[czytelnia] o chorobach praktyki

książki i opublikowane wykłady nauczyciel oraz periodyki

Moderator: iwanxxx

Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

[czytelnia] o chorobach praktyki

Nieprzeczytany post autor: booker »

Cześć :)

Ponieważ gdzie indziej focuz poprosił mnie o jakieś teksty nt. chorób w praktyce, pomyślałem o kompilacji i w tym krótkim poście wrzucam linki do tekstów, które wyszukałem.
Jest jeszcze parę tekstów których nie mogę odnaleźć na ten moment. Wrzucę później.
:namaste:


J.angielski
----------
J.polski
-------
-------
Andrzej Piotrowski JDPSN pisze: Czy mógłbyś wyjaśnić różnicę między MU, a praktyką "Czym jestem"?

Ja nigdy nie praktykowałem z MU w sposób o jaki pytasz, ale przypuszczam, że istota tych praktyk: "Co to jest MU?" i "Czym jestem" jest ta sama. W tradycji Zen istnieje podstawowa praktyka wywodząca się z początków tej szkoły zwana hwa tou. W książce "Trzy filary Zen" zamieszczone są zapisy rozmów nauczyciela z uczniami, z których widać, że te metody traktowanie były wymiennie. W obydwu z nich chodzi o pobudzenie umysłu pytania. Różnica może polegać na podejściu. Klimat koreańskiego Zen jest bardziej luźny i zrelaksowany. Nie podchodź siłowo do swojej praktyki, ale całkowicie porzuć to wszystko i całkowicie się zrelaksuj. Utrzymuj swoje hwa tou lekko, postrzegaj je. Hwa tou oznacza głowa słowa. Ogonem słowa jest cała treść pytania "Kim jestem?" wtedy co? Tylko "NIE WIEM". Wyostrzona uwaga, cisza, otwartość, wewnętrzne i zewnętrzne staje się jednym. To pytanie jest więc jak palec, który wskazuje księżyc. Musisz użyć tego palca, żeby spojrzeć na księżyc. Ale kiedy widzisz księżyc nie potrzebujesz palca. Dlatego w tej praktyce nie należy zbyt mocno trzymać się pytania, to nie jest to samo co praktyka mantry. Użyj tego pytania tylko po to aby spojrzeć w NIE WIEM. Z czasem twój pytający umysł staje się coraz szerszy i głębszy, aż całkowicie zmieniasz się w ten stan pytania. W praktyce istnieje niebezpieczeństwo przywiązania się do metody, wtedy może stać się to obsesją. Gdy ktoś mocno praktykuje "MU" lub "Kim jestem" może mieć oczekiwanie, że coś tam znajdzie. Ale ta praktyka jest podpaleniem zawartości złudzonego, karmicznego umysłu. Nic tam się nie kryje i nikogo tam nie znajdziesz. Musimy jednak przejść przez tę prace.

Kiedyś w "Tybetańskiej Księdze Wielkiego Wyzwolenia" znalazłem idealne sformułowanie praktyki hwa tou. Jest tam powiedziane: "ponieważ nie istnieją takie dwie rzeczy jak sprawca i działanie, najwyższy owoc praktyki zostaje urzeczywistniony, gdy sprawca jest poszukiwany, chociaż nigdy nie zostaje odnaleziony". To jest właśnie to. Zawsze tam gdzie jest silne przywiązanie "ja chcę czegoś" pojawia się choroba Zen. Zaczyna się ona kiedy przenosimy umysł pożądania osobistych ambicji w obszar praktyki. Praktyka nie jest po to żeby coś nam dać, ale zabrać wszystko czego próbujemy się trzymać. Dla większości z nas cierpienie oznacza walkę jak najwięcej wciągnąć na swoje terytorium, a z drugiej strony ufortyfikować się, tak aby zabezpieczyć się przed wszystkim czego nie lubimy. To jest ten słynny umysł LUBIĘ - NIE LUBIĘ. On cały czas działa jak wahadło. Cala energia naszego życia zaangażowania jest w ten ruch. Dlatego praktyka jest po to aby zabrać ci wszystko. Ale w paradoksalny sposób dostajesz wszystko w zupełnie inny sposób. Nie będę jednak za wiele wyjaśniał, bo sam mam wiele do zrobienia. Jest to sfera osobistego doświadczenia. DSSNim mówi "porzuć to wszystko, a dostaniesz wszystko". Umysł pragnienia przekształca się w umysł kompletny. Oznacza to, że bez żadnego wysiłku, bez poruszania się do przodu do tyłu, w bok, w przeszłość, spoczywa w tym punkcie. Jest spontanicznie uważny, działa i właściwie reaguje z chwili na chwilę. To jest właściwa funkcja praktyki "MU" i "Czym jestem".

http://www.zen.pl/kwanum/dharma_apiotro ... _2002.html
Wu Bong SSN pisze: (...)
Podczas tego Kyol Che opowiedziałem komuś pewną historię. Studenci zen mają chorobę sprawdzania. Chcieli by zobaczyć jakiś rezultat. Praktykuję już trzy lata i nic się nie wydarza. Co jest nie tak?
Historia opowiada o człowieku wędrującym po pustyni. Człowiek ten otrzymuje wskazówkę od innego doświadczonego wędrowca jak dojść do oazy. Wędrowiec idzie więc według wskazówek we wskazanym kierunku. Z początku ma bardzo dużo energii. Idzie prosto. Po trzydziestu dniach wędrówki kiedy jest już trochę zmęczony i wyczerpany palącym słońcem, nagle rozgląda się. Wszędzie widzi tylko piasek, zauważa, że w pewnym sensie nie dostrzega różnicy między widokiem jaki miał w chwili startu a chwilą w jakiej się znajduje teraz. Ale idzie dalej, ma kierunek. Zbiera się w sobie i maszeruje. Po 15 kolejnych dniach, rozgląda się wokoło: piasek i wydmy, nic się nie zmieniło! Przeszedł już taki kawałek, więc postanawia iść dalej. Ale już po paru dniach znowu się rozgląda i stwierdza, że krajobraz wcale się nie zmienia! I tak dalej i tak dalej... W końcu rozgląda się już co minutę i sfrustrowany odwraca się i... idzie z powrotem. Jaka szkoda! Tuż za następną wydmą była oaza!
[ cisza ]
Ktoś usłyszał tę historię i powiedział: "tak, ale ta oaza jest zawsze za następną wydmą"! [ śmiech ]
(...)

http://www.zen.pl/kwanum/dharma_wbss_kch_lato_2001.html
Bon Yo SSN (wówczas Grażyna Perl JDPSN) pisze: (...)

Tak chętnie obudowujemy nasze życie różnymi rzeczami: edukacją, pieniędzmi, religią, filozofią, praktyką, zen, tao, czymkolwiek. Wtedy nie zostaje w nas nic - jesteśmy przygnieceni, całkowicie zagubieni. Z jednej strony budujemy to wszystko, żeby móc się czegoś trzymać - tymczasem z drugiej to TO trzyma nas. Stajemy się więźniami. Ktoś zapytał mnie, jak buddyzm czy zen ma się do religii? Polska jest przecież krajem katolickim. Wtedy powiedziałam tej osobie: "Wierzysz w Boga?", "Oczywiście!", "A więc powiedz mi, co to jest Bóg?" Nie potrafił odpowiedzieć. Pomogłam mu: "Mówi się w religii, że Pan Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo. A więc, jeśli w to wierzysz, powiedz: Gdzie jest Bóg?" Jeśli zdajesz sobie sprawę, że to jest tylko sen - wtedy masz szansę się obudzić. Nawet jeśli to jest taki fajny sen jak Kyol Che.
Taki sen, który może uśpić naszą czujność. Mamy wrażenie, że wszystko jest dobrze - robimy tę właściwą rzecz. Tę najlepszą rzecz na świecie - siedzimy Kyol Che. Ci inni paskudni ludzie piją, jedzą, uprawiają seks, liczą pieniądze, a ja siedzę Kyol Che - a więc jestem w porządku. To bardzo niebezpieczne myślenie, bardzo niebezpieczny sen. Ten sen z pieniędzmi i całą resztą nie jest aż tak niebezpieczny, bo łatwo się z niego obudzić. Ale ten sen o praktyce, o oświeceniu, o specjalnych energiach, o byciu Bodhisattwą - to jest dopiero demoniczny sen. Ten sen się do nas przykleja, a nawet gorzej - dużo trudniej jest zmyć to z siebie.

Z jednej strony nasza praktyka to cudowna rzecz, to coś nieocenionego. Ale takie jest życie, gdy cały czas utrzymujemy tę uważność, nie wpadamy w tę pułapkę umysłu - "jestem osobą duchową, a więc jestem lepszy". Jednak, nawet jeśli ludzie spoza sanghi nie bardzo wiedzą o co chodzi, my puszymy się między sobą. Jest taki kącik w naszym umyśle, który zawsze potrzebuje jakiejś kariery, nawet tej wewnętrznej. Pojawiają się pieniądze umysłu. Jednym z rodzajów takich "zenowskich pieniędzy", "pieniędzy praktyki" są kongany. Pamiętam z czasów, kiedy jeszcze tu praktykowałam rozmowy w palarniach: "Ile bram przeszedłeś? Bo ja pięć! A ty?" - targowisko. Pamiętajcie, że to wszystko jest tylko snem. Wszystko! Tamte pieniądze i te zenowskie pieniądze. Siedzenie na plaży i siedzenie na poduszce nie różnią się niczym.



Chciałbym zapytać PSN o ego. Często sam zauważam, że zaczynam czuć taką gwałtowną nienawiść do czegoś, co określam jako ego. Czy to jest właściwa perspektywa? Mówisz, że powinniśmy kochać siebie. Jak jest z tym ego? Czy powinniśmy je nienawidzić, czy powinniśmy kochać? Jeżeli mocno praktykujemy pojawia się nienawiść do samego siebie, ciężko jest utrzymać ten kochający się umysł.

Powinieneś przestać praktykować! Coś jest źle z twoją praktyką, jeśli pojawia się nienawiść. Albo - praktykować mocniej. Ile robisz pokłonów?

Staram się tysiąc.

Popraw swoją praktykę, zrób ją mocniejszą. Nie rób tysiąc, rób trzy pokłony. Rozumiesz? Znowu ten sam problem. Nie "ile", ale "jak" i "dlaczego". To, o czym mówił wcześniej Krzysztof, to ego. Co to jest ego? Ego to jest "ja". Jeśli będziemy nienawidzić to "ja", dokąd zajdziemy? Dokąd już zaszliśmy? Spójrzmy na świat dookoła, co się w nim dzieje. W naszej praktyce bardzo dużo mówimy o wierze w siebie. Zrozum "ja", zaakceptuj "ja", pokochaj "ja". Następnie jesteś w stanie zrozumieć "ty" czy "oni", zaakceptować "oni", pokochać "oni". Nie można nienawidzić. Nie trzeba się w tym również kochać. I to jest zgubą, i to jest zgubą; i to jest pułapka, i to jest pułapka; i to jest droga do piekła, i to jest droga do piekła. Nie walcz o pokój - czyń pokój. Między innymi ze swoim "ja".

(...)
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: [czytelnia] Choroby Zen

Nieprzeczytany post autor: lwo »

O chorobach zen to tu jest stosunkowo niedużo, bardziej o chorobach soen i chorobach chan. ;)
A tak bardziej poważnie to moim zdaniem choroby zen tak zasadniczo niewiele się różnią od chorób całej ludzkiej rasy. Mistrz Seung Sahn powiedział kiedyś: ludzie stwarzają coś i następnie się tego trzymają i to jest problem.
Oczywiście, choroby zen mają swoje szczególne uwarunkowania i specyfikę.
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: [czytelnia] o chorobach praktyki

Nieprzeczytany post autor: booker »

Specjalnie dla Ciebie, Leszku, zmieniłem tytuł wątku :)
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Tomek
użytkownik zbanowany
Posty: 1010
Rejestracja: ndz sty 14, 2007 05:07
Płeć: mężczyzna
Tradycja: brak

Re: [czytelnia] Choroby Zen

Nieprzeczytany post autor: Tomek »

leszek wojas pisze: Mistrz Seung Sahn powiedział kiedyś: ludzie stwarzają coś i następnie się tego trzymają i to jest problem.
Ostatnio natknąłem się na krótką tradycyjną 'opowiastkę' dobrze przedstawiającą moim zdaniem jedną z 'chorób' która trawić może w praktyce tych, którzy już 'wiedzą' o co w niej chodzi i tych, którzy jeszcze 'nie wiedzą' … :

Uwaga! Majoku dzierżąc swój kij przybył do miejsca w którym mieszkał Szokei. Trzykrotnie obszedł poduszkę na której medytował Szokej, a potem uderzył kijem w ziemię. Szokej widząc to powiedział: „Dobrze! Dobrze!” Następnie Majoku udał się do Nansena, gdzie też trzykrotnie obszedł poduszkę do medytacji i uderzył kijem w ziemię. Nansen powiedział „Źle! Źle!”. Majoku słysząc to, rzekł „Szokej powiedział „Dobrze! Dobrze!” Dlaczego ty mówisz „Źle! Źle!”? Nansen odpowiedział „Dla Szokeja to jest dobre. Dla ciebie jest to złe. To co stworzone przez wiatr i tak w końcu psuje się i rozpada”.

„Dobrze” i „Źle” - uważaj na pułapkę;
jedno zdaje się być poniżeniem, drugie zaś aprobatą.
Kto jest starszy, trudno powiedzieć; kto jest młodszy, trudno powiedzieć.
On wie o tym żeby odpuścić, kiedy w końcu przyjdzie czas.
Co wyjątkowego więc w moim zachwycie?
Uderzając złotym kijem, stoi całkiem sam;
z łatwością okrąża trzykrotnie konopną matę.
Kiedy Sangha jest czymś poruszona powstaje dobro i powstaje zło.
Patrzcie! Demon ukrył się w bielejącej czaszce.



Pozdrawiam +
ODPOWIEDZ

Wróć do „Publikacje”