Podrzucam informacyjnie, nie wiedziałem, do jakiego działu to wrzucić.
Mnie to niespecjalnie szokuje (mieszkając w Polsce nabyłem zdrową dawkę sceptycyzmu wobec zorganizowanego duchowieństwa), ale zrobiła się niezła afera.

Moderator: iwanxxx
Cześć Zhuang!Zhuang pisze:Tytoń, alkohol i partyjka pokera na wysokie stawki z całą "tacą" w puli? Cholercia... chyba zacznę praktykować południowokoreański buddyzm ; ) Jednak zauważcie, że i tak owi dżentelmeni powstrzymali się od koksu i prostytutek...
A na poważnie to oczywiście każdy buddyjski mnich ma tę właściwość, że jest jest tylko i aż człowiekiem. W krajach azjatyckich często też do dzisiaj mnichem zostaje się z przyczyn bardziej kulturowych niż duchowych, traktując to jako taką drogę zawodową, a nie świadomy wybór drogi rozwoju duchowego, poprzedzony długimi przemyśleniami, poszukiwaniami, czy bezpośrednimi doświadczeniami. Bo nie miało się pomysłu na życie, bo mama i tata tak zasugerowali, bo to w danym momencie dawało poczucie bezpieczeństwa etc. Często w Korei Południowej, Tajlandii, czy innych krajach Półwyspu Indochińskiego zamiast drogi ku oświeceniu mamy do czynienia z jakowymś pomieszaniem nauk Buddy z dogmatyczną rytualizacją, instytucjonalizacją i hierarchicznością, do tego dochodzi turystyka, sprzedaż własnej etniczności i warunków geograficznych w ramach danej szkoły buddyzmu oraz liberalne traktowanie jakichkolwiek reguł związanych z szeroko rozumianą Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką. I już w tym momencie mamy do czynienia w najlepszym przypadku z niegroźnym tworem na kształt "komuny hipisowskiej", żyjącej z datek wiernych lub przedsiębiorstwem nastawionym na zysk, a nie prawdziwym klasztorem/świątynią, gdzie praktykuje się metody pracy z własnym umysłem. Przypomniało mi się jak Dogen musiał uciekać z Kōshōji do Echizen przed grożącymi mu prześladowaniami ze strony uznanych przez ówczesny establishment, bogatych, konserwatywnych i dogmatycznych sekt buddyjskich, które bały się utraty wpływów wśród wiernych z powodu rosnącej w Japonii popularności nauk proponowanych przez Dogena. Ludzie wszędzie bywają pełni słabości.
Asti pisze:można być równie dobrze praktykującym, zaawansowanym świeckim buddystą
Witam,Asti pisze: zobaczyłem, że takie sytuacje są zbyt często tolerowane i usprawiedliwiane przez świeckich i być może nad tym warto byłoby popracować
Robić to, co jest w danym momencie właściwe.leszek wojas pisze:Asti pisze:można być równie dobrze praktykującym, zaawansowanym świeckim buddystąWitam,Asti pisze: zobaczyłem, że takie sytuacje są zbyt często tolerowane i usprawiedliwiane przez świeckich i być może nad tym warto byłoby popracować
a jeśli świecki buddysta stara się przestrzegać 10-ciu wskazań (gdyż brał te wskazania) w których jest wskazanie o niemówieniu o błędach innych, to jak powinien się zachować w takiej sytuacji?
Pozdrawiam
Zgoda. Tylko w moim odczuciu niewiele osób potrafi prawidłowo ocenić co jest w danej sytuacji właściwe. Ocenić jak faktycznie wygląda sytuacja (jakie są fakty) i jakie będą na przykład konsekwencje ich działania za jakiś czas. Czy przyniesie to więcej dobrego czy złego. Dość często ludzie kierują się w swoich działaniach emocjonalnymi impulsami (bo nie podoba mi się to, bo wkurza mnie to itp). Dlatego sądzę, że sporo osób poważnie traktujących to wskazanie ma właśnie wątpliwości jakie działanie będzie w danej sytuacji właściwe i wolą nie podejmować działań co do których brak im przekonania o słuszności.Asti pisze: Robić to, co jest w danym momencie właściwe.
Też zgoda. Ale czy mówiła, że należy zacząć od publicznej debaty w internecie czy też od prywatnej rozmowy z mistrzem w celu wyjaśnienia sytuacji?Asti pisze: Mistrzyni Zen Bon Shim mówiła, że kiedy ktoś popełnia błąd, nawet mistrz, trzeba uderzyć jego umysł.
Pewnie może się też i tak zdarzyć. Ale ja raczej mam nieco inne doświadczenia. Spotykam się częściej z pomijaniem (czy też odpuszczaniem sobie) tego wskazania pod pozorem dbałości o jawność, klarowność, zasady etyczne itd. Po prostu chętniej mówimy o czyichś błędach niż o zasługachAsti pisze: Osobiście uważam, że niewłaściwe użycie tego wskazania może doprowadzić do niebezpiecznej zmowy milczenia
Cóż, w tej dyskusji kilka ciekawych uwag już padło. Pewien Żyd na wysokim poziomie rozwoju duchowego powiedział: "Ten z was, który jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci [...] kamieniem", jeśli ufać tłumaczeniu z Septuaginty... ; ) Z drugiej strony z pewnością nie należy pozostawać obojętnym wobec niewłaściwych zachowań, przymykać oczy, bo to daje zezwolenie na zło. Na pewno należy być świadomym, jakich działań nie należy akceptować i mieć taką samą postawę względem niecnych uczynków w ramach wszystkich wspólnot zajmujących się duchowością. Ale... Nie zagalopowujmy się we wskazywaniu jacy to źli bywają mnisi buddyjscy, duchowni innych religii... Bo ktoś nam może zadać pytanie, jakie ma znaczenie kilku mnichów defraudujących pieniądze wiernych w obliczu milionów ludzi umierających z głodu w Afryce... albo tego co w tym momencie myślisz (bracia ZENici), tego co dzisiaj nieuważnego zrobiłeś... Zawsze możemy się licytować na wydarzenia i ich oceny. Ktoś "wyciągnie" mnicha złodzieja, ktoś inny poda przykład księdza katolika molestującego dzieci a w końcu ktoś inny znajdzie przypadek morderstwa z pobudek religijnych. Tylko, czy o to chodzi w buddyźmie? Jak mniej więcej powiedział nauczyciel Karma Kagyu Wojtek Tracewski w wywiadzie dla Miecugowa prawda jest tym co w danej chwili jesteśmy objąć. Którego to zdania treść zwraca nam uwagę na tu i teraz, jakby zachęcając do pozostawienia na boku spekulacji na temat zjawisk i zdarzeń bardzo odległych. Gdyby wszyscy byli tu i teraz bardziej uważni nie byłoby potrzebnych lub nie, ale dużo częściej niż pozytywnych obecnych wszędzie negatywnych ocen wydarzeń przeszłych. : )piotr pisze:Tylko co z tym zrobić?
Ergo zajmijmy się przede wszystkim pracą nad sobą, własnym umysłem, a w dalszej kolejności nad naszym otoczeniem, rzeczywistością, która jest wokół nas i do której mamy dostęp. Taki przypadek kilku Koreańskich mnichów, pamiętajmy jako przykład (fakt), ale zostawmy ich sobie na boku (i tak nie mamy żadnego wpływu na ich zachowania). Matryca etyczna w buddyźmie jest w gruncie rzeczy zawsze taka sama, choć bywa subtelna i w zależności od sytuacji wartościowanie podobnych działań może być różne. Nasz umysł z kolei uwielbia wprost wytykać błędy, krytykować innych, porównywać, wskazywać to jest lepszy, a kto gorszy. Niebezpiecznie jest więc oceniać, zwłaszcza coś, co nie jest dla nas bezpośrednim doświadczeniem. Racjonalne i pożyteczne jest zmienianie tego co wydaje się być niefajne karmicznie i pod kątem powodowania cierpienia, a co nas dotyczy, albo na co mamy wpływ. Zawsze można stwierdzić, że jeśli ktoś postąpiłby mniej więcej tak, a tak, a wiedząc, że w buddyźmie jest tak i jeszcze trochę tak to jego zachowanie było zręczne lub niezręczne ; ) Heh, tutaj też ważna jest często siła intuicji. I warto pamiętać o drugiej stronie medalu, czyli podkreślaniu tego, co pięknego w jakimkolwiek sensie tego słowa się wydarzyło, co dobrego zaobserwowaliśmy w sobie i dookoła nas, bo czasami takie zarzucanie kotwicy w "dobrych rzeczach" nawet trochę na przekór rzeczywistości zmienia naszą świadomość, a ta z kolei zmienia sobie byt na ciutkę lepsze miejsce. Huh...Asti pisze:Robić to, co jest w danym momencie właściwe.
Jesteś pewien, Asti, że o buddyzmie piszesz, a nie o katolicyzmie w zachodniej Europie? wystarczy podmienić trzy słowa w całej twojej wypowiedzi, by otrzymać tekst idealnie pasujący na katolik.plAsti pisze: Cześć Zhuang!
Być może takie czystki i skandale są potrzebne, żeby atmosfera się oczyściła i ludzie podeszli do swoich zobowiązań bardziej szczerze? Załóżmy, że buddyzm będzie tracił popularność w Korei (która obecnie jest i tak po stronie chrześcijaństwa), aż do momentu, gdy nie za bardzo będzie opłacało się go praktykować jako ścieżki zawodowej.[...] Jednak po ostatniej rozmowie ze znajomymi buddystami zobaczyłem, że takie sytuacje są zbyt często tolerowane i usprawiedliwiane przez świeckich i być może nad tym warto byłoby popracować.
Robić to, co jest w danym momencie właściwe
Dlatego właśnie właściwym jest nie potępianie, nie szkalowanie, a po prostu utrzymywanie uczciwości. Mnisi ślubując, zyskują zaufanie, a często wyżywienie i dach nad głową. Mają pewną umowę ze społeczeństwem. Jeśli zawiedli to zaufanie, to powinni przeprosić i zgodnie z regułą, albo opuścić stan mnisi, albo podjąć stosowne środki, by taka sytuacja więcej się nie powtórzyła. Nijak się to ma do stopnia ich rozwoju, którego nie chcę też oceniać – błędy może popełnić każdy. Ale nie każdy musi być mnichem.problem polega na braku zainteresowania tym co robią inni ze strony zarówno innych mnichów ("mocnych") jak i ze strony osób świeckich - pobłażliwość na mnisiej ścieżce imho zabija całą instytucję bhikkhu - jak nikt nie patrzy - hulaj dusza piekła nie ma. A nawet jak ktoś będzie miał wąty - to oskarżyć oskarżającego o brak dyscypliny. Ot i zagrywki rodem z sejmu przy Wiejskiej...
Ostrożność jest dobra, ale w ten sposób można poddać każdą opinię i reakcję w wątpliwość. To jest w moim odczuciu sprawdzający umysł w pełnej krasie. W ten sposób można równie dobrze nie podjąć żadnego działania, ponieważ nigdy (bądź niemal nigdy) nie ma się 100% pewności, jakie będą dalekosiężne skutki i czy działanie ostatecznie okaże się właściwe. Jeśli nie będziemy opierać się na własnym osądzie i zdrowym rozsądku w danej sytuacji, to na czym? Zawsze dysponujemy tylko taką wiedzą i pewnością, jaką mamy na dany moment. Poddając siebie w nieskończoną wątpliwość moim zdaniem nigdzie nie zajdziemy. Czasem człowiek popełni błąd i źle oceni sytuację – i ok, życie bez błędów niczego nas nie nauczy, one będą się zdarzać. Ważne, żeby być uczciwym wobec siebie i działać z dobrego serca. I tyle.Zgoda. Tylko w moim odczuciu niewiele osób potrafi prawidłowo ocenić co jest w danej sytuacji właściwe. Ocenić jak faktycznie wygląda sytuacja (jakie są fakty) i jakie będą na przykład konsekwencje ich działania za jakiś czas. Czy przyniesie to więcej dobrego czy złego. Dość często ludzie kierują się w swoich działaniach emocjonalnymi impulsami (bo nie podoba mi się to, bo wkurza mnie to itp). Dlatego sądzę, że sporo osób poważnie traktujących to wskazanie ma właśnie wątpliwości jakie działanie będzie w danej sytuacji właściwe i wolą nie podejmować działań co do których brak im przekonania o słuszności
Taka jest niestety ludzka natura.Wu Bong SSN mówił właśnie coś takiego w poprzedni weekend na sesji - ,,gdy mistrzyni Bon Shim robi coś pozytywnego to nikt jakoś nie zwraca na to uwagi i tego nie nagłaśnia, ale gdyby zrobiła coś negatywnego to jeszcze tego samego dnia by się rozeszło"
W pełni się zgadzam. Nie pisałem nigdzie, że takie sytuacje mają miejsce tylko w buddyzmie, po prostu powołałem się na konkretny przykład.Do czego zmierzam: czy aby na pewno rozpatrywanie takich sytuacji z perspektywy buddyzmu jest uzasadnione? Ci ludzie zachowują się według metawyznaniowego schematu, obecnego w każdej kulturze opartej o sformalizowaną religię. Immamowie, księża, popi, bikhu, kto tam jeszcze: struktura rodzi synekurę, synekura rodzi pożądanie, lenistwo, strach przed utratą przywilejów, chęć ich wyeksploatowania... Mam wrażenie, że to dokładnie jak w modelu rysi i zajęcy, nic tu z buddyzmu, wszystko zaś z nieubłaganych mechanizmów ewolucyjnych, w których widmo zysku bez wysiłku (wynikającego z rządu dusz zyskiwanego przez "czystych" mistyków) ściąga drapieżniki/ścierwojady gotowe ponieść symboliczne koszty w stylu ogolenia głowy w całości a'la zen lub w tonsurę. Buddyzm w opisie i analizie takich patologii jest równie celny jak chrześcijaństwo, równie też bezsilny wobec cynizmu i bezwzględnej chciwości.
[/quote][/quote]Co, niestety, rodzi pytanie o "siłę" idei "dobra" względem biologicznych, ewolucyjnych mechanizmów społecznych. Ja, niestety, w dalszej perspektywie w skali globalnej widzę zdecydowana przewagę tych drugich co może świadczyć również o wtórności, koncepcyjności, braku "organiczności" wszelkich utopii "mistycznego ciała Chrystusa", "natury buddy" itp.
Gdzieś chyba w Majjhima Nikāya jest fragment w którym Buddha wspomina przy jakiejś tam okazji jak stał przy drodze i oddawał mocz. Trochę mało to nadczłowiecze...Asti pisze:Znam tą historię i szczerze mówiąc bardzo mnie zdziwiła. Może dlatego, że Buddę uznaje się za nad-człowieka, a tu popełnił błąd, który spowodował śmierć grupy mnichów. Myślę, że to argument świadczący o tym, że nawet Budda nie był wszechwiedzący i nie znał wszystkich konsekwencji swoich czynów. I mimo, że w sutrze nie widać tego wyraźnie, to widząc to, pokazał im drogę jak nie popadać w chęć samo-unicestwienia i funkcjonować w szczęściu. Dało mu to dla mnie trochę bardziej ludzkie oblicze, które rzadko ujawnia się w Kanonie Palijskim. To oznaczało, że Buddzie jednak zależało na życiu mnichów i że na swój sposób ich kochał i chciał by byli szczęśliwi, przynajmniej ja tak to odebrałem.
Zgoda, niemniej, chodziło mi bardziej o to uczłowieczenie w kontekście emocjonalnym, tudzież pragnienie zapobiegnięciu samo-unicestwiania się mnichów. Nie wiem ile w tym było metty, a ile innych czynników, ale to bardzo fajny przykład w moim odczuciu. Kanon palijski zwykle ukazuje Buddę w zabarwieniu beznamiętno-neutralnym, a tu jednak zajął stanowisko, które zapobiegło dalszemu zabijaniu się mnichów. Czyli jednak ich los nie był mu obojętny.Gdzieś chyba w Majjhima Nikāya jest fragment w którym Buddha wspomina przy jakiejś tam okazji jak stał przy drodze i oddawał mocz. Trochę mało to nadczłowiecze...W Kanonie Pāli jest kilka różnych „głosów”, które tworzą narrację, niektóre z nich są mniej inne bardziej nadzwyczajne. Myślę, że nadczłowieczość Buddhy jest znacznie bardziej widoczna w sūtrach mahāyāny.
Ale czy nie podjęcie żadnego działania w sytuacji gdy nie mamy odpowiedniej wiedzy czy rozeznania musi być czymś niewłaściwym? Czy zawsze musimy podejmować jakieś aktywne działania na zasadzie ,,albo w tą albo w tamtą"? Moim zdaniem niepodjęcie działania w sytuacji gdy mamy duże wątpliwości co do stanu faktycznego (nie mamy wystarczającej wiedzy, nie znamy szczegółów) może być właśnie tym właściwym działaniem w tej sytuacji.Asti pisze: W ten sposób można równie dobrze nie podjąć żadnego działania, ponieważ nigdy (bądź niemal nigdy) nie ma się 100% pewności, jakie będą dalekosiężne skutki i czy działanie ostatecznie okaże się właściwe.
Moim zdaniem jest bardzo trudno jednoznacznie oceniać tego rodzaju sytuacje w kategoriach: właściwe - niewłasciwe, popełnił błąd - nie popełnił błędu. Przede wszystkim ze względu na ,,lokalną" perpektywę tego rodzaju opowieści. Sytuacja jest przedstawiona lokalnie w perspektywie przyczynowo-skutkowej: Budda udzielił jakiś nauk i w efekcie tego część mnichów popełniła samobójstwo z powodu odrazy do ciała. Widzimy tylko krótki odcinek przyczynowo-skutkowy. Nie jest nam przedstawiona perspektywa globalna. Nie wiemy na przykład jakie będą konsekwencje karmiczne dla tych mnichów - czy pozytywne czy negatywne. Czy ich praktyka w przyszłości na tym ,,skorzysta" czy też nie. Nie wiemy czy ta sytuacja była dla nich konieczna czy też można było użyć bardziej łagodnych zręcznych środków. Nie wiemy też czy Budda to przewidział - wiedział, że takie będą konsekwencje udzielenia tych nauk tej grupie mnichów i świadomie się na to zdecydował, czy też nie. W moim odczuciu to, ze Budda zadaje pytanie Anandzie - dlaczego grupa mnichów się zmniejszyła, też niewiele zmienia bo nie wiemy czy jest to pytanie ,,dydaktyczne" czy też faktycznie tego nie wiedział.Asti pisze:Znam tą historię i szczerze mówiąc bardzo mnie zdziwiła. Może dlatego, że Buddę uznaje się za nad-człowieka, a tu popełnił błąd, który spowodował śmierć grupy mnichów. Myślę, że to argument świadczący o tym, że nawet Budda nie był wszechwiedzący i nie znał wszystkich konsekwencji swoich czynów.
To co chciałem powiedzieć, to to, że nie jest potrzebna "perspektywa globalna" by podjąć działanie i że tak naprawdę zawsze działamy w oparciu o ograniczony zakres informacji. Co nie zmienia faktu, że w moim odczuciu należy mieć jakiś punkt odniesienia i jeśli mnisi grają w pokera za "mszalne" albo sypiają z kobietami, nie powinno się koło tego przechodzić obojętnie czy uważać za właściwe - w moim odczuciu niszczy to dyscyplinę mnisią, co w efekcie czyni całą tą instytucję niepotrzebnym obciążeniem dla świeckich. Można mocno praktykować bez mnisich ślubowań, nie mając tego typu ograniczeń. Jeśli ktoś bierze na siebie jakieś zobowiązania, to według mnie rozsądnie jest założyć, że powinien się ich trzymać. Dla mnie to jest ogólnoludzki common sense, nic specjalnego; dlatego dziwią mnie w takich sytuacjach tego typu wytłumaczenia, to wszystko.Moim zdaniem jest bardzo trudno jednoznacznie oceniać tego rodzaju sytuacje w kategoriach: właściwe - niewłasciwe, popełnił błąd - nie popełnił błędu. Przede wszystkim ze względu na ,,lokalną" perpektywę tego rodzaju opowieści. Sytuacja jest przedstawiona lokalnie w perspektywie przyczynowo-skutkowej: Budda udzielił jakiś nauk i w efekcie tego część mnichów popełniła samobójstwo z powodu odrazy do ciała. Widzimy tylko krótki odcinek przyczynowo-skutkowy. Nie jest nam przedstawiona perspektywa globalna. Nie wiemy na przykład jakie będą konsekwencje karmiczne dla tych mnichów - czy pozytywne czy negatywne. Czy ich praktyka w przyszłości na tym ,,skorzysta" czy też nie. Nie wiemy czy ta sytuacja była dla nich konieczna czy też można było użyć bardziej łagodnych zręcznych środków. Nie wiemy też czy Budda to przewidział - wiedział, że takie będą konsekwencje udzielenia tych nauk tej grupie mnichów i świadomie się na to zdecydował, czy też nie. W moim odczuciu to, ze Budda zadaje pytanie Anandzie - dlaczego grupa mnichów się zmniejszyła, też niewiele zmienia bo nie wiemy czy jest to pytanie ,,dydaktyczne" czy też faktycznie tego nie wiedział.
A ja chciałem powiedzieć, że aby podjąć możliwie najlepszą decyzję w danej sytuacji to potrzebna jest rzetelna informacja (możliwie szczegółowa, wnikliwa, szeroka - uwzględniająca powiązania z innymi sytuacjami, na tyle na ile jest to możliwe - na ile jest możliwe zdobycie takich informacji).Asti pisze: To co chciałem powiedzieć, to to, że nie jest potrzebna "perspektywa globalna" by podjąć działanie i że tak naprawdę zawsze działamy w oparciu o ograniczony zakres informacji.
Mam podobne zdanie - nie uważam tego za właściwe.Asti pisze: należy mieć jakiś punkt odniesienia i jeśli mnisi grają w pokera za "mszalne" albo sypiają z kobietami, nie powinno się koło tego przechodzić obojętnie czy uważać za właściwe
A sądziłam, że to tylko w Polsce się rozmawia. Jednak z tym "tradycyjnym" to chyba bywa rożnie. Pewien mnich mówił mi, że tam gdzie bywa jest kompletne milczenie, oczywiście mówię o Korei. U nas jeden z uczesników miał w trakcie Kyol Che trzy partnerki duchowe i seksualne. Podobno DSSN miał takie związki, to taki rodzaj przyjaciół w Dharmie o szczególnych relacjach.iwanxxx pisze:W Korei na odosobnieniu nie obowiązuje milczenie. Ani w Musangsa, ani w tradycyjnym stylu.
Pzdr
Piotr
Ale chyba nie wszędzie nie obowiązuje? Chyba są klasztory, i Kyol Che "tradycyjne", na których obowiązuje?iwanxxx pisze:W Korei na odosobnieniu nie obowiązuje milczenie. Ani w Musangsa, ani w tradycyjnym stylu.
Pzdr
Piotr
Korea jest długa i szerokabebokk pisze:Ale chyba nie wszędzie nie obowiązuje? Chyba są klasztory, i Kyol Che "tradycyjne", na których obowiązuje?iwanxxx pisze:W Korei na odosobnieniu nie obowiązuje milczenie. Ani w Musangsa, ani w tradycyjnym stylu.
Jesteś w stanie coś więcej na ten temat..?
...pewnie tak, pytanie kiedy. jeżeli przyjąć za fakt, twierdzenie Seoljo: ''Dobrzy mnisi, którzy są w większości, powinni walczyć, aby naprawić zakon" - to byłbym spokojnym o to.
Nie pamiętam, ale udało mi się ustalić przez sięgnięcie do zasobów internetu (on nigdy nie zapomina), że Seoljeong to w istocie ten sam mnich, który uczestniczył w konferencji The Whole World Is a Single Flower w 2008 roku w Warszawie. Został tu bardzo dobrze przyjęty jako reprezentant mądrości i tradycji buddyzmu koreańskiego...Pamięta ktoś, czy ten Seoljeong Sunim to nie był ten mnich, który był u nas w Falenicy na Whole World Is a Single Flower?
Cytat z dyskusji w wątku syndrom Guru z 2013:beala pisze: ↑czw sie 02, 2018 15:07 Oh Yoon-sung, profesor kryminologii na Uniwersytecie Sun Chun Hyang, powiedział, że jedną z przyczyn, dla których nadal we wspólnotach religijnych mają miejsce zachowania niezgodne z prawem, jest struktura hierarchiczna i brak odpowiednich mechanizmów kontrolnych. Podkreślił zarazem, że "Zarzuty wobec przywódców religijnych są wstrząsające częściowo dlatego, że takie rzeczy zdarzają się w uznanych religiach, a nie w sektach. [...] Tak wielu ludzi zastanawia się, jak takie rzeczy mogą się zdarzyć, a nawet trwać przez dłuższy czas. Myślę, że jednym z powodów jest to, że relacje między przywódcami religijnymi a wyznawcami są hierarchiczne, a więc ci ostatni są zniechęcani do zgłaszania tego, co przeżyli".
...struktury organizacyjne sang w USA i w Europie były wzorowane na azjatyckich strukturach monastycznych. Styl zen jest generalnie stylem monastycznym. Konsekwencją tego z kolei był moim zdaniem brak pewnych demokratycznych standardów w takich organizacjach. Dotyczyło to podejmowania decyzji, przepływu informacji, zamiatania po dywan rzeczy niewygodnych w imię ,,wyższych celów". ...
To co jest tutaj moim zdaniem głównym problemem to ukrywanie faktów - możliwość zamiatania faktów pod dywan. A to się wiąże ze strukturami organizacyjnymi. Jeśli struktury mają ,,wbudowane" mechanizmy reagowania na tego rodzaju sytuacje - obowiązek reagowania, to siłą rzeczy do tego rodzaju sytuacji nie dochodzi.
Dla mnie szczególnie smutnym akcentem jest to, że problemy azjatyckie zostały w pewien sposób skopiowane na grunt zachodni poprzez tworzenie różnych kalek organizacyjnych i mentalnych ,,rdzennego buddyzmu". Wydawać by się mogło, że świat Zachodni ze swoimi demokratycznymi, racjonalistycznymi standardami powinien być na to odporny.struktury organizacyjne sang w USA i w Europie były wzorowane na azjatyckich strukturach monastycznych
Polemizowałbym. nie był nijak przyjęty, nie było z nim kontaktu, bo nie mówił po angielskubeala pisze: ↑śr sie 01, 2018 22:41 Został tu bardzo dobrze przyjęty jako reprezentant mądrości i tradycji buddyzmu koreańskiego...
http://www.koreanbuddhism.net/bbs/board ... 0&wr_id=75
W kontekście naszej rozmowy kluczowe znaczenie wydaje się mieć fragment: "Buddhism in the West is still quite young, so everyone is aware that a connection to its Asian roots is not just an enrichment, but a necessity" - przypomnę, że jest to oficjalna strona Zakonu Czogje. Nic dziwnego, że w poczuciu tak ważnej misji gość "wyglądał, jakby unosił się 5 cm ziemią cały czas" i choć "nie było z nim kontaktu", to z pełną determinacją uświęcał konferencję swoją osobą, przyjmując hołdy zachwyconych bosalnimek. Drobiazg, że nikt niczego się od niego nie dowiedział, nie miał znaczenia, skoro była to emanacja "bottomless treasure trove of wisdom and tradition" ("niewyczerpanego skarbca mądrości i tradycji"). I tak sobie sięgaliśmy do azjatyckich źródeł...The most impressive event for Europeans and Americans was the appearance of Seol Jeong Kunsunim. A Korean monk’s presence in the West is still rather rare, and people are eager to meet them and listen to their teaching. Not everyone has the chance to visit, and Korean Buddhism is still very little known in the West, although it is a bottomless treasure trove of wisdom and tradition. Therefore the Westerners are keen to learn more about it and make use of any opportunity for interaction. Buddhism in the West is still quite young, so everyone is aware that a connection to its Asian roots is not just an enrichment, but a necessity. Therefore Seol Jeong Kunsunim received in truth a hearty welcome and much respect.
Jeśli wierzyć Wikipedii to zdecydowanie wyprzedzamy Japoniędepresje i samobójstwa w Japonii są plagą