Buddyzm a demokracja

książki artykuły i wywiady o tematyce buddyjskiej

Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx

Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Buddyzm a demokracja

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Witam serdecznie,

Wrzucam poniżej link do tłumaczenia artykułu które zleciłem:
https://anussati.wordpress.com/2018/04/ ... emokracja/

Tu oryginał:
https://tricycle.org/magazine/buddhism- ... the-start/\

Zapraszam do dyskusji, ciekaw jestem waszych opinii! :-)
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Buddyzm a demokracja

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

Nie ma powodu, by sądzić, że nie podążamy drogą Buddyzmu tylko dlatego, że nie mamy nauczyciela, którego podziwiamy w kwestiach duchowych i na którego zdajemy się przy podejmowaniu decyzji.

"Nie mamy nauczyciela" – to fikcja, ktoś musiał pokazać, jak się medytuje i wyjaśnić, po co. Także sam wybór sposobu medytowania jest skądinąd "podziwianiem" w kwestiach duchowych i "zdawaniem się" na kogoś przy podejmowaniu decyzji.

W buddyzmie ciągła fizyczna obecność nauczyciela nie jest koniecznością, koniecznością jest uzyskanie dobrej wiedzy i dobrych wyjaśnień oraz kontrolowanie właściwego kierunku rozwoju. Znam uczniów, którzy po przyswojeniu solidnej porcji wiedzy i praktyki, widują nauczyciela raz na rok. Czy mogę sobie wyobrazić jego fizyczną nieobecność przez długi czas? Jasne, że tak. Przekaz nie jest czymś, co działa wyłącznie w promieniu kilku, kilkudziesięciu metrów i wyłącznie poprzez fizyczną obecność. Czasem dziwię się, że buddyści zmieniający sangi i poprzez tę zmianę rozwijający się skutecznie na buddyjskiej ścieżce, nie doceniają roli pierwszego kontaktu z buddyzmem. On jest właśnie taki, że pozwala odejść, szukać gdzie indziej, ale nie znaczy, że nie wspiera w kolejnych wyborach, a te w następnych. Przyczyna i skutek działają również i tutaj. A sama sanga, jak ja to rozumiem, nie istnieje dlatego, że poza nią nie można medytować, ale dlatego, że wraz z jej istnieniem możliwy jest dostęp do nauk. Medytowanie wspólnie z sangą przekłada się, krótko mówiąc, na współudział w przekazywaniu dharmy.

Natomiast, jeżeli eksperymentuje się z medytacją w całkowitej izolacji od nauk Buddy, bez znajomości buddyzmu, to oczywiście nie można tego nazwać praktyką buddyjską. Pytanie jest też takie: ile i jak długo o buddyzmie trzeba wiedzieć, żeby mieć pewność, że właśnie buddyzm się praktykuje. I czy da się wiedzieć jedynie z książek, artykułów i filmowanych wykładów. Ha!


Ponieważ jest to artykuł poświęcony głównie demokracji, to jeszcze do tego fragmentu się odniosę:
Zgromadzenie klasztorne ma ponadto przywódcę, który może odrzucać decyzje, jeśli zagrażają one jedności sanghi. Starsi mnisi mogą prosić młodszych mnichów o odstąpienie od opozycji, jeśli uważają, że na szali znajduje się ważne prawo.

Wygląda jednak na to, że musiałaby być ogólna zgoda (zgoda większości) co do decyzji, które mógłby odrzucić przywódca, bo demokratyczna sanga nawet jeśli nie wie, co zagraża jej jedności, to ma tę cechę, że wydaje jej się, że wie wszystko, dopóki nie padnie stopujący argument. Kim musiałby być przywódca, żeby skutecznie stopować demokratyczną większość?


Pozdrawiam, gt


Ps.
Podobno więzienie nie jest wcale złym miejscem do rozwijania wolności od przywiązań. ;)
Awatar użytkownika
Asti
Posty: 795
Rejestracja: śr sie 25, 2010 09:20
Płeć: mężczyzna
Tradycja: Hahayana
Lokalizacja: Łódź

Re: Buddyzm a demokracja

Nieprzeczytany post autor: Asti »

Hej Greentea!

Dzięki za odpowiedź. Przez chwilę myślałem że to forum już umarło ;-)

Wydaje mi się, że mowa tu o praktyce w oparciu o nauczanie buddyjskie (sutry któregoś z kanonów). Podążanie za tymi wytycznymi, w niektórych przynajmniej tradycjach, wydaje się możliwe bez obecności nauczyciela. Nauczycielem w tym kontekście jest historyczny Budda i jego nauczanie zawarte w starożytnych pismach. Co nie znaczy, że posiadanie nauczyciela jest bez wartości. Wydaje mi się, że autor nie wysnuwa argumentu, jakoby posiadanie nauczyciela było bez sensu. Pokazuje jednak, jak ogromny nacisk niektóre sanghi kładą na relację z nauczycielem - a taki brak balansu może prowadzić do nadużyć. Ktoś w komentarzu napisał mi, że dobry król podejmujący decyzje jest lepszy niż zbiorowisko głupich osób. Ciężko nie zgodzić się z tym argumentem, nie adresuje on jednak potencjalnych nadużyć jakie mogą wynikać z władzy absolutnej nad daną grupą :-) John Acton kiedyś powiedział "władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie". Odnosi się to po prostu do tendencji ludzkiej natury aby wykorzystywać swoją pozycję. Zakładać, że nauczyciele są wolni od takich pobudek jest moim zdaniem zbytnim idealizmem. Im większa idealizacja jednostki tym większa szansa, że miniemy się z rzeczywistością.

W związku z tym ruchy które mają za zadanie zbalansować tą relację nauczyciel-uczeń, tak by była ona trochę mniej skośna, pomagają w zapobieganiu sytuacjom znanym nam dobrze z różnego rodzaju sekt - kiedy nauczyciel nadużywa władzy danej mu przez grupę. Takie skandale wciąż się wydarzają w wielu sanghach i powrócenie do bardziej demokratycznych zasad funkcjonowania mogłoby tu sporo pomóc.

Oczywiście z punktu widzenia wadżrajany takie patrzenie na sprawę wydaje się bezsensowne. Dzogczen Ponlop Rinpocze napisał, że trzeba niesamowicie uważnie wybierać nauczyciela, ale gdy go wybierzemy, dać mu całkowite zaufanie, takie, jak dajemy pilotowi, w trakcie przelotu samolotem. Ufamy, że bezpiecznie zawiezie nas do celu, że nie zginiemy w trakcie podróży, że wie co robi.
Natychmiast porzuć chwytający umysł,
a wszystko stanie się po prostu sobą.
W istocie nic nie ginie ani nie trwa. - Hsin Hsin Ming
Awatar użytkownika
kunzang
Admin
Posty: 12729
Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
Płeć: mężczyzna
Tradycja: yungdrung bon
Lokalizacja: zantyr

Re: Buddyzm a demokracja

Nieprzeczytany post autor: kunzang »

witaj


...dygresja z mej strony.
Asti pisze: ndz maja 06, 2018 12:04 (...) Przez chwilę myślałem że to forum już umarło ;-)
nasze forum nigdy nie żyło, znaczy, zawsze było trupem /jakby to dziwnie nie zabrzmiało/ i wleczemy go od piętnastu lat właśnie. forum, jeśli już, żyje tymi którzy się wypowiadają... nie ma wypowiadających się, cóż, bywa, jednak trup jest wleczony dalej za naszą sprawą, lecz to od Was zależy w jakim jest on stanie :oczami:

pozdrawiam
:14:
.
dane :580:
Awatar użytkownika
GreenTea
ex Global Moderator
Posty: 4530
Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
Płeć: kobieta
Tradycja: Vajrayana

Re: Buddyzm a demokracja

Nieprzeczytany post autor: GreenTea »

Asti pisze: ndz maja 06, 2018 12:04 Im większa idealizacja jednostki tym większa szansa, że miniemy się z rzeczywistością.

Nawet w wadżrajanie nie idealizuje się jednostki, idealizuje się aspekty buddów. Nauczyciel nie występuje tutaj w roli kogoś, kto jest doskonały, a w roli kogoś, kogo obecność ma wspierać koncentrację na doskonałych aspektach. Gdyby praktyka buddyjska polegała na idealizacji nauczyciela, to z pewnością praktykujący musiałby minąć się z rzeczywistością, a konkretniej z nauką o pustości przejawień.

Jasne, nie da się obejść tendencji ludzkich, jednak prędzej czy później praktykujący zda sobie z nich sprawę, innej drogi w buddyzmie nie ma. Ten artykuł jest właśnie przykładem takiego uświadomienia. Gdyby jeszcze autor skierował uwagę na tendencje własne, obok tych cudzych, byłoby super. Bo, owszem, uważnym w obecności innych warto być, jednak z pola uwagi nie może zniknąć ten, kto uwagą obejmuje - on jest przecież sednem praktyki, wszystkie właściwości kultywowane w buddyzmie pochodzą z wewnątrz, nie z zewnątrz. Brak uwagi skierowanej na siebie może kojarzyć się z resentymentem


pozdrawiam, gt
ODPOWIEDZ

Wróć do „Publikacje”