robia wobec tego co chcą.

mysle ze ja się zgadzam z tym co jest napisane w tych fragmentach, które cytowales, przynajmniej ogolnie. (np. nie zgadzam się z tym ze pochwaly powodują wypaczenie poczucia własnej wartości) Natomiast jestem za tym ze dziecko od początku powinno się uczyc pewnego stałego rozkładu dnia. Podam to na przykładzie to może będzie jasniej. Zalozmy ze postanowiliśmy nauczyć dziecko sprzątania zabawek wieczorem. Najpierw z nim o tym rozmawiamy, mówimy po co to jest potrzebne itp. Możemy np. ustalić ze zostawi sobie za każdym razem 5 zabawek, żeby miało już do lozeczka i ze dziecko sobie codziennie będzie wybieralo co chce. Potem sprzątamy razem, dziecko z czasem coraz więcej sprząta samo, a w końcu nadchodzi moment gdy robi to zupełnie samo. W tym procesie nauki dziecko chwalimy za dobra robote i raczej staramy się przymykać oko jak mu cos nie wychodzi doceniając sama chec i dokonywane proby. Ale jak wreszcie się tego nauczy to staramy się to wyegzekwować traktując jako pewien staly element dnia. I wtedy gdy np. się buntuje, krzyczy, wierzga i co tam jeszcze ze nie posprząta to możemy np. wlasnie nic nie robic i poczekać jak np. za godzine jednak samo posprząta, albo jeśli to nic nie daje wymyslic jakas stosowna kare, typu ze jak nie posprząta to nie będzie dobranocki albo cos takiego. Rozumiem, ze dla niektórych nawet taka kara może wydac się zbyt duza, ale ja po prostu tak nie uważam. Natoamist bron boze nie chodzi mi o jakies kary cielesne, zamykanie w piwnicy itp.

Piszac ze slepe podążanie jakimiś sciezkami jest dla mnie glupota, nie miałam na myśli ze Twoje postepowanie, czy to co napisales jest głupie. To nie była wypowiedz zwrocona personalnie do kogokolwiek, tylko ogolne wyrazenie zdania. Po prostu ja uwazam, ze trzeba wszystko dostosować do człowieka, a nie stosować się w 100% do tego co napisane, bo tak po prostu to nie zadziała, bo tak jak napisałam dziecko nie odpowie b, na to ze ja powiem a.

Przepraszam, ze dopiero teraz tak dluzej odpisuje, ale wcześniej nie miałam warunków.
Lacho calad! Drego morn!
Awatar użytkownika
Flandra
Posty: 676
Rejestracja: pt lip 01, 2011 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Theravada
Kontakt:

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Flandra »

Dorota pisze:Flandra chyba mnie nie zrozumialas. Jest jeszcze mnóstwo przestrzeni pomiędzy wychowaniem bezstresowym, a takim w którym dziecko nie ma nic do powiedzenia.
JAsne ze odzczuwa się bezsilność, ale autorka tekstu do swojej bezsilności dorobila teorie jakoby jest ona dobra dla jej dzieci. ja tak nie uwazam. nie znaczy to od razu ze jestem za jakims pruskim ordungiem.
cieszę się :)

mam nadzieję, że Cię nie uraziłam. Zaskoczyło mnie w Twoich wypowiedziach określenie "nowe metody" ("stare metody" to w moim odczuciu kary, groźby itp i niekoniecznie piszę tu o karach cielesnych i zamykaniu w piwnicy), wybór, który przedstawiłaś jako "albo a albo b" (tak jakby dziecko nie mogło wyrazić swojego zdania zupełnie swobodnie), ścisły plan zajęć itp

Zdaję sobie sprawę z tego, że rodzic powinien być przede wszystkim rodzicem a nie przyjacielem/przyjaciółką dziecka, potrzebne są zasady, jakiś określony porządek itd. Tylko nauczono mnie, że najlepiej jeśli dziecko z tymi zasadami i ustalonym porządkiem może dyskutować i może mieć wpływ na ich treść.

pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
Dorota
Posty: 427
Rejestracja: czw wrz 11, 2008 10:52
Płeć: kobieta
Tradycja: Seon (Szkoła Zen Kwan Um)
Lokalizacja: Łódź

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Dorota »

Flandra pisze:
Dorota pisze:Flandra chyba mnie nie zrozumialas. Jest jeszcze mnóstwo przestrzeni pomiędzy wychowaniem bezstresowym, a takim w którym dziecko nie ma nic do powiedzenia.
JAsne ze odzczuwa się bezsilność, ale autorka tekstu do swojej bezsilności dorobila teorie jakoby jest ona dobra dla jej dzieci. ja tak nie uwazam. nie znaczy to od razu ze jestem za jakims pruskim ordungiem.
cieszę się :)

mam nadzieję, że Cię nie uraziłam. Zaskoczyło mnie w Twoich wypowiedziach określenie "nowe metody" ("stare metody" to w moim odczuciu kary, groźby itp i niekoniecznie piszę tu o karach cielesnych i zamykaniu w piwnicy), wybór, który przedstawiłaś jako "albo a albo b" (tak jakby dziecko nie mogło wyrazić swojego zdania zupełnie swobodnie), ścisły plan zajęć itp

Zdaję sobie sprawę z tego, że rodzic powinien być przede wszystkim rodzicem a nie przyjacielem/przyjaciółką dziecka, potrzebne są zasady, jakiś określony porządek itd. Tylko nauczono mnie, że najlepiej jeśli dziecko z tymi zasadami i ustalonym porządkiem może dyskutować i może mieć wpływ na ich treść.

pozdrawiam :)
mam nadzieje ze przykład który podalam wyzej trochę lepiej wyjasnil vo miałam na myśli. z tym wyborem to mi zwłaszcza chodzilo, zeby np. nie pytac kilkulatka co chce na obiad (bo po pierwsze to dość trudne pytanie biorac pod uwagę ilość potraw, a po 2 może powiedzieć no czekolade i bdzie problem) tylko czy woli zupe a, czy np. zupe b. nie pomyslalam, ze to tak kontrowersyjnie może zabrzmieć bez przykładu :)
Lacho calad! Drego morn!
Awatar użytkownika
Flandra
Posty: 676
Rejestracja: pt lip 01, 2011 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Theravada
Kontakt:

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: Flandra »

Dorota pisze: z tym wyborem to mi zwłaszcza chodzilo, zeby np. nie pytac kilkulatka co chce na obiad (bo po pierwsze to dość trudne pytanie biorac pod uwagę ilość potraw, a po 2 może powiedzieć no czekolade i bdzie problem) tylko czy woli zupe a, czy np. zupe b. nie pomyslalam, ze to tak kontrowersyjnie może zabrzmieć bez przykładu :)
rozumiem :)

tak przyszło mi teraz do głowy ...
oglądam czasem potyczki kulinarne w tv i przypomniało mi się, że kucharze czasem dodają czekoladę do różnych potraw, tak na szybko znalazłam to: Pierogi z serem i czekoladą.
Oczami wyobraźni widzę dzieciaka, który przez tydzień opowiada w przedszkolu o tym jak to jadł na obiad danie z czekoladą :)

pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Jesper Juul o wychowywaniu dzieci

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Witajcie,

Odnośnie tego, co wyżej napisałyście... Chyba nikt nie kwestionuje tego, że rodzice mają być przywódcami w rodzinie. Różnica w ujęciu Juula - będę odwoływał się do Juula, bo uczyniłem go patronem wątku, ale to jest dużo większy i mający kilka niezależnych ośrodków nurt w pedagogice - jest taka, że szkodę dla wszystkich przyniesie sytuacja, gdy władza ta będzie miała charakter dyktatury a narzędzia jej stosowania naruszają integralność fizyczną i psychiczną dziecka. Ponadto powinno to być dostosowane do wieku dziecka.

Przykłady, które podałyście: zasady i kazus wyboru jedzenia dla mnie wyglądają sposób następujący: zasady powinny być przemyślane pod kątem tego, co dla rodziców jest ważne. Jeśli są to zasady, w które rodzice nie wierzą i ustalają je np po to, by nauczyć czegoś to dzieci nie będą ich respektować, bo czują, że to nie jest ważne. Wynika to z tego, że bardzo przekonuje mnie ujęcie Juula znowu, że dzieci nie potrzebują granic a żywych ludzi. Jeśli w domu będę odwoływał się do abstrakcyjnych zasad, władzy, ustalonego porządku, to nie dam dzieciom szansy zobaczenia moich potrzeb i uczuć.

Co do jedzenia: jeśli chcę dać wybór, to daję, jeśli nie ma wyboru, to mogą jeść lub nie. Jedzenie u nas od 6 miesiąca jest na zasadzie: tu stoi talerz, chcesz to jedz, nie chcesz to nie.

Wyżej dwa razy poprosiłem Cię o wyrażenie swoich uczuć, kiedy przedstawiłem Ci moje potrzeby i uczucia: szacunek, zrozumienie, że to dla mnie ważne oraz smutek, że nie spotyka się to ze zrozumieniem. Twoja reakcja na moją bezbronność była taka, że zobaczyłaś to i w następnych postach szerzej i w sposób szczery napisałaś, co myślisz. Wiem, że nie zrobiłaś tego z powodu strachu przed karą - pokazałem Ci swoją potrzebę, a Ty zdecydowałaś się ją spełnić. Bez kar, bez nagród. Moim zdaniem ludzka natura taka właśnie jest.

Jak napisałem, czytając o tym ślepym podążaniu i zdrowym rozsądku było mi przykro, ponieważ moje doświadczenie jest w 100% zgodne z tym, co tu piszę i dla mnie wynika z introspekcji i zdrowego rozsądku. Pamiętam dobrze w jaki sposób moi rodzice próbowali egzekwować porządek. Sami specjalnie go nigdy utrzymywali i jakoś próbowali mnie nauczyć. Też stosowali jakieś kary w rodzaju "zostań w swoim pokoju", "połóż się wcześniej spać za karę", "nie obejrzysz dobranocki", czy coś tam. Nie miało to absolutnie żadnego efektu. Nie nauczyło mnie żadnego szacunku dla tych zasad, sprzątanie to dla mnie do dziś przykra dolegliwość, której unikam jak mogę, nawet gdy własny bajzel mi przeszkadza. Co więcej "spanie za karę" przekształciło się w to, że od kiedy tylko mi to odpuścili (naście lat) chodzę spać tak późno, jak to się da, bo spanie kojarzy mi się z odcięciem od przyjemności. Trwa to do dziś - siedzę bez sensu na kanapie i patrzę przed siebie, bo sen to przecież koniec przyjemności. Rozmawiałem ze znajomymi, u których zadziałał identyczny mechanizm. Mogę śmiało powiedzieć, że wypaczyło to moją wewnętrzną potrzebę odpoczynku i porządku w ten sposób, że wytworzyłem sobie idiotyczne strategie zaspokajania tych potrzeb wynikające z chęci uniknięcia kary.

Druga rzecz z karami też wynika dla mnie z mojego doświadczenia i zdrowego rozsądku, bo pamiętam jak na mnie to działało. Nic z tego, co moi rodzice robili nie było jakieś upokarzające, ale mechanizm widzę dobrze: bardzo szybko po prostu zacząłem ukrywać przed nimi to, co chciałem zrobić, nie mówić im za wiele. Słowem, działałem głównie tak, żeby uniknąć kary, a nie dlatego, że ktoś mnie czegoś nauczył. Jak byłem nastolatkiem, to przestałem im mówić cokolwiek. Dziwię się, że nasze pokolenie, które powinno jeszcze dobrze pamiętać, że jako nastolatki prowadziliśmy podwójne życie uważa ten sposób postępowania za oparty na zdrowym rozsądku.

Jest to udowodnione naukowo: kara stwarza motywację uniknięcia kary. Nic więcej.

Dorota piszesz, ze zakaz dobranocki nie jest nadmierną karą. Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości co do Twoich intencji i Twojego współczucia w stosunku do dziecka. W żaden sposób nie osądzam tego, co robisz. Ja bym czegoś takiego nie zrobił, bo sama idea kary mnie nie przekonuje i uważam, że utrudnia dziecku zobaczenie zarówno tego, co dla mnie ważne jak i współczucia, którym się kieruję. Jasne, że nie odzierasz dziecka z godności itd itp. Ale wg Juula robisz coś niepotrzebnego - jeśli porządek jest dla Ciebie ważny, te zasady są istotne, A a Ty wyrażasz je jasno (językiem osobistym, bez ataków, bez osądów, wychodząc z roli rodzica) to dzieci i tak się tego nauczą. Ten powód pewnie minie za trzy dni i dziecko posprząta.

Podajesz przykład, że dziecko się "buntuje" - samo użycie słowa "buntuje" jest moralnym osądem, który może wskazywać na obciążanie dziecka zbyt dużą odpowiedzialnością. Wyobraź sobie taką sytuację: wracasz z pracy wkurzona, bo współpracownik podłożył Ci świnię i nie robisz tego, co zazwyczaj robisz, np zmycie naczyń. Opowiadasz to mężowi, ale gdy widzi niepozmywane naczynia reaguje tak: "Buntujesz się? Przecież Twoim obowiązkiem jest zmywanie naczyń? W takim razie nie obejrzę dziś z Tobą filmu i nie pójdziemy do łóżka." To jest często spotykane ćwiczenie z empatii w książkach autorów przeciwnych stosowaniu kar. Jak się poczujesz w takiej sytuacji? Jak to wpłynie na Twoją chęć zmywania naczyń? Co zrobisz ze swoimi uczuciami następnym razem, gdy wrócisz do domu wkurzona?

Pomyślisz może: ale przecież ja miałam powód, by nie myć naczyń. I to jest ważny punkt: dziecko też ma powód, by nie sprzątać i wierzgać, choć nie ma umiejętności, by dobrze to nazwać i akceptowalny w świecie dorosłych sposób wyrazić. Jeśli je w takiej sytuacji karzemy, to sygnał jest taki: nie akceptuję Twoich uczuć, nie akceptuję Ciebie, kiedy jesteś zły. Akceptuję Cię warunkowo.

Pamiętam doskonale te relacje ze swojego dzieciństwa. A moi rodzice byli właściwie bardzo liberalni. Bardzo dziwili się, czemu nic im nie chcę mówić. Kiedy wyżej napisałem, że nazywam swoje uczucia i nie ukrywam ich przed dzieckiem, to trochę skłamałem. Tak naprawdę zaczynam się tego nauczyć i dziecko umożliwia mi mocny trening.

Jest taka książka "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły." Tam każdy pogląd autorów poprzedzony jest ćwiczeniami: wyobraź sobie to, wyobraź sobie tamto, pomyśl jak się czujesz. Te pomysły naprawdę nie są wzięte z kapelusza.

Pzdr
Piotr
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ateneum - rozważania”