Czy ludzkie życie jest porażką?

Wasze przemyślenia i wizje inspirowane praktyką oraz teorią buddyzmu

Moderator: kunzang

Awatar użytkownika
atomuse
Posty: 2817
Rejestracja: pn maja 14, 2007 11:24
Płeć: kobieta
Tradycja: Bön, Kagyu

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: atomuse »

cloudragon pisze:Pierwszy oddech to ten po urodzeniu . Krzyczymy i oddychamy . Żyjemy !
Z tego co wiem, to fakty sa takie:
- nie krzyczymy rodzac sie w wodzie;
- zyjemy juz na lonie matki, a nie dopiero wtedy, gdy zaczniemy oddychac zewnetrznie - tak wiec oddychamy i przed porodem. (Co jest zatem "pierwszym oddechem", alias "najwiekszym sukcesem"?)
cloudragon
Posty: 15
Rejestracja: śr kwie 07, 2010 14:38
Tradycja: brak , jestem tu ,
Kontakt:

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: cloudragon »

licentia poetica mój drogi :)
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: amogh »

cloudragon pisze:
atomuse pisze:(...)Co jest zatem "pierwszym oddechem", alias "najwiekszym sukcesem"?
licentia poetica mój drogi :)
Czyli taka wolność twórcza, co Cię Atomuse na mężczyznę przerobi :hyhy:
Awatar użytkownika
takanobu
Posty: 90
Rejestracja: sob sie 14, 2010 18:47
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soto-Zen

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: takanobu »

A co to takiego porażka obiektywna trochę to relatywne a tak na poza kwestią czy porażką nie jest wiara w boga :pray:
Lotos rośnie w mule i nie unika nieprzyjemnych zapachów a jednak nadal rozsiewa swój aromat
Awatar użytkownika
Awila
Posty: 19
Rejestracja: wt wrz 20, 2011 12:12
Płeć: kobieta
Tradycja: brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Awila »

leszek wojas pisze:Czy ludzkie życie jest porażką? Buddyjskie rozważania w kontekście wypowiedzi prof. Leszka Kołakowskiego.

Zacznę od przytoczenia wypowiedzi profesora Leszka Kołakowskiego na temat religii która jest punktem wyjścia dla tych refleksji:
http://www.youtube.com/watch?v=UDaQEakf ... re=related
http://www.youtube.com/watch?v=B55WKXO- ... re=related
Tak jak zrozumiałem, profesor Kołakowski uważa, że religia (myślenie religijne, światopogląd, religijna praktyka?) jest pewnego rodzaju psychologicznym czy też egzystencjalnym ,,środkiem znieczulającym” na świadomość porażki ludzkiego życia. Sposobem na zaakceptowanie życia, wbrew temu, że jest ono porażką. Nadaniem mu jakiegoś sensu na przekór temu, że jest ono porażką. O ile dobrze zrozumiałem tę wypowiedź, profesor Kołakowski uważa ,,porażkę ludzkiego życia” za coś nieuchronnego, nieprzekraczalnego, coś czego nie da się wyeliminować z ludzkiego życia.
W buddyźmie uważa się, że ludzkie życie, posiadanie ludzkiego ciała jest niezwykle cenną rzeczą. Posiadanie ludzkiego ciała jest dlatego tak cenne, bo daje ,,fizyczną” możliwość rozwiązania, najważniejszego chyba problemu, każdej czującej istoty – problemu cierpienia (doświadczania cierpienia), poprzez dogłębne zbadanie natury cierpienia i znalezienie jego podstawowej przyczyny. Posiadanie ludzkiego ciała daje potencjalną możliwość przekroczenia iluzji myślenia (przywiązania do myślenia) i odkrycia naszej prawdziwej natury – ,,nieskończonej w czasie i przestrzeni, nie posiadającej żadnej z cech, które odnoszą się do rzeczy opisywalnych mową i słowami” (mistrz zen Seung Sahn).
Buddyjskie nauczanie zaczyna się od Pierwszej Szlachetnej Prawdy.
Pierwsza Szlachetna Prawda mówi o nierozdzielności uwarunkowanego istnienia i cierpienia. Narodziny są cierpieniem, starzenie się jest cierpieniem, choroba jest cierpieniem, śmierć jest cierpieniem, troska, lament, ból, smutek i rozpacz są cierpieniem, związanie się z czymś co jest niechciane, rozłąka z tymi których kochamy są cierpieniem, nie otrzymywanie tego czego się pragnie jest cierpieniem. Istnienie istot posiadających przywiązania, pragnienia (uwarunkowanych przez te przywiązania), jest nierozerwalnie związane z cierpieniem. Nie oznacza to oczywiście, że cierpienie musi być doświadczane w sposób permanentny, stały. Nie mniej, doświadczane jest w sposób nieuchronny. Patrząc na to w ten sposób, to znaczy tylko z perspektywy Pierwszej Szlachetnej Prawdy, życie ludzkie rzeczywiście wydaje się być porażką. Oczywiście, jak zauważył profesor Kołakowski, są ludzie którzy tego nie dostrzegają, żyjąc w przekonaniu, że wszystko w ich życiu jest w porządku, zadowoleni ze swoich osiągnięć, sukcesów. Ale jak sam stwierdził, są to ludzie którzy ,,nie bardzo wiedzą na czym życie polega”.
W moim odczuciu, ludzi którzy nie rozumieją Pierwszej Szlachetnej Prawdy – nie akceptują jej jako obowiązującego ,,prawa przyrody”, jest zdecydowana większość. Mam wrażenie, że większość ludzi na świecie nie wierzy w prawdziwość (nieuchronność) Pierwszej Szlachetnej Prawdy. Myślę, że większość ludzi (nawet niezależnie od swoich oficjalnych poglądów) wierzy w gruncie rzeczy w to, że można osiągnąć trwałe, czy też w miarę trwałe szczęście, to znaczy doświadczać przede wszystkim radości i niewiele cierpienia, pozostając jednocześnie uwarunkowaną istotą, która wierzy w realność swojego ego i jest przywiązana do swoich pragnień. Że można taki stan szczęścia stworzyć i następnie utrzymać. Moim zdaniem, ludzie, w sposób mniej lub bardziej świadomy wierzą, że coś takiego jest generalnie możliwe, że istnieje na to jakiś sposób, jakaś technika – sposób na trwale szczęśliwe życie. Że można to osiągnąć, na przykład za pomocą udanego związku rodzinnego, posiadania bogactwa, udanej kariery zawodowej, jakiejś pasji, jakiegoś hobby. A nawet jeśli tak nie będzie w tym życiu, jeśli nie jest to możliwe w tym życiu, to będzie możliwe w jakimś przyszłym (wiecznym), ale na podobnych zasadach, bez rezygnacji z pragnień, a nasze ego pozostanie nienaruszone bądź trochę zmodyfikowane – będzie wspanialsze, doskonalsze. Pierwsza Szlachetna Prawda wygłoszona przez Buddę mówi, że to nie jest możliwe. Że dopóki pozostajemy uwarunkowanymi istotami wierzącymi w realność naszego ja i jesteśmy do niego przywiązani (przywiązani do pragnień) będziemy doświadczali cierpienia. Wszystko na tym świecie się zmienia, podlega ciągłym zmianom, nie możemy niczego na trwałe zatrzymać. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy chcieli i jak bardzo zaawansowanymi naukowo technologiami byśmy nie dysponowali, nie możemy utrzymać sytuacji ,,constans” która byłaby dla nas stale wygodna. Więc jeśli jesteśmy do czegoś przywiązani, to kiedy to coś w nieuchronny sposób tracimy, doświadczamy cierpienia. Niby wydaje się to oczywiste, niby wszyscy, czy też większość o tym słyszała, jest to ogólnoludzka mądrość ale ... ile osób na świecie tak naprawdę w to wierzy? Ile osób wprowadziło to do swojego życia – faktycznie zaakceptowało to w swoim życiu, i żyje zgodnie z tym? Tak więc, patrzenie na życie z perspektywy Pierwszej Szlachetnej Prawdy, czyli uświadomienie sobie, że ,,ludzkie życie jest porażką”, może mieć moim zdaniem dwojakiego rodzaju następstwa, dwojakiego rodzaju konsekwencje. Po pierwsze, rozumiejąc, że ,,ludzkie życie jest porażką” możemy uznać ten fakt za coś niepodważalnego – nieusuwalnego z ludzkiego życia i szukać jedynie jakiegoś środka znieczulającego, jakiegoś sposobu złagodzenia bólu porażki, poradzenia sobie z tą świadomością – sposobu przeżycia ,,pomimo wszystko” w tej nie komfortowej sytuacji. W tym wypadku, świadomość istnienia cierpienia na świecie czy też ,,porażka ludzkiego życia” jest akceptowana z konieczności. Nie widzimy możliwości zrobienia czegokolwiek w tej kwestii, i z konieczności to akceptujemy. Po prostu nas to przerasta. Po drugie, możemy nie uznać ,,porażki ludzkiego życia” za coś powszechnie obowiązującego, za ,,prawo przyrody” bezwzględnie obowiązujące i szukać jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Na przykład, poprzez dogłębne zbadanie natury ludzkiej egzystencji czy też natury ludzkiego cierpienia – próbując odpowiedzieć na pytanie: czym jest ludzka istota, czym jest ludzkie życie, skąd pochodzi ludzkie cierpienie? Tak właśnie było w przypadku księcia Sidharthy zanim stał się Buddą. Jak głosi buddyjska tradycja, książę Sidhartha postanowił porzucić dotychczasowe swoje życie, pełne uciech i luksusów, by poszukać sposobu uwolnienia ludzi od cierpienia. Tak więc, w przypadku księcia Sidharthy, istnienie cierpienia na świecie było nie do zaakceptowania.
Dochodzimy tutaj moim zdaniem do ważnej kwestii. Można zapytać: dlaczego jest tak, że stosunek ludzkich istot do kwestii ,,porażki ludzkiego życia” jest tak diametralnie różny? Dlaczego większość ludzi w ogóle nie dostrzega tego problemu, nie podejmuje tej kwestii w swoim życiu, żyjąc w przeświadczeniu, że należy brać z życia tyle ile się da, korzystać z przyjemności życia bo ,,żyje się tylko raz”? A nawet, jeśli chwilowo, czy też w jakiejś trudnej sytuacji, dostrzegają tę kwestię, to łatwo, przejmują i akceptują jakiś istniejący, ,,obligatoryjny” pogląd na ten temat – religijny czy też światopoglądowy, nie podejmując żadnego wysiłku w celu samodzielnego sprawdzenia (zbadania) jak jest w istocie. Chodzi tutaj o pogląd w rodzaju: taka jest wola Boża, takie jest życie, takie jest widocznie przeznaczenie, trzeba się z tym pogodzić i jakoś żyć itp., a więc o powszechnie stosowane w takich sytuacjach ,,znieczulacze”. Znacznie mniej liczna grupa osób (przykładem są tu egzystencjaliści), dostrzegają tę kwestię, dostrzegają jej powagę i żyją z tą świadomością na co dzień, ale czują się bezradni i nie bardzo potrafią znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. A jeszcze mniej liczni, tacy jak książę Sidhartha, dostrzegają tę kwestię, podejmują wyzwanie, podejmują wysiłek w celu rozwiązania tego problemu (wyjaśnienia tej kwestii) i osiągają sukces. Czy działają tutaj tylko prawa statystyki w odniesieniu do ludzkiej populacji? To znaczy, czy cechy ludzkiej populacji w tej kwestii opisuje statystyczny rozkład normalny, który orzeka, że ludzi o cechach wyjątkowych jest statystycznie niewielu a dominuje przeciętność? Czy w historii ludzkości zawsze było niewielu duchowych geniuszy a zdecydowana większość ludzi nigdy nie była poważnie zainteresowana głębszą duchowością? Czy też, mówiąc bardziej po buddyjsku, decydują tutaj karmiczne predyspozycje, warunki karmiczne, siły indywidualnej i zbiorowej ignorancji?
Na temat ludzkich duchowych predyspozycji (predyspozycji do podjęcia praktyki), istnieje buddyjska opowieść o czterech rodzajach uczniów i czterech rodzajach koni. W buddyjskim nauczaniu mówi się, że istnieją cztery rodzaje buddyjskich uczniów i, że te typy uczniów są podobne do czterech rodzajów koni. Koń pierwszego rodzaju rusza do biegu na sam widok bata i nie musi być uderzony by ruszyć. Koń drugiego rodzaju musi być lekko dotknięty, trącony batem by ruszył, sam widok bata nie wystarczy. Koń trzeciego rodzaju rusza gdy jest uderzony. A koń czwartego rodzaju rusza dopiero wtedy gdy jest wielokrotnie, mocno bity, pojedyncze uderzenie nie wystarczy. Te cztery rodzaje koni reprezentują cztery typy buddyjskich uczniów czy też, mówiąc bardziej ogólnie, cztery ludzkie postawy wobec kwestii nietrwałości i istnienia cierpienia w świecie. Mistrz zen Seung Sahn skomentował tę opowieść w następujący sposób:
,,Budda był księciem i pewnego dnia miał zostać królem. Ale odrzucił wszystko w swoim życiu – kobiety, seks, napoje, sławę – wszystko. Dlaczego? Zobaczył cień bata, cień odsłaniający fakt, że wszystkie rzeczy są nietrwałe. Więc Budda poszedł w góry i po prostu medytował przez sześć lat. Potem zobaczył poranną gwiazdę i osiągnął oświecenie. Jedna osoba osiągnęła oświecenie i teraz na całym świecie jest wiele, wiele milionów buddystów. Ten styl cienia jest stylem bardzo wysokiej klasy.
Następnie jest osoba drugiego rodzaju. Jeżeli jej przyjaciel, nauczyciel, czy ktoś bliski umiera, jej całe życie jest zniszczone, staje się niczym. Taka osoba mogłaby powiedzieć: istota ludzka jest niczym; mój przyjaciel był sławny, miał dużo pieniędzy a teraz nie żyje, cała jego praca i wysiłek poszły na marne; moja praca, wysiłek i moje życie także znikną więc muszę pójść w góry i medytować by zrozumieć siebie. Dawno temu w Korei, tak właśnie myślał mnich Won Hyo Dae Sa. Był w wojsku i miał wielu przyjaciół. Wszyscy zginęli na wojnie a Won Hyo nie został nawet ranny. Chciał zrozumieć, jak to mogło się zdarzyć, więc zakończył służbę w wojsku i został mnichem. To jest styl drugiego typu osób.
Dla trzeciego typu osób musi umrzeć ktoś bardzo, bardzo bliski. Jeżeli mąż, syn, ojciec, lub ktoś z rodziny umiera, wtedy ta osoba pyta: czym jest śmierć, czym jest życie? Będzie pod wpływem bardzo silnych uczuć i wielkiego smutku – cały świat staje się niczym. Słynny mnich Son Um Dae Sa myślał w ten sposób. Kiedy był poza domem, ktoś wymordował całą jego rodzinę – rodziców, żonę i dzieci. Nic mu nie zostało. Włóczył się bez celu. Wreszcie spotkał mnicha który zapytał go: kim jesteś? Jestem niczym. Nic, chodź tutaj, dam ci coś. Słysząc to, Son Um doznał oświecenia i został następnie słynnym mnichem.
Wreszcie jest czwarty rodzaj osób. Jeśli taka osoba ciężko się rozchoruje, zaczyna rozumieć, że życie jest nietrwałe i że wkrótce umrze. Rozumie wtedy, że potrzebne jest by zrozumieć siebie. Następnie ta osoba bierze leki, staje się silna i może pomyśleć: nic nie istnieje, moje ciało zniknie, wszystko zniknie; mam moje ciało ale czym jest moje ciało?; czym jest moje prawdziwe ja?; wszystko jest ważne, ale co jest najważniejsze? Poprzednio ta osoba była bardzo chora. To jest jak koń którego się uderza. Ze swojego doświadczenia ta osoba rozumie cierpienie innych ludzi tak jak swoje własne. Więc mimo, że ten styl jest niskiej klasy to jest ok. Są tylko cztery typy koni ale jest wielu ludzi którzy nie są nawet jak te konie. Jeden z moich uczniów pracuje w hospicjum. Wszyscy ludzie którzy tam przebywają, umrą bardzo szybko, ale nie myślą o śmierci. Wielu chce tylko więcej pieniędzy, więcej jedzenia i chce widzieć swoich synów i córki. Nie rozumieją, że już niedługo nie będą żyli. Tacy ludzie są nie tylko w hospicjach ale także poza nimi. Wielu chce tylko więcej i więcej.”
Metafora o czterech rodzajach koni pokazuje moim zdaniem bardzo interesującą rzecz: probierzem duchowego potencjału jest aktywny stosunek do kwestii nietrwałości, cierpienia, do kwestii ,,porażki ludzkiego życia”. Można tak jak Budda, tylko zaobserwować istnienie cierpienia w świecie, bez osobistego doświadczania go, a można tak jak ,,koń czwartego rodzaju” głęboko doświadczyć cierpienia na własnej skórze. Nie mniej, we wszystkich tych czterech przypadkach reakcja jest podobna: głębokie poruszenie, wielkie pytanie i wielka potrzeba znalezienia odpowiedzi na to pytanie. A więc jest to następująca postawa: muszę coś z tym zrobić, nie mogę tego tak zostawić, nie jestem w stanie tego zignorować. Ponieważ dostrzegam cierpienie innych istot, muszę uratować te istoty od cierpienia, muszę im pomóc.
Tak więc, patrząc na ludzkie życie z perspektywy Pierwszej Szlachetnej Prawdy, życie ludzkie faktycznie wydaje się być porażką i ta perspektywa wydaje się być pesymistyczna. Ale Budda, oprócz Pierwszej Szlachetnej Prawdy wygłosił też trzy następne. Szlachetną Prawdę o przyczynie cierpienia, Szlachetną Prawdę o kresie cierpienia i Szlachetną Prawdę o Ośmiorakiej Ścieżce wyprowadzającej z cierpienia. Te cztery szlachetne prawdy, jako całość, przypominają w moim odczuciu taką kompleksową, profesjonalną diagnozę lekarską. Profesjonalna diagnoza lekarska powinna uwzględniać cztery rzeczy. Po pierwsze ocenę czy pacjent jest chory czy też nie. Po drugie powinna ustalić przyczynę choroby. Po trzecie stwierdzić czy choroba jest uleczalna i po czwarte ustalić jaka kuracja będzie skuteczna – jaka kuracja doprowadzi do wyzdrowienia pacjenta. Tak więc cztery szlachetne prawdy wygłoszone przez Buddę są taką profesjonalną diagnozą lekarską dotyczącą choroby cierpienia ludzkich istot. Po pierwsze Budda stwierdza, że ludzkie istoty cierpią na chorobę cierpienia. Ta choroba nie musi być ujawniona. Może być ujawniona ale może też być ukryta tzn. można zdawać sobie sprawę, że jest się chorym (uświadamiać to sobie) bądź też żyć w przeświadczeniu, że jest się zdrowym, że wszystko jest w porządku. Po drugie Budda stwierdza, że istnieje przyczyna cierpienia. Tą przyczyną jest nasze przywiązanie do pragnień. Po trzecie Budda stwierdza, że istnieje kres cierpienia czyli możliwość trwałego wyleczenia choroby i po czwarte, że istnieje metoda wyleczenia choroby – jest nią podążanie Szlachetną Ośmioraką Ścieżką. Tak więc ostateczna konkluzja Czterech Szlachetnych Prawd jest bardzo optymistyczna. Choroba cierpienia na którą cierpią uwarunkowane istoty jest uleczalna i istnieje lekarstwo leczące tę chorobę. Jest to dobra nowina Buddy dla wszystkich cierpiących istot.
Cztery Szlachetne Prawdy wygłoszone przez Buddę są uznawane za początek buddyjskiego nauczania, kontynuowanego następnie przez Buddę przez około 45 lat, a później kontynuowanego i rozwijanego przez następców Buddy – buddyjskich nauczycieli różnych tradycji, aż do dnia dzisiejszego.
A więc, wracając do pytania zadanego w tytule, czy patrząc z buddyjskiej perspektywy, ludzkie życie jest porażką? Samo ,,bolesne” uwarunkowanie ludzkiego życia nie jest oczywiście porażką. Wręcz przeciwnie, są to warunki które mogą być wykorzystane do duchowego rozwoju, użyte do osiągnięcia sukcesu na ścieżce wyzwolenia. Jak powiedział pierwszy patriarcha zen Bodhidharma ,,cierpienie jest nasieniem buddy, ponieważ skłania ono śmiertelnych do poszukiwania mądrości”. Co więcej, w buddyźmie uważa się, że są zasadniczo dwa sposoby zmiany nawyków umysłu, zmiany naszej karmy. Poprzez praktykę i w wyniku doświadczania cierpienia. Nie chodzi tu o praktykowanie ascezy ale o głębokie rozumienie faktu, że cierpienie którego doświadczamy jest cierpieniem które sami sobie stworzyliśmy, jest rezultatem naszych przeszłych myśli i działań. Patriarcha Bodhidharma powiedział ,,Sutry mówią: kiedy masz trudności nie upadaj na duchu, ma to swój sens. Z takim zrozumieniem pozostajesz w harmonii z przyczyną i przez znoszenie przeciwności wkraczasz na Ścieżkę.” Celem buddyjskiej praktyki jest osiągnięcie oświecenia i następnie pomaganie innym. Buddyjska praktyka nie jest rodzajem chwilowego ,,znieczulacza” na boleści i problemy codziennego życia. Tak więc, patrząc na to z buddjskiej perspektywy, za porażkę ludzkiego życia, można by chyba uznać życie w którym nie wykonaliśmy żadnego kroku na Ścieżce Oświecenia, żadnego kroku w stronę wyzwolenia siebie i innych. Tylko czy taka sytuacja jest w ogóle możliwa? Nawet jeśli nie praktykujemy w sposób świadomy to przecież wszyscy doświadczamy cierpienia, doświadczamy naszej karmy, bolesnych rezultatów naszych przeszłych myśli i działań.
Przeczytałam uważnie cały artykuł i pozwolisz ,że wtrące swoje trzy grosze.Cierpienie oczywiście istnieje ale problem tkwi przede wszystkim jak go tłumaczą poszczególne religie.W chrześcijaństwie panuje pogląd,ze trzeba cierpliwie go znosic ponieważ Jezus cierpiał za nasze grzechy a ty człowieku co,chcesz byc lepszy od swojego Boga?Ponieważ uczy się tego dzieci więc tego typu nauki przenikają głęboko do podświadomości i paraliżują.Wielu ludzi nawet nad tym nie myśli bo przyjmują to za prawdy jedyne i ostateczne.Mówię tu także o swoich doświadczeniach.Kiedy przed 20 laty zetknęłam się z buddyzmem i naukami Buddy to było to dla mnie jak fantastyka.Najbardziej zainteresował mnie fakt,że mogę,dzięki wlasnym wysiłkom dowiedziec się dlaczego cierpię i jak mogę temu zaradzic.Budda wskazał mi drogę o której nie miałam pojęcia.Decyzja była jednoznaczna-praktyka.Z upływem lat i dojrzewaniem mojej praktyki widzę,że była to decyzja najlepsza z możliwych.Nie jest łatwo samotnie praktykowac ale miałam akurat taką sytuację ,że nikt nie mógł o tym wiedziec i do dziś nikt ze znajomych ani z rodziny nie wie.Nie jestem i nie będę buddystką,nie chcę się wiązac z jakąkolwiek religią ale Budda zawsze zostanie w moim sercu jako duchowy geniusz,który od 2500 lat wskazuje ludziom wyjście z błędnego koła narodzin-śmierci.To jest najbardziej drogocenna nauka z jaką się do tej pory zetknęlam. :padam:
lwo
Senior User
Posty: 3168
Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Soen
Lokalizacja: Warszawa

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: lwo »

Dziękuję za komentarz Awila :)
Awatar użytkownika
TeZeT
Posty: 845
Rejestracja: pn sty 08, 2007 21:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: TeZeT »

Z jedej strony buddyzm mówi o cierpeniu i skoro tak to można uznać, że życie jest porażką skoro zawiera w sobie cierpienie.

Z drugiej strony to czy cierpienie istnieje czy nie, jest (?) uwarunkowane. Skoro tak, to życie *nie musi* być cierpieniem - czyli jakieś konkretne życie jest porażką lub nie jest lub ewentualnie momenty lub wycinki życia są porażką lub nie (nie piszę tu tylko o życiu ludzkim).

Z trzecie strony :), wszystko cokolwiek się wydarza jest fantastyczne z samego tylko powodu, że się wydarza - i w ten sposób podchodząc, życie absolutnie nigdy nie jest porażką.

Podsumowując, nie da się tego IMHO rozstrzygnąć, jednak rozważania nad tym mogą się przyczynić do ogólnie rozumianego "rozwoju".
Cały czas jest teraz.
Awatar użytkownika
Awila
Posty: 19
Rejestracja: wt wrz 20, 2011 12:12
Płeć: kobieta
Tradycja: brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Awila »

TeZeT pisze:Z jedej strony buddyzm mówi o cierpeniu i skoro tak to można uznać, że życie jest porażką skoro zawiera w sobie cierpienie.

Z drugiej strony to czy cierpienie istnieje czy nie, jest (?) uwarunkowane. Skoro tak, to życie *nie musi* być cierpieniem - czyli jakieś konkretne życie jest porażką lub nie jest lub ewentualnie momenty lub wycinki życia są porażką lub nie (nie piszę tu tylko o życiu ludzkim).

Z trzecie strony :), wszystko cokolwiek się wydarza jest fantastyczne z samego tylko powodu, że się wydarza - i w ten sposób podchodząc, życie absolutnie nigdy nie jest porażką.

Podsumowując, nie da się tego IMHO rozstrzygnąć, jednak rozważania nad tym mogą się przyczynić do ogólnie rozumianego "rozwoju".
Wszystko co się wydarza,także cierpienie może słuzyc do rozwoju i przemiany osobowości.Może co nie znaczy,ze musi.Buddyzm daje jedno z najlepszych ku temu narzędzi i tylko od człowieka zależy jak tego narzędzia użyje.Buddyzm mówi także,że jest wielkim zaszczytem urodzic się człowiekiem gdyż tylko w ludzkim ciele możemy urzeczywistnic swoją prawdziwą Naturę.Z tym zgadzam się w calej pełni .Podobno niedobrze urodzic się w niebie bo tam panują zbyt dobre warunki.Tego akurat nie wiem,nie byłam.Zgodnie z tym rzeczywiście życie nigdy nie będzie porażką bo możemy ją przekuc w największy sukces jaki czlowiek moze osiągnąc czyli urzeczywistnienie. :padam:
Awatar użytkownika
TeZeT
Posty: 845
Rejestracja: pn sty 08, 2007 21:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: TeZeT »

Awila pisze: Wszystko co się wydarza,także cierpienie może słuzyc do rozwoju i przemiany osobowości.[...]
Z pewnością cierpienie może rozwijać - "co Cię nie zabije to Cię wzmocni" etc.

Jednak to, że trzeba kogoś (lub samego/samej siebie) nauczyć czegoś przy pomocy cierpienia, lub cierpienie jest niezbędne w rozwoju to w pewnym sensie porażka. Oznacza to, że "marchewka" nie zadziałała i trzeba użyć "kija".
Cały czas jest teraz.
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć

Tezet, to chyba nawet nie są trzy strony, a trzy kolejne stopnie. W życiu jest cierpienie. Dość trafna obserwacja życia, prawda? Życie nie musi być cierpieniem, ponieważ istnieje koniec cierpienia. A jak już osiągamy koniec cierpienia to wszystko co się dzieje jest doskonale tylko dlatego, że się wydarzylo. :)

Ludzkie życie byloby porażką gdyby bylo cierpieniem i nie byloby drogi ku końcu cierpienia.
TeZeT pisze:Jednak to, że trzeba kogoś (lub samego/samej siebie) nauczyć czegoś przy pomocy cierpienia, lub cierpienie jest niezbędne w rozwoju to w pewnym sensie porażka. Oznacza to, że "marchewka" nie zadziałała i trzeba użyć "kija".
To, że nie jest idealnie to już od razu musi być porażka? A samo to, że pamiętamy o istnieniu kija pomaga i można próbować dzialać tak by jak najrzadziej ktoś nas nim okladal (chyba, że ktoś jest zenkiem i lubi od czasu do czasu dostać badylem w plecy).

Awila pisze:Nie jest łatwo samotnie praktykowac ale miałam akurat taką sytuację ,że nikt nie mógł o tym wiedziec i do dziś nikt ze znajomych ani z rodziny nie wie.Nie jestem i nie będę buddystką,nie chcę się wiązac z jakąkolwiek religią ale Budda zawsze zostanie w moim sercu jako duchowy geniusz
Pamiętaj, że zawsze możesz nawiązać kontakt z jakimś nauczycielem, czy wybrać się na odosobnienie bez żadnego wiązania się z religiami. Znajomym też nie musisz mówić skoro musisz to z jakiegoś powodu ukrywać. :)
Awila pisze:W chrześcijaństwie panuje pogląd,ze trzeba cierpliwie go znosic ponieważ Jezus cierpiał za nasze grzechy a ty człowieku co,chcesz byc lepszy od swojego Boga?
Niestety jest jeszcze gorzej. Trzeba cierpieć, bo jesteśmy niedoskonalymi, nieczystymi, splugawionymi, ulomnymi istotami, które rodzą się z wielkim grzechem i sam fakt, że wspanialy Bóg nas kocha jest dowodem na jego bezgraniczną milość.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Awila
Posty: 19
Rejestracja: wt wrz 20, 2011 12:12
Płeć: kobieta
Tradycja: brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Awila »

Ryuu pisze:Cześć

Tezet, to chyba nawet nie są trzy strony, a trzy kolejne stopnie. W życiu jest cierpienie. Dość trafna obserwacja życia, prawda? Życie nie musi być cierpieniem, ponieważ istnieje koniec cierpienia. A jak już osiągamy koniec cierpienia to wszystko co się dzieje jest doskonale tylko dlatego, że się wydarzylo. :)

Ludzkie życie byloby porażką gdyby bylo cierpieniem i nie byloby drogi ku końcu cierpienia.
TeZeT pisze:Jednak to, że trzeba kogoś (lub samego/samej siebie) nauczyć czegoś przy pomocy cierpienia, lub cierpienie jest niezbędne w rozwoju to w pewnym sensie porażka. Oznacza to, że "marchewka" nie zadziałała i trzeba użyć "kija".
To, że nie jest idealnie to już od razu musi być porażka? A samo to, że pamiętamy o istnieniu kija pomaga i można próbować dzialać tak by jak najrzadziej ktoś nas nim okladal (chyba, że ktoś jest zenkiem i lubi od czasu do czasu dostać badylem w plecy).

Awila pisze:Nie jest łatwo samotnie praktykowac ale miałam akurat taką sytuację ,że nikt nie mógł o tym wiedziec i do dziś nikt ze znajomych ani z rodziny nie wie.Nie jestem i nie będę buddystką,nie chcę się wiązac z jakąkolwiek religią ale Budda zawsze zostanie w moim sercu jako duchowy geniusz
Pamiętaj, że zawsze możesz nawiązać kontakt z jakimś nauczycielem, czy wybrać się na odosobnienie bez żadnego wiązania się z religiami. Znajomym też nie musisz mówić skoro musisz to z jakiegoś powodu ukrywać. :)
Awila pisze:W chrześcijaństwie panuje pogląd,ze trzeba cierpliwie go znosic ponieważ Jezus cierpiał za nasze grzechy a ty człowieku co,chcesz byc lepszy od swojego Boga?
Niestety jest jeszcze gorzej. Trzeba cierpieć, bo jesteśmy niedoskonalymi, nieczystymi, splugawionymi, ulomnymi istotami, które rodzą się z wielkim grzechem i sam fakt, że wspanialy Bóg nas kocha jest dowodem na jego bezgraniczną milość.

pozdrawiam,
Tomek
Tomku,jest jeszcze gorzej niż piszesz.Dla człowieka myślącego i wrażliwego fakt ,że Jezus tak straszliwie cierpiał za MOJE grzechy moze byc absolutnie paraliżujące.Nie miałam na to najmniejszego wpływu a jednak ktoś zdecydował za mnie 2000 lat temu.Dlatego nauka buddyjska dla człowieka samodzielnego jest na pewno odpowiedniejsza.Co do znalezienia nauczyciela.Jestem na takim etapie praktyki,że wybór nauczyciela jakiejkolwiek szkoły buddyjskiej jest dla mnie niemożliwy z różnych powodow.Poza tym nie czuję takiej konieczności.Pozdrawiam. :padam:
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

Ryuu pisze:
Awila pisze:W chrześcijaństwie panuje pogląd,ze trzeba cierpliwie go znosic ponieważ Jezus cierpiał za nasze grzechy a ty człowieku co,chcesz byc lepszy od swojego Boga?
Niestety jest jeszcze gorzej. Trzeba cierpieć, bo jesteśmy niedoskonalymi, nieczystymi, splugawionymi, ulomnymi istotami, które rodzą się z wielkim grzechem i sam fakt, że wspanialy Bóg nas kocha jest dowodem na jego bezgraniczną milość.
Trochę tego nie rozumiem, bo ja z kolei spotkałam się w chrześcijaństwie z takim poglądem, że cierpieć już nie trzeba, o ile wierzy się w Jezusa i w jego misję, że właśnie po to wziął cierpienie ludzkości na siebie, żeby ludzie nie musieli już cierpieć. Jednak warunkiem i niejako sposobem "rozpuszczania" cierpienia w sobie miałaby być głęboka wiara w sens i prawdziwość tego, co zrobił Jezus. Z tego, co zdarzało mi się zauważyć, ludzie są raczej chętni do zdejmowania z siebie ciężaru cierpień, jednak z drugiej strony, blokuje ich coś, co nazwałabym nieumiejętnością przyjęcia daru. W rezultacie tę możliwość bycia obdarowanym zamieniają na poczucie winy, poczucie, że im się nie należy, bo jak napisałaś, Awilo, ważyliby się być lepsi.

Sama kiedyś się zastanawiałam, czy głęboka wiara w "ochronę" (Jezus) przed skutkami własnych działań (surowe prawo boże), nie jest tym, co w jakimś sensie działa na pożytek karmiczny, rozpuszczając wiele negatywnych wrażeń w umyśle. No jednak pod warunkiem, że będzie to głęboka wiara...

Z punktu widzenia chrześcijaństwa, życie ludzkie z pewnością jest porażką, już choćby przez wzgląd na wyrzucenie z raju i grzech pierworodny. Z drugiej strony jest zbawiciel... Jednak zbawiciel wyraźnie ma wyciągnąć z porażki, nie przyszedł wieścić, że wszystko jest okej i tak może zostać.
W przypadku buddyzmu sprawy nie mają się chyba tak jednoznacznie, bo z buddyjskiego punktu widzenia nie ma niczego (nikogo) na zewnątrz, wszystko jest tu i teraz, zarówno cierpienie, jak i jego brak. Gdyby niewiedzę uznać za porażkę (w sensie przegranej) to, w którym konkretnie momencie?

Pozdrawiam, gt
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: amogh »

GreenTea pisze:Gdyby niewiedzę uznać za porażkę (w sensie przegranej) to, w którym konkretnie momencie?
Chyba w każdym, kiedy działa się pod jej (jak i innych trucizn umysłu) wpływem.
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

amogh pisze:
GreenTea pisze:Gdyby niewiedzę uznać za porażkę (w sensie przegranej) to, w którym konkretnie momencie?
Chyba w każdym, kiedy działa się pod jej (jak i innych trucizn umysłu) wpływem.
Łatwo powiedzieć "w każdym", ale gdzie ten początek, żeby można było mówić o porażce (o przegranej, niepowodzeniu)?

Pozdrawiam, gt
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

amogh pisze:
GreenTea pisze:Gdyby niewiedzę uznać za porażkę (w sensie przegranej) to, w którym konkretnie momencie?
Chyba w każdym, kiedy działa się pod jej (jak i innych trucizn umysłu) wpływem.
Kwestia działania pod wpływem niewiedzy jest kwestią wyboru, nawet pomimo rzekomej ciążącej na kimś karmy? Ciekawa teza, ale zbyt ascetyczna chyba... nie mogę się z tobą zgodzić przyjacielu amogh:) I nie dlatego, że faktycznie jest kwestią wyboru, ale dlatego, że jest... mało pragmatyczna. Sugeruje, że jesteśmy skazani na ciągłe niepowodzenia i cierpienia dopóki nie osiągniemy oświecenia. Mało pragmatyczne. Nie myślmy o tym. Napijmy się !
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: amogh »

GreenTea pisze:Łatwo powiedzieć "w każdym", ale gdzie ten początek, żeby można było mówić o porażce (o przegranej, niepowodzeniu)?
Chodzi Ci o wyznaczenie początku niewiedzy? Z tego, co mi wiadomo , to niewiedza nie ma początku. Ma jednak koniec, a jest nim początek wiedzy, która nie ma końca. :) A takim punktem, który zapoczątkowuje serię niefortunnych zdarzeń pewnie jest ego i nasza na nim fiksacja. Także można powiedzieć, że coś takiego jak porażka, przegrana czy zwykłe niepowodzenie, ma miejsce w momencie, kiedy jakakolwiek sytuacja jest oceniania i wartościowana przez pryzmat ego, które z kolei posiadając wyjątkowy talent do wikłania się w tworzone przez siebie iluzje, rzadko kiedy potrafi inaczej, o sobie i otaczającym go świecie, pomyśleć.
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Lo'tsa'wa pisze:Kwestia działania pod wpływem niewiedzy jest kwestią wyboru, nawet pomimo rzekomej ciążącej na kimś karmy?
Przecież nikt nic nie wspominał o jakichkolwiek wyborach. Zasugerowałem tylko, jak/gdzie widzę kwestię umiejscowienia źródeł życiowej porażki, w rzeczywistości rozpatrywanej z buddyjskiego punktu widzenia, nic ponad Drugą Szlachetną Prawdę. Poza tym, co to znaczy "ciążąca na kimś karma"? Przecież karma to nie fatum.
Lo'tsa'wa pisze:Sugeruje, że jesteśmy skazani na ciągłe niepowodzenia i cierpienia dopóki nie osiągniemy oświecenia.
W takim razie reklamację zgłosić musisz do Buddy Siakjamuniego, bo to on wysnuł tę śmiałą tezę, że dopóki nie osiągniemy oświecenia, to będziemy krążyć w samsarze (mniejsza już o to, co krążenie takie w kategoriach sukcesów i porażek miałoby oznaczać). :)
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

amogh pisze: W takim razie reklamację zgłosić musisz do Buddy Siakjamuniego, bo to on wysnuł tę śmiałą tezę, że dopóki nie osiągniemy oświecenia, to będziemy krążyć w samsarze (mniejsza już o to, co krążenie takie w kategoriach sukcesów i porażek miałoby oznaczać). :)
Nie sądzę, by widok pokornie uniżonych głów był dla Siakjamuniego miłym widokiem, a to właśnie uzyskujemy jak się skupiamy tylko na II Szlachetnej Prawdzie. Myślę, że to bardzo ważne, żeby ich nigdy nie rozdzielać. Dlatego jak ktoś na forum mówi o jednej, ja pytam o inną.
Awatar użytkownika
amogh
Posty: 3535
Rejestracja: pt mar 21, 2008 20:16
Płeć: mężczyzna
Tradycja: hołd nie-nazwanemu
Lokalizacja: piwnica Auerbacha

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: amogh »

Lo'tsa'wa pisze:Nie sądzę, by widok pokornie uniżonych głów był dla Siakjamuniego miłym widokiem, a to właśnie uzyskujemy jak się skupiamy tylko na II Szlachetnej Prawdzie. Myślę, że to bardzo ważne, żeby ich nigdy nie rozdzielać.
Nie tyle nie rozdzielać, co na żadnej nie poprzestawać...
Lo'tsa'wa pisze:Nie myślmy o tym. Napijmy się !
... bo od stania w miejscu nie jeden już zginął.
:zdrowko:

p.s.
Ciekawe czy w Nalandzie wagarowali?
Lo'tsa'wa
Posty: 1979
Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Manchester

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Lo'tsa'wa »

p.s.
Ciekawe czy w Nalandzie wagarowali?
Oczywiście, ci najlepsi. Inni się guzdrali, np. Naropa, ale też go to w końcu nie ominęło.
Awatar użytkownika
Awila
Posty: 19
Rejestracja: wt wrz 20, 2011 12:12
Płeć: kobieta
Tradycja: brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Awila »

Lo'tsa'wa pisze:
p.s.
Ciekawe czy w Nalandzie wagarowali?
Oczywiście, ci najlepsi. Inni się guzdrali, np. Naropa, ale też go to w końcu nie ominęło.
Zeby tak od zycia można by sobie powagarowac!
Z tego co wiem z lektur podobno Budda przed wejsciem w Nirwanę przestrzegł swojego ucznia aby polegał na sobie i na tym co odkryje.Bez wielkich porównań ale właśnie odkryłam,że bunt i wagary to najlepsze co moze niekiedy spotkac. :ok:
Awatar użytkownika
Awila
Posty: 19
Rejestracja: wt wrz 20, 2011 12:12
Płeć: kobieta
Tradycja: brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Awila »

GreenTea pisze:
Ryuu pisze:
Awila pisze:W chrześcijaństwie panuje pogląd,ze trzeba cierpliwie go znosic ponieważ Jezus cierpiał za nasze grzechy a ty człowieku co,chcesz byc lepszy od swojego Boga?
Niestety jest jeszcze gorzej. Trzeba cierpieć, bo jesteśmy niedoskonalymi, nieczystymi, splugawionymi, ulomnymi istotami, które rodzą się z wielkim grzechem i sam fakt, że wspanialy Bóg nas kocha jest dowodem na jego bezgraniczną milość.
Trochę tego nie rozumiem, bo ja z kolei spotkałam się w chrześcijaństwie z takim poglądem, że cierpieć już nie trzeba, o ile wierzy się w Jezusa i w jego misję, że właśnie po to wziął cierpienie ludzkości na siebie, żeby ludzie nie musieli już cierpieć. Jednak warunkiem i niejako sposobem "rozpuszczania" cierpienia w sobie miałaby być głęboka wiara w sens i prawdziwość tego, co zrobił Jezus. Z tego, co zdarzało mi się zauważyć, ludzie są raczej chętni do zdejmowania z siebie ciężaru cierpień, jednak z drugiej strony, blokuje ich coś, co nazwałabym nieumiejętnością przyjęcia daru. W rezultacie tę możliwość bycia obdarowanym zamieniają na poczucie winy, poczucie, że im się nie należy, bo jak napisałaś, Awilo, ważyliby się być lepsi.

Sama kiedyś się zastanawiałam, czy głęboka wiara w "ochronę" (Jezus) przed skutkami własnych działań (surowe prawo boże), nie jest tym, co w jakimś sensie działa na pożytek karmiczny, rozpuszczając wiele negatywnych wrażeń w umyśle. No jednak pod warunkiem, że będzie to głęboka wiara...

Z punktu widzenia chrześcijaństwa, życie ludzkie z pewnością jest porażką, już choćby przez wzgląd na wyrzucenie z raju i grzech pierworodny. Z drugiej strony jest zbawiciel... Jednak zbawiciel wyraźnie ma wyciągnąć z porażki, nie przyszedł wieścić, że wszystko jest okej i tak może zostać.
W przypadku buddyzmu sprawy nie mają się chyba tak jednoznacznie, bo z buddyjskiego punktu widzenia nie ma niczego (nikogo) na zewnątrz, wszystko jest tu i teraz, zarówno cierpienie, jak i jego brak. Gdyby niewiedzę uznać za porażkę (w sensie przegranej) to, w którym konkretnie momencie?

Pozdrawiam, gt
Wiesz,coś w tym jest o przyjmowaniu daru pod warunkiem,że Jezus był głęboko oświeconym człowiekiem i Jego męka nie wynika z karmy(niewiedzy)ale jest absolutnie świadomym działaniem i chęcią ratowania ludzi.Wiele fragmentów Ewangelii na to wskazuje a najbardziej te,których Kościół Katolicki nie uznał.Mistycy katoliccy mówią o osiąganiu "świadomości Chrystusowej" a św.Jan od Krzyża w swoich "Dziełach" opisuje bardzo podobny proces jak w medytacjach buddyjskich.Szeroki temat godny dużej książki. :padam:
Awatar użytkownika
Har-Dao
Global Moderator
Posty: 3162
Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dhamma-Vinaya
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Har-Dao »

Awila pisze: Wiesz,coś w tym jest o przyjmowaniu daru pod warunkiem,że Jezus był głęboko oświeconym człowiekiem i Jego męka nie wynika z karmy(niewiedzy)ale jest absolutnie świadomym działaniem i chęcią ratowania ludzi.Wiele fragmentów Ewangelii na to wskazuje a najbardziej te,których Kościół Katolicki nie uznał.Mistycy katoliccy mówią o osiąganiu "świadomości Chrystusowej" a św.Jan od Krzyża w swoich "Dziełach" opisuje bardzo podobny proces jak w medytacjach buddyjskich.Szeroki temat godny dużej książki. :padam:
Czołem

Karma = niewiedza? Wiesz, nie mi osądzać Jezusa i jego karmy, natomiast nawet jeśli się urodził w miarę dobrze i przeżył (choć go ponoć król żydowski ścigał i chciał zabić) to w życiu dorosłym takie zrobił czyny, które przyniosły skutek - własny naród go ukrzyżował. Jeśli natomiast chciał być ukrzyżowany od samego początku... no cóż, też intencja, też karma, nie do końca jestem pewien czy oświecona. Na pewno martyrologiczna i kulturowo osadzona w żydowskim ideale męczennika - mesjasza (http://pl.wikipedia.org/wiki/Mesjasz). Czy Jezusowi przyszedł choć raz do głowy ideał oświeconego - też nie wiem, ale gdyby znał choćby podstawy, to wiedziałby, że nie ten jest oświecony kto mówi o sobie, że jest Bogiem.

W każdym razie nadal popcorn pochrupawszy :popcorn:

metta&peace
H-D
Awatar użytkownika
booker
Posty: 10090
Rejestracja: pt mar 31, 2006 13:22
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Yungdrung Bön
Lokalizacja: Londyn/Wałbrzych

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: booker »

Ja także nie rozumiem w jaki sposób ukrzyżowanie kogokolwiek miało by spowodować zmianę/oczysczenie/wygaśnięcie mojej karmy :89:
"Bądź buddystą, albo bądź buddą."
Awatar użytkownika
Awila
Posty: 19
Rejestracja: wt wrz 20, 2011 12:12
Płeć: kobieta
Tradycja: brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Awila »

Har-Dao pisze:
Awila pisze: Wiesz,coś w tym jest o przyjmowaniu daru pod warunkiem,że Jezus był głęboko oświeconym człowiekiem i Jego męka nie wynika z karmy(niewiedzy)ale jest absolutnie świadomym działaniem i chęcią ratowania ludzi.Wiele fragmentów Ewangelii na to wskazuje a najbardziej te,których Kościół Katolicki nie uznał.Mistycy katoliccy mówią o osiąganiu "świadomości Chrystusowej" a św.Jan od Krzyża w swoich "Dziełach" opisuje bardzo podobny proces jak w medytacjach buddyjskich.Szeroki temat godny dużej książki. :padam:
Czołem

Karma = niewiedza? Wiesz, nie mi osądzać Jezusa i jego karmy, natomiast nawet jeśli się urodził w miarę dobrze i przeżył (choć go ponoć król żydowski ścigał i chciał zabić) to w życiu dorosłym takie zrobił czyny, które przyniosły skutek - własny naród go ukrzyżował. Jeśli natomiast chciał być ukrzyżowany od samego początku... no cóż, też intencja, też karma, nie do końca jestem pewien czy oświecona. Na pewno martyrologiczna i kulturowo osadzona w żydowskim ideale męczennika - mesjasza (http://pl.wikipedia.org/wiki/Mesjasz). Czy Jezusowi przyszedł choć raz do głowy ideał oświeconego - też nie wiem, ale gdyby znał choćby podstawy, to wiedziałby, że nie ten jest oświecony kto mówi o sobie, że jest Bogiem.

W każdym razie nadal popcorn pochrupawszy :popcorn:

metta&peace
H-D
Czyżbyś wątpił,ze karma jest niewiedzą?Też masz rację pisząc o Jezusie.Widzisz,nie jesteśmy tego w stanie sie dowiedzieć ponieważ dysponujemy tylko okrojonymi pismami i dobrze ocenzurowanymi przez ojcow kościoła.Jedyne ,w miarę "porządne"pisma to te ,które napisali mistycy katoliccy.Możemy ich przezycia porównywac z buddyjskim oświeceniem a i to też bardzo teoretycznie.Czasem mam wrażenie,że gdy pisali o "świadomości chrystusowej"to podobnie jak Budda o Umyśle.Pragnę jednak zaznaczyc,ze to wszystko dywagacje teoretyczne. :dobani: :dobani:
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć
GreenTea pisze:Trochę tego nie rozumiem, bo ja z kolei spotkałam się w chrześcijaństwie z takim poglądem, że cierpieć już nie trzeba, o ile wierzy się w Jezusa i w jego misję, że właśnie po to wziął cierpienie ludzkości na siebie, żeby ludzie nie musieli już cierpieć. Jednak warunkiem i niejako sposobem "rozpuszczania" cierpienia w sobie miałaby być głęboka wiara w sens i prawdziwość tego, co zrobił Jezus.

To ciekawe. Czyli od ofiary Jezusa już kobiety nie rodzą w bólu, a mężczyźni nie muszą ciężko pracować? :) Mnie tlumaczono to tak, że Jezus umarl za nasze grzechy, stworzyl nowe przymierze i dzięki niemu ludzie dalej mają szansę na zbawienie. Teraz jednak wszyscy musiy ,,nosić swój krzyż." A im bardziej cierpimy w życiu tym bardziej Bóg nas kocha, bo wynagrodzi nas za to wszystko po śmierci. Poza tym te wszystkie bóle i cierpienia to tylko próby, bo Bóg musi mieć pewność, czy aby na pewno będziemy w niego wierzyć nawet gdy nic nie będzie w najmniejszym stopniu sugerowalo jego istnienie.

Z tego, co zdarzało mi się zauważyć, ludzie są raczej chętni do zdejmowania z siebie ciężaru cierpień, jednak z drugiej strony, blokuje ich coś, co nazwałabym nieumiejętnością przyjęcia daru. W rezultacie tę możliwość bycia obdarowanym zamieniają na poczucie winy, poczucie, że im się nie należy, bo jak napisałaś, Awilo, ważyliby się być lepsi.
Ludzie są w stanie znieść strasznie dużo jeżeli wiedzą, że później zostanie im to wynagrodzone. Teraz mogą być biedni, przymierać glodem, chorować itp, ale to jeszcze nic straconego, bo po śmierci pójdą do nieba. Albo dawali trochę ryżu mnichom, więc w następnym życiu urodzą się jako przystojni ludzie.
Awila pisze:Czyżbyś wątpił,ze karma jest niewiedzą?
Mam nadzieję, że nie wątpi, ale jest przekonany, bo karma nie jest niewiedzą. Karma jest świadomym dzialaniem, które przynosi skutek.


pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Awila
Posty: 19
Rejestracja: wt wrz 20, 2011 12:12
Płeć: kobieta
Tradycja: brak

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Awila »

Ryuu pisze:Cześć
GreenTea pisze:Trochę tego nie rozumiem, bo ja z kolei spotkałam się w chrześcijaństwie z takim poglądem, że cierpieć już nie trzeba, o ile wierzy się w Jezusa i w jego misję, że właśnie po to wziął cierpienie ludzkości na siebie, żeby ludzie nie musieli już cierpieć. Jednak warunkiem i niejako sposobem "rozpuszczania" cierpienia w sobie miałaby być głęboka wiara w sens i prawdziwość tego, co zrobił Jezus.

To ciekawe. Czyli od ofiary Jezusa już kobiety nie rodzą w bólu, a mężczyźni nie muszą ciężko pracować? :) Mnie tlumaczono to tak, że Jezus umarl za nasze grzechy, stworzyl nowe przymierze i dzięki niemu ludzie dalej mają szansę na zbawienie. Teraz jednak wszyscy musiy ,,nosić swój krzyż." A im bardziej cierpimy w życiu tym bardziej Bóg nas kocha, bo wynagrodzi nas za to wszystko po śmierci. Poza tym te wszystkie bóle i cierpienia to tylko próby, bo Bóg musi mieć pewność, czy aby na pewno będziemy w niego wierzyć nawet gdy nic nie będzie w najmniejszym stopniu sugerowalo jego istnienie.

Z tego, co zdarzało mi się zauważyć, ludzie są raczej chętni do zdejmowania z siebie ciężaru cierpień, jednak z drugiej strony, blokuje ich coś, co nazwałabym nieumiejętnością przyjęcia daru. W rezultacie tę możliwość bycia obdarowanym zamieniają na poczucie winy, poczucie, że im się nie należy, bo jak napisałaś, Awilo, ważyliby się być lepsi.
Ludzie są w stanie znieść strasznie dużo jeżeli wiedzą, że później zostanie im to wynagrodzone. Teraz mogą być biedni, przymierać glodem, chorować itp, ale to jeszcze nic straconego, bo po śmierci pójdą do nieba. Albo dawali trochę ryżu mnichom, więc w następnym życiu urodzą się jako przystojni ludzie.
Awila pisze:Czyżbyś wątpił,ze karma jest niewiedzą?
Mam nadzieję, że nie wątpi, ale jest przekonany, bo karma nie jest niewiedzą. Karma jest świadomym dzialaniem, które przynosi skutek.


pozdrawiam,
Tomek
Karma jest SWIADOMYM działaniem?Czyli świadomie urodziłeś się człowiekiem i świadomie przyjąłeś na swoje barki cierpienia i jak najbardziej świadomie wybrałeś miejsce urodzenia planeta Ziemia,państwo Polska.Jak najbardziej świadomie przyjmiesz także śmierc i następne wcielenie? :ok: :cooll:
Awatar użytkownika
iwanxxx
Admin
Posty: 5373
Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Buddhadharma
Lokalizacja: Toruń

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: iwanxxx »

Awila pisze:Karma jest SWIADOMYM działaniem?Czyli świadomie urodziłeś się człowiekiem i świadomie przyjąłeś na swoje barki cierpienia i jak najbardziej świadomie wybrałeś miejsce urodzenia planeta Ziemia,państwo Polska.Jak najbardziej świadomie przyjmiesz także śmierc i następne wcielenie? :ok: :cooll:
To, o czym piszesz to nie jest karma, tylko karma-vipaka, czyli owoc karmy.

Pzdr
Piotr
Awatar użytkownika
Ryu
ex Global Moderator
Posty: 1940
Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Theravāda
Lokalizacja: Zgierz

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Ryu »

Cześć Awila

Umieścilem tam hiperlącze do akrtykulu na Wikipedii o karmie. Nie wiem czy mialaś okazję się zapoznać. Karma jest wlaśnie świadomym dzialaniem. Przykladowo odrodzenie się nie jest karmą tylko jej skutkiem.

pozdrawiam,
Tomek
Jestem właścicielem mojej kammy, spadkobiercą mojej kammy, zrodzony z mojej kammy, związany z moją kammą, istnieję wspierany przez moją kammę. Jakąkolwiek kammę stworzę, czy dobrą czy złą, będę jej spadkobiercą.
Obrazek
Awatar użytkownika
Har-Dao
Global Moderator
Posty: 3162
Rejestracja: pn paź 04, 2004 20:06
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Dhamma-Vinaya
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Re: Czy ludzkie życie jest porażką?

Nieprzeczytany post autor: Har-Dao »

Czołem

Tak jak moi przedmówcy, już chyba wyjaśnili sprawę z niewiedzą. Zresztą nie pamiętam nic przed zapłodnieniem tego ciała z jakiego korzystam w danym momencie, mgliście i w blackoucie pamiętam 1 i 2 rok mojego życia (o życiu prenatalnym nie wspominając) więc w ogóle "ja" jestem pełen niewiedzy, racja. Natomiast prawo karmy, cóż, jeśliby jakkolwiek przymiotnikować to jest niemal wszechwiedzące, bo nie dość, że ma na twardym dysku moje eony przeszłych żyć, to jeszcze je musi wyrównywać z miliardami innych istot które zapewne skrzywdziłem uprzednio. To musi być nie lada procesor. Mogę się jedynie starać w swej złudnej niewiedzy, że choć co nieco uda mi się wyrównać długi, choć faktycznie nie znam długu, znam natomiast prawo przyczyny i skutku, a to wystarczy by żyć w zgodzie z karmą swoją i innych :))

Co do Jezusa - Kościół oficjalny jest be, bo nie uznają, że Jezus był tym za kogo uważali go mistycy, gnostycy, katarowie, etc. Niby racja, po co w ogóle słuchać co nauczyciel ma do powiedzenia, ważne kim był, jakie cuda robił i czy jest równy ojcu, a może jako jeden z trójcy jest w trójcy jedyny... o przepraszam Jedyny. A może robił inne cuda, nieopisane w biblii i w ogóle był oświecony i do tego jeszcze był też w aśramie w Indiach, no i oczywiście był też w Afryce... jak zwykle kłania się Conan Barbarzyńca i sławetna scena przy ogniu - "mój Bóg jest lepszy od twojego"... sorki za lekki sarkazm, ale przerabialiśmy to na forum już setki razy. A ja nie wiedzieć czemu mam alergię na Jezus = oświecony. Ale już się wyłączam z dyskusji, wkraplając w sobie odpowiednie leki w nos coby nie kichać. Czuj, czuj, czuwaj.

metta&peace
H-D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nalanda - przemyślenia”