Może moja wątpliwość wyda się Wam naiwna, ale zastanawiam się, czy ktoś kiedyś podjął się połączenia buddyzmu (nie w jego wydaniu zen) z chrześcijaństwem - no może oprócz lamy Yeshe i jego guru jogi na osobę Jezusa. Pytam dlatego, że pomimo fascynacji buddyzmem i faktem, że dostrzegam w nim wiele znakomitych spraw, mam pewne opory. Tyle się mówi o dostosowywaniu się buddyzmu...
Po pierwsze kwestie kulturowe. Trudno jest mi zrozumieć te wszystkie grzecznościowe skróty i zwroty, szaty, dzwonki. Podobnie fakt, że buddowie i dakinie mają radosne, szerokie twarze tybetańskich wieśniaków ;P jakby byli Tybetańczykami
![Wesoly :)](./images/smilies/smile.gif)
I po drugie - sprawy mentalności... Nie wiem jak u Was, ale ja zostałem wychowany w świecie chrześcijańskim i mam jakąś wewnętrzną blokadę przed posągami, obrazami, kłanianiem się posągom, wizualizowaniem bóstw...
Kiedyś czytałem na jakieś stronie rozważania autora, czy nie warto zamienić buddyjskich bóstw medytacyjnych na nasze swojskie słowiańskie - pogańskie. Dla mnie to jeszcze większe pomieszanie. Może katolikom byłoby łatwiej skorzystać z dobrodziejstw medytacji wizualizując postacie świętych czy aniołów? sam nie wiem... Szkoda chyba trzymać takie dobre sprawy jak wspaniałe medytacje w schowku o nazwie kultura tybetańska?
Przepraszam z góry za jakieś nieścisłości, jeżeli je popełniłem i dziękuję
![Wesoly :)](./images/smilies/smile.gif)