Szczerze mówiąc, zaczynam się czuć tutaj jak nie wśród buddystów. Zamiast wspierać się w Dhammie/Dharmie zastanawiacie się nad abstrakcyjnymi sytuacjami, w których moglibyście pozwolić sobie na zabójstwo, uzasadniacie użycie przemocy.
Nie myl swojej interpretacji cudzych wypowiedzi z myślą, która stoi za tymi wypowiedziami. Zauważyłem już wcześniej, że dokonujesz znacznej filtracji tego, co piszę ja (nie wiem jak inni). Ponadto używasz słowa "abstrakcyjna" w kontekście sytuacji, co dowodzi, że ignorujesz to, co piszę tutaj na ten temat. Szczerze mówiąc czuję, jakbym uderzał głową w mur. Czy wyjście poza własny subiektywizm nie zawiera się w postulatach buddyzmu?
Samo wyobrażanie sobie sytuacji, w której dochodzi do takiego czynu może mieć na człowieka zły wpływ - jak dowodzą neurolodzy, wyobrażanie sobie jakiejś czynności uruchamia te same rejony mózgu, które są aktywne w trakcie wykonywania danej czynności Zamiast podążać buddyjską ścieżką - usprawiedliwiacie swoje słabe strony. Gdzie tu miejsce na rozwój?
Uznajmy, że ja napisałem już o tym w sposób wyczerpujący, a Ty nie chcesz tego przyjąć nawet na zasadzie kwestii to rozważenia. Takie przyjęcie wiązałoby się z odnoszeniem się do moich wypowiedzi a nie Twoich uproszczeń moich wypowiedzi. Wobec tego nie widzę sensu w dalszej rozmowie, bo dalej jest tylko zapętlenie.
[quoteCztery niezmierzoności są na wyciągnięcie ręki, a to co je przysłania, to między innymi tego typu spekulacje z których nic tak w istocie nie wynika poza tym, że utrwalają one to, co je przesłania, co nie pozwala czterem niezmierzonościom się przejawić.[/quote]
A tu widzę namnażanie tej samej dezinterpretacji....
Nie twierdzę, że pewna kontemplacja nad swoim stanem jest zła. Twierdzę natomiast że wymyślanie sobie scenariuszy "co by było gdyby..." jest tym czym jest, nierzeczywistością. To raz.
Niemniej ja nie mówię o takim wymyślaniu. Co natomiast miałoby tutaj być spolaryzowane z tą nierzeczywistością? Bo nie wystarczy nazwanie tego nierzeczywistością, to jest furtka do dalszych zbitek słownych w rodzaju "abstrakcji", "suchych przemyśleń" etc. A jeżeli określasz to ot po prostu - myślenie jako nierzeczywistość, to popełniasz truizm. Natomiast na bardziej subtelnym poziomie, jak to rozumował Nagardżuna, takie myślenie samo w sobie nie jest jakąś kategorią iluzji, jest samo w sobie całkowite, a więc rzeczywiste.
Teraz, jesli dobrze Cie rozumiem, jeśli imputujesz mi lub komukolwiek, że nie potrafi tworzyc scenariuszy to możesz być w sporym błędzie, ponieważ umysł głównie bazuje na "scenariuszowaniu" czy będzie to wyjście do sklepu czy pójście na imprezę, na której będzie on / ona, etc.
Przecież nie piszę o automatycznych spekulacjach, które umysł wytwarza sam. Chodzi mi o projektowanie tych czynności w sposób świadomy, jakościowo odmienny od papanczowego namnażania konceptów.
twierdzę, że jakiekolwiek wymyślanie scenariusza rzeczywistości nie równa się temu co sie faktycznie będzie działo. To dość proste i chyba każdy z tu obecnych potrafi ten fakt stwierdzić.
Jak wyżej. Pisałem o czymś innym. Pisałem także, że nie chodzi o sam akt, ale sposób, w jaki się go realizuje. Myślenie samo w sobie nie jest czymś "złym" - automatyczne i pomieszane myślenie jest przeszkodą.
Idąc tym tropem, skoro nierzeczywiste fantazje (zwane przeze mnie być może pejoratywnie, możemy je nazwać inaczej) są odmienne od rzeczywistości, od tego co sie wydarza, trudno też wytworzyć w sobie odpowiednie reakcje, aczkolwiek można.
Kontynuujesz rozumowanie opierając się na swoich założeniach, ale one nie są tym, o co mi chodziło.
Dualizowanie między rzeczywistością i nierzeczywistością, abstraktem i konkretem to instrumenty filozoficzne. To znaczy, taka polaryzacja istnieje tylko w tekście, sama w sobie jest nierzeczywista. W istocie te dualizmy istnieją w relacji (stają się więc dualnościami). Myślenie i czynienie są głęboko współzależne; suche i automatyczne myślenie czyni też takim przeżywanie i doświadczanie świata. Na gruncie buddyjskim thinking is part of your clarity, myślenie jest tak żywe i prawdziwe, jak inne działania, a przynajmniej powinno być. Ta współzależność wydaje mi się swoista dla myślenia buddyjskiego. Pisałem wcześniej szczegółowiej co mam jakościowo na myśli pisząc o takim myśleniu.
to jeszcze tworząc scenariusze, jesteś bezpieczny, nie ma ryzyka, możesz wracać i odgrywać scenki jeszcze raz, aż wynik będzie Cie zadowalał.
Mam wrażenie, że odpowiadasz na moje słowa używając pewnego zbioru zbitek słownych i schematów myślowych (odnosi się do tego także dalsza część tej wypowiedzi, zbitka o bodźcach, o niemożliwości ogarniania wszystkiego etc), które często powtarzane są przez buddystów i osoby zajmujące się szeroko pojętą duchowością. Ale dokonujesz tu standaryzacji; wrzucasz moje wypowiedzi do worka, gdzie nigdy ich nie było. Znam ten sposób dyskutowania, i czasami również go używam, ale w tym kontekście jest on wbijaniem gwoździa przy pomocy gumowej kaczki.... póki zatem odnosisz się do swoich wyobrażeń tego co piszę, zamiast próbować faktycznie zrozumieć, o co mi chodzi, prowadzisz tu de facto rozmowę sam ze sobą.
Natomiast Ty symulujesz zakłądając krzywdzenie, co dla mnie już jest błędne. Inaczej - to nie jest kontemplacja swojego wnętrza, bezstronne obserwowanie swojej natury. To jest programowanie, z dość neizdrowymi intencjalmi (krzywdzenia). Oczywiscie symulacja z intencją nie-krzywdzenia też byłąby programowaniem, ze zdrowymi zamierzeniami.
Nie zakładam czegokolwiek, proponowałem pewne myślowe badanie swojej kondycji. Jeżeli bierze się pewne kwestie i pytania na serio, to towarzyszą temu reakcje emocjonalne i psychiczne, które można obserwować. Wymaga to oczywiście odpowiedniego obycia i wgłębienia w siebie; takie reakcje, pojawiające się nawet na bardzo subtelnym poziomie, dają już pojęcie, jak człowiek zareagowałby w takiej sytuacji na żywo.
I nie są to dwie sfery oddzielone nieprzekraczalną przepaścią typu fantasy vs. reality - reakcje emocjonalne na sytuację widzianą np. przez zapośredniczenie TV wywołują te same niektóre, u korzenia, emocje, tj. w konfrontacji na żywo są one tylko zwielokrotnione, tylko wzmocnione, ale nadal u podstaw te same. To oczywiste, że nie da się zrekonstruować rzeczywistej konfrontacji w całości, ponieważ każda sytuacja stanowi unikalny bukiet reakcji psychicznych, ale nie może to prowadzić do wniosku, że skoro każda sytuacja jest unikalna, to niemożliwe jest w ogóle żadne do niej przygotowanie. Sytuacje są do siebie podobne, tak samo wyobrażenia sytuacji wywołują autentyczne reakcje, ponieważ, jak pisała Flandra, umysł nie rozróżnia zawsze czy mamy do czynienia z symulacją czy rzeczywistością, i dlatego można się np. emocjonować na filmach sensacyjnych.
oznacza, że sugerujesz jakobym nie miał do czynienia z faktycznymi problemami, co nie jest uczciwe w dyskusji, bo też wiadomym jest, że każdy takie sytuacje w życiu miał.
Oj wybacz, ale nie miałem tego w głowie gdy to pisałem. Przepraszam za niefortunne ujęcie wypowiedzi.
Zatem pytanie brzmi, czy symulowanie, że sie krzywdzi (a już rozumiem, nie wspominamy o ratowaniu milionów, uznając to za fantazję) to część Ścieżki czy nie?
Jak będziesz miał chęć, to proszę o odnalezienie tej mojej wypowiedzi, z której wyciągnąłeś takie symulowanie, że się krzywdzi.
Mając dobrą intencję umysł podąży w odpowiednim kierunku gdy nadarzy sie rzeczywista okazja, taka jest teoria, a praktykę należy wytrenować w sobie w rzeczywistości. Można symulować w umyśle (medytacje) ale musi to być właściwa intencja, inaczej - jest coś albo właściwą albo niewłaściwą intencją.
Moją intencją jest tutaj zrozumienie siebie. Jeżeli mój umysł/habitus reaguje dosyć emocjonalnie na samą myśl, że ktoś mógłby skrzywdzić moich bliskich, jeżeli doświadczam w samej tej myśli pojawienia się agresji, to już wówczas wiem więcej o sobie. Umysł jest jakby wykrywacz metali; percepując dane okoliczności czy to w formie świadka, czy widza (TV), nawet czytelnika, umysł sam emanuje z siebie określone reakcje, ciągi myślowe, obrazy...stanowi to bezcenną okazję do wyciągnięcia wniosków co do swojej kondycji. Z kolei trzymanie się w sposób substancjalnie abstrakcyjny pewnych ideałów może owe życie umysłu zakrywać i tłumić. Idzie za tym wniosek, że trzeba umysł odpowiednio oczyścić, tj. zrzucić z siebie zbroje racjonalizacji by stać się faktycznie miękkim i wrażliwym na tego typu bodźce-i-reakcje. Ogałacanie się z obrazów swojej osoby, schematów myślowych "zatwardzających serce" otwiera człowieka na bogactwo jego przeżyć, dla których nie istnieją granice fantasy vs. reality. Dlatego też - w toku praktyki duchowej - wiele osób odkrywa w sobie więcej wrażliwości, miękkości, wręcz słabości.
Naprawdę według Ciebie zaprzeczam sobie i uważasz że mój pogląd na to równa się wizualizacji zabójstwa? Jesli tak to moim zdaniem wyciągasz naprawdę pochopne wnioski.
One są nie tylko "pochopne", tylko w dużej mierze wirtualne, wewnętrzne dla myślącego, a projektowane na rozmówcę. Flandra pewnie dostarczy mi jeszcze wielu przykładów na potwierdzenie powyższej tezy.
retoryczne powiadasz... znów się zaczyna, wymyślanie scenariuszy i to siłowe wkładanie mi w głowę złego zakończenia. Czy to jest jakiś sadyzm, albo masochizm umysłu? Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest jakie, jak 1 do ilu milionów?
Właśnie to pytanie nie może być retoryczne (sprawdźcie co znaczy to słowo!!!) - ono musi stać się osobiste, a wówczas głębokie rozważanie takich kwestii wzbudza w umyśle odpowiednie reakcje. Tych reakcji nie można stłumić frazesami o potocznym rozumieniu prawa karmy. Te rzeczy są w człowieku i musi je zrozumieć, aby je przepraktykować i przekroczyć, wówczas zmierza do wyrwania korzenia tej karmy! Jeżeli te rzeczy bowiem się pojawiają, gdy człowiek przeżywa w sposób wizualizacyjny, albo zapośredniczony w dźwięku, obrazie, albo tekście, to jest to dowodem, że posiada ów człowiek predyspozycje do określonych reakcji, dzięki czemu rozpoznaje on swoją kondycje i może do pewnego stopnia przewidzieć, jakby się zachował.
Dziękuję za odpowiedzi i pozdrawiam