Asti pisze:Moim zdaniem, jeśli ktoś jest w stanie zrobić krzywdę w tak bestialski sposób innej żywej istocie, to jest to też w stanie zrobić człowiekowi i powinno być to w ten sposób rozpatrywane.
Hej Asti, rozważ proszę nieco inny sposób patrzenia na tę sprawę.
Rozpatrywanie jej w sposób jaki zaproponowałeś, niewątpliwie może przynieść pewne korzyści żyjącym istotom, jednak nie jest to droga do zrozumienia tematu w pełni, w taki sposób w jaki zaistniał. Powiedziałbym raczej, że jeśli mowa o krzywdzeniu zwierząt, to w głównej mierze warto rozważać nie zagrożenie, jakie bestialstwo wobec zwierząt stanowi dla ludzi, lecz właśnie - krzywdę jakiej doznają same zwierzęta. Zagrożenie dla człowieka nie jest tu czymś co powinno być akcentowane, choćby dlatego, że jest ono głównie potencjalne (podczas gdy to zwierzęta są rzeczywistymi ofiarami tutaj). Poza tym cierpienie ludzi nie jest jakieś wyjątkowe (by było można wysuwać potencjalne cierpienie ludzi na pierwszy plan). Zwierzęta traktowane w bestialski sposób cierpią JUŻ, przez cały czas, wokół nas. I cierpią w identyczny sposób, w jaki Ty czy ja byśmy cierpieli. Ich cierpienie nie jest inne - nie jest ani mniejsze, ani mniej ważne i właśnie dlatego wyraziłem pewną niezgodę na położenie akcentu tam, gdzie Ty go położyłeś.
Zresztą cierpią (potwornie i to przez całe swoje życie) nie tylko psy czy koty, o których głośno, bo media zwietrzyły zainteresowanie. Cierpią lisy traktowane jeszcze o wiele gorzej, cierpią świnie, krowy, ptaki. Wielka ich liczba toczy swoje życie bez odrobiny ulgi, bez najmniejszego promyka serdeczności, w fizycznych męczarniach, przez cały czas, choćby teraz. A ich oprawcy (pracownicy ferm, rzeźni, hodowli przemysłowych), jak również oprawcy zwierząt domowych o których głośno, nie powinni być rozpatrywani jako osoby, które mogą potencjalnie stanowić niebezpieczeństw dla ludzi. Oni JUŻ rozsiewają tyle cierpienia, że niemal żaden człowiek nie mógłby - ot tak wyrwany z ludzkiego życia i przeniesiony tam - udźwignąć takiego jego ogromu.
(Przy okazji dodam, że nie tylko jest tak, że zwierzęta są nam równe w odczuwaniu cierpienia, ale jest też i tak, że ich oprawcy są nam równi w jego zadawaniu. Odbiegam tu od tematu tylko by wyjaśnić, że nie zamierzam tu w żadnym stopniu szkalować oprawców. Zresztą moje ciało, myśli i uczucia są takim samym narzędziem mogącym nieść krzywdę, jak ich ciała, myśli i uczucia. W ten sposób nie ma żadnej różnicy między nami, zwierzętami i oprawcami, oprócz chwilowego bycia w tym a nie innym miejscu.)
Może się zbytnio rozpisałem, więc puenta jest taka: nie traktujmy cierpienia ludzi, jakby było ono ważniejsze ("z poważniejszej gliny"), niż cierpienie zwierząt. One czują tak samo jak my, ich cierpienie jest identyczne jak moje i Twoje. Wiem, że taka uwaga z mojej strony może się wydać czepialstwem, ale tak naprawdę jej znaczenie ma daleko idące konsekwencje (warto dbać o właściwe (zgodne ze stanem rzeczywistym) rozumienie spraw dotyczących cierpienia, nawet gdy wydają się błahe bo się akurat chwilowo jest po tej "bezpiecznej" stronie).
Pozdrawiam serdecznie...