Cześć!
W kontekście ostatniej dyskusji w tym wątku (a szczególnie postów na temat palenia jako działania bodhisattwy):
Nyima Dakpa Rinpocze opowiadał kiedyś historię pewnego mistrza, który miał dość niecodzienny sposób postępowania: otóż powtarzał bezustannie swoim uczniom aby nie palili tytoniu przytaczając różne argumenty i przykłady szkodliwości tej substancji, a sam regularnie palił fajkę. Według opowieści Nyimy Dakpy jeden z uczniów owego mistrza zaczął mieć wątpliwości co do kwalifikacji swojego nauczyciela, skoro postępuje on inaczej niż naucza. Mistrz poprzez swoją przejrzystość spostrzegł to i wezwał ucznia do siebie i kazał mu pociągnąć z fajeczki. Uczeń był zaskoczony jednak pociągnął z fajki. Następnie mistrz wziął fajkę, pociągnął z niej a następnie wypuścił dym przez palce pod powierzchnią paznokci i podał fajkę z powrotem uczniowi mówiąc 'A teraz Ty tak zrób!". Oczywiście uczeń nie potrafił tego zrobić. Mistrz powiedział mu, że pali po to aby nawiązać związek z istotami będącymi pod wpływem demona tytoniu i wówczas uczeń zrozumiał postępowanie swojego nauczyciela.
Z jednej strony ta historia, podobnie jak ta o mistrzu Zen i narkotykach przytoczona przez Leszka, ilustruje w jaki sposób zażycie trucizny może być działaniem z pożytkiem dla innych, a z drugiej strony obie te historie dobrze pokazują odpowiedź na pytanie 'czym jest iluzja a czym rzeczywistość' które też tu padło po drodze. O tej kwestii dość często wspomina także Namkhai Norbu Rinpocze i również Tenzin Wangyal poruszył ten temat w rozdziale na temat integracji w swojej książce. Także Jongdzin Rinpocze o tym wspomniał nauczając o sposobie zachowania jogina jednego smaku. Co to za kwestia?
Otóż jedna rzecz to np. siedzieć w knajpce z papierosem w gębie i myśleć, że się utrzymuje czysty umysł paląc i jakie to sprytne pozytywne działanie dla pożytku wszystkich istot jest tak siedzieć w tej knajpce i popalać, a zupełnie druga rzecz to mieć zdolność do utrzymania czystego umysłu wobec trucizny i rzeczywiście wykorzystać tą zdolność dla czyjegokolwiek pożytku. To właśnie znamionuje dychotomię 'iluzja a rzeczywistość'.
W naukach buddyjskich kiedy mówi się o byciu poza ograniczeniami, o jednym smaku oraz o integracji z negatywnymi działaniami, to zawsze odnosi się to do
rzeczywistych zdolności ucznia. Dlatego Jongdzin Rinpocze skomentował od siebie: 'Nie udawajcie jednak takich zachowań dopóki nie macie tych zdolności', Tenzin Wangyal napisał: 'tańczenie na dyskotece i myślenie, że się to integruje w swoim naturalnym stanie będzie szkodliwe', a Namkhai Norbu powtarza: 'Proszę nie zachowujcie ię niczym Drukpa Kunlej. Chcecie zachowywać się poza ograniczeniami to najpierw zróbcie eksperyment: zapalcie świeczkę i włóżcie w nią palec. Jeśli nie będziecie mieć problemu, to ok, możecie być poza ograniczeniami'.
Również pojawiły się głosy na temat alkoholu i mięsa. Między alkoholem, mięsem i tytoniem jest różnica z punktu widzenia nauk tantrycznych i dzogczen - o ile mięso i alkohol stanowią substancje samaya w wyższej tantrze (czyli są substancjami które obowiązkowo się spożywa np. w czasie ganapudży) o tyle tytoń jest po prostu uznawany za truciznę. Podobnie jest z punktu widzenia medycyny: alkohol w odpowiedniej dawce nie jest trucizną, natomiast tytoń jest w każdej postaci i ilości szkodliwy. Poza tytoniem jest na świecie jeszcze wiele substancji które są truciznami. Więc nie można powiedzieć że wszystkie działania są względne i liczy się tylko intencja, ponieważ zażywanie trucizny zwyczajnie po prostu zatruwa chyba że się zrealizuje pustkę tej substancji - niemniej jednak nawet ciało tego mistrza Zen z histori Leszka poczuło się zmęczone po narkotyku, więc pewnie po odpowiedniej dawce by umarło.
To tak, jakby wsiąść do pociągu i po drodze do konduktora po bilet spotkać kogoś kto zamierza jechać bez biletu. Wówczas, jeżeli dla zbliżenia się do tej osoby również zrezygnujemy z zakupienia biletu, to nie tylko tamta osoba zapłaci mandat, ale my sami także go zapłacimy.
Ostatnia kwestia o której chcę wspomnieć dotyczy owego mistycznego 'nawiązywania kontaktu' albo 'związku'.
Wiele osób ulega urokowi uczynienia czegoś niezwykłego ze zwyczajnej sytuacji oraz pokusie przekraczania zakazów. Chyba jest coś takiego w ludzkiej naturze że zakazany owoc i nieznane kusi. Powoduje to rozwijanie się różnych iluzji i samooszukiwania się, w typie np. jeżdżenia na gapę aby rozwijać czyjś związek z dharmą itp. kiedy brakuje nam na bilet i chcemy uciec za wszelką cenę od konfrontacji z prostotą trudnej sytuacji: ot nie dajemy rady, nie mamy na podstawowe potrzeby kasy. Nie zauważamy wówczas że kiedy płacimy za przejazd, dokładnie wszystkie istoty na świecie nawiązują taki sam kontakt z naukami tyle że pozytywny, bo niczego nie przywłaszczamy bez zapłaty.
W naukach tantrycznych mówi się o pozytywnym i negatywnym związku z dharmą: pozytywny powstanie kiedy np. udzielimy komuś dobrej rady, choćby wskażemy drogę albo pomożemy przedostać się na drugą stronę szyby

, a negatywny powstaje kiedy np. ogryziemy komuś kości w czasie pudży. Pozytywne i negatywne, jakkolwiek (wg dzogczen) ma to samo źródło, nie jest tożsame.
Niebo nie jest niebieskie, kolor z powodu atmosfery ziemskiej, z Księżyca nie ma koloru niebieskiego.
'a a ha sha sa ma
Heaven holds a place for those who pray
When all are one and one is all To be a rock and not to roll