Witaj Tomku,
Tomek pisze:Widzisz Leszek, problem z Tobą polega na tym
Ale czyj to jest problem Tomku?
Sugerujesz, że jest to jakiś … obiektywny problem? Czy też jest to tylko Twój prywatny czy też stworzony przez Ciebie problem?
Tomek pisze:Twoje "zajmowanie się szczegółami" od początku tej dyskusji zawęża się do próby 'wiwisekcji' tekstu
Tomku, odniosłem się do przetłumaczonego przez Ciebie tekstu, który sam poleciłeś i który według Ciebie miał zawierać ,,mocne argumenty” a których tam nie znalazłem. Znalazłem natomiast sprzeczności. Zadałem Ci pytanie na ten temat na które nie odpowiedziałeś. Termin ,,wiwisekcja” nie jest tu moim zdaniem odpowiedni gdyż te sprzeczności wychodzą praktycznie przy pierwszym czytaniu o ile ktoś w się trochę orientuje w temacie czyli w tematyce szkoły Kwan Um.
Poza tym, nie ma tu z mojej strony tendencji do sztucznego zawężania tematu tylko raczej precyzja co do trzymania się tematu wątku. Temat brzmi ,,kontrowersje związane z Seung Sahnem” a nie ,,kontrowersje związane ze współczesnymi mistrzami buddyjskimi” i dotyczy konkretnego tekstu. Więc cóż jest niewłaściwego w odnoszeniu się do szczegółów tego tekstu?
Tomek pisze:że Twoja fiksacja na tej historii
Tomku, w moim odczuciu ,,fiksacja na tej historii” nie jest moją fiksacją ale właśnie Twoją. Czy to ja przetłumaczyłem rozdział książki Sandy Boucher z tą historią i umieściłem go na blogu? Czy to ja kilkakrotnie w różnych dyskusjach na tym forum nawiązywałem (bez specjalnego związku z tematem dyskusji) do tej historii? Czy to ja twierdziłem, że w tym rozdziale są ,,mocne argumenty” (argumenty na co?) kiedy faktycznie są tam dość emocjonalne dywagacje.
O czyjej fiksacji to świadczy?
Tomek pisze:nie przyniesie żadnego rozwiązania
A co Tomku jest tutaj rozwiązaniem a co nie jest? Kto to ustala? Coś co może być rozwiązaniem dla Ciebie nie musi być wcale rozwiązaniem dla kogoś innego i vice versa. Czy przez ,,rozwiązanie” rozumiesz rozwiązanie które Ciebie usatysfakcjonuje?
Tomek pisze:dlatego zaproponowałem, żebyś zajrzał do Lachsa i dowiedział się czegoś więcej na temat tego w jakim świecie przyszło Seung Sahnowi żyć w Ameryce na przełomie lat 70/80
A dlaczego uważasz, że ja tego kontekstu nie znam? I dlaczego ktoś miałby poznawać Amerykę przełomu lat 70/80 akurat z publikacji Lachsa? Czy dlatego, że to jest pozycja z Twojej listy ,,lektur obowiązkowych”? To, że jakiś autor jest dla Ciebie autorytetem w jakiejś kwestii nie oznacza wcale, ze musi być też autorytetem dla innych.
Tomek pisze:nie wspominając o wielu innych lekturach, które należałoby przeczytać (spis dostępny w liście lektur na mojej stronie
) aby na serio zacząć mówić o szczegółach
Nie bardzo wiem o czym Tomku piszesz. Moje pytanie dotyczące ,,szczegółów” dotyczyło sprzeczności w rozdziale książki Sandy Boucher. Dotyczyło użycia terminów ,,wynagrodzenie” i ,,wykorzystywanie”. Czy te lektury o których piszesz miałyby rzucić na to jakieś nowe światło, wyjaśnić sens użycia tych terminów? Co mają te lektury do kwestii bycia dyrektorem ośrodka przez Sonię Alexander i jej poczucia (jak pisze autorka), że nie została odpowiednio wynagrodzona? To o znaczeniu terminów ,,wynagrodzenie” i ,,wykorzystywanie” będzie można dopiero ,,na serio” rozmawiać po przeczytaniu tej całej serii lektur?
Tomek pisze: Dowiedziałbyś się, że nie był taki wyjątkowy w swoich "amerykańskich romansach"
To Ty uważasz Tomku, że ja o takich historiach nic nie wiem? Że to będą dla mnie jakieś rewelacje?
Ten wątek jest o przetłumaczonym przez Ciebie rozdziale książki Sandy Boucher dotyczącym mistrza Seung Sahna. I to właśnie jest to o czym wcześniej pisałem: wrzucanie wszystkiego ( a właściwie wszystkich) do jednego worka. Jest zasadnicza różnica pomiędzy molestowaniem czy nadużyciem seksualnym wykorzystującym relację władzy w wyniku którego ktoś czuje się wykorzystany, pokrzywdzony a sytuacją o której pisze Sandy Boucher w rozdziale ,,Sekrety“: ,,romanse Soen Sa Nima nie spowodowały krzywdy żadnej kobiecie z nim związanej". Ty natomiast pisząc jednocześnie czy też równolegle o różnych sytuacjach, różnych osobach i używając podsumowań w rodzaju ,,nie był taki wyjątkowy w swoich "amerykańskich romansach" ”, stwarzasz wrażenie ( nie wiem czy celowo czy też nie) że to jest wszystko to samo, że nie ma tu żadnych różnic. Mam wrażenie, że nie chcesz rozmawiać o merytorycznych szczegółach dotyczących tej konkretnej sytuacji której dotyczy ten wątek tylko o ideologicznych ogólnikach jakiejś stworzonej przez siebie (czy może przez kogoś innego) hipotezy bez jakiejkolwiek analizy porównawczej.
Piszesz na przykład ,,Jak dobrze w tym przypadku zenistyczna frazeologia zespala się ze starym powiedzeniem: Jaki ojciec, taki syn.” Gdzie jakiekolwiek uzasadnienie, że tak było? Że miała tu miejsce tego rodzaju ,,indukcja”? Szybka, łatwa hipoteza która ma uchodzić za pewnik. Czy sprawdzałeś ilu było tych jak piszesz ,,naśladowców” a ilu było nie naśladowców? W szkole Kwan Um jest wielu nauczycieli będących bezpośrednimi czy też pośrednimi spadkobiercami dharmy mistrza |Seung Sahna. Albo też piszesz: ,,autorytarna struktura organizacyjna jakiej przewodził Seung Sahn, pozwalała na to, że przez lata jego starsi rangą uczniowie przymykali oko na wybryki swojego idola. A powody tej 'tolerancyjności' nie były bynajmniej jakieś wzniosłe – ot, jak się dochrapiesz 'stanowiska' to często zrobisz wiele, żeby się na nim utrzymać. Uśmiechasz się do 'szefa' choćby on sypiał z twoją żoną, tak jak to było w przypadku R. Bakera, jedynego amerykańskiego spadkobiercy S. Suzuki”. I znowu to samo. Wrzucenie do jednego worka dwóch sytuacji. Gdzie jakakolwiek analiza szczegółów z której by faktycznie wynikało, że te dwie sytuacje są porównywalne a nie zupełnie odrębne?
A jak ja zaczynam rozmawiać o szczegółach dotyczących rozdziału ,,Sekrety” który jest właśnie tematem głównym tego wątku to Ty Tomku piszesz, że ,,ze mną jest problem”.
Tomek pisze: No ale to kosztowałoby Cię sporo wysiłku, co?
Biorąc pod uwagę objętość Twojej biblioteki lektur obowiązkowych, to z pewnością wymagałoby to większego wysiłku niż przeprowadzenie przez Ciebie rozmowy z mistrzynią Soeng Hyang która pozwoliłaby Ci poznać szczegóły histori będącej tematem tego wątku. Odniosłem jednak wrażenie, że tego rodzaju szczegóły Cię specjalnie nie interesują. Interesują Cię natomiast ideologiczne ogólniki.
Tomek pisze: Jak na razie argumenty, które przedstawiasz są jedynie chaotyczną próbą podtrzymania Twojego samozadowolenia.
Dziękuję Tomku za tą wnikliwą analizę psychologiczną mojej osoby.
Zwracam się jedynie do Ciebie z nieśmiałą prośbą o poświęcenie przez Ciebie kilku chwil na przyjrzenie się też własnym motywacjom.
Pozdrawiam