Sensowne, naturalistyczne przedstawienie tematu. Właściwie pozbawione mistycznego zadęcia.Har-Dao pisze:Polecam lekturę tłumaczenia artykułu Bhikkhu Buddhadasy pod tytułem: Nibbana dla każdego
+
Sensowne, naturalistyczne przedstawienie tematu. Właściwie pozbawione mistycznego zadęcia.Har-Dao pisze:Polecam lekturę tłumaczenia artykułu Bhikkhu Buddhadasy pod tytułem: Nibbana dla każdego
To jest takie operowanie buddyjskim idiomem, które wzbudza w ludzkiej małpie nadzieję wykroczenia poza jej uwarunkowaną kondycję, czyli innymi słowy, przetrwanie. Nie jakąś tam quasi-terapeutyczną „ochłodę” czy „wygaśnięcie ognia reaktywnych emocji” tu i teraz, lecz pośmiertne przetrwanie dzięki czarom buddyjskiej retoryki.Conchita pisze:Co to jest "mistyczne zadęcie"?
A ten artykuł nie wzbudza nadziei na wykroczenie poza uwarunkowaną kondycję?Tomek pisze:To jest takie operowanie buddyjskim idiomem, które wzbudza w ludzkiej małpie nadzieję wykroczenia poza jej uwarunkowaną kondycję, czyli innymi słowy, przetrwanie.Conchita pisze:Co to jest "mistyczne zadęcie"?
To zależy od tego jak się pojmuje kwestię „wykraczania”. Jeżeli poprzez uwarunkowaną kondycję rozumie się zwierzęce popędy, i ogólnie, prawo entropii, to według mnie „wygaszanie ognia reaktywnych emocji” i „ochłoda”, o których mowa u Buddhadasy, niesie ze sobą pewną doraźną nadzieję na tymczasowe „wykroczenie”, ulgę. Buddyzm widziany w takim świetle to soteriologia mająca na celu doraźną terapię pragnienia, a nie droga prowadząca do pośmiertnego miasta Nirwana, w którym w pomieszkuje Świetlista Świadomość.GreenTea pisze:A ten artykuł nie wzbudza nadziei na wykroczenie poza uwarunkowaną kondycję?
GreenTea pisze:Tomek, Ty naprawdę wierzysz w to, że w innych szkołach buddyjskich uczą trwać pośmiertnie jako "ludzka małpa" czy też oświecona "ludzka małpa"? No, przestałbyś już wreszcie...
Dorzuć do tego jeszcze reinkarnację i prawo karmyZ tego co piszesz wynika, że nie wierzysz w Dharmakaję, w prawdziwą naturę umysłu i w ogóle nauki wykraczające poza psychologiczny aspekt buddyzmu...
Nie odczuwam potrzeby poszukiwania lub wierzenia w "coś" więcej. Zadowala mnie mój "ograniczony" umysł, który bynajmniej nie ogranicza się tylko do tego ciała długiego na sążeń, skoro możemy się ze sobą porozumiewać Moje związki z innymi ludźmi są częścią mojego umysłu. Innymi słowy, moje działania (karma) mają realne skutki w świecie. Piszesz, odpowiadam.Conchita pisze:Tomek: a nie wydaje Ci się, że że może być w tym coś więcej niż jesteś w obecnym stanie umysłu objąć? To bardzo ograniczające...
Z tego co piszesz wynika, że nie wierzysz w Dharmakaję, w prawdziwą naturę umysłu i w ogóle nauki wykraczające poza psychologiczny aspekt buddyzmu...
To raczej nieodłączny dualizm konceptualnego - nieważne jak subtelnego - postrzegania natury rzeczywistości, coś takiego jak nieśmiertelność oferuje. Uważasz, że bez "świetlistej świadomości" byłbyś w stanie poznać i zrozumieć choćby buddyzm świecki?Tomek pisze:Niemniej nieodłączny dualizm towarzyszący myśli buddyjskiej oferuje przeróżne mniej lub bardziej subtelne „powłoki” nieśmiertelności. Pomyśl o wspomnianej wyżej „świetlistej świadomości”, której urokowi nieugięcie ulega skądinąd naukowo myślący Dalajlama.
Zapomnij o etykietkach.amogh pisze:Uważasz, że bez "świetlistej świadomości" byłbyś w stanie poznać i zrozumieć choćby buddyzm świecki?
Dlatego wyżej napisałem, że artykuł ten >>właściwie<< pozbawiony jest mistycznego zadęcia. Chcąc nie chcąc, jakieś ślady buddyjskiego idiomu „nieśmiertelności” nadal prześwitują. [/quote]Tomek pisze: [quote=""Nibbana dla każdego""]Podsumowując: Nibbana nie jest śmiercią. Jest raczej ochłonięciem i nieśmiertelnością, która jest pełna życia.
Tomek, czy buddyzm w ogóle to jest Twoja bajka jeszcze?Tomek pisze:To jest takie operowanie buddyjskim idiomem, które wzbudza w ludzkiej małpie nadzieję wykroczenia poza jej uwarunkowaną kondycję, czyli innymi słowy, przetrwanie. Nie jakąś tam quasi-terapeutyczną „ochłodę” czy „wygaśnięcie ognia reaktywnych emocji” tu i teraz, lecz pośmiertne przetrwanie dzięki czarom buddyjskiej retoryki.
Jasne, a na następnych światłach skręć w prawoTomek pisze: Zapomnij o etykietkach.
+
To świetna bajka. Wertuję wszystkie jej rozdziały.booker pisze:Tomek, czy buddyzm w ogóle to jest Twoja bajka jeszcze?
Tak myślałem! Dzięki!amogh pisze:Jasne, a na następnych światłach skręć w prawo
Dzięki Concita ale neowedantyjskie klechdy autorstwa Tolla są stasznie nudne. To nie mój "rozdział".Conchita pisze:Tomku: A interesowałeś się może Eckhartem Tolle? Jest mnóstwo materiałów w sieci, także po polsku... Myślę, że jego sposób widzenia jest Ci bliższy niż buddyzm...
Och, jakże wielkie jest owo "zadęcie", skoro masz takie wrażenie.miluszka pisze:Tomku, oczywiście wolno Ci wyznawać pogląd jaki Ci pasuje. Mam jednak nieodparte wrażenie, że uważasz go za lepszy niż nasze, te z "mistycznym zadęciem" . Czuję, że patrzysz na nas z góry z tym swoim psychologicznym podejściem do życia, nawet Jego Świątobliwości się dostaje.
To jest w sumie ciekawe pojmowanie, bo jakby w nauczaniu gdzie pojawia sie temat wrodzonej nautry przeszla karma, czy karma w ogole nie tylko nie jest deterministyczna, ale generalnie rzecz ujmujac... jest zludzeniem.LordD pisze:"To dlatego Budda nigdy nie był orędownikiem przypisywania umysłowi żadnego rodzaju wrodzonej natury – dobrej, złej czy Buddy. Idea wrodzonych natur, weszła w buddyjską tradycję w późniejszych wiekach, kiedy zasada wolności została zapomniana. Przeszła kamma widziana była jako całkowicie deterministyczna i wydawało się, że nie można było jej obejść, jeżeli nie założy się istnienia wrodzonego w umyśle Buddy, który mógłby ją przezwyciężyć lub Buddy zewnętrznego, który mógłby cię od niej zbawić. Ale kiedy zrozumiesz zasadę wolności – że przeszła kamma nie kształtuje całkowicie teraźniejszości i że teraźniejsza kamma jest zawsze wolna i może wybrać umiejętną alternatywę - to uświadomisz sobie, że idea wrodzonych natur nie jest konieczna: jest dodatkowym obciążeniem na ścieżce, nadbagażem, z którym łatwo ugrzęznąć."Har-Dao pisze:Polecam lekturę nowego tłumaczenia artykułu Thanissaro Bhikkhu pod tytułem: Wolność od natury Buddy
E tam, od razu jakaś >>Natthikayana<<. Nazwijmy to po ludzku nihilizmem, który leczy z narcyzmu.Har-Dao pisze:Tomek mnie nie wynajął na obrońcę, ale bez przesadyzmu. Personalnie blisko mi do Tomkowego powiedzmy "buddyjskiego agnostycyzmu" choć mam pewne poglądy na metafizykę buddyjską i są one trochę na bakier z takim twardym, bezkompromisowym podejściem, natomiast traktuję to jako kolejną już "yanę" - tak jak toleruję mahayanę, tantrayanę, tak i powiedzmy Natthikayanę (choć brzmi to nieco pejoratywnie - zob: Natthika)
Dobra ale w kogo albo w co? I jaki kamień, może być filozoficzny... ?booker pisze:Kto z nas nie jest zadufany w swoich pogladach niech pierwszy rzuci kamień, hehe
Może być filozoficzny a w co? No nie wiem, w pustke dajmy, co by bałaganu zbytnio nie narobićamogh pisze:Dobra ale w kogo albo w co? I jaki kamień, może być filozoficzny... ?booker pisze:Kto z nas nie jest zadufany w swoich pogladach niech pierwszy rzuci kamień, hehe
Tomek pisze:E tam, od razu jakaś >>Natthikayana<<. Nazwijmy to po ludzku nihilizmem, który leczy z narcyzmu.Har-Dao pisze:Tomek mnie nie wynajął na obrońcę, ale bez przesadyzmu. Personalnie blisko mi do Tomkowego powiedzmy "buddyjskiego agnostycyzmu" choć mam pewne poglądy na metafizykę buddyjską i są one trochę na bakier z takim twardym, bezkompromisowym podejściem, natomiast traktuję to jako kolejną już "yanę" - tak jak toleruję mahayanę, tantrayanę, tak i powiedzmy Natthikayanę (choć brzmi to nieco pejoratywnie - zob: Natthika)
+
Big Lebowski pisze:- Walter, czy to są naziści?
- Nie, Donny, ci ludzie to nihiliści, nie ma się czego bać.
To w nihilistów może... poszedł... i co, jak tam...? Trafiłem?booker pisze: Może być filozoficzny a w co? No nie wiem, w pustke dajmy, co by bałaganu zbytnio nie narobić
CzołemTomek pisze: E tam, od razu jakaś >>Natthikayana<<. Nazwijmy to po ludzku nihilizmem, który leczy z narcyzmu.
metta&peaceThe way that can be spoken of
Is not the constant way;
The name that can be named
Is not the constant name.
The nameless was the beginning of heaven and earth;
The named was the mother of the myriad creatures.
Hence always rid yourself of desires in order to observe its secrets;
But always allow yourself to have desires in order to observe its manifestations.
These two are the same
But diverge in name as they issue forth.
Being the same they are called mysteries,
Mystery upon mystery -
The gateway of the manifold secrets.
Po polsku:
Tao, które można wyrazić słowami nie jest prawdziwym Tao.
Imię, które może być nadane, nie jest stałym imieniem.
Bezimienne jest początkiem nieba i ziemi, imię posiadające - matka wszystkich rzeczy.
Dlatego ten, kto wolny jest od namiętności,
widzi jego chwałę,
a kto namiętnościami jest ogarnięty,
widzi je tylko w formie skończonej.
Pierwsze i wtóre są tego samego pochodzenia,
lecz z różnymi nazwami.
Razem nazywają się najgłębszym.
Od jednego najgłębszego do wtórego
- drzwi do wszelkiej cudowności.
Narcyzm to nie tyle choroba, co nieuchronna, rzeklbym naturalna reakcja przed tym co nieuchronne, przed rozpadem, unicestwieniem. "Buddyzm" z całą swą ideologiczną, doktrynalną i kosmologiczną otoczką jest niczym innym jak właśnie przejawem tejże naturalnej reakcji. Zaprzeczeniem. Wyparciem. Pluszowym misiem homo sapiens sapiens, w którego objęciach śni on o "świetlistych świadomościach" podczas gdy rozpad niebłaganie i bezmyślnie robi swoje.Har-Dao pisze:Czyli tak: jest choroba (egotyzm/narcyzm zwany Marą) ale nie ma pacjenta (powstałego z uwarunkowań umysłu)?
Mniejsza o narcyzm. To co nazywasz otoczką jest sensem buddyzmu.Tomek pisze:Narcyzm to nie tyle choroba, co nieuchronna, rzeklbym naturalna reakcja przed tym co nieuchronne, przed rozpadem, unicestwieniem. "Buddyzm" z całą swą ideologiczną, doktrynalną i kosmologiczną otoczką jest niczym innym jak właśnie przejawem tejże naturalnej reakcji. Zaprzeczeniem. Wyparciem. Pluszowym misiem homo sapiens sapiens, w którego objęciach śni on o "świetlistych świadomościach" podczas gdy rozpad niebłaganie i bezmyślnie robi swoje.Har-Dao pisze:Czyli tak: jest choroba (egotyzm/narcyzm zwany Marą) ale nie ma pacjenta (powstałego z uwarunkowań umysłu)?
+
Zaledwie pogląd taki to przedstawienie połowiczne rzeczywistości, po prostu, uznające iż jedynie to co relatywne jest tym co faktycznie jest. Znany jest to pogląd, widziany jako ekstremum w wielu kontekstach buddyjskiego nauczania.Tomek pisze:Narcyzm to nie tyle choroba, co nieuchronna, rzeklbym naturalna reakcja przed tym co nieuchronne, przed rozpadem, unicestwieniem. "Buddyzm" z całą swą ideologiczną, doktrynalną i kosmologiczną otoczką jest niczym innym jak właśnie przejawem tejże naturalnej reakcji. Zaprzeczeniem. Wyparciem. Pluszowym misiem homo sapiens sapiens, w którego objęciach śni on o "świetlistych świadomościach" podczas gdy rozpad niebłaganie i bezmyślnie robi swoje.Har-Dao pisze:Czyli tak: jest choroba (egotyzm/narcyzm zwany Marą) ale nie ma pacjenta (powstałego z uwarunkowań umysłu)?
+
Jeżeli mowa o jakimś "sensie buddyzmu" to jest nim w pierwszej kolejności uznanie nieuniknioności rozpadu. Bez gruntownego uznania tego faktu cała pozostała ideologia buddyjska jest tylko wodą na młyn właśnie narcyzmu. Nie muszę chyba wspominać o tym, że w praktyce ten proces 'uznawania' najczęście ciągnie się przez całe życie. Mara próbuje ciągle uszczknąć coś dla siebie. Bądź tu skałą!Lo'tsa'wa pisze:Mniejsza o narcyzm. To co nazywasz otoczką jest sensem buddyzmu.
"Świetliste świadomości" są konsekwencją nauk o bezśmiertelności. Czemu nie zajrzeć do źródeł?
Ach, to o mnie chodzi, nie o Ciebie… no wiesz, zupełnie nie przyszło mi do głowy… Mam zacząć... iść Twoim śladem?Tomek pisze:Nie chodzi o to abym ja w końcu przestał, ale abyś Ty w końcu zaczęła …
W buddyzmie określa się to mianem duchowego materializmu, innymi słowy "buddyzmem". Czy to o to chodzi z tym cudzysłowem, w czym problem? Przecież cudze słowa są takie fajneTomek pisze:Narcyzm to nie tyle choroba, co nieuchronna, rzeklbym naturalna reakcja przed tym co nieuchronne, przed rozpadem, unicestwieniem. "Buddyzm" z całą swą ideologiczną, doktrynalną i kosmologiczną otoczką jest niczym innym jak właśnie przejawem tejże naturalnej reakcji. Zaprzeczeniem. Wyparciem. Pluszowym misiem homo sapiens sapiens, w którego objęciach śni on o "świetlistych świadomościach" podczas gdy rozpad niebłaganie i bezmyślnie robi swoje.
I to jest kwestia zasadnicza: „przestrzeń należy jednak do nie-rzeczy”. To mistyczne zadęcie w czystej postaci. Ta cicha nadzieja jakiejś „przestrzeni”, którą latający lamowie handlują na Zachodzie od lat, ma swoją wierną klientelę. „No ok, rzeczy się rozpadają”, ale przecież "przestrzeń należy jednak do nie-rzeczy”(!), więc zapewne się nie rozpada. Ot, językowa arcykonstrukcja mająca na celu poskromić „nieustanny strumień”, który nic nie rozumiejąc, o niczym nie wiedząc, pożera pełnego trwogi, gadającego bez sensu małpiszona. Na nic rozanielenie adoratorów egzotycznych „pustych” wizji. Przestrzeń wali się, rozpada; wytrwale i bezmyślnie; gnije powoli cielesność, której niezaplanowane, przypadkowe istnienie umożliwia przez chwilę kojącym memom i fantasmagoriom >>przestrzeni<< uświęcić, zracjonalizować ów „brak”.GreenTea pisze:Trzeba byłoby też jakoś ją odnieść do kwestii rozpadu... no ok, rzeczy się rozpadają, przestrzeń należy jednak do nie-rzeczy...
Jeżeli strumień jest nieustanny, to gdzie według Ciebie zaczyna się jego (uświęcający wizję) brak?Tomek pisze:Ot, językowa arcykonstrukcja mająca na celu poskromić „nieustanny strumień”
Nie potrzebnie mistyfikujesz Piotrek – czy te słowa zdradzają Twoje - jak to napisałeś gdzieś wyżej - „poglądy na metafizykę”, które mają być na bakier z moim rzekomo „twardym, bezkompromisowym podejściem”? Uciekanie się do stwierdzeń typu „entropia jest jedynie w ludzkiej świadomości” jest jak dla mnie kolejnym subtelnym zabiegiem mającym separować człowieczą świadomość od organicznych procesów, które ją podtrzymują i jednocześnie niszczą. To wygodne założenie ale nie do obronienia z pozycji neodarwinowskiej.Har-Dao pisze:Otóż entropia po pierwsze primo jest jedynie w świadomości ludzkiej, mimo że to prawo (drugie) termodynamiki działa równie mocno na zwierzęta chociażby, o materii nie wspominając. Co dziwne samo powstanie życia jest przeciwieństwem entropii - tzn ogólnie istnieją pewne reakcje, które mimo ich entropicznej charakterystyki są jej przeciw - co jest swego rodzaju paradoksem...
To co opisujesz, to nie jest rozpad przestrzeni, a tego co się w niej znajduje. Mógłbyś przedstawić rozpad przestrzeni - jak ona się wali, rozpada?Tomek pisze:(...) Przestrzeń wali się, rozpada; wytrwale i bezmyślnie; gnije powoli cielesność, której niezaplanowane, przypadkowe istnienie umożliwia przez chwilę kojącym memom i fantasmagoriom >>przestrzeni<< uświęcić, zracjonalizować ów „brak”.
@KunzangPrzestrzeń wali się, rozpada; wytrwale i bezmyślnie; gnije powoli cielesność, której niezaplanowane, przypadkowe istnienie umożliwia przez chwilę kojącym memom i fantasmagoriom >>przestrzeni<< uświęcić, zracjonalizować ów „brak”.
Kunzang, Twoje pytanie jest bezpodstawne. Nadal nie zdążyłeś się zorientować, że ja nie uznaję dzielenia rzeczywistości na "przestrzeń" i jej zawartość? Dla mnie "przestrzeń" jest jedynie >>słowem<< za pomocą którego można starać się określić materialny świat i jego procesy. To wszysko. Z takiej perspektywy rzeczywistość, świat - nazwij to jak chcesz - którego synonimem jest "przestrzeń" z ludzkiej perspektywy jest tylko procesem, który idzie w dół, ku śmierci.kunzang pisze:To co opisujesz, to nie jest rozpad przestrzeni, a tego co się w niej znajduje. Mógłbyś przedstawić rozpad przestrzeni - jak ona się wali, rozpada?Tomek pisze:(...) Przestrzeń wali się, rozpada; wytrwale i bezmyślnie; gnije powoli cielesność, której niezaplanowane, przypadkowe istnienie umożliwia przez chwilę kojącym memom i fantasmagoriom >>przestrzeni<< uświęcić, zracjonalizować ów „brak”.
No tak, przestrzeń jest jednym z przejawieniami ale da się ją odseparować - by coś uległo rozpadowi niezbędna jest przestrzeń, jednak przestrzeń nie jest zależna od tego, czy coś się w niej rozpada, czy nie, czy coś się w niej pojawia, czy nie. Jeżeli nic nie ma miejsca w przestrzeni, to co się rozpada?Asti pisze:Z tego fragmentu dla mnie wynika, że wg. Tomka przestrzeń jest jednym z jej przejawieniami. Innymi słowy, jeśli przejawienia się rozpadają, to i przestrzeń się rozpada. Nie da się jej odseparować. Czy dobrze rozumiem?
Aha... A dlaczego uważasz, że proces wiodący ku śmierci jest idącym w dół /a nie np po prostej - ani idącym w górę, ani w dół/? Jaki proces wg Ciebie jest procesem idącym w górę?Tomek pisze:(...) Z takiej perspektywy rzeczywistość, świat - nazwij to jak chcesz - którego synonimem jest "przestrzeń" z ludzkiej perspektywy jest tylko procesem, który idzie w dół, ku śmierci.