gawith pisze:Przez proces terapeutyczny rozumiem proces polegajacy na stopniowym poznawaniu i doswiadczaniu wypartych i stlumionych negatywnych emocji, przezyc. Rozumiem to jako konfrontacje z kryjacymi sie w podswiadomosci wypartymi czesciami osobowosci.
To co piszesz pasuje jak ulał do psychoterapii, a nie do buddyzmu, problem polega na tym, że większość nauczycieli buddyjskich, albo nie zna praktycznie psychoterapii, albo znają ją, czasami zajmują się nią nawet zawodowo, ale odróżniają ją od buddyzmu, jak pisałem wcześniej na zachodzie buddyzm, nie ma podstaw duchowych i religijnych, związanymi z praktykami duchowymi, szamańskimi, bo chrześcijaństwo to inna para kaloszy, oni nawet nie uznawali swoich mistyków, to co mówić o tradycjach szamańskich. W tradycji tybetańskiej, nauczyciel buddyjski to też szaman, tzn. pomaga we wszelkich dolegliwościach, i tych z dołu i tych z góry, ale u nas zachodzie, buddyzm dopiero się adaptuje do struktur społecznych, dlatego, psychoterapia przejmuje w jakimś stopniu kompetencje szamanów i nauczycieli buddyjskich.
Reasumując, radziłbym ci znaleźć nauczyciela, który zna się praktycznie na całości funcjonowania ciała/umysłu, i on pomoże ci w tym z czym masz problem, lub jeżeli masz potrzebę skorzystania z psychoterapii, a twój nauczyciel nie zna się na niej, udać się do wykwalifikowanego specjalisty, jak ze swej strony polecam terapię jungowską, ustawienia systemowe Berta Hellinegera, psychodramę, oddech holotropowy, rebirthing itp.
gawith pisze:
Uwazasz, ze taka osoba nie ma szans na "oswiecenie"? Co przez to rozumiesz, ze w pewnym momencie zatrzymuje sie w jakims punkcie praktyki bo naprzyklad boi sie ze zwariuje ?
To poważny i skomplikowany temat, moje doświadczenia z praktyką buddyjską, i innymi równie mocnymi praktykami, pokazują, że gdy nie jesteś osobą dojrzałą psychicznie, twoja praktyka nie służy ci, ale przeszkadza ci w widzeniu siebie takim jakim jesteś, bo oczywiście jesteśmy Buddami, ale jeżeli ktoś ma nie przepracowaną np. relację z matką, ojcem, a to jest podstawa stania się osobą dorosłą, to powoduje, że może i on jest Buddą, ale skarłowaciałym, niepełnym. To, że ktoś zatrzymuje się w praktyce, bo tak jak napisałeś boi się, że zwariuje to właśnie, wtedy ukazuje mu się Budda, czyli prawda o nim i mówi do niego "a psychoterapia to co pies", może oczywiście to być inna przyczyna, np. nie trzymanie się zaleceń nauczyciela odnośnie praktyk, jak i wiele innych, ale bez przepracowania siebie, na niższych poziomach daleko nie pojedziesz w buddyźmie i życiu rzecz jasna. Poczytaj sobie o fazach rozwoju według Lawrenca Kohlberga, lub Jeana Piageta to ci powinno otworzyć oczy, jak ważna jest całość naszej istoty, a nie tylko wybrane przez nas cześci.