Rohatsu, grudzień 2009
Moderator: iwanxxx
Rohatsu, grudzień 2009
Wrzesień, październik, listopad, świat kładący się do snu i coraz mniej energii w cielcu-umyśle. Gdyby nie konieczność opieki nad końmi, pieskiem, kotami, gdyby nie wymogi chałupy i gospodarstwa – nie chciałoby się nawet zwlekać z wyrka. Ból stawów, ogólna niemoc, zapewne deprecha, zacząłem nawet podejrzewać sławetną boreliozę, kilka kleszczy swego czasu się we mnie wżarło. Za namową Bogny przestałem pić mleko – ponoć szkodzi. Sąsiadujące z mą izbą duże pomieszczenie było rozbabrane: zerwana podłoga, zionąca czeluść piwnicy. A od ponad roku halucynowałem, że byłoby tam świetne zendo, pokój medytacji.
Tymczasem nadszedł grudzień, a początek tego miesiąca to dla praktykujących zen czas Rohatsu (sesshin Rohatsu — szczególnie surowe sesshin, okres zamkniętej medytacji zazen, ku czci osiągnięcia oświecenia przez Buddę Siakjamuniego.) Kulminacyjnym punktem tej praktyki jest nocne siedzenie, od północy do czwartej rano, bez żadnej przerwy, istna „siekiera”.
- „Nie ma chętnych, tylko trzy osoby i nikogo do poprowadzenia” - rzekła mi Ewa przez telefon.
- To zapraszam na wiochę, może w końcu będę mieć motywację, by wykończyć podłogę -powiedziałem.
„Słowo się rzekło”, do Rohatsu zostały jeno dwa dni. Zapuściłem na full Kazika Staszewskiego (dzięki, Kasiu!) i zamieniłem się w Strusia Pędziwiatra z Pomysłowym Dobromirem na grzbiecie. Stukał młotek, warczała piła łańcuchowa, gruchała betoniarka z gliną. Znikała kamienna piwnica, zamknęła drewniana podłoga. Trochę snu i genialna pizza z pasteryzowanych koźlaków. Potem sprzątanie, odkurzanie, ołtarz z biureczka okryty żółciutką tkaniną, mosiężna głowa Buddy, dzwonek, słoik z „kwiatami”, kadzielnica. Obrazki na poharatane, niewykończone ściany: Mistrzowie, Awalokiteśwara, grafika Hoitsu Suzukiego, Szósty Patriarcha ścinający bambusy, przedłużacz, lampki.
No i przyjechało auto, a w nim trzy osoby: dwa Krzyśki i Jula. Przybyły też maty, poduszki, instrumenty, śpiewniki, naczynia do orioki – rytualnych posiłków. Wieczorem zasiedliśmy na kilkanaście minut, odśpiewaliśmy cztery ślubowania:
Czujące istoty są niezliczone – ślubuję je wyzwolić
Pragnienia są niewyczerpane – ślubuję położyć im kres
Dharmy są nieograniczone – ślubuję je zgłębić
Droga Buddy jest niezrównana – ślubuję ją osiągnąć.
Następnego dnia – pobudka o 4.23. Potem – 108 pokłonów. I dalej, wedle „rozkładu jazdy” - mnóstwo siedzenia, posiłki, trochę pracy – ciągła medytacja. Jeden Krzyś musiał wyjechać – nie wyrobił ze swą astmą i alergią w wiejskiej chacie z piecami. Za to wpadły trzy dziewuchy: Małgosia, Ewa i Bogna. Zatem o północy, z soboty na niedzielę, zasiedliśmy w szóstkę do Wielkiej Przygody, Rohatsu, pojedynku z własnymi słabościami.
Nikt nie wymiękł. O czwartej, gdy zamykałem ołtarz, było nawet troszkę dyskretnych chichów-śmichów. I – sądząc po sobie – obolałych zadków. Drzemka, o 8 rano recytacja Sutry Serca, na zakończenie tzw. ceremonia koła, każdy po kolei mógł coś powiedzieć. Dziękowaliśmy sobie nawzajem za wsparcie, bez którego, osobno, nikt z nas nie miałby żadnych szans.
Poniedziałek, wieczór. Znów jesteśmy z Ciapkiem sami, reszta ssaków na dworze. Nic nie boli, ani stawy, ani zadek. Piec cieplutki, ni śladu psychicznych dołów. Zegar z wahadłem wybija ósmą. Zwycięstwo.
Dwa i pół tysiąca lat temu książę-żebrak usiadł pod drzewem Bodhi ślubując samemu sobie nie wstać, dopóki wszystko nie stanie się jasne. Nie wymiękł, doczekał świtu. Dziękuję bardzo.
Tymczasem nadszedł grudzień, a początek tego miesiąca to dla praktykujących zen czas Rohatsu (sesshin Rohatsu — szczególnie surowe sesshin, okres zamkniętej medytacji zazen, ku czci osiągnięcia oświecenia przez Buddę Siakjamuniego.) Kulminacyjnym punktem tej praktyki jest nocne siedzenie, od północy do czwartej rano, bez żadnej przerwy, istna „siekiera”.
- „Nie ma chętnych, tylko trzy osoby i nikogo do poprowadzenia” - rzekła mi Ewa przez telefon.
- To zapraszam na wiochę, może w końcu będę mieć motywację, by wykończyć podłogę -powiedziałem.
„Słowo się rzekło”, do Rohatsu zostały jeno dwa dni. Zapuściłem na full Kazika Staszewskiego (dzięki, Kasiu!) i zamieniłem się w Strusia Pędziwiatra z Pomysłowym Dobromirem na grzbiecie. Stukał młotek, warczała piła łańcuchowa, gruchała betoniarka z gliną. Znikała kamienna piwnica, zamknęła drewniana podłoga. Trochę snu i genialna pizza z pasteryzowanych koźlaków. Potem sprzątanie, odkurzanie, ołtarz z biureczka okryty żółciutką tkaniną, mosiężna głowa Buddy, dzwonek, słoik z „kwiatami”, kadzielnica. Obrazki na poharatane, niewykończone ściany: Mistrzowie, Awalokiteśwara, grafika Hoitsu Suzukiego, Szósty Patriarcha ścinający bambusy, przedłużacz, lampki.
No i przyjechało auto, a w nim trzy osoby: dwa Krzyśki i Jula. Przybyły też maty, poduszki, instrumenty, śpiewniki, naczynia do orioki – rytualnych posiłków. Wieczorem zasiedliśmy na kilkanaście minut, odśpiewaliśmy cztery ślubowania:
Czujące istoty są niezliczone – ślubuję je wyzwolić
Pragnienia są niewyczerpane – ślubuję położyć im kres
Dharmy są nieograniczone – ślubuję je zgłębić
Droga Buddy jest niezrównana – ślubuję ją osiągnąć.
Następnego dnia – pobudka o 4.23. Potem – 108 pokłonów. I dalej, wedle „rozkładu jazdy” - mnóstwo siedzenia, posiłki, trochę pracy – ciągła medytacja. Jeden Krzyś musiał wyjechać – nie wyrobił ze swą astmą i alergią w wiejskiej chacie z piecami. Za to wpadły trzy dziewuchy: Małgosia, Ewa i Bogna. Zatem o północy, z soboty na niedzielę, zasiedliśmy w szóstkę do Wielkiej Przygody, Rohatsu, pojedynku z własnymi słabościami.
Nikt nie wymiękł. O czwartej, gdy zamykałem ołtarz, było nawet troszkę dyskretnych chichów-śmichów. I – sądząc po sobie – obolałych zadków. Drzemka, o 8 rano recytacja Sutry Serca, na zakończenie tzw. ceremonia koła, każdy po kolei mógł coś powiedzieć. Dziękowaliśmy sobie nawzajem za wsparcie, bez którego, osobno, nikt z nas nie miałby żadnych szans.
Poniedziałek, wieczór. Znów jesteśmy z Ciapkiem sami, reszta ssaków na dworze. Nic nie boli, ani stawy, ani zadek. Piec cieplutki, ni śladu psychicznych dołów. Zegar z wahadłem wybija ósmą. Zwycięstwo.
Dwa i pół tysiąca lat temu książę-żebrak usiadł pod drzewem Bodhi ślubując samemu sobie nie wstać, dopóki wszystko nie stanie się jasne. Nie wymiękł, doczekał świtu. Dziękuję bardzo.
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Kurde, jak miło. Myślałem, ze znów mnie opieprzysz
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Witaj
Pozdrawiam
kunzang
Powiedzmy, że mam dziś dobry dzień Ale proszę, nie traktuj tego forum tylko jak blogajacob pisze: Kurde, jak miło. Myślałem, ze znów mnie opieprzysz
Pozdrawiam
kunzang
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Nie kumam "tylko??bloga" Wyrażam się, jak potrafię i mam nadzieję, że na temat...? Wlepiam (Ciapkowi) klapsiki. Pac, pac... A kociki u nas dwa, ostatnio nawet czarny dzikus wchodzi do chaty i je ze wspólnej michy
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Witaj
Pozdrowienia dla Ciapka i kotów
Pozdrawiam
kunzang
ps
to dobrze, że nie kumasz, gdybyś kumał, to by znaczyło, że jesteś żabą
No wiesz... traktować forum jak blog - wpaść, wkleić, czy napisać coś o swych przeżyciach, wypaść i... tyle go widzieli do następnego razu, wpaść, wkleić, czy napisać coś o swych przeżyciach i... tyle.jacob pisze:Nie kumam "tylko??bloga" (...)
Pozdrowienia dla Ciapka i kotów
Pozdrawiam
kunzang
ps
to dobrze, że nie kumasz, gdybyś kumał, to by znaczyło, że jesteś żabą
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Och! Żaba - to ksywa Hoitsu Suzukiego, nauczyciela mego nauczyciela. Zaszczyt. Acz sameś mnie pogonił parę eonów temu, zatem się nie dziw tymczasowości tzw. wpisów. Puść!
Parę dni temu czytałem jedną ze sznurkowych książek "Miski ryżu". Koleś rzekł: nic nie mam. A mistrz: Odrzuć to!
Zwyciężymy, to pewne.
Parę dni temu czytałem jedną ze sznurkowych książek "Miski ryżu". Koleś rzekł: nic nie mam. A mistrz: Odrzuć to!
Zwyciężymy, to pewne.
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Witam
Pozdrawiam
kunzang
A jak mam puścić trupa sytuacji, którego Ty właśnie teraz wleczesz?jacob pisze:(...) Acz sameś mnie pogonił parę eonów temu, zatem się nie dziw tymczasowości tzw. wpisów. Puść!
Hung!jacob pisze:Zwyciężymy, to pewne.
Pozdrawiam
kunzang
- booker
- Posty: 10090
- Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Yungdrung Bön
- Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych
Re: Rohatsu, grudzień 2009
A pot się lejekunzang pisze:A jak mam puścić trupa sytuacji, którego Ty właśnie teraz wleczesz?jacob pisze:(...) Acz sameś mnie pogonił parę eonów temu, zatem się nie dziw tymczasowości tzw. wpisów. Puść!
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Ciapek i koty zjadły trupa. I co - dalej jestem personanongrata? Tulę was, Ryje, i zawsze zapraszam na nasze zadupie. Może pomożecie szyć Okesę ? Okropnie to, kuźwa, skomplikowane...
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Witam
Pozdrawiam
kunzang
Tak czułem, gdy zniknął mi z oczujacob pisze:Ciapek i koty zjadły trupa.
Nie i nie byłeśjacob pisze: I co - dalej jestem personanongrata?
To szata mnicha zen w Kannon?jacob pisze:Może pomożecie szyć Okesę ?
Pozdrawiam
kunzang
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Ano szata. Większa od peleryny Zorra, szyta z mnóstwa kawałków materii pod perfekcyjnym kierunkiem mniszki z Niemiec. Jeśtem biedaćtwem. 7 lat temu (w poprzednim wcieleniu, bo w tym czasie ponoć komórki wsie w cielcu zupełnie się wymieniają)) szyć przyszło tzw. rakusu, "śliniaczek". Instrukcje mówiły o pewnej mantrze mającej towarzyszyć praco-medytacji. A w mój "śliniaczek", miast mantr, wsiąkały tony bluzgów. No, to jednak coś ta praktyka daje, bo już materia nie wkurza, jeno czasem zamienia w beźladne niemowlę...
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Witam
Pozdrawiam
kunzang
Jeżeli to nie jest zbyt osobiste pytanie, to: skąd pomysł u Ciebie, by dalej podążać ścieżką jako mnich - dlaczego?jacob pisze:Ano szata. (...)
Pozdrawiam
kunzang
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Pytanie w porządku, dobre. Jedyny "pomysł", jaki być może mam, to nieunikanie sytuacji-wyzwań przydarzających się na drodze. Ufam Roshiemu. Myślę też, że "ociupinka" dyscypliny przyda się takiemu menelowi i leniuchowi, jak ja. Na Kaszubach zima...
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Witam
Czyli co... czyli nie będąc mnichem o dyscyplinie mowy być nie może?
Pozdrawiam
kunzang
Na kabatach jej symulacja.jacob pisze:(...) Na Kaszubach zima...
Czyli co... czyli nie będąc mnichem o dyscyplinie mowy być nie może?
Pozdrawiam
kunzang
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Ech Kunzang tęsknie do tego pola między stacją metra a lasem kabackim.....ale z niego prawie już nic nie zostało jak zaobserwowałem będąc tam jakieś trzy lata temu...
Jacob, napisz kilka słów o miejscu na wasz ośrodek, oglądałem zdjęcia z któregos ango i widzaiałem jakieś "zgromadzenie w lesie"...z Roshim, domniemam, że to miejsce na świątynie:) i czy w Sonomie jest już poczatek budowy?
Pozdrawiam Mundek
Jacob, napisz kilka słów o miejscu na wasz ośrodek, oglądałem zdjęcia z któregos ango i widzaiałem jakieś "zgromadzenie w lesie"...z Roshim, domniemam, że to miejsce na świątynie:) i czy w Sonomie jest już poczatek budowy?
Pozdrawiam Mundek
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Czyli co... czyli nie będąc mnichem o dyscyplinie mowy być nie może?
To już chyba mniej dobre pytanie... Chociaż historyjka tao-zenowa o wierzchowcach się mi przypomina. Że najlepszy wierzchowiec to taki, na którego w ogóle nie trzeba bata. Troszkę gorszy konik posłucha, gdy zobaczy bata cień (...widziałam baata cień...)). Kiepskiego rumaka trza bacikiem dotknąć, a najgorszemu - przy.....
"Każdemu wedle potrzeb" i możliwości.
Wczoraj jechałem na wiochę PKS-em, kierowanym przez Pana Bodhisattwę. Miałem okazję już wcześniej go trochę poznać, pogadać. W jego przypadku dyscyplinę pomaga utrzymywać etat kierowcy. Czy to znaczy, że "nie będąc (kierowcą) o dyscyplinie mowy być nie może?"
Nasze letnie odosobnienia od paru lat odbywają się w Wildze, w Ośrodku wynajmowanym na ten cel od Bodhisattwów praktykujących Bon . I to niechybnie sosnowy lasek w Wildze stanowił tło wspomnianych fotografii z Ango. W planach jest stworzenie własnego ośrodka, niezbyt daleko od Wilgi, piszę o tym w tekście pt. Ango 2009, trochę niżej na Forum. A Sonoma Mountain Zen Center można se wpisać w google i czytać, ile wlezie, bo Ośrodek ten działa od wielu lat. Teraz, z inicjatywy Roshiego, ma się jeno rozwijać i rozbudowywać wedle Projektu "Mandala".
Uff, gadulstwo. Serdeczności zza pieca
To już chyba mniej dobre pytanie... Chociaż historyjka tao-zenowa o wierzchowcach się mi przypomina. Że najlepszy wierzchowiec to taki, na którego w ogóle nie trzeba bata. Troszkę gorszy konik posłucha, gdy zobaczy bata cień (...widziałam baata cień...)). Kiepskiego rumaka trza bacikiem dotknąć, a najgorszemu - przy.....
"Każdemu wedle potrzeb" i możliwości.
Wczoraj jechałem na wiochę PKS-em, kierowanym przez Pana Bodhisattwę. Miałem okazję już wcześniej go trochę poznać, pogadać. W jego przypadku dyscyplinę pomaga utrzymywać etat kierowcy. Czy to znaczy, że "nie będąc (kierowcą) o dyscyplinie mowy być nie może?"
Nasze letnie odosobnienia od paru lat odbywają się w Wildze, w Ośrodku wynajmowanym na ten cel od Bodhisattwów praktykujących Bon . I to niechybnie sosnowy lasek w Wildze stanowił tło wspomnianych fotografii z Ango. W planach jest stworzenie własnego ośrodka, niezbyt daleko od Wilgi, piszę o tym w tekście pt. Ango 2009, trochę niżej na Forum. A Sonoma Mountain Zen Center można se wpisać w google i czytać, ile wlezie, bo Ośrodek ten działa od wielu lat. Teraz, z inicjatywy Roshiego, ma się jeno rozwijać i rozbudowywać wedle Projektu "Mandala".
Uff, gadulstwo. Serdeczności zza pieca
...droga jest pełna, jak bezmiar przestrzeni, gdzie nie ma braku i nie ma nadmiaru...gdy wybieramy, albo odrzucamy, zapominamy o tej prostej prawdzie...
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Rohatsu, grudzień 2009
Witam
Dzieki za wyjaśnienie Jacob
Pozdrawiam
kunzang
Dzieki za wyjaśnienie Jacob
Oooo... to w tym samym miejscu spoczywamyjacob pisze:(...) Serdeczności zza pieca
Pozdrawiam
kunzang