Stephen Batchelor pisze:Czy mogę być buddystą bez wierzenia w to, że przeżyję śmierć mózgu, żeby odrodzić się w macicy szakala lub jaju papugi? Czy mogę być buddystą i nie wierzyć w istnienie piekła, gdzie w ludzkim ciele z rybią głową, mógłbym być przez tysiące lat przypiekany żywcem, aż odpokutuje swoje grzechy? Czy mogę być buddystą i wątpić w to, że włosy na ciele Buddy są koloru ciemnoniebieskiego i rosnąc zgodnie z ruchem wskazówek zegara, układają się w okręgi? Czy mogę być buddystą i nie wierzyć, że mistrzowie medytacji mogą mnożyć swoje ciała, przechodzić przez ściany i góry, nurkować w ziemi, jak gdyby była ona wodą, przemierzać przestrzeń jak ptak, dotykać księżyca i słońca swoimi dłońmi?
Przykłady te nie są wzięte z ezoterycznych tybetańskich tekstów. Można je znaleźć w najwcześniejszych dyskursach Buddy, zapisanych w kanonie palijskim. I ja nie wierzę w żaden z nich.
Według mniemania niektórych buddystów, tego rodzaju wyparcie się dyskwalifikowałoby mnie jako członka społeczności wiernych. Wprawiłoby ich w zakłopotanie, jeżeli nie obraziło to, że chciałbym myśleć o sobie jako o buddyście. Dla wielu, buddyzm jest religią taką jak wszystkie inne, ze swoim własnym zestawem dziwacznych i zdumiewających dogmatów. To z pewnością nie jest mój interes, by jako zwyczajny zachodni konwertyta, kwestionować prawdy, które zostały wielokrotnie zweryfikowane przez ludzi mądrzejszych i bardziej utalentowanych ode mnie. Zamiast tego, powinienem porzucić zarozumiałość mojego ego i pokornie przyznać, że współuczestniczę w o wiele wspanialszym planie, który rozciąga się na miliony żywotów w wielkiej liczbie światów, do którego porównanie naszego krótkiego pobytu na tej nędznej planecie sprawia, że traci ono na znaczeniu.
I dalej TUTAJ
Pozdrawiam +omek