Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
Przebudzony umysł, miękkie serce
Na zaproszenie Warszawskiego Ośrodka Szambali i Instytutu Marpy Dzigar Kongtrul Rinpocze, jeden z najwybitniejszych współczesnych mistrzów medytacji, nauczyciel m.in. Pemy Ciedryn, autorki popularnych w naszym kraju ksiazek o praktyce duchowej, poprowadzi w Warszawie 6 i 7 sierpnia program pt. "Przebudzony umysł, miękkie serce".
Wizyta Rinpocze zbiega się z premierą polskiego tłumaczenia jego bestsellerowej książki "It's Up To You". Jej polski tytuł brzmi "Twój wybór". Książka będzie w sprzedaży już tego lata.
Link do biografii Rinpocze:http://mindrollinginternational.org/dha ... bio_PL.pdf
Polska notka biograficzna:
http://forum.medytacja.net/viewtopic.php?f=109&t=10124
http://szambala.pl/details_program.php?id=74913
Na zaproszenie Warszawskiego Ośrodka Szambali i Instytutu Marpy Dzigar Kongtrul Rinpocze, jeden z najwybitniejszych współczesnych mistrzów medytacji, nauczyciel m.in. Pemy Ciedryn, autorki popularnych w naszym kraju ksiazek o praktyce duchowej, poprowadzi w Warszawie 6 i 7 sierpnia program pt. "Przebudzony umysł, miękkie serce".
Wizyta Rinpocze zbiega się z premierą polskiego tłumaczenia jego bestsellerowej książki "It's Up To You". Jej polski tytuł brzmi "Twój wybór". Książka będzie w sprzedaży już tego lata.
Link do biografii Rinpocze:http://mindrollinginternational.org/dha ... bio_PL.pdf
Polska notka biograficzna:
http://forum.medytacja.net/viewtopic.php?f=109&t=10124
http://szambala.pl/details_program.php?id=74913
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
"Nie ma żadnego poziomu „starszeństwa”, na którym możemy zrezygnować z autorefleksji. Należy ją kontynuować nawet po wielu latach praktyki i odosobnień. Oczekiwanie na wytchnienie dowodzi, że zeszliśmy z właściwej ścieżki".
Dzigar Kongtrul Rinpocze
a tutaj można odsłuchać wykład ucznia Dzigara Kongtrula Rinpocze, prof. Tomasza Pietrzykowskiego, w którym przybliżona została metoda autorefleksji nauczana przez Rinpocze:
http://tomasz-pietrzykowski.com/audio/m ... ja-forteca
Ta metoda pracy z emocjami pomaga uwalniać się od lgnięcia do naszych wzorców i koncepcji, które owe emocje wywołują.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
a tutaj można odsłuchać wykład ucznia Dzigara Kongtrula Rinpocze, prof. Tomasza Pietrzykowskiego, w którym przybliżona została metoda autorefleksji nauczana przez Rinpocze:
http://tomasz-pietrzykowski.com/audio/m ... ja-forteca
Ta metoda pracy z emocjami pomaga uwalniać się od lgnięcia do naszych wzorców i koncepcji, które owe emocje wywołują.
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
JESTEŚ FOKĄ CZY SOWĄ?
Wszyscy mamy jakieś skomplikowane relacje, które spaja „lepkość” w postaci przywiązania i oczekiwań. Okazuje się, że w naszym romantycznym związku, małżeństwie albo rodzicielstwie czujemy się odpowiedzialni za czyjąś samotność albo czyjś ból emocjonalny lub fizyczny.
Istnieje tybetańskie określenie, które opisuje ten typ dynamiki w związku międzyludzkim: lenczak – co na ogół tłumaczy się jako „dług karmiczny”. Len to dosłownie „czas” albo „wydarzenie”, a czak to „przywiązanie” lub „przyciąganie”.
(...) W Tybecie mówi się o jeziorze, w którym raz na rok podczas pełni księżyca zbierają się podobne do fok stworzenia, aby łowić ryby dla stad wygłodniałych sów zlatujących się z pobliskich drzew. Nie ma żadnego powodu, by foki łowiły ryby – poza tym, że sowy tego od nich oczekują. Foki nic nie zyskują, a sowy nigdy nie są w pełni usatysfakcjonowane. (...)
Dynamika lenczaku ma dwie strony: stronę foczą i sowią. Jeśli jesteśmy foką, czujemy wielką emocjonalną odpowiedzialność za stan umysłu drugiej osoby i jej samopoczucie. Czujemy, że osoba ta ma nad nami władzę, jakby rościła sobie do nas słuszne prawo. Jest to silne doświadczenie na poziomie trzewi. (...) Chcielibyśmy uwolnić się od tej osoby, ale czujemy się usidleni. Nie ma możliwości ucieczki – szach mat! Oczywiście prawda wygląda inaczej. W rzeczywistości jesteśmy zakładnikiem własnego przywiązania, poczucia winy i niezdolności do zerwania z bólem, który bierze się z przeświadczenia o odpowiedzialności za drugą osobę. Z jednej strony, nie możemy patrzeć, jak sowa się szarpie. Z drugiej, nie możemy się wyrwać z tego związku. Ta dynamika nas ściera na proch; w ten sposób tracimy blask jako istoty ludzkie.
Zarazem sowa nigdy nie jest zadowolona – bez względu na to, iloma rybami nakarmi ją foka. Oczywiście gdy jesteśmy uwikłani w syndrom sowy, widzimy to całkiem inaczej. Czujemy się zaniedbywani, odsunięci na bok i słabi. Dzieje się tak dlatego, że uzależniliśmy się od kogoś innego w nadziei, że zapanuje on nad naszymi lękami. Mamy mnóstwo roszczeń, chociaż wyrażamy je w sposób nieśmiały, pod pozorem potrzeb. Syndrom sowy sprowadza nas do poziomu małego dziecka. Przestajemy wierzyć, że potrafimy być samodzielni, tracimy ufność we własne siły, w to, że możemy się skonfrontować z własnym umysłem i emocjami. Co ciekawe, sowa – niby tak słaba, głodna i niepewna siebie – nie jest wcale aż tak bezbronna, jak się wydaje. Sowa okazuje się górą w tym związku. (...) Bo jest manipulatorem. (...) Nie chce po prostu zająć się własnymi sprawami. (...) Gdyby sowa nie mogła sobie pozwolić na słabość – a więc gdyby nie miała foki do dyspozycji – w sposób naturalny musiałaby stawić czoło życiowym wyzwaniom.
Jak na ironię, w tego rodzaju dynamice im więcej ryb oferuje foka, tym bardziej niezadowolona, roszczeniowa i rozgoryczona staje się sowa. (...) W tej zapętlonej sytuacji boimy się, że bez dynamiki lenczaku nasz związek by się rozpadł. Dlatego warto się uważnie przyjrzeć różnicy między miłością a lenczakiem. Miłość i troska o innych budzi się w sposób naturalny; nie jest wynikiem nacisków ani roszczeń.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
Wszyscy mamy jakieś skomplikowane relacje, które spaja „lepkość” w postaci przywiązania i oczekiwań. Okazuje się, że w naszym romantycznym związku, małżeństwie albo rodzicielstwie czujemy się odpowiedzialni za czyjąś samotność albo czyjś ból emocjonalny lub fizyczny.
Istnieje tybetańskie określenie, które opisuje ten typ dynamiki w związku międzyludzkim: lenczak – co na ogół tłumaczy się jako „dług karmiczny”. Len to dosłownie „czas” albo „wydarzenie”, a czak to „przywiązanie” lub „przyciąganie”.
(...) W Tybecie mówi się o jeziorze, w którym raz na rok podczas pełni księżyca zbierają się podobne do fok stworzenia, aby łowić ryby dla stad wygłodniałych sów zlatujących się z pobliskich drzew. Nie ma żadnego powodu, by foki łowiły ryby – poza tym, że sowy tego od nich oczekują. Foki nic nie zyskują, a sowy nigdy nie są w pełni usatysfakcjonowane. (...)
Dynamika lenczaku ma dwie strony: stronę foczą i sowią. Jeśli jesteśmy foką, czujemy wielką emocjonalną odpowiedzialność za stan umysłu drugiej osoby i jej samopoczucie. Czujemy, że osoba ta ma nad nami władzę, jakby rościła sobie do nas słuszne prawo. Jest to silne doświadczenie na poziomie trzewi. (...) Chcielibyśmy uwolnić się od tej osoby, ale czujemy się usidleni. Nie ma możliwości ucieczki – szach mat! Oczywiście prawda wygląda inaczej. W rzeczywistości jesteśmy zakładnikiem własnego przywiązania, poczucia winy i niezdolności do zerwania z bólem, który bierze się z przeświadczenia o odpowiedzialności za drugą osobę. Z jednej strony, nie możemy patrzeć, jak sowa się szarpie. Z drugiej, nie możemy się wyrwać z tego związku. Ta dynamika nas ściera na proch; w ten sposób tracimy blask jako istoty ludzkie.
Zarazem sowa nigdy nie jest zadowolona – bez względu na to, iloma rybami nakarmi ją foka. Oczywiście gdy jesteśmy uwikłani w syndrom sowy, widzimy to całkiem inaczej. Czujemy się zaniedbywani, odsunięci na bok i słabi. Dzieje się tak dlatego, że uzależniliśmy się od kogoś innego w nadziei, że zapanuje on nad naszymi lękami. Mamy mnóstwo roszczeń, chociaż wyrażamy je w sposób nieśmiały, pod pozorem potrzeb. Syndrom sowy sprowadza nas do poziomu małego dziecka. Przestajemy wierzyć, że potrafimy być samodzielni, tracimy ufność we własne siły, w to, że możemy się skonfrontować z własnym umysłem i emocjami. Co ciekawe, sowa – niby tak słaba, głodna i niepewna siebie – nie jest wcale aż tak bezbronna, jak się wydaje. Sowa okazuje się górą w tym związku. (...) Bo jest manipulatorem. (...) Nie chce po prostu zająć się własnymi sprawami. (...) Gdyby sowa nie mogła sobie pozwolić na słabość – a więc gdyby nie miała foki do dyspozycji – w sposób naturalny musiałaby stawić czoło życiowym wyzwaniom.
Jak na ironię, w tego rodzaju dynamice im więcej ryb oferuje foka, tym bardziej niezadowolona, roszczeniowa i rozgoryczona staje się sowa. (...) W tej zapętlonej sytuacji boimy się, że bez dynamiki lenczaku nasz związek by się rozpadł. Dlatego warto się uważnie przyjrzeć różnicy między miłością a lenczakiem. Miłość i troska o innych budzi się w sposób naturalny; nie jest wynikiem nacisków ani roszczeń.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
- kunzang
- Admin
- Posty: 12732
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
Bardzo zgrabnie przedstawiona ta kwestia
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
LENCZAK (CIĄG DALSZY)
Bałamuctwo lenczaku polega na tym, że nie uświadamiamy sobie nawet, że nasze cierpienie to nasze cierpienie. Machinalnie zakładamy, że inni powinni je z nami dzielić albo znosić w naszym imieniu. W ten sposób lenczak nie pozwala nam wziąć odpowiedzialności za własne życie. Próbujemy więc złowić innych, by nakarmić się ich współczuciem. Spytani: „Jak się masz?”, odpowiadamy: „Niby w porządku, ale...” i recytujemy całą litanię problemów. Uznajemy, że musimy się zwierzyć ze wszystkiego. Pod koniec rozmowy inni znają już wszystkie nasze kłopoty i bolączki. (...)
Czy jednak naprawdę musimy być przeźroczyści jak szkło? Czy inni naprawdę oczekują od nas takiej „uczciwości”? (...) Przecież sami też przeżywają wzloty i upadki, podobnie jak my. (...)
Wielu ludzi twierdzi, że to nieuczciwe, gdy mówią, że czują się dobrze, a w rzeczywistości mają problemy. Ale chodzi o rozwinięcie fundamentalnej świadomości siły wewnętrznej i dobrego samopoczucia. Czy nie lepiej utożsamiać naszego umysłu z takim samopoczuciem, a nie z ulotnymi emocjami i doznaniami fizycznymi, których doświadczamy w ciągu dnia? Jaki sens ma „uczciwość” w odniesieniu do czegoś tak ulotnego i nieuchwytnego? Jeśli nasze samopoczucie jest do tego stopnia uzależnione od emocji i doznań fizycznych, będziemy mieli niewiele okazji do powiedzenia: „Tak, czuję się dobrze”. Zatem kiedy następnym razem ludzie spytają nas, jak się mamy, odpowiedzmy jednym słowem: „Dobrze!”. Być może będziemy musieli to odrobinę podpompować, ale wkrótce sami w to uwierzymy. (...)
A gdy inni próbują nas usidlić swoimi potrzebami emocjonalnymi, praktykujmy delikatne zdystansowanie.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
Bałamuctwo lenczaku polega na tym, że nie uświadamiamy sobie nawet, że nasze cierpienie to nasze cierpienie. Machinalnie zakładamy, że inni powinni je z nami dzielić albo znosić w naszym imieniu. W ten sposób lenczak nie pozwala nam wziąć odpowiedzialności za własne życie. Próbujemy więc złowić innych, by nakarmić się ich współczuciem. Spytani: „Jak się masz?”, odpowiadamy: „Niby w porządku, ale...” i recytujemy całą litanię problemów. Uznajemy, że musimy się zwierzyć ze wszystkiego. Pod koniec rozmowy inni znają już wszystkie nasze kłopoty i bolączki. (...)
Czy jednak naprawdę musimy być przeźroczyści jak szkło? Czy inni naprawdę oczekują od nas takiej „uczciwości”? (...) Przecież sami też przeżywają wzloty i upadki, podobnie jak my. (...)
Wielu ludzi twierdzi, że to nieuczciwe, gdy mówią, że czują się dobrze, a w rzeczywistości mają problemy. Ale chodzi o rozwinięcie fundamentalnej świadomości siły wewnętrznej i dobrego samopoczucia. Czy nie lepiej utożsamiać naszego umysłu z takim samopoczuciem, a nie z ulotnymi emocjami i doznaniami fizycznymi, których doświadczamy w ciągu dnia? Jaki sens ma „uczciwość” w odniesieniu do czegoś tak ulotnego i nieuchwytnego? Jeśli nasze samopoczucie jest do tego stopnia uzależnione od emocji i doznań fizycznych, będziemy mieli niewiele okazji do powiedzenia: „Tak, czuję się dobrze”. Zatem kiedy następnym razem ludzie spytają nas, jak się mamy, odpowiedzmy jednym słowem: „Dobrze!”. Być może będziemy musieli to odrobinę podpompować, ale wkrótce sami w to uwierzymy. (...)
A gdy inni próbują nas usidlić swoimi potrzebami emocjonalnymi, praktykujmy delikatne zdystansowanie.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
Dzigar Kongtrul Rinpocze: Globalne ocieplenie, demokracja i praktyka buddyjska
http://ekobuddyzm.pl/2011/07/dzigar-kon ... -buddyjska
http://ekobuddyzm.pl/2011/07/dzigar-kon ... -buddyjska
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
Snił mi się ostatnio ten nauczyciel, gadał coś do mnie ale nie pamiętam co
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
Po pierwsze powiem o moim duchowym materialiźmie. Zauważyłem, że gdy czytam lub zastanawiam się nad naukami i coś staje się dla mnie jasne, to natychmiast chcę pędzić i nauczać tego innych. Dlaczego tak jest ? Odpowiedź mnie niepokoi bo choc wierzę, że stoi za tym troche dobrej motywacji to patrząc głęboko odkrywam, że w rzeczywistości intencja pomagania innym jest bardzo słaba. Zamiast tego wszystko kreci się wokół wywierania dobrego wrażenia i jest w to zaangażowana duża część mojego ego.
Stałem sie tak biegły w upowszechnianiu wiedzy szczególnie nauk dharmy, że robię to niemal automatycznie. Jednak nieświadomie chcę zrobić dobre wrażenie na innych. Z jednej strony, ponieważ są to nauki dharmy, takie działanie nadal przynosi owoce, ale z innej strony jest to dość smutne, gdy sobie uświadomić sobie, że tak naprawdę nie bierze sie nauk do serca. To tu własnie trzeba wywrzeć wrażenie - na własnym sercu. Jeśli tak nie jest, to chociaż możesz być w stanie kontemplować dharmę, osiągnąć pewien wgląd i wyjaśniać to innym , ale nie doświadczysz żadnych dramatycznych zmian w sobie. Więc naturalnie nie możesz inspirować znaczących zmian w umysłach innych, może z wyjątkiem niektórych zdolności intelektualnych.
Chciałbym zrobić następujące wyznanie. Pragnę być na prawdę wolny od pułapki duchowego materializmu. Pozbycie się tej tendencji przyniesie tak długo poszukiwaną wolność i pokój. Obym pewnego dnia praktykował dharmę bez starania się zrobienia wrażenia na innych a zamiast tego obym naprawdę zrobił tak potrzebne wrażenie na swoim własnym sercu. Moje życzenie powinno zostać nagrane tak, że gdy będę trzymał egzemplarz tej książki w moim ręku, to będzie to przypominać moje ego z jego duchowym materializmem.
Mogę mówić o moim rozumieniu duchowego materializmu, inni mogą to wyjaśniać inaczej.
Zgodnie z moim rozumieniem duchowy materializm występuje wtedy gdy duchowa ścieżka jest skażona przez egoistyczne myśli i emocje, i gdy używamy duchowej praktyki do zaspokajania naszego własnego ego - tego aby dobrze wypaść lub osiągnąć pewnego rodzaju uznanie. Ponieważ żyjemy blisko z innymi nasze ściezki krzyżuja się . Jesteśmy tak uporczywie zainteresowani jak nasi przyjaciele będą nas odbierać, że nie wiemy jak być prawdziwi i autentyczni - jak faktycznie być naprawdę sobą. Taka wrażliwość na opinie inncy przenika także nasze aktywności dharmy. Dharma - nauki prawdy nauczane prze Buddę Siakjamuniego - sa zupełnie czyste i niesplamione. Mimo tego używamy ich do karmienia naszego duchowego materializmu. Na przykład, zanim sami nauczymy się Dharmy, chcemy oświecać innych. Bez wątpienia jest za naszymi działaniami jest pewna ilość dobrej intencji, ale raz jeszcze, często mają więcej wspólnego z tym, że chcemy zrobić wrażenie na innych rozległością naszej wiedzy czy też głębią naszej realizacji. Prawdę mówiąc, koncentrujemy się na sobie. Funkcją ja jest promowanie siebie więc jeśli nie będziemy uważać to faktycznie możemy zamienić nasze aktywności dharmiczne w samo-promocję.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
Stałem sie tak biegły w upowszechnianiu wiedzy szczególnie nauk dharmy, że robię to niemal automatycznie. Jednak nieświadomie chcę zrobić dobre wrażenie na innych. Z jednej strony, ponieważ są to nauki dharmy, takie działanie nadal przynosi owoce, ale z innej strony jest to dość smutne, gdy sobie uświadomić sobie, że tak naprawdę nie bierze sie nauk do serca. To tu własnie trzeba wywrzeć wrażenie - na własnym sercu. Jeśli tak nie jest, to chociaż możesz być w stanie kontemplować dharmę, osiągnąć pewien wgląd i wyjaśniać to innym , ale nie doświadczysz żadnych dramatycznych zmian w sobie. Więc naturalnie nie możesz inspirować znaczących zmian w umysłach innych, może z wyjątkiem niektórych zdolności intelektualnych.
Chciałbym zrobić następujące wyznanie. Pragnę być na prawdę wolny od pułapki duchowego materializmu. Pozbycie się tej tendencji przyniesie tak długo poszukiwaną wolność i pokój. Obym pewnego dnia praktykował dharmę bez starania się zrobienia wrażenia na innych a zamiast tego obym naprawdę zrobił tak potrzebne wrażenie na swoim własnym sercu. Moje życzenie powinno zostać nagrane tak, że gdy będę trzymał egzemplarz tej książki w moim ręku, to będzie to przypominać moje ego z jego duchowym materializmem.
Mogę mówić o moim rozumieniu duchowego materializmu, inni mogą to wyjaśniać inaczej.
Zgodnie z moim rozumieniem duchowy materializm występuje wtedy gdy duchowa ścieżka jest skażona przez egoistyczne myśli i emocje, i gdy używamy duchowej praktyki do zaspokajania naszego własnego ego - tego aby dobrze wypaść lub osiągnąć pewnego rodzaju uznanie. Ponieważ żyjemy blisko z innymi nasze ściezki krzyżuja się . Jesteśmy tak uporczywie zainteresowani jak nasi przyjaciele będą nas odbierać, że nie wiemy jak być prawdziwi i autentyczni - jak faktycznie być naprawdę sobą. Taka wrażliwość na opinie inncy przenika także nasze aktywności dharmy. Dharma - nauki prawdy nauczane prze Buddę Siakjamuniego - sa zupełnie czyste i niesplamione. Mimo tego używamy ich do karmienia naszego duchowego materializmu. Na przykład, zanim sami nauczymy się Dharmy, chcemy oświecać innych. Bez wątpienia jest za naszymi działaniami jest pewna ilość dobrej intencji, ale raz jeszcze, często mają więcej wspólnego z tym, że chcemy zrobić wrażenie na innych rozległością naszej wiedzy czy też głębią naszej realizacji. Prawdę mówiąc, koncentrujemy się na sobie. Funkcją ja jest promowanie siebie więc jeśli nie będziemy uważać to faktycznie możemy zamienić nasze aktywności dharmiczne w samo-promocję.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
Dzigar Kongtrul Rinpocze - 'JA' TO PRZESADA
Słoniowe myślenie
Niedawno mój bliski przyjaciel i wieloletni uczeń dowiedział się, że ma raka. Gdy go odwiedziłem, widziałem, jak rozważa swoje położenie, myśli o swoim życiu, o tym, ile jeszcze czasu mu zostało i jak będzie umierał. Pomyślałem: "Roy jest jeszcze tutaj, ale nie wiem jak długo. Jak to będzie, gdy odejdzie?" Pomyślałem o swojej śmierci. Wszyscy musimy umrzeć. Nie wiemy kiedy. Tego rodzaju sytuacje zapobiegają ignorowaniu śmierci i podtrzymywaniu naszych codziennych czynności.
Mocno trzymamy się istnienia. Ponieważ jest 'ja', jest również zniszczenie 'ja'. Ponieważ jest 'moje', jest także zniszczenie 'mojego'. Mimo wiary w odrodzenie nadal mamy poczucie 'ja', które się kontynuuje i doświadcza, niezależnie od tego, co je spotka. To, co uważamy za 'ja', będzie przed naszym odrodzeniem oddzielone od wszystkiego, co je określa - od ciała, cech i tego, co posiadamy; od przyjaciół i osób, które kochamy. Tak następuje utrata 'mojego'. Ból 'ja' i 'moje' oraz zagłada 'ja' i 'mojego' przenosi się nawet po śmierci.
Zwykły dualistyczny umysł jest ograniczony w swym myśleniu poprzez skrajności: istnienia i nie-istnienia. Wierzymy że zjawiska - w tym my sami - istnieją z ich strony (1) jako niezależne i autonomiczne obiekty. To nie jest filozofia. Wykracza to poza filozofię, a nawet świadomość. W taki właśnie sposób doświadczamy życia i świata emocjonalnie i fizycznie.
Jeśli spojrzeć na 'ja' szerzej - z perspektywy współzależności - utraci ono swą specyfikę jako jednostka konkretna i niezależna. Doświadczy wtedy, że jesteśmy mniej ograniczeni i oddzieleni od reszty, za to bardziej dynamiczni, zmienni i współdziałający z innymi elementami. Każde doświadczenie staje się wówczas bardziej otwarte i rozluźnione. Ale takie szerokie spojrzenie nie jest naszym nawykowym podejściem.
Z nawyku trzymamy się poczucia autonomii. Zwykle nie dostrzegamy bezustannie zmieniających się składników ani przyczyn i warunków, które leżą u podstaw naszego poczucia autonomii.
Trzymając się istnienia musimy ulec zagładzie. W końcu 'coś' musi stać się 'niczym': pustką - całkowitym unicestwieniem. "Dziś jest tu, a nazajutrz znika", mówi przysłowie. Czy możliwa jest jakaś inna alternatywa niż istnienie? Wielki uczony Mipham Rinpocze opisuje dualizm zwyczajnego umysłu tak: "Zwyczajny umysł jest jak słoń: kąpie się w wodzie, by zmyć brud, a potem tarza się w brudzie, by wyschnąć".
Tego rodzaju dualizm nie tylko przenika nasze najgłębsze poglądy, ale również nasze najdrobniejsze codzienne przeżycia. Myśl, że rzeczy istnieją obiektywnie i niezależnie, wprowadza lęk w nasze życie. Tyle jest rzeczy, którymi można się delektować i które trzeba chronić. Tyle jest upodobań, lęków i nadziei. Bez ustanku czepia się nas ta albo inna 'szenpa' (2). Nasze 'szenpy' wywołują poczucie, że nie potrafimy poradzić sobie z życiowymi wyzwaniami. Prześladuje nas prawda o niestałości, o tym, że musimy umrzeć, że czeka nas wiele cierpienia, że rzeczy nie potoczą się po naszej myśli, że możemy stracić to, co posiadamy. Lęk, że nie zdołamy poradzić sobie z tymi wyzwaniami, to podejście uprzywilejowane. Nie jesteśmy w stanie przebierać wśród rzeczy, które pojawiają się w naszym życiu. Tak właściwie to nie mamy wyboru.
Rzecz jasna nie poddajemy się. My, ludzie, mamy wręcz niewiarygodnie nowatorskie i twórcze umiejętności radzenia sobie. 'Szenpy' tkwią w nas głęboko. Doświadczamy ciężaru "rzeczywistości", naszego czepiania się. Interpretujemy tę realność jako prześladowania ze strony zewnętrznych obiektów - tych wszystkich 'istnych'(3) przedmiotów, tych wszystkich 'prawdziwych' myśli i emocji. Gdy nasze ciało choruje, choroba nas więzi. Gdy nasze myśli nas niepokoją, wiążą nas i przerażają, bo doświadczamy poczucia emocjonalnej i fizycznej 'istności'(4), która wydaje się pochodzić z obiektu naszych myśli. Ale czy tak jest?
Czy naprawdę zdarzyło się nam zobaczyć taki obiekt?
Zapytajmy sami siebie: "Czy tak naprawdę widziałem kiedyś 'istną' rzecz? Pomysł, że coś może być samoistne, z niczym nie połączone, jest absurdalny i niewyobrażalny. Czy potrafimy wskazać zjawisko, które nie składa się z części i od niczego nie zależy? Niczego takiego nie doświadczyliśmy ani niczego takiego nie napotkamy. Jeśli nawet próbujemy to sobie wyobrazić, natychmiast tworzymy z tym związek. Stan 'istności' ze względu na swą niezmienną naturę, byłby stanem bytu całkowicie niedoświadczalnym przez żadną formę świadomości. Musiałby istnieć w kompletnej izolacji. Któż mógłby wtedy orzec, że coś takiego istnieje? A jeśli nic nie istnieje 'istnie', jak można mówić o rzeczy, która 'istnie' nie-istnieje? Mimo, że nie doświadczamy (i co więcej nie możemy doświadczyć) zjawisk jako 'istnie' istniejących lub nie-istniejących, czepiamy się ich, jakby takie były.
Jak doświadczamy zjawisk? Widzimy, że pojawiają się i znikają. Widzimy, jak rzeczy zmieniają się. Jako indywidua nie jesteśmy statyczni; daleko nam do autonomii. Przyczyny i warunki, które spowodowały nasze istnienie, są niezliczone. Nie da się wyliczyć składników tego, co doświadczamy w danym momencie: chwilowości naszych myśli, doznań i subtelnych elementów naszego istnienia. Nawet chwila składa się z części, a części te nie trwają nawet mgnienie oka. Nie ma nic, co można wskazać i powiedzieć: "Aha, to jest właśnie to!". Gdy myśl się pojawiła, zanim uda się nam na nią wskazać, znika. Spróbujcie i przekonajcie się.
Te wszystkie relacje, ruch, zmiana i nieokreśloność są wynikiem naturalnego prawa współzależności. Tylko dlatego, że rzeczy pojawiają się współzależnie, możemy ich doświadczać. Gdyby trwały w stanie statycznym - gdyby były niezmienne choćby przez chwilę - nie moglibyśmy ich doświadczać. Dlatego trzymanie się ich jako rzeczywistych i niezależnych to błąd naszego bytu opartego na koncepcjach i emocjach.
Istnienie i nie-istnienie to tylko fabrykacje z pojęć. Innymi słowy poglądy, do których przywiązani jesteśmy jako do filozofii czy też nieświadomie, nie mają nic wspólnego z naturą rzeczy. Istnieją jedynie dlatego, że przypisujemy im rzeczywistość.
Kurczowe trzymanie się 'ja' (a tymczasem nie ma żadnego 'ja') to przesada. Przesadą jest doświadczanie własnej 'istności', poczucia solidnego sensu jaźni; tak naprawdę nie można znaleźć żadnego 'ja'. Nie oznacza to wcale zaprzeczenia, że nie istnieje 'pojawianie się' i 'działanie' 'ja'; nie oznacza to, że zetrze się je w proch i pył. Niemożność znalezienia 'istnej' jednostki w najmniejszym stopniu nie przeczy naszym doświadczeniom. Nie podważamy 'pojawień'. Kwestią jest prawdziwa natura bytu fenomenów. Rozważmy rozbieżność pomiędzy tym, jak się rzeczy wydają i tym, jakie są naprawdę.
Droga środka Buddy
Zjawiska mogą nam się wydawać solidne i realne, ale ponieważ są współzależne, nie można ich uznać za istniejące z ich własnej strony. Dlatego nie przysługuje im prawdziwe istnienie. Z drugiej strony zjawiska pojawiają się naszym zmysłom i umysłowi posługującemu się pojęciami i funkcjonują poprzez ich związki z innymi zjawiskami. Z tego punktu widzenia nie można powiedzieć, że zjawiska są 'nieistniejące'. Zrozumienie, że zjawiska wykraczają poza pojęcia 'istnienia' i 'nieistnienia', prowadzi nas ku buddyjskiej drodze środka. Zjawiska są iluzoryczne jak sen, tęcza albo magiczna sztuczka. Wyłącznie 'pojawiają się'. Chociaż jednak 'się pojawiają', nie możemy wskazać ich cech charakterystycznych i powiedzieć: "To istnieje niezależnie od swych części w sposób wyłączny czy też istny".
Na co wpływa uświadomienie sobie tego? Na nasze lęki. Oddziaływuje na nasz stosunek do życia, a przez to - do śmierci. Gdy myślę o moim przyjacielu, pytam siebie: "Kto to jest Roy?". Roy to kochający ojciec w odniesieniu do jego córek. To lojalny mąż w odniesieniu do jego żony. Jest oddanym synem swych rodziców. Jest oddanym uczniem w odniesieniu do jego nauczyciela. Jest przyjacielem, członkiem duchowej wspólnoty i bratem w dharmie. Jest biznesmenem w pracy i praktykującym w odniesieniu do duchowej ścieżki. Jego ciało składa się z krwi, mięśni i kości, które z kolei składają się z przestrzeni powietrza w płucach, ciepła, wody i materii. Te wewnętrzne elementy łączą się z elementami zewnętrznymi podtrzymującymi jego ciało: pożywieniem, które spożywa i elementami, z których się ono składa, przestrzenią, w której się porusza, powietrzem, którym oddycha. Jest pyłkiem w przestrzeni. Jest panem swego świata. Roy jest częścią wszystkiego ale gdzie 'on' jest? Skoro nie potrafimy znaleźć Roya, jak można mówić o jego zniszczeniu?
Urzeczywistnienie wszechzależności prowadzi nas ku nagiemu zrozumieniu rzeczywistości, które przekracza skrajności istnienia i nie-istnienia 'opróżnionego' z wszystkich pojęciowych fabrykacji. Uczeń zapytał kiedyś Buddę: "Co to jest pustka?". Gdy Budda bez słów wstąpił w stan medytacji, Mandziuśri tłumaczył, że Budda wyraził bez fabrykacji stan 'nie-czepiania' się i wolności od 'szenpa'. O naturze pustki nie można powiedzieć zbyt dużo. Chyba tylko to, że jej jedyną cechą charakterystyczną jest 'nie-charakterystyczność', wolność od skrajności istnienia i nie-istnienia. Jeśli zaś chcecie dowiedzieć się więcej o znaczeniu pustki, musicie usiąść na poduszce i sami to odkryć.
Tłumaczenie Tomasz Pietrzykowski
1) Autor użył tu wyrażenia: "from their own side", które jest dość nietypowe w tym kontekście. Po dłuższych deliberacjach zdecydowałem się na dosłowny przekład. Można to przetłumaczyć także jako 'z ich własnej perspektywy' lub 'samoistnie', ale nie oddaje to w pełni sensu podziału, o który autorowi chodzi (przypis tłumacza).
2) Tyb. zhen pa. To wyrażenie ogólnie tłumaczy się jako 'przywiązanie', ale może ono również oznaczać bardziej aktywny aspekt czepiania się, który przejawia się w niechęci, dumie, zazdrości itp.
3) Autor użył przymiotnika "intrinsic". Jest on dość nietypowy w tym kontekście i słownikowe tłumaczenie byłoby dość dalekie od intencji autora. Postanowiłem użyć przymiotnika 'istny' w jego oryginalnym szesnastowiecznym znaczeniu: 'rzeczywisty', 'prawdziwy', od którego pochodzi dzisiejszy przymiotnik 'istotny'. Sądzę, że oddaje on dość dobrze intencje oryginału (przypis tłumacza).
4) Patrz przypis 3.
5) Mandziuśri jest bodhisattwą reprezentującym mądrość. Tradycyjnie przedstawia się go z mieczem w prawej ręce symbolizującym jego zdolność przecinania iluzji. W lewej ręce trzyma sutrę Pradżniaparamity, nauki Doskonałej Mądrości.
Słoniowe myślenie
Niedawno mój bliski przyjaciel i wieloletni uczeń dowiedział się, że ma raka. Gdy go odwiedziłem, widziałem, jak rozważa swoje położenie, myśli o swoim życiu, o tym, ile jeszcze czasu mu zostało i jak będzie umierał. Pomyślałem: "Roy jest jeszcze tutaj, ale nie wiem jak długo. Jak to będzie, gdy odejdzie?" Pomyślałem o swojej śmierci. Wszyscy musimy umrzeć. Nie wiemy kiedy. Tego rodzaju sytuacje zapobiegają ignorowaniu śmierci i podtrzymywaniu naszych codziennych czynności.
Mocno trzymamy się istnienia. Ponieważ jest 'ja', jest również zniszczenie 'ja'. Ponieważ jest 'moje', jest także zniszczenie 'mojego'. Mimo wiary w odrodzenie nadal mamy poczucie 'ja', które się kontynuuje i doświadcza, niezależnie od tego, co je spotka. To, co uważamy za 'ja', będzie przed naszym odrodzeniem oddzielone od wszystkiego, co je określa - od ciała, cech i tego, co posiadamy; od przyjaciół i osób, które kochamy. Tak następuje utrata 'mojego'. Ból 'ja' i 'moje' oraz zagłada 'ja' i 'mojego' przenosi się nawet po śmierci.
Zwykły dualistyczny umysł jest ograniczony w swym myśleniu poprzez skrajności: istnienia i nie-istnienia. Wierzymy że zjawiska - w tym my sami - istnieją z ich strony (1) jako niezależne i autonomiczne obiekty. To nie jest filozofia. Wykracza to poza filozofię, a nawet świadomość. W taki właśnie sposób doświadczamy życia i świata emocjonalnie i fizycznie.
Jeśli spojrzeć na 'ja' szerzej - z perspektywy współzależności - utraci ono swą specyfikę jako jednostka konkretna i niezależna. Doświadczy wtedy, że jesteśmy mniej ograniczeni i oddzieleni od reszty, za to bardziej dynamiczni, zmienni i współdziałający z innymi elementami. Każde doświadczenie staje się wówczas bardziej otwarte i rozluźnione. Ale takie szerokie spojrzenie nie jest naszym nawykowym podejściem.
Z nawyku trzymamy się poczucia autonomii. Zwykle nie dostrzegamy bezustannie zmieniających się składników ani przyczyn i warunków, które leżą u podstaw naszego poczucia autonomii.
Trzymając się istnienia musimy ulec zagładzie. W końcu 'coś' musi stać się 'niczym': pustką - całkowitym unicestwieniem. "Dziś jest tu, a nazajutrz znika", mówi przysłowie. Czy możliwa jest jakaś inna alternatywa niż istnienie? Wielki uczony Mipham Rinpocze opisuje dualizm zwyczajnego umysłu tak: "Zwyczajny umysł jest jak słoń: kąpie się w wodzie, by zmyć brud, a potem tarza się w brudzie, by wyschnąć".
Tego rodzaju dualizm nie tylko przenika nasze najgłębsze poglądy, ale również nasze najdrobniejsze codzienne przeżycia. Myśl, że rzeczy istnieją obiektywnie i niezależnie, wprowadza lęk w nasze życie. Tyle jest rzeczy, którymi można się delektować i które trzeba chronić. Tyle jest upodobań, lęków i nadziei. Bez ustanku czepia się nas ta albo inna 'szenpa' (2). Nasze 'szenpy' wywołują poczucie, że nie potrafimy poradzić sobie z życiowymi wyzwaniami. Prześladuje nas prawda o niestałości, o tym, że musimy umrzeć, że czeka nas wiele cierpienia, że rzeczy nie potoczą się po naszej myśli, że możemy stracić to, co posiadamy. Lęk, że nie zdołamy poradzić sobie z tymi wyzwaniami, to podejście uprzywilejowane. Nie jesteśmy w stanie przebierać wśród rzeczy, które pojawiają się w naszym życiu. Tak właściwie to nie mamy wyboru.
Rzecz jasna nie poddajemy się. My, ludzie, mamy wręcz niewiarygodnie nowatorskie i twórcze umiejętności radzenia sobie. 'Szenpy' tkwią w nas głęboko. Doświadczamy ciężaru "rzeczywistości", naszego czepiania się. Interpretujemy tę realność jako prześladowania ze strony zewnętrznych obiektów - tych wszystkich 'istnych'(3) przedmiotów, tych wszystkich 'prawdziwych' myśli i emocji. Gdy nasze ciało choruje, choroba nas więzi. Gdy nasze myśli nas niepokoją, wiążą nas i przerażają, bo doświadczamy poczucia emocjonalnej i fizycznej 'istności'(4), która wydaje się pochodzić z obiektu naszych myśli. Ale czy tak jest?
Czy naprawdę zdarzyło się nam zobaczyć taki obiekt?
Zapytajmy sami siebie: "Czy tak naprawdę widziałem kiedyś 'istną' rzecz? Pomysł, że coś może być samoistne, z niczym nie połączone, jest absurdalny i niewyobrażalny. Czy potrafimy wskazać zjawisko, które nie składa się z części i od niczego nie zależy? Niczego takiego nie doświadczyliśmy ani niczego takiego nie napotkamy. Jeśli nawet próbujemy to sobie wyobrazić, natychmiast tworzymy z tym związek. Stan 'istności' ze względu na swą niezmienną naturę, byłby stanem bytu całkowicie niedoświadczalnym przez żadną formę świadomości. Musiałby istnieć w kompletnej izolacji. Któż mógłby wtedy orzec, że coś takiego istnieje? A jeśli nic nie istnieje 'istnie', jak można mówić o rzeczy, która 'istnie' nie-istnieje? Mimo, że nie doświadczamy (i co więcej nie możemy doświadczyć) zjawisk jako 'istnie' istniejących lub nie-istniejących, czepiamy się ich, jakby takie były.
Jak doświadczamy zjawisk? Widzimy, że pojawiają się i znikają. Widzimy, jak rzeczy zmieniają się. Jako indywidua nie jesteśmy statyczni; daleko nam do autonomii. Przyczyny i warunki, które spowodowały nasze istnienie, są niezliczone. Nie da się wyliczyć składników tego, co doświadczamy w danym momencie: chwilowości naszych myśli, doznań i subtelnych elementów naszego istnienia. Nawet chwila składa się z części, a części te nie trwają nawet mgnienie oka. Nie ma nic, co można wskazać i powiedzieć: "Aha, to jest właśnie to!". Gdy myśl się pojawiła, zanim uda się nam na nią wskazać, znika. Spróbujcie i przekonajcie się.
Te wszystkie relacje, ruch, zmiana i nieokreśloność są wynikiem naturalnego prawa współzależności. Tylko dlatego, że rzeczy pojawiają się współzależnie, możemy ich doświadczać. Gdyby trwały w stanie statycznym - gdyby były niezmienne choćby przez chwilę - nie moglibyśmy ich doświadczać. Dlatego trzymanie się ich jako rzeczywistych i niezależnych to błąd naszego bytu opartego na koncepcjach i emocjach.
Istnienie i nie-istnienie to tylko fabrykacje z pojęć. Innymi słowy poglądy, do których przywiązani jesteśmy jako do filozofii czy też nieświadomie, nie mają nic wspólnego z naturą rzeczy. Istnieją jedynie dlatego, że przypisujemy im rzeczywistość.
Kurczowe trzymanie się 'ja' (a tymczasem nie ma żadnego 'ja') to przesada. Przesadą jest doświadczanie własnej 'istności', poczucia solidnego sensu jaźni; tak naprawdę nie można znaleźć żadnego 'ja'. Nie oznacza to wcale zaprzeczenia, że nie istnieje 'pojawianie się' i 'działanie' 'ja'; nie oznacza to, że zetrze się je w proch i pył. Niemożność znalezienia 'istnej' jednostki w najmniejszym stopniu nie przeczy naszym doświadczeniom. Nie podważamy 'pojawień'. Kwestią jest prawdziwa natura bytu fenomenów. Rozważmy rozbieżność pomiędzy tym, jak się rzeczy wydają i tym, jakie są naprawdę.
Droga środka Buddy
Zjawiska mogą nam się wydawać solidne i realne, ale ponieważ są współzależne, nie można ich uznać za istniejące z ich własnej strony. Dlatego nie przysługuje im prawdziwe istnienie. Z drugiej strony zjawiska pojawiają się naszym zmysłom i umysłowi posługującemu się pojęciami i funkcjonują poprzez ich związki z innymi zjawiskami. Z tego punktu widzenia nie można powiedzieć, że zjawiska są 'nieistniejące'. Zrozumienie, że zjawiska wykraczają poza pojęcia 'istnienia' i 'nieistnienia', prowadzi nas ku buddyjskiej drodze środka. Zjawiska są iluzoryczne jak sen, tęcza albo magiczna sztuczka. Wyłącznie 'pojawiają się'. Chociaż jednak 'się pojawiają', nie możemy wskazać ich cech charakterystycznych i powiedzieć: "To istnieje niezależnie od swych części w sposób wyłączny czy też istny".
Na co wpływa uświadomienie sobie tego? Na nasze lęki. Oddziaływuje na nasz stosunek do życia, a przez to - do śmierci. Gdy myślę o moim przyjacielu, pytam siebie: "Kto to jest Roy?". Roy to kochający ojciec w odniesieniu do jego córek. To lojalny mąż w odniesieniu do jego żony. Jest oddanym synem swych rodziców. Jest oddanym uczniem w odniesieniu do jego nauczyciela. Jest przyjacielem, członkiem duchowej wspólnoty i bratem w dharmie. Jest biznesmenem w pracy i praktykującym w odniesieniu do duchowej ścieżki. Jego ciało składa się z krwi, mięśni i kości, które z kolei składają się z przestrzeni powietrza w płucach, ciepła, wody i materii. Te wewnętrzne elementy łączą się z elementami zewnętrznymi podtrzymującymi jego ciało: pożywieniem, które spożywa i elementami, z których się ono składa, przestrzenią, w której się porusza, powietrzem, którym oddycha. Jest pyłkiem w przestrzeni. Jest panem swego świata. Roy jest częścią wszystkiego ale gdzie 'on' jest? Skoro nie potrafimy znaleźć Roya, jak można mówić o jego zniszczeniu?
Urzeczywistnienie wszechzależności prowadzi nas ku nagiemu zrozumieniu rzeczywistości, które przekracza skrajności istnienia i nie-istnienia 'opróżnionego' z wszystkich pojęciowych fabrykacji. Uczeń zapytał kiedyś Buddę: "Co to jest pustka?". Gdy Budda bez słów wstąpił w stan medytacji, Mandziuśri tłumaczył, że Budda wyraził bez fabrykacji stan 'nie-czepiania' się i wolności od 'szenpa'. O naturze pustki nie można powiedzieć zbyt dużo. Chyba tylko to, że jej jedyną cechą charakterystyczną jest 'nie-charakterystyczność', wolność od skrajności istnienia i nie-istnienia. Jeśli zaś chcecie dowiedzieć się więcej o znaczeniu pustki, musicie usiąść na poduszce i sami to odkryć.
Tłumaczenie Tomasz Pietrzykowski
1) Autor użył tu wyrażenia: "from their own side", które jest dość nietypowe w tym kontekście. Po dłuższych deliberacjach zdecydowałem się na dosłowny przekład. Można to przetłumaczyć także jako 'z ich własnej perspektywy' lub 'samoistnie', ale nie oddaje to w pełni sensu podziału, o który autorowi chodzi (przypis tłumacza).
2) Tyb. zhen pa. To wyrażenie ogólnie tłumaczy się jako 'przywiązanie', ale może ono również oznaczać bardziej aktywny aspekt czepiania się, który przejawia się w niechęci, dumie, zazdrości itp.
3) Autor użył przymiotnika "intrinsic". Jest on dość nietypowy w tym kontekście i słownikowe tłumaczenie byłoby dość dalekie od intencji autora. Postanowiłem użyć przymiotnika 'istny' w jego oryginalnym szesnastowiecznym znaczeniu: 'rzeczywisty', 'prawdziwy', od którego pochodzi dzisiejszy przymiotnik 'istotny'. Sądzę, że oddaje on dość dobrze intencje oryginału (przypis tłumacza).
4) Patrz przypis 3.
5) Mandziuśri jest bodhisattwą reprezentującym mądrość. Tradycyjnie przedstawia się go z mieczem w prawej ręce symbolizującym jego zdolność przecinania iluzji. W lewej ręce trzyma sutrę Pradżniaparamity, nauki Doskonałej Mądrości.
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
Praktykujący medytację często aspirują do życia samotnie w górach pośród dzikiej przyrody jednak miasto może być równie a nawet bardziej wspierającym otoczeniem dla praktyki. Inaczej niż naturalnym otoczeniu w miastach nie ma wiele drzew, oprócz tych w parku, ale jest dużo ludzi a ludzie – jeśli o tym pomyślisz – są także naturalni ! Ponieważ miasta są wypełnione przez tak wielu ludzi jest tam o wiele więcej okazji do praktykowania dobroci, współczucia, radości ze szczęścia innych i równego traktowania wszystkich.
W mieście nawet jeśli zakopiemy się w swoim mieszkaniu nie możemy uciec od faktu, że inni są wokół nas. Obok mieszka stara kobieta, jakiś przechodzień czasami śpi na schodach wejściowych, na górze mieszka bębniarz. Jeśli próbujemy za bardzo się izolować nie będziemy mogli praktykować miłującej życzliwości. Jeśli natomiast kultywujemy poczucie bycia połączonym – bycia częścią naszego miasta w ten sam sposób jak jesteśmy częścią naszej rodziny – wtedy będziemy rozwijać troskliwą opiekę i życzliwość dla wszystkich mieszkańców naszego miasta i będziemy mieć wiele okazji do praktyki.
Żyjąc w mieście spotykamy tak wielu ludzi każdego dnia. Czasami po prostu uśmiechnięcie lub otwarcie drzwi może być praktyką miłującej życzliwości. W autobusie możemy ustąpić miejsce starszej osobie. Jeśli wzywamy taksówkę lub obieramy rzeczy z pralni zawsze jest jakiś sposób aby rozprzestrzenić ciepło. Jest wielu bezdomnych ludzi żyjących na ulicy. Czasami oni siedzą z kubkiem lub kapeluszem przed sobą prosząc o pieniądze. Czasmi trzymają znak który mówi "Jestem głodny, czy możesz mi pomóc ?" Czasami są przyjacielscy a czasami wyglądają się być przygnębieni lub zziębnięci. Często mają plastikowy worek wypełniony swoim dobytkiem. Wydaje się, że dużo dla nich znaczy gdy ktoś znajdzie czas aby choć zauważyć że tam są.
Kiedy mamy rodzinę i gdy dostajemy miesięczną wypłatę to nie myślimy "Zamierzm to po prostu puścić !" Zawsze myślimy o naszej rodzinie – o czynszu, artykułach spożywczych, edukacji dzieci. Wiedząc, że nasza rodzina zależy od nas, daje nam satysfakcję widzieć jak nasze wsparcie przynosi pożytek ich życiu. Nigdy nie czujemy, że członkowie naszej rodziny są nam coś winni i nigdy nie pytamy dlaczego dajemy im nasze wsparcie. Poczucie odpowiedzialności wspiera nas tak, że czujemy motywację aby kontynuować.
Dla wyjaśnienia, ja nie sugeruję otwarcia naszych drzwi i zaproszenia wszystkich do środka. To może nie jest zbyt realistyczne. Ludzie są skomplikowani, nie zawsze jest łatwo pomóc. Są jednak małe sposoby którymi możemy rozrzerzyć ciepło – drobne gesty, które wnoszą wiele sensu w nasze życie i życie innych. Poprzez uczestnictwo w taki sposób pomagamy kształtować nasze miasto, nasze państwo, nasz świat. Jeśłi zaadoptujemy wszystkich mieszkańców naszego miasta jako naszą rodzinę, wszystko będziemy mogli dla nich zrobic przyniesie spełnienie.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
W mieście nawet jeśli zakopiemy się w swoim mieszkaniu nie możemy uciec od faktu, że inni są wokół nas. Obok mieszka stara kobieta, jakiś przechodzień czasami śpi na schodach wejściowych, na górze mieszka bębniarz. Jeśli próbujemy za bardzo się izolować nie będziemy mogli praktykować miłującej życzliwości. Jeśli natomiast kultywujemy poczucie bycia połączonym – bycia częścią naszego miasta w ten sam sposób jak jesteśmy częścią naszej rodziny – wtedy będziemy rozwijać troskliwą opiekę i życzliwość dla wszystkich mieszkańców naszego miasta i będziemy mieć wiele okazji do praktyki.
Żyjąc w mieście spotykamy tak wielu ludzi każdego dnia. Czasami po prostu uśmiechnięcie lub otwarcie drzwi może być praktyką miłującej życzliwości. W autobusie możemy ustąpić miejsce starszej osobie. Jeśli wzywamy taksówkę lub obieramy rzeczy z pralni zawsze jest jakiś sposób aby rozprzestrzenić ciepło. Jest wielu bezdomnych ludzi żyjących na ulicy. Czasami oni siedzą z kubkiem lub kapeluszem przed sobą prosząc o pieniądze. Czasmi trzymają znak który mówi "Jestem głodny, czy możesz mi pomóc ?" Czasami są przyjacielscy a czasami wyglądają się być przygnębieni lub zziębnięci. Często mają plastikowy worek wypełniony swoim dobytkiem. Wydaje się, że dużo dla nich znaczy gdy ktoś znajdzie czas aby choć zauważyć że tam są.
Kiedy mamy rodzinę i gdy dostajemy miesięczną wypłatę to nie myślimy "Zamierzm to po prostu puścić !" Zawsze myślimy o naszej rodzinie – o czynszu, artykułach spożywczych, edukacji dzieci. Wiedząc, że nasza rodzina zależy od nas, daje nam satysfakcję widzieć jak nasze wsparcie przynosi pożytek ich życiu. Nigdy nie czujemy, że członkowie naszej rodziny są nam coś winni i nigdy nie pytamy dlaczego dajemy im nasze wsparcie. Poczucie odpowiedzialności wspiera nas tak, że czujemy motywację aby kontynuować.
Dla wyjaśnienia, ja nie sugeruję otwarcia naszych drzwi i zaproszenia wszystkich do środka. To może nie jest zbyt realistyczne. Ludzie są skomplikowani, nie zawsze jest łatwo pomóc. Są jednak małe sposoby którymi możemy rozrzerzyć ciepło – drobne gesty, które wnoszą wiele sensu w nasze życie i życie innych. Poprzez uczestnictwo w taki sposób pomagamy kształtować nasze miasto, nasze państwo, nasz świat. Jeśłi zaadoptujemy wszystkich mieszkańców naszego miasta jako naszą rodzinę, wszystko będziemy mogli dla nich zrobic przyniesie spełnienie.
Dzigar Kongtrul Rinpocze
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Dzigar Kongtrul Rinpocze Warszawa 6-7 sierpnia
"Głupota zawsze jest podszyta bólem, i całe szczęście, bo ból budzi naszą inteligencję, która w przeciwnym razie pozostawałaby uśpiona w ogłupionym stanie umysłu".
Dzigar Kongtrul Rinpocze
Z okazji wizyty Czcigodnego Dzigara Kongtrula Rinpocze w Warszawie, nakładem Instytutu Marpy ukazała się właśnie - prosto spod prasy - jego książka pod tytułem "Twój wybór". Dostępna za 25 zeta w Warszawskim Ośrodku Szambali, a wkrótce także w Muzeum Azji i Pacyfiku, jak i w samym wydawnictwie:
http://www.marpa.pl/?p=p_5
Dzigar Kongtrul Rinpocze
Z okazji wizyty Czcigodnego Dzigara Kongtrula Rinpocze w Warszawie, nakładem Instytutu Marpy ukazała się właśnie - prosto spod prasy - jego książka pod tytułem "Twój wybór". Dostępna za 25 zeta w Warszawskim Ośrodku Szambali, a wkrótce także w Muzeum Azji i Pacyfiku, jak i w samym wydawnictwie:
http://www.marpa.pl/?p=p_5