Czy nie jest to trochę wynik wychowania w kulturze chrześcijańskiej, gdzie "zakłady" z panem Bogiem to normalka (Panie Boże niech tylko się uda, niech się uda a będę odmawiać pacierz rano i wieczorem - itp.)?
Zastanawiałam się jaki był mój "zakład z Panem Buddą" - wyszło mi na to, że chciałam znależć jakieś sensowne zajęcie w życiu. Do tej pory niezrealizowane (2 lata praktyki). Ciekawa jestem jak jest z Wami. Co było tym ukrytym motywem praktyki i na ile właśnie on został zrealizowany? Jeśli nie - czy nadal Wam na tym zależy? - Mnie tak, choć teraz bardziej bym chciała uwierzyć, że to co robię ma sens, niż coś zmieniać.
Najlepiej byłoby przestać chcieć
![W mur :mur:](./images/smilies/wallbash.gif)