leszek wojas pisze:Wszyscy stwarzamy sami nasze cierpienie. Buddyzm proponuje różne sposoby, techniki radzenia sobie z własnym cierpieniem ale nikt nie może zażywać lekarstw za kogoś, leczyć się za kogoś. Czy ja gdzieś powiedziałem, a może Ty gdzieś usłyszałaś, że wszystkie istoty na świecie mogą czy też powinny podjąć praktykę konganową, że to jest odpowiednia metoda dla każdej istoty? Żeby podjąć tę praktykę trzeba przede wszystkim chcieć ją podjąć. Czy sądzisz, że osoba dla której ta praktyka jest kompletnie niezrozumiała będzie chciała ją podjąć? Na podobnej zasadzie nie każdy rozpocznie studia matematyczne czy artystyczne. To chyba są rzeczy oczywiste.
Trudno się z Wami nie zgodzić, bo tak zdaje się właśnie powinno to wyglądać. Nie wiem jednak, dlaczego rozwiązywanie koanów i uzyskanie dobrej odpowiedzi wielu osobom kojarzy się z uzyskaniem jakichś specjalnych "ponadludzkich" cech osobowości. Tymczasem nawet oświecone umysły, dla których koany to pestka, nadal zdają się mieć wiele problemów, czego przykładem mogą być różne nałogi tego czy tamtego roshiego, czy złe relacje z innymi (nie chcę plotkować, więc pozwólcie, że nie podam konkretów, nazwisk, itd - nie są to jednak hipotetyczne sytuacje).Nayael pisze:koany dotyczą bardzo uniwersalnych i konkretnych problemów, przed którymi stajemy. Pisząc "uniwersalnych" mam na myśli, że każdy odbiera je tak samo, lub prawie tak samo: kim jestem? Jak pomóc komuś, kogo kocham? Jaki sens ma moja praktyka?
Jednakże kolor pomarańczy różni się zdecydowanie od koloru banana i dojrzałego mango, jak sądzę.atomuse pisze:Byc moze w przypadku koloru pomaranczowego nie ma dla nich roznicy miedzy kolorem #1 (czerwonym), a kolorem #2 (zoltym). W koncu jakby nie bylo, kolor pomaranczowy jest suma tych dwoch kolorow, a nie ich roznicanayael pisze:Hopi nie wyrażają w swoim języku różnicy między kolorem #1 a kolorem #2, więc uznają tę różnicę za coś nieistotnego.
Z jakichś jednak, niezrozumiałych dla użytkowników innych języków powodów Indianie Hopi żyją jakby ponad tym podziałem, uznając, że mango od banana rożni się kolorem, ale pomarańcza od banana już niekoniecznie. Być może dlatego, że niekoniecznie znali mango, ale na pewno znali kukurydzę (kolor żółty), czerwoną fasolę i dynię (kolo pomarańczowy)
Tu dodałabym mały wtręt o "zachodniej" odmianie buddyzmu: czy jest ona bardziej wychodzeniem naprzeciw potrzebom człowieka zachodu (ale wtedy stoi w sprzeczności z tradycyjnymi naukami), czy też forsuje w zachodnie umysły obce kulturowe wtręty, które -poprzez nieuniknioną osmozę kulturową- i tak dają inne efekty, niż na pierwotnym gruncie tych nauk?Lo'tsa'wa pisze: No własnie, zdaje sie, że tu pojawia sie problem omawiany wczesniej - bariera kulturalno-językowa. Jeśli rozumieć koan jako dydaktyczno-moralizatorską historię, cos w stylu greckich mitow, to nie wielką one mają wartość dla ludzi z europejskiego kręgu kulturowego...
Jakoś bardzo mi się kojarzą z przypowieściami chasydów, ale to też ortodoksyjna enklawa etniczno-kulturowa na terenie Europy, a nie jakieś wspólne europejskie dziedzictwo kulturowe. Choć bez wątpienia chasydzi i Martin Buber bardziej wpisali się w europejską kulturę i filozofię, niż zen i mistrz Dogen.Lo'tsa'wa pisze: Zatem koany to tylko bajki z morałem?
Nie no, kochani, "Czerwony Kapturek" to historia o przedwczesnej inicjacji seksualnej i jej następstwach. Tako rzecze Bruno Bettelheimnayael pisze:Wyobraźmy sobie, że bajka o Czerwonym Kapturku kończy się pytaniem: "Jak uratujesz złego wilka?", albo "Zły wilk jest wielkim bodhisattwą. Dlaczego?"
No właśnie. Wszyscy rozumieją początek (otwarcie?) tego koanu, oprócz daltonistów, dla których "nasz" kolorowy świat wygląda jednak inaczej.atomuse pisze:Trawa jest zielona, niebo jest niebieskie Czy jakos tak
Cierpliwości, to pewnie jeszcze nie koniec tego meandrycznego wątkuLo'tsa'wa pisze: PS: Temat tego wątku "Koany, Indianie Hopi i kogitywistyka" jest porażający
Pozdrawiam.m.