
Zakładam nowy temat,gdyż nie znalazłem podobnego w tym dziale, dział Buddyzm - dialog wydaje mi się najodpowiedniejszy.
Moje zainteresowanie buddyzmem doprowadziło też, do zobaczenia ja chrześcijaństwo podchodzi do tej religii. Zgłębiając się w temat dostrzegłem swoiste rozbieżności w podejściu katolików,zwłaszcza osób duchownych do buddystów. Najpierw kilka przykładów:
1) Ojciec Joseph Verlinde - jego życie i świadectwo:
http://www.youtube.com/watch?v=nwuxVWT3M78
2) Siostra Michaela Pawlik - wywiad z tygodnika "Sieci" :
http://wpolityce.pl/artykuly/59118-tygo ... owski-ruch
3) książka "Byłam buddyjską mniszką" :
http://dedalus.pl/p/15/13398/bylam-budd ... ienia.html
Bardzo rzucają się w oczy 2 podejścia do buddystów. Pierwsze to wychodząca od zwolenników dialogu po Soborze Watykańskim II idea tolerancji i współpracy z innymi religiami. Bardzo widać to w działaniach i wypowiedziach osób związanych z tzw. "kościołem otwartym". W Polsce są to przede wszystkim ludzie skupieni wokół "Tygodnika Powszechnego". Także wielu watykańskich dostojników kościelnych z Watykanu na czele z papieżem Jane Pawłem II spotykali się z buddystami z Dalajlamą na czele.
Drugie podejście to nieufność, oskarżenia o okultyzm,satanizm i manipulacje ze strony wielu środowisk kościelnych w stronę religii Wschodu, także buddyzmu. Tutaj można wskazać zwłaszcza ludzi związanych z o.Rydzykiem itp. Jednocześnie istnieje pewna sprzeczność w łonie np. polskiej prawicy na ten temat. Np. Tomasz Terlikowski znany wielu jako czołowy katolicki publicysta bardzo zawzięty w swoich poglądach, prowadził spotkanie mające na celu wymianę doświadczeń pomiędzy buddyjskimi,a katolickimi mnichami. Informacja ta jest podana w książce "Wolny Tybet Wolne Chiny" oraz na portalu aeropag.eu
Zasadniczo jednak zmierzam do tego,że podejście tej "drugiej" części kościoła do buddyzmu jest przerażające. Rodzi nieufność do ludzi myślących inaczej, w wielu przypadkach jest jedynie próbą powstrzymywania odpływu wiernych. Dlatego dosyć ostrożnie podchodzę do tego typu wypowiedzi dawanych przez duchowne osoby. To ludzie i prezentują swoje poglądy,ale w jakim stopniu? A w jakim za nimi przemawia potężna, wielowiekowa instytucja?
Także sugestia,że wyznawcy wschodnich systemów są w jakiś sposób opętani,zniewoleni jest okropna. Około 400 mln ludzi jest buddystami, około 1 mld hinduistami nie wspominając innych wierzeń i filozofii jak taoizm,konfucjanizm,shintoizm itd. Ci wszyscy ludzie mieliby być zniewoleni? Gdyby tak było to raczej Wschód postępowałby w różnych procesach degeneracyjnych, tymczasem to Zachód w nich dominuje. A może Szatan rzeczywiście jest tak potężny, że tego nie widzimy (mówię poważnie)?
Ta międzyreligijna nieufność jest także sprzeczna z demokracją. Jeśli ja wierzę w jedną rzecz, a ktoś w inną i ten ktoś twierdzi,że moja wiara sprowadza mnie na manowce, to gdzie tu wolność wyznania? Ba to już nie o samą opinię czy pogląd chodzi(od tego przecież jest demokracja), ale o wyraźne działania jednej grupy mającej szerzyć strach i niewiedzę i budować mur nieufności do drugiej. To jest zupełnie sprzeczne z demokracją.
Mój post nie tyle wyraża opinię,co chce zasygnalizować pewne zjawisko. Zapraszam do dyskusji na ten temat
