Miluszka mnie wywołała do tablicy, więc muszę coś napisać

Ostatnio mam mało sił na pisanie elaboratów na forum, a jeszcze mam w wątku o prawach autorskich do napisania ekspertyzę prawniczą ACTA
@108adamow - manewr, który zrobiłeś w tym wątku nie jest ani konstruktywny, ani elegancki. Rozumiem, że można lubić publicystkę Batchelora, ale nasze tradycje na niej nie wyrosły - wywodzą się z sutr mahajany. Jeśli odrzucisz istniejące tradycje, to zostanie ci Stefan jako lampa w ciemności, czego Ci jednak nie życzę
@therion
Według najwcześniejszych nauk Buddy właściwy pogląd to taki, który unika dwóch skrajności: eternalizmu i nihilizmu. Pogląd o istnieniu duszy, czyli jakiejś trwałej cząstki, które decyduje o tym, że jesteś sobą jest bez wątpienia poglądem eternalistycznym bez względu na to jak subtelnie spróbujesz to ująć. Budda bardzo wyraźnie powiedział, że wiara w istnienie atmana jest niewłaściwym poglądem.Najpierw tę jedną rzecz trzeba ustalić: każdy buddyjski pogląd tak się interpretuje, żeby nie był eternalizmem ani nihilizmem, więc nawet jak mówi, że jak jakaś szkoła mówi, że jest jakaś wieczna podstawa, to potem dopisuje do tego książkę, żeby nie zrobił się z tego eternalizm. Podstawowa zasada: droga środka między skrajnościami eternalizmu, czyli istnienia oraz nihilizmu czyli nieistnienia.
Druga rzecz do przedstawienia najsamprzód to dwie prawdy.W prawie całym buddyzmie mówi się o naukach ostatecznych i o naukach prowizorycznych. Są takie nauki, które wyrażają prawdę prowadzącą do końca cierpienia, a są takie, które w pewnym sensie mają Cię przygotować na tę prawdę. Są też dwa poziomy opisu rzeczywistości:
prawda ostateczna i prawda konwecjonalna. Od tego trzeba zacząć. Nauka o braku ja należy do prawdy absolutnej: ostatecznie nie ma żadnych istot. Nauki o odrodzeniu natomiast należą do prawdy konwencjonalnej. Spójrz na samochód - znajdź jedną rzecz, która decyduje o tym, że jest on samochodem. Nie ma nic takiego - istnieje tylko na bazie warunków - w tym sensie buddyzm mówi, że nie ma samochodu i to jest prawda ostateczna. Ta cecha zjawisk nazywa się współzależnym powstawaniem. Ale jednak wsiadasz o samochodu, jedziesz nim i możesz napisać podręcznik jego obsługi - to jest prawda konwencjonalna. Buddyjska reinkarnacja należy do sfery prawdy konwencjonalnej - ostatecznie nie ma żadnych odradzających się istot.
I co do pytań:
1. Na poziomie ostatecznym nie ma istot. Na poziomie konwencjonalnym są istoty i się odradzają. Nośnikiem indywidualnej karmy nie musi być trwała dusza - karma jest czymś w rodzaju energii, która bierze się z trzech trucizn - ignorancji, gniewu i żądzy. Te trzy trucizny powodują, że istoty przywiązane są do samych siebie. W buddyzmie mówi się o skandach - skupiskach zjawisk mentalnych, które warunkując się wzajemnie tworzą istoty. Siła tego przywiązania powoduje, że cały pojazd jedzie razem i to tak, że po rozpadzie ciała wciąż zachowuje impet. Równie dobrze mógłbyś spytać, czemu samochód (którego nie ma) jest w stanie dojechać z Torunia do Gdańska. Co go trzyma razem? Gdzie jest jego dusza? Trzymają go razem tylko warunki, dzięki którym powstał. Dzięki innym warunkom pewnego dnia się rozpadnie. Być może zostanie przerobiony na złom, a może trafi do Pimp My Ride, gdzie go kompletnie przerobią. Gdzie jest jego dusza?
2. Nie wiem za wiele o tulku.
3. Problem, który postawiłeś zaprząta głowę buddystom od dawna

Jak dla mnie wystarczy to tłumaczenie, które napisałem: ostatecznie nie ma ja, konwencjonalnie po prostu są istoty, które transmigrują. Pytania o to, jak działa ta transmigracja chyba są zbędne, bo to nieważne. Ważne jest jak postępować moralnie, ważne jest praktykować tak, aby nie odrodzić się niekorzystnie i ważne jest, żeby rozpoznać dzięki temu prawdę ostateczną. A mechanizmy odrodzenia to jakby piąte koło u wozu.
Alajawidżniana nie jest dusza, bo nie jest trwała. Jest indywidualna, ale też podlega współzależnemu powstawaniu - jest nietrwała, pusta.. Alajawidżniana jest dla mnie trochę przykładem nauki dla kogoś, kto nie jest w stanie poprzestać na tym, że odrodzenie jest konwencjonalne. Dlatego dostajesz dodatkowego cukierka - model mechanizmu odrodzenia w oparciu o który możesz praktykować. Niemniej jednak to nie wystarczy - w jogaczarze musisz tą alajawidżnianę przekształcić, czyli zrozumieć prawdę ostateczną. Nic nie wiem o usuwaniu karmy z alajawidżniany - nauki jogaczary mówią, że cokolwiek zasiejesz w alaji, to musi wykiełkować. Praktyki skruchy nie polegają na usuwaniu - karma nigdy nie ginie, za to alaja jest dynamiczna: w każdej chwili powstaje na nowo z poprzedniej chwili. Stąd można ją modyfikować poprzez praktyki i jakby dokładanie pozytywnych działań.
4. No było coś takiego, ale wszyscy inni uznali, że zbłądzili i nie przetrwała ta szkoła.
5. Jeśli słyszysz, że umysł nieśmiertelny, to na ogół buddyście chodzi o to, że natura umysłu jest nieśmiertelna. Dla wielu osób ujmowanie nauk od strony negatywnej - współzależnego powstawania - jest trudne do strawienia, stąd czasem podkreśla się że rozpoznanie tej prawdy jest rozpoznaniem jakiejś wiecznej natury - prawdy absolutnej. Bardzo jest jednak ważne, by pamiętać, że o ile współzależne powstawanie jest naturą zjawisk a rozpoznanie tego, jak przekazuje tradycja, jest doniosłym, transformującym i pozytywnym doświadczeniem, to prawda absolutna też nie istnieje. Co do zasady buddyzm nie uczy, że istnieje jakaś sfera absolutu w sensie zjawiska, która jest wolna od fałszu. Coś takiego to jest hinduistyczny brahman, a taki pogląd Budda odrzucił jako eternalistyczny. Wszystkie pojęcia - natura Buddy, podstawa, Dharmakaya - mówią tak na prawdę w pozytywny sposób o rozpoznaniu prawdy o pustości zjawisk z punktu widzenia konwencjonalnego. Możesz nazwać rzeczywistość umysłem (tam nie chodzi o jednostkowy umysł), ustalić, że ma on pewną niezmienną cechę - współzależne powstawanie - i potem powiedzieć, że natura umysłu jest wieczna. Brzmi miło, ale trzeba się w to wgłębić, żeby zrozumieć. Te kunszi i rigpy to chyba coś pomieszałeś, ale pamiętaj, że wszystkie systemy mają na szczycie nauk madhyamakę, czyli to, co napisałem wyżej: dwie prawdy, współzależne powstawanie.
Miluszka może się nie zgodzić do końca z pkt. 5
therion pisze:Jeśli logicznie popatrzeć na okres w którym żył Budda (prawdopodobnie mocno wkręceni Hindusi w wiarę co ma zrobić dziś zrobię za dwa wcielenia)
W owym czasie nie było jeszcze hinduizmu w sensie, o którym myślisz a wiara w reinkarnację nie była w głównym nurcie ówczesnych wierzeń. Słowo karma oznaczało rytuały, który trzeba było wykonać, aby zapewnić sobie szczęście w przyszłym świecie. Budda użył istniejących pojęć, ale ułożył je zupełnie na nowo. Jeśli chcesz budować teorie w oparciu o stosunek do ówczesnych wierzeń, to czekają Cię bardzo szerokie studia.
therion pisze:Zatem wg mnie Budda uznał nieważność atamana po to by ludzie szybciej mogli dojść do oświecenia. By skuteczniej zwalczyli karmę. Zamiast cierpieć w n-tych wcieleniach które byłyby bezwolną kontynuacją karmy w jego systemie można pójść jakby na skrót (i żeby nie było, nie widzę tego jako coś pejoratywnego). Tak to wygląda z mojej prostej perspektywy.
Nauki o nie-ja należą do kluczowych nauk Buddy. Tak samo nauki o unikaniu dwóch skrajnych fałszywych poglądów. Jeśli koniecznie chcesz to obejść i szukasz "duszy", to być może lepiej zabrać się za advaitę, jak sugeruje miluszka, bo w buddyzmie to jest pogląd nie prowadzący do wyzwolenia.
Pzdr
Piotr