Heh, pewnie można się znieczulić siłą woli, widziałem ludzi którzy co prawda odczuwali ból, ale potrafili go ignorować tak całkowicie, że nie był odczuwany nawet jako dyskomfort. Ale to są lata praktyki, porównywalnej z nauczeniem się w stopniu mistrzowskim kung-fu. Na szczęście dla maluczkich jest technika dentystyczna, po prostu u dobrego dentysty leczenie kanałowe może być bezbolesne, chociaż mówię tylko na podstawie własnego doświadczenia. Przez ponad 30 lat bałem się panicznie dentysty. To nie był zwykły strach, to była paraliżująca fobia, irracjonalny i praktycznie niemożliwy do pokonania lęk.
Lęk ten kosztował mnie jednego zęba, którego nie dało się uratować, a dentystka, która doradziła mi usunięcie powiedziała mi, że muszę być osobą wyjątkowo odporną na ból, jak tak długo mogłem wytrzymać z zębem w takim stopniu rozkładu. Cóż, nie ukrywam, w ostatnich dniach tego zęba ból praktycznie uniemożliwiał normalne funkcjonowanie, z drugiej strony doznałem stanu pewnej szczególnej odporności na ból, nie była ona jednak kompletna (może i całe szczęście, inaczej nigdy bym się nie zdecydował na zabieg).
Ten ząb był wyrywany przez chirurga, zabieg trwał chyba ponad godzinę, był bardzo trudny i kosztowny. Ząb był usuwany po kawałku, za pomocą zestawu narzędzi zajmującego cały stół. Jedyny ból jaki pamiętam przy tym zabiegu to ból pleców od siedzenia bez ruchu na fotelu. Inna sprawa, że nie było stanu zapalnego dziąsła z ropą, dzięki czemu znieczulenie mogło działać bez przeszkód.
Później leczyłem zęby kanałowo kilka razy, raz pojawił się ból podczas borowania, powiedziałem "e-ee", pani dodała jeszcze mały zastrzyk i już nic nie bolało. Co ciekawe, same zastrzyki znieczulające są też bezbolesne - czego się nie spodziewałem za pierwszym razem
Zastanawiam się, dlaczego niektórzy ludzie mówią, że leczenie zębów boli. Czy są w jakiś sposób niepodatni na środki znieczulające, czy ich dentyści używają gorszych środków czy może niewłaściwie je podają? Z tego co wiem stan zapalny z ropą przeszkadza w znieczuleniu, ale bez tego powinno wszystko działać.
Co do radzenia sobie z bólem na gruncie psychicznym, z bólem mam podobnie jak z zanurzaniem w zimnej wodzie. Początkowo zimna woda odrzuca, i całe ciało buntuje się przeciwko wejściu do niej. Po zanurzeniu zimno przestaje być dokuczliwe, przeszkadzający odruch znika. Tak samo przyzwyczajam się do bólu. Początkową reakcją jest bunt, wtedy się najbardziej cierpi. Kiedy pojawia się akceptacja - wtedy boli tak samo, ale już się nie cierpi. Trudno to opisać. Z powodu dość szczególnej choroby wiele w życiu się nacierpiałem przez mdłości i wymioty. To był dla mnie koszmar gorszy od najgorszego bólu. Sesje z wymiotami trwały u mnie czasami i pół doby. Ostatnio nauczyłem sobie z tym radzić (chociaż choroba już przeszła, ale czasami zdarza się człowiekowi zwyczajnie zatruć). Kluczem jest akceptacja. Nie wiem jak to opisać, ale po prostu potrafię się rozumowo przestawić, żeby nie cierpieć. Po prostu akceptuję, że ten proces musi tak przebiegać, że nie ma się co buntować, a tak na prawdę boli sam bunt. Efekt? Całkowita ulga. Mogę się śmiać i żartować. Jeśli oczywiście mam wystarczającą ilość energii do tego, bo do wszystkich tego typu tricków trzeba mieć energię, coś w rodzaju psychicznej siły do dominowania nad swoim odczuwaniem. Od przemęczenia, niewyspania i stresu energia spada do poziomu krytycznego, kiedy człowiek staje się bezbronny. Wtedy czuje wszystko i nie ma żadnego wpływu na to że cierpi. Ale i ta sytuacja nie jest beznadziejna, bo nawet wtedy można się zmusić żeby po prostu odpuścić. Stan taki określiłbym jako "wszystko mi jedno co się ze mną dzieje" - jest to z pewnością stanem ulgi i końcem cierpienia. Można być przytomnym i rejestrować zdarzenia, ból jednak wydaje się kompletnie abstrakcyjny i nierzeczywisty. W momencie kiedy boli pomyśl, że jest to atawistyczny impuls, który ma zmotywować właściciela ciała do jakiejś reakcji (ucieczki, walki, czegokolwiek, co ma uchronić przed uszkodzeniem lub zniszczeniem ciała). Kiedy jednak boli podczas leczenia - ten impuls jest zupełnie bezużyteczny, wręcz bezsensowny. Mi uświadamianie sobie tego faktu bardzo pomaga. Jeśli masz pełną świadomość że ból nie reprezentuje najmniejszego zagrożenia, łatwiej jest go ignorować i nie cierpieć pomimo jego odczuwania. Tylko to jest tak, że niby wiesz, że zagrożenia nie ma, ale między "niby wiedzieć" a "w pełni sobie uświadamiać" jest dość spora różnica i to ona decyduje.