By zainteresować osobę, która najlepiej mogłaby mi pomóc opowiem swoją historię w małym skrócie. Moje pierwsze kroki w zrozumieniu "jak działa świat" i co za tym idzie zacząłem jak każdy chyba czytając i analizując istniejące religie. Niestety nie byłem zachwycony tym co one oferowały. Równolegle w tym samym czasie praktykowałem coś z czego inni się śmieją i uważają za fikcję, magię, okultyzm, wiedzę tajemną, różnie ją nazywano. Po dłuższych poszukiwaniach zrezygnowałem z religii bo uważałem, że jest zbędna i wnosi tylko zamęt swoimi nie logicznymi zasadami. Skupiłem się na magii i najstarszej formie niby religii, szamaństwie. Dzięki wielu godzinom a potem lat spędzonym na uczeniu się i poznawaniu magii, która w dzisiejszych czasach jest na wymarciu zauważyłem, że odstaję nawet od osób, które jak ja znalazły coś w magii. Już wtedy zdarzało mi się, przypominać jakieś wyrywkowe rzeczy, wspomnienia z innych żywotów. Choć wtedy widok bogów, półbogów czy demonów dziwnie na mnie działał. W pewnym momencie w empiku wpadła mi w ręce książka o buddyźmie, z resztą doskonała. Zacząłem wciągać się i czytać dosłownie wszystko co wpadło mi w ręce, książki, strony różnych szkół buddyjskich, sutry, wykłady. Dosłownie wszystko. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wszystko co czytałem w buddyźmie pasowało do tego co uczyłem się w magii, światy koła ponownych narodzin pasowały czasem do wspomnień, zasady przy medytacji pasowały do tego co już wiedziałem. Potem dotarłem do nauki o pustce i formie, też nie miałem z tym problemu, wszystko pasowało i strasznie sie ucieszyłem. Jakiś czas później trafiłem na szkołę diamentowej drogi w swoim mieście i zaczęłam tam przychodzić. Ale niestety oprócz wspólnej medytacji nie potrafiłem od nich uzyskać żadnych wartościowych informacji, było mi za mało. Wykłady lamów też było mi za mało. Teraz już wiem, że popełniłem błąd czytając praktycznie wszystkie szkoły i odłamy buddyjskie co trochę się gryzło ze sobą.
Któregoś dnia przy głębokiej medytacji zacząłem mieć dziwne uczucie, że coś dobija mi się do głowy więc postarałem sie to odkryć. W mojej głowie pojawiły się dziwne obrazy świątyni, mnichów, nieco inaczej ubranych niż widziałem do tej pory i słowo RANGPO. Na początku myślałem, że jest to imię tego mnicha z którym w tych wspomnieniach rozmawiałem i z ciekawości wpisałem to słowo w wyszukiwarce. Okazało się, że Rangpo jest miastem w Indiach, kiedyś niezależnym królestwem i jeśli dobrze pamiętam buddyzm został tam sprowadzony z Nepalu lub Tybetu w wieku XIV. Bardzo mnie to zdziwiło i ucieszyło bo okazało się, że moje wspomnienia to nie są zwidy ani ułuda, a historia którą pamiętam pasuje do tego co przeczytałem. Po tym zajściu usilnie szukałem w Polsce mistrza, mądrego buddysty, który by mi pomógł to ogarnąć. Niestety trafiałem na osoby, które tylko mądrze mówiły nie rozumiejąc tego co czuje. Potem zwątpiłem trochę w moje poszukiwania i odsunąłem się do buddystów. Niestety to uczucie brakującej wiedzy, czy pokazania ścieżki jaką powinienem się udać boli jak cholera

I tu moja prośba do kogoś mądrego, kto byłby wstanie choć wskazać mi ścieżkę, którą mogę lub powinienem podążyć, wiedzę jaką powinienem przyswoić. Jeśli jest tu ktoś lub zna kogoś takiego proszę o pomoc.
ps przepraszam za obszerne wyznanie, ale wydawało mi się obowiązkiem opisanie najważniejszych rzeczy, by było łatwiej mi pomóc