TakIntraneus pisze:tak samo moze byc i w afryce


Itd, itp...
Pozdrawiam.m.
TakIntraneus pisze:tak samo moze byc i w afryce
Z tego, co wiem, to tak. Poważnie. W ich kulturze istniał od zawsze taki sposób załatwiania "dziwnych" spraw w obrębie rodziny, czy plemienia...Może nie w ten sposób jak robi to Hellinger ( reprezentanci), ale bardzo podobnie. Więcej lepiej przeczytać o tym w książkach Hellingera, bo ja to zacznę pewnie jakoś "przekształcać " po swojemu...Najdziwneijsze jest to,ze wszędzie, w każdym zakątku świata, sprawdza się ta sama prawidłowość: tam, gdzie rozwijały się technologie, zaniedbano "duchowość", tam gdzie technologii brak - duchowość jest rozwinięta w taki sposób, ze nam - "cywilizowanym" ludziom Zachodu brakuje na to odpowiednich określeń. Podobnie, jak w "tradycyjnym" języku Pigmejów nie ma słowa na określenie "internetu", "infrastruktury miejskiej", "super samu", "ipod-u", "penicyliny", "wiązania molekularnego", itp...Intraneus pisze:To pigmeje wymyslili ustawienia? Shocked
Hej, Krooliku, wcale się nie kłócimyKROOLIK pisze:...ludzie zaczeli praktykowac na wlasna reke
Byłam na warsztatach dla psychologów, pedagogów, itp , na których omawiano tę metodę ,jako jedną z możliwych do zastosowania przy konkretnych przypadkach ( i przyznaję - efekty sa zadziwiające, były to przypadki, których nie można było wcześniej "wyleczyć" w inny sposób). Ale prowadzili to ludzie, którzy od Hellingera dostali taki włąsnie "bezpośredni przekaz", jego uczniowie, a nie "samozwańcy" ( których, niestety, teraz jest tak wiele, bo "ustawienia" stały się "modne")...czyli sytuacja podobna, jak ta, o której pisze Kroolik - komu zaufać, jeśłi chcemy się czegoś NAPRAWDĘ nauczyć, a nie zamotać się tylko bardziej...W psychoterapii jest to o tyle proste, że są konkretne wyniki...poza tym, to przeciez widać: terapeuta ( i w ogóle każdy nauczyciel) powinien tak przekazywac swoją wiedę i umiejętniości, żeby nie on był widoczny, a sam proces... jeśli ktoś jest zainteresowany lansowaniem swojej osoby, to to od razu wychodzi na wierzch...Hellinger też nie daje "swoim "uczniom żadnych dyplomów i "certyfikatów", ale jednka ważne jest , aby byli to ludzie, którzy byli naprawdę blisko niego, pracowali z nim i rzeczywiście czegoś się nauczyli...sądze, ze nie ma problemu z oceną czyjejś wiarygodności ( czy to w terapii, czy w "przekazie Dharmy") jeśli tylko nie lgnie się do "otoczek" jak: sława, osobowośc prowadzącego, itp...ale to już nie jest problem nauczycieli, tylko nasz, własny...tak sądzę.Intraneus pisze:Ciekawa sprawa te ustawienia. Bylas moze kiedys?
To chyba bardzo ryzykowna teza.moi pisze:Najdziwneijsze jest to,ze wszędzie, w każdym zakątku świata, sprawdza się ta sama prawidłowość: tam, gdzie rozwijały się technologie, zaniedbano "duchowość", tam gdzie technologii brak - duchowość jest rozwinięta w taki sposób, ze nam - "cywilizowanym" ludziom Zachodu brakuje na to odpowiednich określeń.
Ale odcięty od reszty świata. Poza tym, tradycyjne technologie stosowane w Chinach mocno różniły się jednak od rozwoju technologicznego np. w Europie, czy Am. Północnej...Inaczej wyrabiano papier, porcelanę, cegły...to były technologie swoiste tylko dla Chin, nieznane nigdzie indziej...To, co zrównuje w moim mniemaniu Chińczyków, Pigmejów, Tybetańczyków to fakt, że wszystkie te narody pozostawały długo odcięte od wpływów "stechnicyzowanych" ( na sposób "zachodni") cywilizacji...abgal pisze:przez setki lat był to bodaj najbardziej zaawansowany technologicznie kraj na świecie.
Sądzę, że rozdźwięk powstał dopiero w którymś momencie...powiedzmy zaczął się w Europie wraz z rozwojem pierwszych manufaktur i nauk empirycznych, które zapoczątkowały boom technologiczny...od tego momentu życie religijne ( a więc ta forma duchowości, która była najlepiej znana na "zachodzie") straciło swoje fundamenty w postaci nauk teologicznych, które zastąpiły inne wykładnie filozoficzne, inaczej tłumaczące świat i zjawiska w nim zachodzące...W Chinach, Tybecie, Afryce, Am. Południowej, czyli wszędzie tam, gdzie panował inny model rozwoju, tego rozdźwięku między rozwojem duchowym, a rozwojem cywilizacyjnym, jednak nie było...abgal pisze:A wracając do naszej wioski - starożytna Grecja - tam kładziono pierwsze fundamenty pod współczesną naukę. Czy starożytni Grecy byli mało rozwinięci pod względem duchowym?
Już w świecie antycznym 'inaczej tłumaczono świat i zjawiska w nim zachodzące'.moi pisze: Sądzę, że rozdźwięk powstał dopiero w którymś momencie...powiedzmy zaczął się w Europie wraz z rozwojem pierwszych manufaktur i nauk empirycznych, które zapoczątkowały boom technologiczny...od tego momentu życie religijne ( a więc ta forma duchowości, która była najlepiej znana na "zachodzie") straciło swoje fundamenty w postaci nauk teologicznych, które zastąpiły inne wykładnie filozoficzne, inaczej tłumaczące świat i zjawiska w nim zachodzące...
W/g Ciebie był to 'inny model rozwoju' a w/g innego poglądu było to zacofanie w pewnych dziedzinach. Świat tzw. zachodni też kiedyś widział świat w ten sposób. Jeśli przyjrzeć się cywilizacjom starożytnego Bliskiego Wschodu to mamy tam to o czym piszesz.moi pisze: W Chinach, Tybecie, Afryce, Am. Południowej, czyli wszędzie tam, gdzie panował inny model rozwoju, tego rozdźwięku między rozwojem duchowym, a rozwojem cywilizacyjnym, jednak nie było...
jesli mialoby to tak wygladac ze wszyscy amerykanie zaczeli najpierw praktykowac samemu z ksiazek a potem udali sie do uznanych nauczycieli to ok, ale wlasnie Kanzen mowil ze tak nie bylo. Wielu z nich zaczelo praktykowac i uwazajac ze do czegos doszli po jakims czasie(ponoc ego amerykanskie i ped na sukces jest niemaly) a nie zrodzila sie w nich zadna chec potwierdzania swojego urzeczywistnienia, kontaktu z innymi mistrzami- tylko wzieli pozakladali swoje osrodki zen i finito.moi pisze: Pewnie masz racje, tyle tylko,ze wszyscy w ten właśnie mniej więcej sposób zaczynają (tzn. od książek)...Sądzę, ze nie ma w tym nic złego... jeśli czujesz, że masz taką potrzebę - książki po prostu przestają ci wystarczać. Nie sądzę, żeby "certyfikaty" miały coś tu zmienić...
Pozdrawiam.m.
A więc? (chętnie się dowiem)abgal pisze:Moim zdaniem problem leży gdzieś indziej - w niezrozumieniu tego czym jest współczesna nauka, o czym mówi i do czego aspiruje.
Nauka zajmuje się tworzeniem modeli, które mają pozwolić przewidywać zjawiska.moi pisze:A więc? (chętnie się dowiem)abgal pisze:Moim zdaniem problem leży gdzieś indziej - w niezrozumieniu tego czym jest współczesna nauka, o czym mówi i do czego aspiruje.![]()
Co nie zmienia faktu, że większość innowacji technicznych, nowe technologie, nowe sposoby porządkowania informacji powstawały ( i nadal powstają) pod wpływem kultury "zachodniej"...Błędem innego rodzaju jest niedocenianie wzajemnej stymulacji między tzw. 'duchowością' a nauką widocznej zarówno w świecie chrześcijańskim i buddyjskim. Błąd ten popełniany jest po obydwu 'stronach' i wynika zazwyczaj z kompletnego niezrozumienia o czym 'druga strona' mówi.
Czyli powrót do praw logiki formalnej, itp?abgal pisze:Tymczasem nauka zajmuje się _tylko_ tym co da się stwierdzić i spełnia kryterium falsyfikowalności.
Pojawia się we wszystkich baśniach, mitach i innych opowieściach tworzących pierwszy rodzaj piśmiennictwa, czyli tzw. oraliturę (termin G. Duranda)..świadczy to o tym, ze był do czegoś b. potrzebny...stąd jego uniwersalizm i pojawianie się we wszystkich kulturach, bez względu na położenie geograficzne i stopień rozwoju...jednakże świat wartości zachodnich (Europa, Am. Północna, Australia) faktycznie potraktował religię jako nurt równoległy wobec pozostałych: nauki, kultury, sztuki, gdy tymczasem cywilizacje nie oparte na rozwoju nowych technologii łącza wszystko w jeden "uniwersalny" nurt.Przykładem niech tu będzie tradycyjna medycyna chińska, tybetańska ( nadal żywotne), a współczesna "zachodnia" medycyna konwencjonalna...zachodnia, w spółczesna psychoterapia, a tradycyjne metody wywodzące się z szamanizmu, itd ( np. to, co od Pigmejów przejął Bert Hellinger - technikę ustawień rodzinnych)...Wydaje mi się, że osmoza jest możliwa, a nawet konieczna i cały czas postępuje...Problemem jest właściwe tylko religia...Europejczycy robią z tego straszne zamieszanie, jak mi się wydaje...Najłatwiejsze do strawienia wydaje się tu być pojęcie "sacrum" , którym zaczęło na przeł. XIX w. operować religioznawstwo...A przecież religia jest obecna nawet w ustawieniach rodzinnych Berta Hellingera...I to zarówno ta zachodnia ( Bóg- Chrystus), jak i ta pochodząca z samego serca wierzeń afrykańskich ( duchy przodków)...Har-Dao pisze:ale mit Buddhy, Chrystusa i ogólnie bohatera-boga zwalczajacego śmierć i uosobienie świata to po prawdzie mit indoeuropejski, ale wydaje mi się, że też raczej ogólnoludzki.
Czy ja wiem... Można się zastanowic czy widoczne stopniowe przenoszenie się centrum cywilizacji ludzkiej w rejon Pacyfiku nie jest właśnie wynikiem swego rodzaju 'uzupełnienia' cywilizacji wschodnioazjatyckiej o zdobycze europejskie... To oczywiście tylko spekulacje...moi pisze: Co nie zmienia faktu, że większość innowacji technicznych, nowe technologie, nowe sposoby porządkowania informacji powstawały ( i nadal powstają) pod wpływem kultury "zachodniej"...
Może właśnie dlatego, że nie tyle się 'zmieniają' co 'uzupełniają' o to czego im było brak...moi pisze: Japończycy i Chińczycy ( czyli cywilizacje Wschodu) dopiero o otwarciu się na Zachód przeżyły ten boom gospodarczy i techniczny...ich cywilizacja miała bowiem inne uwarunkowania kulturowe, społeczne, itd...A różnice widać nadal.
Chodzi Ci o Fukuyamę? Cóż moim zdaniem japońskie to on ma tylko nazwisko i rodziców;)...moi pisze: Sadzę, że słynny artykuł "Czyżby koniec historii?" mógł powstać tylko dzięki temu, że jego autor nie był zakorzeniony wielowiekową tradycja rodzinną w kulturze Zachodu ...Człowiek Zachodu nie byłby zdolny do takiego odrzucenia swojego całego "dziedzictwa" kulturowego. (Co nie zmienia faktu, ze właśnie dzięki temu "wstrząsowi" współczesna zachodnia filozofia nowożytna była w stanie zrewidować cały swój "historyzm" , "determinizm dziejowy", itp)
Moim zdaniem nie doceniasz Bliskiego Wschodu. Jak to było w tytule pewnej znanej książki popularnonaukowej - nasza 'historia zaczyna się w Sumerze'.Har-Dao pisze: Chodzi o to, że oczywiscie było wiele jednostek ambitnych w wielu kulturach, ale Zachodnia kultura (której początki uznaję w okresie ludów i języka praindoeuropejskiego i teorii powstania - kultura kurhanów).
W tym rejonie, ale znacznie wcześniej. Jakie ludy tam żyły? Kto to wie?Har-Dao pisze: który udomowił dane zboze, nauczył sie kultury agrarnej (niewazne jak, czy byli to indoeuropejscy Hetyci czy nieindoeuropejscy Asyryjczycy czy moze inni)
Co zrobic... Nic. To nie są nauki.moi pisze:Ale co z robić z naukami skupionymi wokół pojęcia "gender", w świetle których można dociekać jakiej płci był mózg pani Kopernik/pana Kopernika, itp?
Nie mówiąc już o naukach, w których główną metodą badawczą i narzędziem jest hermeneutyka...
Ha, chyba nawet wcześniej - pszenica i jęczmień były już uprawiane w pierwszej osadzie w Jerychu - około 8000 lat p.chr.Har-Dao pisze: Kiedy? Nie tak dawno, neolit zapoczatkował rolnictwo i hodowlę. Całkiem niedawno zatem 5500 do 2300 p.chr.
Np. stąd:Har-Dao pisze: Co do Jerycha - nie kojarzę nic na ten temat, możliwe - skad masz to info?
Dla mnie również. I dlatego (w kontekście tematu rozmowy) uznałem, że warto to zauważyc.Har-Dao pisze: Co do Buddhy - różnie różni mówią jak z rodem Sakyów było, i z tym kto należał do varny kszatriów... To jakiego pochodzenia był Buddha dla mnie już znaczenia wiekszego nie ma)
zaden argument. kazda religia uwaza siebie za najlepsza. droga do zbawienia wiedzie tylko przez jezusa i inne allah agbar. w tym buddyzm nie rozni sie od konkurencjimiglance pisze: "zawsze skuteczna, prowadzaca do celu Dhamma".
No czyli jednak nie jest to niczym tak hura optymistycznym, zeby sie z tego tak cieszycmiglance pisze:Religiami uniwersalnymi sa tylko Buddyzm, Chrzescijanstwo i Islam.
Nie zawsze jest skuteczna.miglance pisze:"zawsze skuteczna, prowadzaca do celu Dhamma".
Skuteczna w swojej nieskutecznościbooker pisze:Nie zawsze jest skuteczna.
Cokolwiek znaczy słowo "mądry" w języku, który ma 2560 lat (a zapewne i więcej).miglance pisze:"do doswiadczenia przez madrego" Smile
Czy to nie są nauki Dzogczen, czasem ?miglance pisze:Buddyzm jest w stanie zaakceptowac inne religie jako nizsza forma praktyki, zbieranie zaslug. I jest w stanie poprzestac na tym oferujac oswiecenie w przyszlym wcieleniu. Smile
wielu mistrzow dzogczen bylo zwyklymi niepismiennymi wiesniakamibooker pisze:Pojawiają się historie o kompletnie głupich mnichach, którzy osiągali realizację.
Jeden z patriarchów nawet pisać i czytać nie potrafił.
niebooker pisze:miglance napisał/a:
Buddyzm jest w stanie zaakceptowac inne religie jako nizsza forma praktyki, zbieranie zaslug. I jest w stanie poprzestac na tym oferujac oswiecenie w przyszlym wcieleniu. Smile
Czy to nie są nauki Dzogczen, czasem ?
Jeśli chodzi o chrześcijaństwo w wydaniu katolickim to niekoniecznie tak jest. W tym sensie, że akceptuje ono wartość innych ścieżek.miglance pisze:Pokoj wedlug Islamu to nic innego jak panowanie prawa koranicznego Szariat - ta religia wymusza podonie jak Chrzescijanstwo nawracanie innych. Ludzie maja tylko jedno zycie by stac sie wyznawcami Boga.
Dokument ten (uznawany wewnątrz Kościoła Rzym-Kat za rewolucyjny) pochodzi z"Ponadto, zbawcze działanie, jakie Jezus Chrystus prowadzi ze swoim Duchem i
przez Niego, rozciąga się na całą ludzkość ponad widzialnymi granicami Kościoła.kon
Mówiąc o tajemnicy paschalnej, w której Chrystus już teraz żywotnie jednoczy
wierzącego z sobą poprzez Ducha i obdarza go nadzieją zmartwychwstania, Sobór
Watykański II stwierdza: „Dotyczy to nie tylko wiernych chrześcijan, ale także
wszystkich ludzi dobrej woli, w których sercu działa w sposób niewidzialny
łaska. Skoro bowiem za wszystkich umarł Chrystus i skoro ostateczne powołanie
człowieka jest rzeczywiście jedno, mianowicie boskie, to musimy uznać, że Duch
Święty wszystkim ofiarowuje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do
uczestnictwa w tej paschalnej tajemnicy”
W/g katolików człowiek 'niedobrej woli' to taki, który tę łaskę z własnej woli i świadomie odrzuca. Pewnie można tu wyśledzic jakieś sprzeczności - nie za bardzo chcę się w to pakować.booker pisze:Tak, hmmm, czyli w sercach ludzi "niedobrej woli" łaska nie działa :roll:
Hm, sprawa jest chyba bardziej skomplikowana, niż to może na początku się wydawać.abgal pisze:W/g katolików człowiek 'niedobrej woli' to taki, który tę łaskę z własnej woli i świadomie odrzuca. Pewnie można tu wyśledzic jakieś sprzeczności - nie za bardzo chcę się w to pakować.
Ok, sorry, zrobił się offtops.Człowiek nie może być istotą radykalnie złej woli. Nawet, gdy czyni zło, szuka w nim jakiegoś dobra, ale wola człowieka jest jednak słaba i ślepa — pisze J. Tischner. I chociaż wszyscy mamy dobrą wolę, to jednak ona sama ze względu na jej słabość i ślepotę nie może stać się fundamentem dobrego życia i doskonałości chrześcijańskiej. Dobra wola nie gwarantuje nam postępowania moralnie dobrego. Ulegając słabości, popełniając błędy tłumaczymy się nieraz sami przed sobą lub przed innymi: Ależ ja chciałem przecież dobrze. Takie tłumaczenie jest jednak nie tyle uzasadnieniem dla słabości i grzechu, ile raczej próbą jego racjonalizowania. Naszego zbawienia nie możemy budować na naszej dobrej woli czy na osobistej pracy nad sobą. Zbawienie domaga się wyjścia poza siebie.
http://www.mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-404.htm
taaaak. a jak wiadomo, bez sutry ni chu chu. nie wiadomo czy w lewo, czy wprawo. i czy lisc to lisc, czy moze juz góra :mrgreen:booker pisze: No właśnie, czy ktoś kto nie umie czytać i pisać jest mądry ?
Jak on biedak sutrę przeczyta a jak na odosobnieniu ją studiować będzie ? Rolling Eyes
A możesz - jeśli możesz- napisać coś więcej?ja byłam na ustawieniach H., bardzo w moim wypadku-przypadku skuteczna metoda, trzeba (wiadomo) się zaangażować Shocked
Chyba SynuWitamy na forum Syn n