malejsza pisze:czy musze zmienic profesje zeby byc w zgodzie z buddyzmem?
Jeśli robisz coś, co przynosi Ci dostatek i zabezpiecza Twoją przyszłość, to pewnie pojawiają się dzięki temu momenty, w których masz się czym podzielić lub zająć czymś innym niż przetrwanie. Gdybyś zmieniła profesję z powodu buddyzmu i ta nowa praca okazałaby się niewystarczająca dla utrzymania, to przestałabyś mieć np. czas na praktykowanie buddyzmu i nie miałabyś sposobności dzielenia się z innymi swoim nadmiarem. W ten sposób efekt byłby odwrotny do powziętego celu, jakim (w domyśle) jest buddyjska praktyka, bo trudno jest pomagać innym, jeśli samemu nie ma się pod dostatkiem. Podobnie trudno jest ćwiczyć metody, jeśli codziennych obowiązków i stresu jest tyle, że w całym dniu po prostu nie można znaleźć chwili spokoju. Rzadko jest tak, że zupełnie się nie da, ale jest znacznie ciężej.
Twoje ciało i Twój umysł to są narzędzia, których używasz, np. żeby czytać Sutrę Serca, więc ich kondycja jest bardzo ważna. Gdybyś nie zaspokoiła swoich potrzeb, to nie w głowie byłoby Ci studiować sutrę – miałabyś inne zmartwienia. To uogólnienie, ale biorę pod uwagę jakieś statystyczne pobudki zachodniego buddysty, tzn. wychodzę z założenia, że ludzie tu rzadko sięgają po metody Buddy, gdy mają podstawowe problemy bytowe, raczej gdy poczują bardziej subtelne nieusatysfakcjonowanie lub psychiczny deficyt i wtedy zaczynają czegoś szukać.
Tak naprawdę pytasz też, czy to czym się zajmujesz jest dobre czy złe, a to jest pytanie o tą nieszczęsną karmę. Wiesz, karma jest prosta w zrozumieniu jako ogólne prawo, ale trudna do analizy w konkretnym przypadku, jeśli nie niemożliwa. Na przykład hindusi zastawiają trutki na szczury i twierdzą, że to zła karma szczura, że zje trutkę. Oczywiście, to jest pewna ignorancja, a przykład to raczej dowcip. Z drugiej strony podobny dylemat mógłby mieć sprzedawca na stacji benzynowej, np. przejmowałby się, że paliwo, które komuś wleje może posłużyć do jazdy po pijanemu, albo do ucieczki z miejsca potencjalnego wypadku. Jeśli ktoś przychodzi i pije w knajpie piwo, a potem poznaje kogoś, kto zmienia jego patrzenie na świat, to można powiedzieć, że jest to coś dobrego. Z kolei ktoś inny będzie pił za dużo i za często. Ale wiesz, za kilka lat może z nimi zdarzyć się coś zupełnie innego niż w ulotkach kampanii antyalkoholowych. To ten pierwszy będzie miał kłopoty bo popadnie w złe towarzystwo, a ten drugi założy fundację pomagającą bezdomnym, bo któregoś dnia po pijaku został przygarnięty przez bezinteresownego kloszarda. Po prostu trudno jest nam powiedzieć, co się stanie, jeśli uwzględnimy funkcję czasu i wpływ wszystkiego. Oczywiście powinniśmy dawać z siebie wszystko, na tyle, na ile możemy, ale nie tak, żeby to w jakiś sposób nam szkodziło i w ten sposób nas uszlachetniało. W życiu jest wystarczająca liczba sytuacji, które nas uszlachetniają, żeby jeszcze dodawać coś ekstra od siebie do tego.