Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

relacje pomiędzy buddyzmem a innymi religiami

Moderator: iwanxxx

Awatar użytkownika
Karinos
Posty: 731
Rejestracja: czw cze 17, 2010 19:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wadżrajana
Lokalizacja: Dublin/Irlandia

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Karinos »

iwanxxx i greentea - zgadzam sie zupelnie :) i dzieki
sorka ze tak lakonicznie ale za 2h wylatuje na miesiac do Azji :namaste:
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Har-Dao pisze:samvega to uczucie jakie miał Siddhatta przed wyruszeniem w 6-letnią podróż ascetyczną, zakończoną oświeceniem. Więc niechęć do czegoś kiepskiego nie jest czymś złym.
Podejrzewam, że na tym właśnie polega niemożność, rzeczowego i skutecznego pod względem porozumienia, dialogu pomiędzy chrześcijaństwem, a buddyzmem. Można oczywiście zacząć prowadzić batalię metafor cytując mistrzów i biblię, aby następnie stworzyć alianse przeciw wspólnemu złu, ale wystarczy pomyśleć komu i czemu ma to służyć, żeby dostrzec podstawowy konflikt interesów. W chwili obecnej podstawową doktrynę kościoła (w domniemaniu właściciela marki Jezus Chrystus) stanowi się w Watykanie, państwie które istnieje jedynie ze względu na swoje niezaprzeczalne i bezdyskusyjne status quo czyli dogmat. Z buddyjskiego punktu widzenia, coś takiego jak dogmat, jest poznawczo-emocjonalnym błędem, który należy wykorzenić aby móc się rozwijać dla pożytku swojego, innych istot, jak i całego świata bożego ;) Z drugiej zaś strony, ów dogmat stanowi jedyny warunek sprawczy funkcjonowania religii, czyli potężnego systemu ekonomiczno-społecznego, który przecież z dnia na dzień nie zrezygnuje ze swojej pozycji tylko dlatego, że pozna prawdę poprawnego wnioskowania. Innymi słowy mówiąc, kto i po co miałby ten przedziwny synkretyzm uprawiać? Pozostaje też kwestia Paruzji czyli ponownego przyjścia Jezusa. Jeżeli Jezus jest bodhisattwą, to nic w tym zdrożnego, że "przyjdzie ponownie", nie mniej jednak, to ponowne przyjście miałoby stanowić takoż o istnieniu jak i nastaniu "Królestwa Niebieskiego", co dla każdego chrześcijanina miałoby być równoznaczne ze zbawieniem. Pokuszę się w tym momencie o, być może powierzchowną ale szczerą, próbę porównania z nauczaniem, jakie w tym kontekście (w moim rozumieniu) funkcjonuje w buddyzmie, a mianowicie z Brahmavihara. W moim odbiorze, to co dla chrześcijan ma być obietnicą, jaką daje człowiekowi Bóg (poprzez nauczanie kościoła), dla buddystów (praktykujących dharmę) jest oczywistością wynikającą z wiedzy i praktyki. Stąd też, wydaje mi się wynika niemożność dialogu czy pogodzenia dwóch różnych systemów - w pewnym momencie któryś z nich przestaje być prawomocny, co o ile w przypadku buddyzmu miałoby stanowić owoc prawidłowego postępowania, o tyle w przypadku chrześcijaństwa obnaża jego wady. Bo odradzający się Jezus Chrystus, to z pewnością, w kontekście soteriologii, czy też nawet eschatologii buddyjskiej, nie jest zbyt kumaty gość ;)
Awatar użytkownika
stepowy jeż
Senior User
Posty: 1852
Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dzogczen, Zen

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: stepowy jeż »

Btw, a czy odradzający się (ponownie przyszły Chrystus) nie stoi w jawnej sprzeczności z kościelną doktryną o odradzaniu się (reinkarnacji) ;)
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: ethan »

GreenTea pisze:
ethan pisze:bo po odrodzeniu sie w takiej rzeczywistosci nie tak latwo sie wybudzic z tego snu.
A łatwo jest się "wybudzić" z własnych nawyków emocjonalnych i poglądowych? ;)
Rozumiem ze to pytanie retoryczne :)
Har-Dao pisze:Po drugie - każdy z nas musiał wyjść z chrześcijaństwa - wiec miał poczucie takiej powiedzmy samvegi - pilnej potrzeby ucieczki z nic nieznaczącego kręgu - co wiąże się z pewnymi emocjami jak obrzydzenie, niechęć, tym podobne. Nie muszą być to silne emocje, ale też bez przesady - samvega to uczucie jakie miał Siddhatta przed wyruszeniem w 6-letnią podróż ascetyczną, zakończoną oświeceniem. Więc niechęć do czegoś kiepskiego nie jest czymś złym. Psychologicznie - taka praktyka może (nie musi) się objawiać w stosunku do skaz (asava). Ogólnie zdrowy człowiek potrafi rozpoznać - to jest dobre dla mnie, a to szkodliwe. No wiec pytanie - czy dla was (nie dla innych chrześcijan) katolicyzm jest dobry, właściwy, umiejętny i daje wam dużo korzyści czy jest szkodliwy, niekorzystny i niewłaściwy. Ja mówię tylko jedno - dla mnie katolicyzm był szkodliwy - ale to moja sprawa. Nie patrzę na innych w tym momencie. Chodzi tylko o przyznanie się do pewnego faktu szkodliwości. Bo czytając zauważam jakby niektórym nie przeszło takie stwierdzenie przez gardło...
Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci. Moze jest tak ze Jezus jako bodhisattwa przejawil sie faktycznie jako swiatowe bostwo (albo nim jest-wszystko jedno dla mnie), ale wiara w niego i podazanie za jego filozofia powoduje odrodzenie sie w jego raju, oczywiscie ciagle na swiatowym poziomie ale mozna tam ciagle otrzymywac nauki aby dalej sie rozwijac. Budda tez kiedys udal sie do nieba gdzie przebywala jego matka, aby dac jej nauki.
stepowy jeż pisze:Btw, a czy odradzający się (ponownie przyszły Chrystus) nie stoi w jawnej sprzeczności z kościelną doktryną o odradzaniu się (reinkarnacji) ;)
Slusznie :) Czytalem gdzies ze pierwsi chrzescijanie wierzyli w reinkarnacje ale zostalo to zniesione na ktoryms soborze, bo by moglo pozwolic myslec ludziom ze moga grzeszyc bo i tak sie odrodza ponownie. Nie wiem jednak ile w tym prawdy, nidgy mnie nie ciagnelo zeby sprawdzic.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Xbalanque
Posty: 267
Rejestracja: wt paź 26, 2010 00:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Zen Kwan Um

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Xbalanque »

Nie stoi w sprzeczności gdyż nie dochodzi do wcielenia w nową osobę ale powtórne przyjście do życia danej osoby.
Ani To Ani Tamto
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Amogh, racja. Tutaj też dochodzi kwestia tego, że w chrześcijaństwie ważny jest prozelityzm (tak samo jak w islamie), mimo tego, że nie robią tego już w tak wulgarny sposób jak kiedyś, dalej panuje pogląd, że to ich racja jest najlepsza i lepiej by było wyprowadzić innych z błędu i tym samym uchronić przed piekłem i wiecznym potępieniem.
Poza tym chrześcijaństwo ledwo radzi sobie ze swoimi wewnętrznymi konfliktami i nie potrafi się porozumieć (katolicyzm-protestantyzm-prawosławie). Może się mylę, ale wydaje mi się, że próby dialogu wychodzą ze strony buddyjskiej (tu Lama Yeshe napisał praktykę chociażby), a czy z drugiej strony też? Widziałam kiedyś w TV fragment spotkania ekumenicznego z JP2, i jedyne co z tego pamiętam to to, że JP2 siedział na wielkim tronie a wszyscy inni niżej od niego. Uderzył mnie ten obraz, bo samo już to chyba o czymś świadczy. :scratchchin:
ethan pisze: Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci. Moze jest tak ze Jezus jako bodhisattwa przejawil sie faktycznie jako swiatowe bostwo (albo nim jest-wszystko jedno dla mnie), ale wiara w niego i podazanie za jego filozofia powoduje odrodzenie sie w jego raju, oczywiscie ciagle na swiatowym poziomie ale mozna tam ciagle otrzymywac nauki aby dalej sie rozwijac. Budda tez kiedys udal sie do nieba gdzie przebywala jego matka, aby dac jej nauki.
Mnie się wydaje, że ogólnie mówiąc chrześcijaństwo jest szkodliwe. Wiadomo, w niektórych przypadkach pewnie jest lepsze od ateizmu, w końcu każdy jest inny, każdy ma inne doświadczenia etc. Ale w ogólnym rozrachunku jest. Dlaczego? Bo, jak już to zauważył Nietzsche, chrześcijaństwo to gloryfikacja cierpienia. Byłam jakiś czas temu na mszy, ksiądz na kazaniu mówił o tym, że każdy musi wziąć swój krzyż na barki i nieść, tak jak Chrystus. Co to oznacza w praktyce? Należy pogodzić się z cierpieniem i je nieść, czekając na to, co po śmierci, bo może wtedy będzie lepiej. Znam osoby, które trwają w bardzo złych sytuacjach właśnie przez takie myślenie.. Inne przykłady szkodliwości potępianie homoseksualizmu, gorsze traktowanie kobiet, postawienie zwierząt niżej od człowieka. Itd itp. I wiadomo, to pewna generalizacja, komuś może pomóc wiara w Jahwe i wtedy ok.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
stepowy jeż
Senior User
Posty: 1852
Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dzogczen, Zen

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: stepowy jeż »

Aditya pisze:TV fragment spotkania ekumenicznego z JP2, i jedyne co z tego pamiętam to to, że JP2 siedział na wielkim tronie a wszyscy inni niżej od niego. Uderzył mnie ten obraz, bo samo już to chyba o czymś świadczy. :scratchchin:
To samo można zarzucić tybetańskim mistrzom. No i w ogóle mistrzom.

Aditya pisze: Mnie się wydaje, że ogólnie mówiąc chrześcijaństwo jest szkodliwe.
Życie jest szkodliwe, bo kończy się śmiercią ;)
Btw, to bardzo duże uogólnienie. Jeśli chrześcijanin stosuje się do przykazania miłości - to co w tym szkodliwego? Jeśli buddysta nie stosuje się do wskazania o niezabijaniu to czy to nie jest szkodliwe?
Aditya pisze: Wiadomo, w niektórych przypadkach pewnie jest lepsze od ateizmu
Spróbuj to napisać na forum racjonalista.pl ;)
Imho - znów uogólnienie.
Moim zdaniem nie ma bytu ateizm, chrześcijaństwo - są ludzie, którzy reprezentują mniej lub bardziej błędne poglądy na ten temat.
Aditya pisze:chrześcijaństwo to gloryfikacja cierpienia. Byłam jakiś czas temu na mszy, ksiądz na kazaniu mówił o tym, że każdy musi wziąć swój krzyż na barki i nieść, tak jak Chrystus. Co to oznacza w praktyce? Należy pogodzić się z cierpieniem i je nieść, czekając na to, co po śmierci, bo może wtedy będzie lepiej. Znam osoby, które trwają w bardzo złych sytuacjach właśnie przez takie myślenie.
Nie tyle gloryfikacja, co ścieżka do zbawienia. Ostatecznie chrześcijanin pragnie szczęścia (nieba, raju).
Co powiesz ludziom, którym to pomaga?
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Dla mnie istotnym jest tu zdanie, które napisał Har-Dao:
Ciągle ciśnie mi się jednak na usta pytanie - czy to źle bronić czegoś do czego ma się bardzo duże przekonanie?
Właśnie tego typu postawę przejawiają ortodoksyjni katolicy, nie dopuszczając do myśli, że ktoś inny także może praktykować coś pożytecznego. Oni mają bardzo duże przekonanie że ich ścieżka jest prawdziwa, my mamy swoje przekonanie i ostatecznie nigdy nie dochodzi na tym (idei) gruncie do pojednania. Dlatego ważne jest aby zwrócić uwagę na coś w moim odczuciu głębszego, bardziej pierwotnego, a jest tym czymś doświadczenie i faktyczna postawa życiowa. Na tym gruncie można znaleźć wiele podobieństw.

Podam przykład z życia, co by nie być gołosłownym. Niedawno w moim domu miało miejsce ciekawe, można rzec, ekumeniczne spotkanie. Przy jednym stole siedziałem ja - praktykujący buddyzm, głęboko wierzący chrześcijanin i ktoś wierzący w taką "new age'ową" wersję Siły Wyższej. Dyskusja zeszła na tematy religijne i dopóki wszyscy chwytali się swoich idei, porozumienie nie było możliwe. Ba, niedaleko było do kłótni, bo jak to często bywa, każdy chciał udowodnić, że jego ścieżka jest najwłaściwsza. Na szczęście przekierowałem dyskusję na trochę inne tory - wskazując na to, że prawdy nie da się nazwać słowami, że wszyscy tworzymy jakieś koncepcje, ale tak naprawdę zachowujemy się ja ci ślepcy, którzy obmacywali słonia ;)

Po chwili rozmowy okazało się, jak wiele jest w tej sferze doświadczenia podobieństw - kultywowanie miłości, odnajdowanie równowagi, umiarkowania, zadowalanie się tym co się ma, zamiast pogoni za rzeczami... Doszło nawet do tego, że wymieniłem się z tym chrześcijaninem swoim bardzo osobistym przeżyciem i okazało się, że on miał bardzo podobne w młodości! To było bardzo piękne, bo mi pokazało, że chociaż klucz interpretacyjny jest inny i inne są w efekcie konsekwencje, to na tym gruncie doświadczenia można odnaleźć naprawdę głębokie podobieństwa, łączące różne tradycje duchowe i przede wszystkim - rozluźniające nieco sztywny gorset poglądów. Ostatecznie dyskusja skończyła się w bardzo miłej atmosferze i każdy ze światopoglądów "poznał się' lepiej, z zachowaniem i poszanowaniem swojego własnego gruntu.

Także jak dla mnie, problemy wywodzą się z myślenia i chwytania się koncepcji; robimy to, zamiast widzieć ich prawdziwe znaczenie i przede wszystkim, zwracać uwagę na to, jakie ma to przełożenie na konkretną jednostkę i jej wnętrze. Nie można w tej sferze uogólniać, bo bywają różni buddyści, tak jak i różni chrześcijanie. Moim zdaniem także buddyzm nie dozna uszczerbku wskutek takich praktyk, bo buddyzm to jakość którą tworzymy w nas samych. Takie jest moje przekonanie.

Pozdrawiam,
Asti.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

stepowy jeż pisze: Życie jest szkodliwe, bo kończy się śmiercią ;)
Btw, to bardzo duże uogólnienie. Jeśli chrześcijanin stosuje się do przykazania miłości - to co w tym szkodliwego? Jeśli buddysta nie stosuje się do wskazania o niezabijaniu to czy to nie jest szkodliwe?
Zrobiłam uogólnienie, bo ile tego przykazania miłości tak naprawdę w tym chrześcijaństwie jest? Chrześcijaństwo to elementy dobre i złe, nie można wybrać jednego dobrego elementu i oceniać. Jest dobry element, ale jest wiele negatywnych, ja popatrzyłam jak ogólnie to wypada.
Imho - znów uogólnienie.
Moim zdaniem nie ma bytu ateizm, chrześcijaństwo - są ludzie, którzy reprezentują mniej lub bardziej błędne poglądy na ten temat.
Ok, racja.

Nie tyle gloryfikacja, co ścieżka do zbawienia. Ostatecznie chrześcijanin pragnie szczęścia (nieba, raju).
Co powiesz ludziom, którym to pomaga?
Jeśli niektórym to pomaga to dobrze. Gorzej jak przeradza się to w bierną akceptację losu.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
stepowy jeż
Senior User
Posty: 1852
Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dzogczen, Zen

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: stepowy jeż »

Wiesz, chrześcijanie mają również wiele do zarzucenia buddyzmowi. Niedawno tu na forum była dość burzliwa dyskusja z pewną dość kontrowersyjną chrześcijanką (VadeRetroSatana), której zarzutem było, że jakoby czcimy szatana.
Trudno porozumieć się w takiej atmosferze.
Tu zgadzam się z Astim, że istotna jest duża doza otwartości i zrozumienia. Generalnie na takie bolączki jak poglądy co do "gorszości" lub "lepszości" jednej religii na drugą lub jednej tradycji buddyjskiej nad inną (co zdarza się/zdarzało się w poszczególnych sangach - czego byłem świadkiem) jest buddyjska praktyka.
W dzogczen np. mówi się czasem, że "wszystko jest dobre".
Dla mnie te słowa niosą głębsze znaczenie - odnoszą się do m. in. tego jaki w praktyce, którą powiedzmy wykonuję, umysł powinienem utrzymywać.
Nie znaczy to jednak, że powinienem pozwalać się poniżać czy pozwalać rzucać na siebie kłamliwe oszczerstwa. Dla mnie "wszystko jest dobre" oznacza otwartość, tolerancję ale i to, że mam prawo do godności czy obrony.
Dlatego toleruję ludzi wyznających inne religie i pozwalam im tolerować swoje poglądy.
Znam wielu chrześcijan, którzy są naprawdę dobrymi, miłującymi ludźmi i którym chrześcijaństwo nie zaszkodziło w żaden sposób. Którym chrześcijaństwo pomogło i pomaga. Znam też i odmienne przypadki. Podobnie zresztą z buddystami.
Nie znaczy to wcale, że nie uważam dharmy buddyjskiej za najgłębszą i dla mnie najlepszą z nauk dotyczących duchowości czy moralności.
Awatar użytkownika
Rafus
Posty: 846
Rejestracja: śr maja 02, 2007 15:51
Płeć: mężczyzna
Tradycja: wrodzony umysł (Tibet)

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Rafus »

Aditya pisze: w chrześcijaństwie ważny jest prozelityzm (tak samo jak w islamie), mimo tego, że nie robią tego już w tak wulgarny sposób jak kiedyś, dalej panuje pogląd, że to ich racja jest najlepsza i lepiej by było wyprowadzić innych z błędu i tym samym uchronić przed piekłem i wiecznym potępieniem.
Buddysta też twierdzi, że to on ma racje i to jego wiara jest najlepsza i najmądrzejsza - wyprowadza innych z błędu i chroni przed samsarą.
Aditya pisze:Może się mylę, ale wydaje mi się, że próby dialogu wychodzą ze strony buddyjskiej (tu Lama Yeshe napisał praktykę chociażby)
Były (i chyba są) organizowane spotkania z Dalajlama, naukowcami i przedstawicielami kk [tu: Sen, śnienie, umieranie].
Pamiętam dobrze, ze na spotkaniu przedstawiciel kk (chyba braci benedyktynów) powiedział, iż katolickie niebo i piekło to tylko stany umysłu. Z tego co czytam to Ci bardziej wtajemniczeni uznają właśnie taką wersje.
Aditya pisze:Widziałam kiedyś w TV fragment spotkania ekumenicznego z JP2, i jedyne co z tego pamiętam to to, że JP2 siedział na wielkim tronie a wszyscy inni niżej od niego. Uderzył mnie ten obraz, bo samo już to chyba o czymś świadczy. :scratchchin:
Ale buty zdjął wchodząc do meczetu.
Aditya pisze: Inne przykłady szkodliwości potępianie homoseksualizmu, gorsze traktowanie kobiet, postawienie zwierząt niżej od człowieka.
Bo homoseksualizm nie jest naturalny - prowadzi do wyginięcia gatunku ludzkiego. Zwierzęta są niżej od człowieka patrząc na to pod katem rozwoju świadomości.
Aditya pisze:Chrześcijaństwo to elementy dobre i złe, nie można wybrać jednego dobrego elementu i oceniać. Jest dobry element, ale jest wiele negatywnych, ja popatrzyłam jak ogólnie to wypada.
No tak - buddyzm jest doskonały i ma tylko dobre elementy.
Bliskiej mi osobie buddyzm zaszkodził, wiec go tez można niewłaściwie praktykować i rozumieć.

EDIT:
To są słowa Ojca Laurence (benedyktyn) pochodzą z książki "The Good Heart. His Holiness the Dalai Lama explores the heart of Christianity and of humanity (Dobre Serce. Jego Świątobliwość Dalajlama bada istotę chrześcijaństwa i humanizmu) :
Czym według chrześcijaństwa jest niebo?

Ojciec Laurence: Niebo jest doświadczeniem dzielenia bożej radości, pokoju i miłości z całą ludzkością.

Dalajlama: Zatem niekoniecznie chodzi tutaj o jakąś fizyczną przestrzeń?

Ojciec Laurence: Zgadza się. Fizyczna przestrzeń nieba istnieje najwyżej w naszych wyobrażeniach.

Dalajlama: Czy, analogicznie rzecz biorąc, również piekło nie odnosi się do jakiejś fizycznej przestrzeni, ale do bardzo negatywnych, zaciemnionych stanów umysłu?

Ojciec Laurence: Tak, z pewnością.

Dalajlama: W takim razie oznaczałoby to, że nie ma potrzeby myśleć o niebie i piekle w kategoriach jakiegoś konkretnego miejsca?

Ojciec Laurence: Oczywiście. Piekło można potraktować jako doświadczenie oddzielenia od Boga, które samo w sobie nie jest rzeczywiste. Jest ono iluzoryczne, ponieważ tak naprawdę nic od Boga nie może być oddzielone, chociaż możemy myśleć, że jesteśmy od Niego oddzieleni – wtedy doświadczamy piekła.
Awatar użytkownika
dharmozjad
Posty: 622
Rejestracja: sob sie 11, 2012 16:03
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravada, Vipassana

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: dharmozjad »

Rafus pisze:Ale buty zdjął wchodząc do meczetu.
i Koran całował...

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Rafus pisze:
Buddysta też twierdzi, że to on ma racje i to jego wiara jest najlepsza i najmądrzejsza - wyprowadza innych z błędu i chroni przed samsarą.
Ale w buddyzmie nie ma misjonarstwa, a to zasadnicza różnica :)
Bo homoseksualizm nie jest naturalny - prowadzi do wyginięcia gatunku ludzkiego. Zwierzęta są niżej od człowieka patrząc na to pod katem rozwoju świadomości.
Homoseksualizm jest jak najbardziej naturalny, zarówno u ludzi jak i u zwierząt, nie jest to żadna aberracja. To efekt uwarunkowań kulturowych, że stosunek do niego jest negatywny. Np chociażby w starożytnej Grecji było zupełnie inaczej. Ok, różnimy się od zwierząt, ale to tylko różnica stopnia. Chrześcijańskie podejście i zepchniecie zwierząt niżej, jako osobny akt twórczy Boga (czy w ogóle mają duszę?) przyczyniło się do gorszego traktowania zwierząt, zgodny na eksperymenty na nich itd. To efekt podejścia chrześcijańskiego, pisze o tym m. in. Singer. I to są fakty, mówiące o szkodliwości.

No tak - buddyzm jest doskonały i ma tylko dobre elementy.
Bliskiej mi osobie buddyzm zaszkodził, wiec go tez można niewłaściwie praktykować i rozumieć.
Wiem, że uogólniłam trochę, a nic nie jest czarno-białe :) Jednym pomaga, innym nie...
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć

Odpocząłem sobie troszkę od tego tematu i teraz czas wracać do gry :cwaniak:

Co do tego co jest New Age, a co nie jest New Age. Zastanawiam się czy ktokolwiek z Was naprawdę uważa, że jak Buddha się oświecał, to osobowa postać imieniem Mara przysłała mu trzy swoje córki, które też są osobowe i chciały po prostu poderwać Gotamę? Historia o powstaniu świata też jest chyba dość powszechnie uznawana za metaforyczną. Jeżeli tak, to interpretacja psychologiczna głodnych duchów, bogów itd. nie jest aż takie naciągane. Jasne, że można napisać, że to tak dla westmanów żeby im było łatwiej, bo głupki zamiast ślepo wierzyć chcą racjonalnych uzasadnień i dowodów, ale może jest też na odwrót? Może to eastmenom nie dało się przekazać Dhammy bez ubrania jej w te historie. Poza tym Buddha wiele rzeczy ewidentnie czerpał z braminizmu z nazwy, ale po to by przekazać coś głębszego. Ja nie wiem. Ja nie wykluczam. Ale według mnie żadna z tych dwóch wersji nie przeszkadza w praktykowaniu Dhammy.
Asti pisze:Ryuu - po prostu wsłuchaj się w ten wykład który podlinkowałem i będziesz znał mój punkt widzenia.
Gdzieś już o tym wspominałem, uznaję utylitarną koncepcję prawdy, więc dla mnie takie kurczowe chwytanie się koncepcji jest jak gonienie cieni na ścianie. I to o czym wspominał HD - można się oburzać, ale lepiej po prostu zostawić tego trupa w spokoju. Ja też kiedyś miałem podobne do ciebie, kategoryczne podejście i nigdzie mnie to nie zawiodło - czułem tylko coraz większą niechęć.
Podpisuję się też w pełni pod tym co poniżej napisał iwanxxx.
A możesz mi jeszcze tylko wyjaśnić gdzie ja tutaj taszczę jakiegoś trupa, albo się oburzam? W ogóle o co chodzi? Nie twierdzę, że mam najlepszy możliwie styl i sposób wypowiedzi. Wiem, że często, szczególnie w takich tematach wychodzi mi to trochę zbyt konfrontacyjnie i agresywnie, ale ja po prostu uważam, że te wszystkie dogmatyczne religie oparte na ślepej wierze są szkodliwe. Nie latam pod kościół nawracać ludzi. Nie latam po forach dla chrześcijan, albo muzułmanów pisać im jak to są w błędzie, a buddyzm jest jedyną i najlepszą ścieżką. Ale jest to jakiś tam temat, który mnie interesuje, więc kiedy się pojawia gdzieś w moim otoczeniu to przedstawiam swoje zdanie.
Przyznaję się bez bicia, że lubię mieć czasami rację, dla samej racji. Mea culpa! Ale to nie jest jakiś tam błahy temacik, który nie ma większego wpływu na ludzi i świat, a tak nie jest. Szkodliwy wpływ ma zarówno samo promowanie ślepej religijne wiary jak i same doktryny przez te religie promowane. Nie ma mowy o dialogu, kiedy ktoś ma dogmat. ŚJ ma w świętej książce napisane, że nie może spożywać krwi, więc nie obchodzą go medyczne fakty, tylko odmówi potrzebnej transfuzji swojemu dziecku. Człowiek może być dobry i robić dobre rzeczy niezależnie od tego czy wierzy, czy nie wierzy. Jednak tylko religia może sprawić, że dobry człowiek będzie gotów zrobić coś złego. Myślisz, że jakakolwiek dziewczyna zginęłaby tragiczną śmiercią w bólu po tym jak jej kochający rodzic okaleczył jej genitalia ostrym kamieniem, gdyby ten ojciec nie uważał, że tak każe Bóg? (pewnie kilka by się takich znalazło, ale mówimy o zupełnie innej skali)
A Ty piszesz tak, jakbym z wielką zawziętością próbował udowodnić, że Megadeth jest lepszy od Metaliki.
Rafus pisze: Dlatego też IMO inne religie również mogą prowadzić do głównego celu- nirvany. Zależy jak są rozumiane te nauki i jak są stosowane. Lubię czytać Biblie czy Koran i widzę tam wiele dobrego.
Nie porównuję tych książek (chociaż nie jeden w ten sposób porównywał Koran), ale myślę, że jak ktoś będzie chciał, to nawet w Mein Kampf znajdzie wiele dobrego.
iwanxxx pisze:Przepraszam Ryu i Har-Dao, że tak wskakuję i wyskakuję z tego wątku, ale mam od jakiegoś czasu taki okres, że nie mam w co rąk włożyć. Nie wdając się w szczegóły, punktem odniesienia dla mnie jest raczej współczesny katechizm a nie drobiazgowe rozpatrywanie fragmencików Biblii. Myślę, że nauczyciele, którzy używają retoryki "Jezus jest bodhisattwą" kombinują tak samo - to tak na prawdę nic nie znaczy natomiast jest jakimś gestem pojednawczym, który pozwala buddyjskim neofitom trochę bardziej szanować tradycję, z której wyszli. Można dyskutować, czy to szczęśliwa metoda, czy nie, ale z punktu widzenia mahajany jest to jak najbardziej dopuszczalna interpretacja. Zastanawiałbym się raczej jakie stany umysłu - właściwe, czy może niewłaściwe wzbudza takie twierdzenie. Ryu, tak jak pisze Asti - możesz się uczepić kategorycznie pojmowanej swojej prawdy i nic dobrego z tego nie będzie. Zamiast zwykłego człowieka przed Tobą, będziesz widział zabijanie dzieci przez faryzeuszy 2000 la temu i mitologię, w którą niby nie wierzysz. Nawiązując do drugiego wątku tej dyskusji: Seung Sahn uczył, że tego rodzaju umysł to umysł zwierzęcy.
Piotrze patrząc na drugiego człowieka widzę drugiego człowieka. Jeżeli pamiętasz jakiekolwiek moje wpisy w tematach o islamie, to powinieneś to wiedzieć.
Ok, uważasz inaczej niż ja na temat tego czy to dobrze, czy źle, że tak się mówi o Jezusie. Pozwól, że tylko zapytam o jeszcze jedno. Czy według Ciebie katolik w pełni przestrzegający wszystkich swoich dogmatów i doktryn opisanych w Katechizmie katolik, ktoś głęboko wierzący itd. tylko poprzez przestrzeganie tych swoich zasad jest w stanie się Przebudzić? Według mnie nie, oraz według mnie mówiąc ludziom, że Jezus to bodhisattwa, albo nie dajcie bogi ostrzegając ludzi przed zmianą religii swoich przodków na podążanie ścieżką Dhammy sugeruje się, że właśnie tak jest.

GreenTea
Przepraszam, ale ja w chrześcijańskim Bogu (niezależnie czy patrzymy na tego z katechizmu, ST, NT, czy czyichś rzekomych objawień) nie widzę miejsca na miłosierdzie. To jest jak patologiczny ojciec, który daje ci lanie, a później płacze, że cię kocha, ale zmusiłaś go do tego. Mnie jako osobę, która odrzuciła Jezusa czeka wieczność w piekle. Spora część Kościołów protestanckich twierdzi, że każdy, kto nie zaakceptuje Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela pójdzie do piekła. Buddha, Seung Sahn, Ajahn Chah, Tenga Rinpocze i XVI Karmapa siedzą teraz w piekle. Jak spróbujesz zaapelować do moralności i poczucia sprawiedliwości kogoś kto tak twierdzi, to on Ci po prostu odpowie, że oni nie byli dobrymi ludźmi i nie znali prawdziwej miłości, bo nie ma miłości poza Jezusem.

Poza tym szczerze mówiąc nie miałem pojęcia jaka jest historia tego konkretnego wizerunku i skąd on się bierze. Większość chrześcijan (niekatolicy) i spora część katolików pewnie też na to patrząc będą widzieli po prostu Jezusa.
Z drugiej strony myślę sobie jednak, że wszystko jest sztuką możliwego. To chyba nie może być tak, że albo wszystko, albo nic z buddyzmu. Ludzie biorą tyle, ile potrafią wziąć.
Pewnie. Nie chodzi o to żeby stawiać jakiś mur i wpuszczać tylko swoich. Jeżeli jakikolwiek żyd, katolik, protestant, muzułmanin, ateista jest w stanie wyciągnąć coś dobrego z buddyzmu to niezmiernie się cieszę. Zwróć uwagę w którym ja momencie włączyłem się tutaj do dyskusji. Zrobiłem to dopiero, gdy się okazało, że dla niektórych nauczycieli fajnie jest jak buddyści chodzą do kościoła (rozumiem, że nie chodzi o sytuację, w której po prostu idę na czyjś ślub, albo chrzciny jako całkowicie postronna osoba, bo nie musiałby wtedy zaznaczać, że Jezus to bodhisattwa)

Amogh
Watykan nie jest właścicielem marki Jezus Chrystus. Watykan to tylko KK, a chrześcijaństwo, to dużo szersza grupa (do tego dochodzą jeszcze na przykład mormoni)
ethan pisze:Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci
1. Tutaj jest między nami taka różnica, że Kanon Pali nie twierdzi jakoby wszystko co nas spotyka było efektem naszej karmy.
2. Pisanie o tym, że każdy ma taką religię, na jaką jest w stanie kojarzy mi się z hinduskim fatalizmem. Urodziłeś się jako cierpiący kaleka? Taka karma, musisz teraz cierpieć i tyle, bo ja nic z tym nie mogę zrobić.
3. W czym bycie chrześcijaninem jest lepsze od bycia ateistą?! Bez niebiańskiego nadzorcy grożącego wiecznością w piekle za złamanie jego zasad ateista będzie gwałcił i zabijał? W czym według Ciebie moralność katolicka jest lepsza od moralności świeckiego humanizmu?
stepowy jeż pisze:To samo można zarzucić tybetańskim mistrzom. No i w ogóle mistrzom.
Na spotkaniach ekumenicznych? Myślisz, że jakby jakiś buddyjski mistrz zaprosił do siebie papieża to posadziłby go na krześle, a sam usiadł na wielkim, wyższym tronie?
stepowy jeż pisze:Jeśli chrześcijanin stosuje się do przykazania miłości - to co w tym szkodliwego? Jeśli buddysta nie stosuje się do wskazania o niezabijaniu to czy to nie jest szkodliwe?
Trzeba odróżnić chrześcijanina i buddystę od chrześcijaństwa i buddyzmu.
stepowy jeż pisze:Co powiesz ludziom, którym to pomaga?
Tylko pytanie komu w czym i w jaki sposób pomaga, oraz czy nie ma tańszych zamienników, które mają mniej skutków ubocznych.
Aditya pisze:Wiadomo, w niektórych przypadkach pewnie jest lepsze od ateizmu, w końcu każdy jest inny, każdy ma inne doświadczenia etc.
Chrześcijaństwo lepsze od ateizmu jest według mnie tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z jakimś psychopatą, albo socjopatą, który chciałby robić złe rzeczy, ale myśl o wiecznym potępieniu go przed tym powstrzymuje. A poza tym żaden dobry człowiek nie byłby gorszym człowiekiem gdyby z jakiejkolwiek religii przeszedł na ateizm. Z buddyzmu z resztą tak samo. Oddali to go od Przebudzenia, ale nie sprawi, że zacznie być złym człowiekiem.
Aditya pisze:Ale w buddyzmie nie ma misjonarstwa, a to zasadnicza różnica
Przede wszystkim w buddyzmie nie ma sytuacji zerojedynkowej. Według chrześcijan ja odchodząc od Jezusa sam siebie właśnie skazałem na piekło. Według buddystów chrześcijanin może tworzyć dobrą karmę, która zaowocuje na przyszłość dobrymi skutkami.
Rafus pisze:Ale buty zdjął wchodząc do meczetu.
I jest coś mądrego w podejściu jakie miał JP2. Z jednej strony nie lał święconą wodą na widok Dalajlamy, a jak szedł do meczetu, zdjął buty. Z drugiej jednak napisał książkę, w której ostrzega katolików przed praktykowaniem buddyzmu (w której trochę się myli co do tego czym buddyzm jest, ale poza tym ok)
Rafus pisze:Bo homoseksualizm nie jest naturalny - prowadzi do wyginięcia gatunku ludzkiego. Zwierzęta są niżej od człowieka patrząc na to pod katem rozwoju świadomości.
1. Wygodnie ominąłeś fragment o kobietach.
2. Homoseksualizm jest naturalny i nie prowadzi do wyginięcia gatunku. Do wyginięcia gatunku mogłoby prowadzić gdyby wszyscy ludzie byli homoseksualni. Jednak tak samo nasz gatunek by wyginął gdyby wszyscy byli kobietami, albo na przykład buddyjskimi mnichami.
Rafus pisze: Prowadzi to do wyginięcia gatunku.
Ponad 90% albo nawet prawie 100% wszystkich gatunków, które kiedykolwiek istniały wymarły. Anicca vata sankhara. Czy znasz przykład jednego gatunku, który wymarł przez homoseksualizm? Nienaturalnym to już bardziej od homoseksualizmu jest pisanie na komputerze. Natomiast rycyna jest czymś bardzo naturalnym, a jednocześnie śmiertelnie trującym.
Ano było - wykorzystywanie młodych chłopców w praktykach analnych.
1. To nie jest homoseksualizm tylko pedofilia
2. Jakoś obecność pedofilii w Koranie i stawianie za ideał człowieka Mahometa, który był pedofilem nie przeszkadało Ci kilka postów wcześniej chwalić Koran za to, że jest taki dobry.

Pół dnia z dużymi przerwami przesiedziałem pisząc ten post, więc przepraszam, jeżeli wyda się on komuś chaotyczny, lub pełen jakichś powtórzeń. Niepotrzebnie czekałem trochę przed ponownym napisaniem tutaj.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Ryu pisze:
ethan pisze:Wydaje mi sie ze niezbyt duzo buddystow podziela ten punkt widzenia. Przykladowo ja takze zostalem wychowany jak katolik i nie mam absolutnie zadnego odczucia jakoby chrzescijanstwo mnie skrzywdzilo. Nie musialem z tego wychodzic bo nigdy tak naprawde w to nie wszedlem. Nie jest tez taz ze mam niechec do tej religi. Trzeba pamietac ze wszystko co nas spotyka jest efektem naszej karmy i ludziom jawia sie rozne wierzenia stosownie do ich mozliwosci. Przykladowo moja mama jest katoliczka i chodzi id kosciola i uwazam ze jest bardzo dobrym czlowiekiem i absolutnie nie sadze jakoby ta religia ja krzywdzila. Ok, chrzescijanstwo nie prowadzi do oswiecenia ale w pewnym sensie jest byc moze najlepszym na co ja w tej chwili stac. A bycie dobrym chrzescijaninem ma duzo pozytywnych ston i jest zdecydowanie lepsze niz bycie calkowicie niewierzacym lub calkowicie pozbawionym moralnosci
1. Tutaj jest między nami taka różnica, że Kanon Pali nie twierdzi jakoby wszystko co nas spotyka było efektem naszej karmy.
2. Pisanie o tym, że każdy ma taką religię, na jaką jest w stanie kojarzy mi się z hinduskim fatalizmem. Urodziłeś się jako cierpiący kaleka? Taka karma, musisz teraz cierpieć i tyle, bo ja nic z tym nie mogę zrobić.
3. W czym bycie chrześcijaninem jest lepsze od bycia ateistą?! Bez niebiańskiego nadzorcy grożącego wiecznością w piekle za złamanie jego zasad ateista będzie gwałcił i zabijał? W czym według Ciebie moralność katolicka jest lepsza od moralności świeckiego humanizmu?
1. Prosze o rozwiniecie mysli :)
2. Zagadka jest dla mnie ze napisales "Taka karma, musisz teraz cierpieć i tyle, bo ja nic z tym nie mogę zrobić." Naprawde myslisz ze uwazam w taki sposob? Mojej mamie w jej zyciu jawi sie rowniez buddyzm, ma wolnosc wyboru i zdolnosc by tego dokonac, jednak obstaje przy swoim.
3. Lepsze w tym ze jest jakis sytem nagrody za dobre uczynki. Bedziesz dobry-pojdziesz do nieba do Boga ktory jest miloscia i wiedza, spotkasz swoich najblizszych ktorzy wczesniej umarli, generalnie w jakis sposob poszerza wizje ze istnieje cos wiecej niz tylko wlasne podworko. Moze tez stanowic jakis rodzaj wsparcia, gdy ciezko w zyciu, zawsze mozna sie pomodlic co czasem daje pozytywne efekty.
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć

1. W Mahajanie wszystko co Cię spotyka to efekt jakieś karmy. To, że teraz ze sobą rozmawiamy to efekt naszych karmicznych interakcji przez nieskończenie wiele wcieleń. W Theravadzie nie. Tzn. możliwe, że akurat w tym wypadku jest to efekt jakiejś karmy, ale równie dobrze to, że jesteśmy tutaj teraz obaj, to przypadek. Tak samo gdyby na przykład jutro ktoś Cię okradł, to może nie być to zwykła odpłata za to, że kiedyś Ty kogoś okradłeś, tylko
2. Ok. Wcześniej zrozumiałem to mniej więcej w taki sposób jak napisałem.
3. I co jest w tym lepszego, że jest jakieś złudzenie nagrody? Myślisz, że Twoja mama bez obietnicy nagrody nie byłaby dobrą osobą? (Jeżeli przeszkadza Ci, że posłużyłem się Twoim przykładem Twojej mamy w tym kontekście, to przepraszam i więcej tego nie zrobię). Na pewno tak nie uważasz! :) A osoba niewierząca też może mieć motywację do pomagania bliźnim. Niektórzy nawet lepszą. To tak jak rodzeństwo, które się na co dzień kłóci, ale gdy okazuje się, że są sami i nie mogą liczyć na pomoc rodzica, to sami sobie pomagają. W moim osobistym, subiektywnym doświadczeniu jeszcze się z nikim nie spotkałem, kto odszedł od religii i było to dla niego jakimś ciosem, powodem depresji, utratą sensu życia itd. Ale pisząc to co pisałem przede wszystkim brałem pod uwagę to, że w jednym ciągu napisałeś o braku wiary i braku moralności, a jest taki przykry, ale wyssany z palca stereotyp, że osoba niewierząca nie ma skąd czerpać moralności.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

Ryu pisze:Przepraszam, ale ja w chrześcijańskim Bogu (niezależnie czy patrzymy na tego z katechizmu, ST, NT, czy czyichś rzekomych objawień) nie widzę miejsca na miłosierdzie.
Nie no, trochę się zmienił od czasów Abrahama, dawniej był chyba większym dzikusem ;)
Ryu pisze:Spora część Kościołów protestanckich twierdzi, że każdy, kto nie zaakceptuje Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela pójdzie do piekła
Oj tam, zaraz do piekła. Jeśli Bóg jest wszędzie, to i może być w buddyzmie, no nie? :)
Ryu pisze:Pół dnia z dużymi przerwami przesiedziałem pisząc ten post
Och... :orany: :padam:
A ja ciągle walczę z lenistwem. Na szczęście humor mi dopisuje :)
Pozdrawiam, gt
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
Rafus pisze: Chce powiedzieć, że to nie w porządku, gdy dwóch facetów adoptuje dziecko. Ono nie rozwinie się właściwie i będzie cierpiało.
Nie ma nic nie w porządku z dwoma facetami czy dwiema kobietami adoptującymi dziecko. Były robione wieloletnie obserwacje i niestety fakty pokazują jednoznacznie, że nie ma żadnego negatywnego wpływu na rozwój dzieci. Nie wiem czy na przykład on w jakiś sposób cierpiał: http://www.youtube.com/watch?v=yMLZO-sObzQ Nie licząc ewentualnie sytuacji, w których takie dziecko słyszy takie komentarze.
GreenTea pisze:Nie no, trochę się zmienił od czasów Abrahama, dawniej był chyba większym dzikusem
No przecież wiem. W tym cytacie chodziło mi o to, że w żadnej z tych wersji i tak nie widzę miłosierdzia.
GreenTea pisze:Oj tam, zaraz do piekła. Jeśli Bóg jest wszędzie, to i może być w buddyzmie, no nie?
W buddyzmie jest Lucyfer. Przecież Dalajlama się do niego modli :(
GreenTea pisze: Na szczęście humor mi dopisuje
Zauważyłem. :) U mnie właśnie grypa zaczyna siać zamęt w moim ciele, to sobie siedzę i nie robię niczego zbyt konstruktywnego.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Har-Dao
Global Moderator
Posty: 3162
Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dhamma-Vinaya
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Har-Dao »

czołem

@ Asti

Nie jestem pewien czy coś sugerujesz, natomiast wg mnie należy iść drogą środka. Ponieważ ekstremów jest sporo, więc cyrkulowanie na środek wygląda na trudną sprawę. Bo trzeba środkować między byciem zbyt uległym a byciem zatwardziałym, miedzy uznawaniem wszystkiego za Jedno a betonowaniem swego poglądu, między siłowym przekabacaniem innych, a całkowitym "mi-tu-zwisizmem" oraz wieloma innymi. Staram się praktykować drogę środka, między skrajnościami.

Pozytywne przykłady dialogu są fajne, tylko znów, jaki jest cel? Czy przez dialog chcesz dać poznać innym swoją ścieżkę (ewentualnie poznać innych) - wtedy nie ma problemu i jest to cel do takiej suchej tolerancji - respektujemy się żyjąc razem.

Jeśli celem dialogu jest ekscentryczny ekumenizm, dążący do jakiejś hybrydy to wtedy nie wiem właśnie...

Nikt nie ma nic przeciwko tolerancji, miłemu spędzaniu czasu z katolikami i rozmowie z nimi (nie ty jeden rozmawiasz w ten sposób z katolikami) ba, nawet z muzułmanami (miałem okazję nie raz miło spędzić czas i pokonwersować). Zwykle nikogo nie namawiam na buddyzm, chyba, że się zainteresuje, ale całkiem często jednak dostaję informacje zwrotną, że przejście na buddyzm było z mojej strony wielką porażką i błędem. Jeśli nie miałeś takiego doświadczenia - gratuluję, choć statystycznie powinno Ci się zdarzyć - ja gadam o religii z wieloma osobami, więc procentowo około 30 % (imho) to ci właśnie "wojujący" (patrz obrażający mniej lub bardziej czyjeś uczucia religijne).

Nie znaczy to, że w głębi uznaję że Dhamma jest uber alles i reszta to ślepcy. Uważam, że jest uber alles dla mnie, ale to tylko ja, a poza tym mogę się mylić, a poza tym, dla innych Dhamma po prostu to nie jest dobry pomysł (i nie oznacza, że nie dojrzeli do Dhammy or sth). Nie znam wielu osób które chciałyby uwierzyć w "soteriologię" buddyjską bo to nic zbytnio fajnego. Przynajmniej w tą w jaką ja wierzę - ogólnie kiepsko - wszystko jest cierpienie a jedyne wyjście to jakaś Nibbana, której nie da się opisać i prowadzi głównie przez serię wyrzeczeń różnego rodzaju... Wiele osób woli się bawić na disco albo wciągać amfę niż wiedzieć cokolwiek o anicca, anatta i dukkha... Do takich ludzi też nic nie mam i nie pogardzam przeca nimi, toleruję na sucho, tak samo jak katolików muzułmanów czy innych - oby tylko można było sobie wybrać grupę i oby nie było pretensji jak ktoś zmieni grupę/przynależność, wtedy wszystko jest ok i każdy robi swoje. Dojrzałe społeczeństwo jest właśnie takie. Problem tylko z pewnymi systemami/religiami, które nie dojrzały do czasów, ponieważ z niektórych przynależności bardzo trudno wyjść. Co dziwniejsze - niektórzy chcą przynależeć do kilku - troche jak chińczycy, którzy też asekuracyjnie zapalają bogu świeczkę, a diabłu ogarek.

P.S.
Ateiści nie muszą oznaczać ludzi bez moralności, niektórzy ateiści po prawdzie mają bardzo rozbudowany system etyczny i nie potrzebują do tego Boga czy jakiejkolwiek religii/systemu metafizycznego.

metta&peace
H-D
Awatar użytkownika
stworzenie
Posty: 1034
Rejestracja: śr maja 28, 2008 21:24
Płeć: kobieta
Tradycja: bon
Lokalizacja: Reda

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: stworzenie »

Do dyskusji na temat związków homoseksualnych: tędy.
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Asti »

@Har-Dao

To, że jestem w stanie zrozumieć cel i sens tworzenia takiej praktyki nie oznacza wg. mnie, że chcę tworzyć hybrydę buddyzmu i chrześcijaństwa. Moim zdaniem trzeba by bardzo mocno przedefiniować chrześcijaństwo, żeby dopasować je do buddyjskiego nauczania. Myślę, że sami chrześcijanie by się na to nie zgodzili. Natomiast wyjaśniałem już wcześniej, dlaczego tworzenie takich praktyk nie jest dla mnie oburzające - bardzo dobrze, że są "czyste" odmiany buddyzmu i trzeba je za wszelką cenę zachować. Jeśli jednak komuś pomaga tego typu medytacja (a nadmieniam, że jest to tylko technika mająca wyciszyć umysł i wzmocnić koncentrację - proszę o poprawę wadżrajanistów jeśli się mylę; dla mnie osobiście obiekt mógłby być dowolny), to nie widzę problemu, żeby część osób praktykowało w ten sposób. Tak jak ty, na sucho tolerujesz pewne rzeczy, które nie do końca są twoją bajką - podobnie toleruję ja. Pytanie o zasadność takiej praktyki w ramach mahajany jest trafne, ale ktoś już to próbował wyjaśnić - bodhisattwa to nieoświecona istota, która działa dla dobra innych. Ja rozszerzam to pojęcie - wszystko co prowadzi do rozwoju jest bodhisattwą, spełnia funkcję bodhisattwy. Można rzecz jasna kruszyć kopię o to, jaki Jezus naprawdę był, ale w moim odczuciu chciał doprowadzić do duchowego rozwoju swojej społeczności. Zresztą, tego się już nie dowiemy.
Jeszcze ważniejszym pytaniem jest cel takiej praktyki i moim zdaniem jest ona dobra zarówno do chrześcijan, którzy w jakiś sposób chcą się zbliżyć do buddyzmu (a nie potrafią inaczej), jak i dla buddystów, którzy czują bardzo silny karmiczny związek z poprzednią tradycją, w której byli wychowani. Tym, którzy mają z nią jakiś problem też by się to przydało, żeby pewne schematy myślowe przełamać. Spełnia to więc swoją funkcję psychologiczną i rozwojową.
Ostatecznie jest to jednak zjawisko marginalne i obie religie mają się dobrze w takiej formie w jakiej funkcjonują tradycyjnie, nie tworząc hybrydy, więc wydaje mi się, że problem został niepotrzebnie rozdmuchany. Ostatecznie to, co kto robi jest jego sprawą i jego karmą.

Zabetonowanie czasem bywa bardzo subtelne. I nie wiem, czy nie jest groźniejsze niż new-age'owa degrengolada.

PS. Na szczęście nie zdarzyło mi się spotkać osoby która uważała, że popełniłem błąd, może dlatego, że rozmawiam na te tematy rzadko i z sensownymi ludźmi. ;)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Ciekawe czy z takich praktyk medytacyjnych na osobę Jezusa może się wyłonić tantryzm chrześcijański za jakieś 70, 100 lat? W końcu tantra pojawia się i w hinduizmie i w dżinizmie, i generalnie jest to system przyswajany przez różne religie...
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć

Coś takiego stanie się raczej jak w krajach, w których tantra jest rozpowszechniona zacznie się prężnie rozwijać chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo pod tym względem tak jak buddyzm. Gdzie nie poszło, tam podłapało coś od miejscowych.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

Karinos pisze:nie koniecznie wymyslony, pamietaj ze jest wiele sfer egzystencji bogow i czesc z nich moze wchodzic w interakcje z ludzmi. Moze Jehowa jest wlasnie takim bogiem ktory mial kiedys kaprys sie "obajwic" paru osobom

BTW (abstrahując od kwestii interpretacji kosmologii) nie ma szans, żeby Jahwe był tym samym co bogowie w buddyzmie, bo Jahwe to stwórca świata. W buddyzmie bogowie co najwyżej żyją w iluzji, że są stwórcami, a stwórca istnieć nie może. Bóg chrześcijaństwa to Absolut, w buddyzmie bogowie to sansaryczne istoty, które przemijają jak wszystko inne.
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
kuba77
Posty: 705
Rejestracja: śr gru 01, 2010 17:52
Płeć: mężczyzna
Tradycja: jungdrung bon
Lokalizacja: Siedlątków

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: kuba77 »

Uważać sobie można wiele rzeczy, nawet to że ten czy tamten bóg stworzył to czy tamto :D o wiarę w swoją wieczność nie wspominając.
Awatar użytkownika
Aditya
Posty: 1115
Rejestracja: pn maja 23, 2011 21:13
Płeć: kobieta
Tradycja: buddyzm
Lokalizacja: Wonderland

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Aditya »

kuba77 pisze:Uważać sobie można wiele rzeczy, nawet to że ten czy tamten bóg stworzył to czy tamto :D o wiarę w swoją wieczność nie wspominając.
Ale Bóg chrześcijański jest jednocześnie swoim ojcem i synem i duchem świętym...jeśli ulokować go w jednej ze sfer Bogów to tylko jako jakiegoś schizofrenika ;)
Motylu!
Dobre myśli jak złote mlecze
wyrastają z umysłu.
kuba77
Posty: 705
Rejestracja: śr gru 01, 2010 17:52
Płeć: mężczyzna
Tradycja: jungdrung bon
Lokalizacja: Siedlątków

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: kuba77 »

Może i tak,bo przecie w Judaizmie każe wyżynać aż miło :D, w chrześcijaństwie każe kochać, a w islamie miłośc mu się chyba znudziła i wraca do wyżynki :laugh: Stabilny emocjonalnie to ten Byt chyba nie jest ;)
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

A może to różne Byty?
Może najpierw czcili jakiegoś asurę a potem przerzucili się na dewę?
kuba77
Posty: 705
Rejestracja: śr gru 01, 2010 17:52
Płeć: mężczyzna
Tradycja: jungdrung bon
Lokalizacja: Siedlątków

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: kuba77 »

Dość ciekawą teorię stawia Reynolds w ''Czarownice i dakinie'', gdzie pisze o dwóch Bogach. Pierwszy to Bóg Jahwe, który jest "zwykłym" wojowniczym bogiem nomadów(Jahwe Sabaoth -Pan Zastępów) i nie występuje w roli stworzyciela. Natomiast Stworzyciel rzeczy wszelakich to tak na prawdę połączenie Jahwe, z głównym bogiem Kananejczyków, El Eljonem.
Awatar użytkownika
Har-Dao
Global Moderator
Posty: 3162
Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dhamma-Vinaya
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: Har-Dao »

Czołem

Jest kilka książek o Bogu - tam można poczytać jaką mozaiką jest współczesny Bóg, zbudowany z wielu cech większych czy pomniejszych bogów, zarówno ludów podbitych jak też ludów, które panowały nad narodem wybranym. Czy taki Bóg jest jeszcze w stanie być tematem do badań nad jego "prawdziwym istnieniem"? Czy ja dobrze pamiętam, że Bóg jako absolut powinien być niezmienny?

metta&peace
H-D
kuba77
Posty: 705
Rejestracja: śr gru 01, 2010 17:52
Płeć: mężczyzna
Tradycja: jungdrung bon
Lokalizacja: Siedlątków

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: kuba77 »

Absolutnie masz racje Har-Dao :D
Awatar użytkownika
ethan
Senior User
Posty: 842
Rejestracja: sob maja 23, 2009 16:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Wspólnota Dzogczen
Lokalizacja: Czysta Kraina

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: ethan »

Dalajlama mowi tak:

„Czy można być jednocześnie buddystą i chrześcijaninem? Jest to możliwe w początkowym stadium. Jeżeli ktoś wierzy i szczerze szanuje Jezusa Chrystusa i Buddhę, to można go uznać za pół-buddystę i pół-chrześcijanina. Ale nie sądzę, żeby pozostał przy takim poglądzie w miarę swojego duchowego rozwoju. Praktykujący buddysta musi zaakceptować pustość[ mądrość pustki ] jako ważną praktykę. Znam chrześcijańskich braci, którzy żywo interesują się buddyjską filozofią pustości zjawisk. Myślę jednak, że jeśli uzna się pustość[ mądrość pustki ], to nie ma miejsca dla Boga-stwórcy czy absolutu. Pustość zjawisk oznacza, że wszystko jest współzależne. Jeśli się przyjmie taki punkt widzenia, raczej trudno wyznawać ideę wiecznej duszy, absolutu czy wszechmogącego Boga-stworzyciela.”

„Ponieważ rzeczy[ zjawiska ] pojawiają się i powstają do istnienia zgodnie z ich przyczynami, teksty buddyjskie nie zawierają opisu 'Ja', które doświadczałoby szczęścia i cierpienia niezależnie od przyczyn. Podobnie nie mówią o istnieniu niezależnego stwórcy wszechświata. Stwierdzenie o niezależnym 'Ja' czy niezależnym stwórcy przeczyłoby przedstawianiu rzeczy[ zjawisk ], jako zależnych wyłącznie od ich przyczyn[ i warunków ]. Kiedy się zgodzimy, że wszystko jest uwarunkowane, logiczne będzie, iż nie możemy zaakceptować istnienia 'Ja', które jest trwałe, niepodzielne i niezależne. Podobnie sprzeczne i niespójne logicznie byłoby uznanie istnienia niezależnego stwórcy wszechświata. Argumentem używanym do udowodnienia, że rzeczy[ zjawiska ] nie posiadają faktycznego istnienia[ są "Puste" ], jest stwierdzenie, że ich powstawanie zależy od innych przyczyn[ i warunków ] niż one same. Zależą one także od swych części składowych, jak również od myśli, która przypisuje im nazwy i znaczenia. Wszystko, co złożone jest z części składowych lub uzależnione od przyczyn i warunków, jest nietrwałe i przemijające. Wszystkie te rzeczy[ zjawiska ] nie trwają wiecznie i nieustannie się rozpadają. Ten rodzaj subtelnej nietrwałości potwierdzają także odkrycia fizyki kwantowej.”

„Jeśli chodzi o mój światopogląd, a także moją praktykę życiową, uważam buddyzm za najbardziej pożyteczną religię. W swojej modlitwie mówię: Niechaj wszystkie istoty osiągną stan Buddhy poprzez buddyzm. Z praktycznego punktu widzenia zdaję sobie natomiast sprawę, tak jak Buddha i jego kontynuatorzy, że istnieją różne predyspozycje umysłowe, wymagające odmiennych punktów widzenia. To jasno pokazuje, dlaczego jest tak wiele teorii w obrębie jednej tylko religii. Daje to również pogląd na religie nie buddyjskie; tłumaczy, dlaczego nie powinniśmy nawracać ani propagować myśli buddyjskiej wśród tych, którzy nie zrozumieją jej sensu. W samej społeczności buddyjskiej istnieją cztery szkoły filozoficzne: madhjamaka, cittamatra, sautrantika i waibhaszika. Madhjamaka jest filozofią samego Buddhy, zatem uważamy, że jest najwłaściwsza. Jednak Buddha nie powiedział swoim uczniom, że akurat ta szkoła filozoficzna jest najlepsza. Powiedział jedynie, że madhjamaka jest bardzo dobra. Dlatego też zdajemy sobie sprawę, że trzeba respektować punkty widzenia ludzi spoza kręgu buddyjskiego i być ich świadomym. Buddyzm nie jest dla nich zrozumiały, natomiast inne religie, religie chrześcijańskiego Boga, są dla takich ludzi użyteczne, są efektywne. Podejście buddyjskie ich nie zmieni. Tak jak pacjentów nie interesuje, który lek jest najdroższy. Interesuje ich, który lek jest najbardziej odpowiedni dla konkretnego przypadku, w konkretnych okolicznościach. Wszak celem jest wyleczenie choroby, a nie zwiększenie sprzedaży leku. Nie przepiszemy wszystkim tego samego specyfiku. Dlatego nie mogę powiedzieć, z praktycznego punktu widzenia, czy buddyzm jest najlepszą religią; trzeba to osądzić, biorąc pod uwagę przede wszystkim okoliczności, sytuację życiową każdego człowieka.”
http://www.jasnesny.wordpress.com
„Nie oce­niaj suk­ce­su człowieka po tym jak wy­soko się wspiął, lecz jak wy­soko od­bił się od dna.”
japoniec
Posty: 234
Rejestracja: wt lis 29, 2011 22:01
Płeć: mężczyzna
Tradycja: shingon

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: japoniec »

Xbalanque pisze:Aditya, a może dlatego, że dostrzega w chrześcijaństwie potencjał, którego Ty nie dostrzegasz. Zrozumienie osoby Chrystusa i tego co sobą niesie jest poza rozumem, to trzeba po prostu poczuć. Podobnie z Maryją, jest potężną, współczującą energią, prawdopodobnie z jej wizerunku wzięła się żeńska postać Avalokitesvary.

Ryu, w którym miejscu Jezus mówił o tym, żeby zabijać dzieci? Nie znajdziesz również miejsca gdzie Chrystus potępia homoseksualistów, to tylko św. Paweł.
A niby co takiego niezwykłego robiła matka Jezusa?Moja kocica też z oddaniem troszczy się o swoje dzieci.Bodhisattwa?
PiotrDuda
Posty: 2
Rejestracja: śr mar 11, 2020 15:18
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Karma Kagyu

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: PiotrDuda »

LordD pisze: śr wrz 19, 2012 15:18
dharmozjad pisze:
LordD pisze:
AHuli pisze:Pozostają oczywiście jeszcze buddyści czujący oddanie do Jezusa i to chyba dla nich Rinpocze ułożył tą praktykę. :D
Moim zdaniem to już by było złamanie ślubowań związanych z przyjęciem schronienia w Trzech Klejnotach.
w wadżrajanie przyjmuje się jeszcze schronienie w lamach (pal den lama dam po nam la cziab sun czio etc.), więc jak ktoś uważa Joszuę za swojego lamę, to czemu nie?
Tyle, że Jezus nie jest ani buddą, ani arhatem, ani bodhisattwą, ani nawet lamą... jest światowym bóstwem. Żadnego buddyjskiego tekstu na temat Jezusa raczej nie ma :) Oczywiście katolik może sobie robić taką guru jogę, ale nie buddysta!
Kim jest (był Jezus) tego nie wiesz. Mozesz wiedzieć tylko za kogo dziś go przeważnie biorą.
W pierwszych wiekach po Jezusie ( przyjmijmy że tak się nazywał) praktyki niektórych mnichów np Ojców Pustyni były dosć podobne do Buddyjskich. Medytacje tam opisywane, choć dziś ich opis brzmi wieloznacznie mają prawdopodobnie wszystkie fazy medytacji buddyjskich, łacznie z rozpuszczeniem. Tak to widać z pozycji buddysty. Oczywiscie marnie tam było z linia przekazu, albo wprost tragicznie. Nie urzeczywistnieni opisywali praktykę urzeczywistnionych jak ja rozumieli, a wlasciwie nie rozumieli. Dziś z pozycji buddysty ciekawe jest popatrzeć na wczesne chrześcijaństwo okiem "archeologa". Znajdzie się tam nie tylko medytacje w jej "porawnej" formie, ale coś na kształt walki z truciznami umusłu. Myślę że Jezus był wielkim nauczycielem, tylko mało co po nim zostało. W odróznieniu od Buddy mało czasu poswięcił na nauki. Nie miał prawie urzeczywistnionych uczniów, a ci ktorych miał opisywali go przez pryzmat swojego widzenia. Politycznie czasy tez nie były sprzyjajace. Jezus coś budował majac w tle silną i odmienną w kazdym aspekcie religie. Mając trudną sytuacjd Rzymskiej okupacji. Zawirowania polityczne pare wieków potem zaorały sens, ktory jawi sie z pozostałosci po Jezusie. Konstantyn Wielki kompletnie rozłozył nauki Jezusa, a tylko jego imię pozostawił na swoich sztandarach. Obecny katolicyzm nie ma nic wspólnego z Jezusa duchowoscią. To w pełnj co innego. Benedyktyni obecnie próbuja coś z tych zgliszczy odkopać. Marnie im przeważnie idzie. Trochę odkopali, ale bez wiekszego zrozumienia, poza nielicznymi wyjatkami. Warto wymienić JanaPawła Konobrockiego z Tyńca i Mertona trapistę. Obaj mieli silne kontakty z buddyzmem i dopiero z tej perspektywy zaczeli coś kumać . ( Niestety obaj umarli, nagle i młodo)
Awatar użytkownika
nataliablanka
Posty: 403
Rejestracja: ndz kwie 17, 2022 16:50
Płeć: kobieta
Tradycja: Bon

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: nataliablanka »

Jeśli katolik chce sobie robić guru jogę na Jezusa bo ma dość drętwoty katolickich praktyk to proszę bardzo.
Myślę, że kilku takich się znajdzie w okolicy. Oprócz tych trzymających się przepisów co do joty jest pewna grupa dosyć eklektycznych w swoim podejściu. Apostazji nie zrobią, ale dorzucą do gara.
Awatar użytkownika
nataliablanka
Posty: 403
Rejestracja: ndz kwie 17, 2022 16:50
Płeć: kobieta
Tradycja: Bon

Re: Medytacja tybetańska na osobę Jezusa Chrystusa

Nieprzeczytany post autor: nataliablanka »

Jeśli ktoś się zastanawiał.
https://www.yogapedia.com/definition/11 ... sus-mantra

Wiem, że zazwyczaj nie puszcza się na forum, ale tutaj jest przypadek nietypowy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Buddyzm - dialog”